sobota, 4 czerwca 2016

--- Rodzice naszych dzieci cz.1

Niedawno przeczytałem artykuł na temat rodziców biologicznych na blogu Lady Makbet. Jak już kiedyś pisałem, bardzo lubię tam zaglądać (link do opisu podam na końcu tego tekstu). Zarówno wpis autorki tego bloga, jak też zacytowana przez nią inna opinia dotycząca rodziców biologicznych dzieci, które są kierowane do adopcji, zachęciła mnie do opisania własnych przemyśleń dotyczących tej kwestii. Niestety nasze maluchy, w większości przypadków, mają aż trzy pary rodziców: biologicznych, zastępczych i adopcyjnych.
Postaram się w trzech kolejnych odcinkach wyrazić swoją opinię o wspomnianych wyżej rodzicach. Ciekawi mnie zwłaszcza to co napiszę na temat rodziców zastępczych. Z jednej strony, jest to duża grupa osób funkcjonujących w różnych formach rodzicielstwa zastępczego, a z drugiej, przyjdzie mi zmierzyć się z opisaniem osób mojego pokroju, czyli kogoś kto wybrał formę pogotowia rodzinnego.
Oczywiście wszystko co napiszę, będzie tylko i wyłącznie moją własną interpretacją tego, co widzę w codziennej pracy w charakterze taty zastępczego. Jeżeli ktoś ma inne odczucia, to zachęcam do przedstawienia własnych przekonań i doświadczeń.

Rodzice biologiczni naszych dzieci zastępczych.

Kim są? Czego pragną dla swoich dzieci? Jakie podejmują działania aby je odzyskać?
Dawniej myślałem, że są to głównie ludzie z marginesu, funkcjonujący w tak zwanym półświatku. Po części tak jest, jednak w większości przypadków, rodzice naszych dzieci są bardzo młodymi, zagubionymi osobami, które nie mają żadnego wsparcia w najbliższej rodzinie. Wielokrotnie mają konflikt z prawem, chociaż przy bliższym poznaniu okazują się całkiem sympatycznymi ludźmi.
Nie oznacza to jednak, że w każdym przypadku, chciałbym aby dzieci do nich wróciły. Wręcz powiedziałbym, że taka myśl przemknęła mi w całej naszej historii bycia pogotowiem rodzinnym, może dwa, albo trzy razy. Zanim zostanie podjęta decyzja o ograniczeniu praw rodzicielskich, rodzina w większości przypadków korzysta z pomocy opieki społecznej. Jednak przyczyną odbierania dzieci nie jest bieda, chociaż ta często też występuje. Podstawą decyzji sądu jest zawsze brak sprawowania należytej opieki nad dzieckiem. Mimo ogromnej sympatii do tych rodziców, w większości przypadków nie tylko zgadzam się z decyzją sądu, to jeszcze trzymam kciuki, aby te dzieci znalazły się w kochającej rodzinie adopcyjnej (a nie wracały do poprzednich domów).

Jak wcześniej wspomniałem, rodzice biologiczni są bardzo często osobami młodymi. Wprawdzie nie jest to zarzut, jednak często brak doświadczenia życiowego i niewłaściwe wzorce w rodzinie powodują, że tacy ludzie nie potrafią się odnaleźć w roli rodzica. Mieliśmy na przykład do czynienia z mamą, która jest w wieku mojej dwudziestojednoletniej (cieszącej się życiem) córki, mającą już trójkę dzieci. Najstarsze z jej dzieci przebywało u nas i aktualnie znajduje się w rodzinie adopcyjnej. Co będzie z kolejną dwójką? Czy będzie potrafiła wykorzystać pomoc różnych instytucji (wiemy, że aktualnie ma to miejsce), czy „popłynie”, bo jej psychika nie będzie w stanie sprostać takim obowiązkom?
Zarówno młodość, jak też mnogość posiadanych dzieci, jest tym co przykuwa moją uwagę. Jednak w większości przypadków jest to schemat powielany w rodzinie, który jest dla niej czymś zupełnie normalnym. Trzydziestopięcioletnia babcia dziecka, które aktualnie u nas przebywa (która na siłę mogłaby być moją córką), nie robi już na mnie wrażenia. Nawet ostatnio, gdy dowiedziałem się, że będziemy mieli odwiedziny sześćdziesięcioletniej prababci, byłem trochę zawiedziony – zakładałem, że będzie w moim wieku.
Posiadanie dziecka w młodym wieku nie jest czymś złym, a nawet bym powiedział, że jest czymś pięknym (gdy Majka rodziła naszą najstarszą córkę, też miała zaledwie dwadzieścia jeden lat).
Problem polega na tym, że trzeba mieć choć odrobinę odpowiedzialności. Ojcowie naszych dzieci zastępczych praktycznie nie istnieją. Relacje „naszych mam” z ich partnerami w najlepszym razie możemy uznać za „szorstkie”. Niedawno Majka dostała wezwanie z sądu (odległego o 280 km), aby przyjechała zeznać, że partner mamy, której pierwsze dziecko było w naszej rodzinie – jest ojcem jej drugiego dziecka (???). Wprawdzie odwiedzali u nas swoją córkę, ale przecież do łóżka z nimi nie chodziliśmy.

Innym problemem rodziców naszych dzieci są rozmaite uzależnienia i choroby uniemożliwiające sprawowanie opieki nad dzieckiem (głównie choroby psychiczne). W pierwszym przypadku, najczęściej chodzi o alkohol lub narkotyki, ale spotkaliśmy się też z uzależnieniem od partnera. Czasami trzeba podejmować trudne decyzje, które w sposób radykalny zmienią dotychczasowe życie. Z wyrażeniem chęci dokonania gruntownych zmian, to może nawet nie ma większego problemu, jednak zrobienie pierwszego kroku często jest niewykonalne – a tych kroków trzeba zrobić sporo.
Dotyczy to również chorób, które leczone (np. schizofrenia), pozwalają na normalne życie. W przypadku ciężkiej i nieuleczalnej choroby, która uniemożliwia opiekowanie się dziećmi, zostają one skierowane do rodziny zastępczej, w której mogą przebywać do pełnoletności. Takie rozwiązanie jest również bardzo korzystne dla mamy biologicznej (bo oczywiście gdyby w rodzinie była osoba, która mogłaby zaopiekować się dziećmi – np. tata, to nikt by ich nie odbierał).

Dużym problemem jest brak wsparcia w rodzinie (tej bliższej i dalszej). Rodzice biologiczni najczęściej mogą liczyć tylko na siebie (chociaż bywają też pozytywne wyjątki). Zdarza się, że dziecko odchodzi od nas do cioci lub babci (które stanowią dla niego rodzinę zastępczą). Jednak częściej rodzina albo nie jest zainteresowana taką pomocą, albo nie może zostać rodziną zastępczą (bo na przykład nie może się pochwalić zaświadczeniem o niekaralności albo własne dzieci też ma odebrane). Zresztą brak pomocy w postaci pozostania rodziną zastępczą dla kogoś bliskiego, wielokrotnie nie wynika ze złej woli, ale z obawy przed natarczywością a wręcz agresją rodziców biologicznych.

Dzieci, które są umieszczane w naszym pogotowiu, w większości przypadków nie są dziećmi, które znalazły się w swojej rodzinie w wyniku świadomie podjętej decyzji swoich rodziców. Oznacza to, że ich mamy w czasie ciąży nie do końca dbały o siebie, wielokrotnie nawet nie mając świadomości jak wielkim niebezpieczeństwem dla płodu jest taki a nie inny tryb życia (choćby dotyczący spożywania alkoholu). Z czego wynika złe traktowanie dzieci po urodzeniu? Dlaczego biją, zaniedbują, porzucają? Nie wiem. Może żal do życia?
Kiedyś policzyłem na naszym przypadku, że tylko 25% dzieci, które do nas przyszło, było zupełnie zdrowych (nie licząc jakichś infekcji, czy też dolegliwości niezwiązanych ze sprawowaną opieką – np. alergii). Pozostałe miały mniejsze lub większe problemy wynikające z małej dbałości zarówno w życiu płodowym, jak też w pierwszym okresie po urodzeniu. Większość opóźnień i widocznych zaniedbań udaje się wyeliminować na drodze długotrwałej rehabilitacji, leczenia, czy też pracy z psychologiem, logopedą i innymi specjalistami. Ale w wielu przypadkach można by tego uniknąć.

Bardzo ciekawie wygląda sprawa kontaktów rodziców biologicznych z dziećmi, które u nas przebywają. Początkowo chcieliby się spotykać niemal codziennie. Niektórzy, gdy wyrażamy zgodę na wizytę jeden raz w tygodniu, są prawie oburzeni. Zalecamy wówczas sądowe uregulowanie widzeń. Jednak zanim rodzice tacy zabiorą się do napisania pisma do sądu, ochota na spotkania z dzieckiem powoli im przechodzi. Najczęściej nawet ten jeden raz w tygodniu staje się dla nich dużym problemem i widują się z dzieckiem rzadziej i nieregularnie (nawet w odstępach wielotygodniowych). Kiedyś przyszła do nas jedna z takich mam. Czule przywitała się z dzieckiem, wycałowała je i wyściskała … tyle tylko, że nie było to jej dziecko. Swojego zwyczajnie nie poznała.
Tak wygląda sytuacja z rodzicami, którym odebrano dziecko po raz pierwszy. Mamy, których kolejne dziecko trafia do rodziców zastępczych, często nie odwiedzają go wcale lub raz na kilka miesięcy. Bywa, że kontakt jest wyłącznie telefoniczny, a nawet tylko poprzez SMS-y. Tatusiowie takich „kolejnych” dzieci praktycznie dla nas nie istnieją. Zresztą w większości takich przypadków, każde z rodzeństwa ma innego ojca.

Wydawać by się mogło, że takie rodziny, które nie za bardzo interesują się swoim dzieckiem, pozwolą mu „odejść” i zamieszkać w rodzinie, która najlepiej jak potrafi zadba o jego rozwój emocjonalny, intelektualny, fizyczny. Niestety walka o odzyskanie dziecka trwa do końca. Rodzice potrafią udawać, obiecywać, odwoływać się od decyzji sądu. Umieją złożyć wniosek do sądu o ustanowienie swojego pełnomocnika. Wprawdzie jest to prawnik przysługujący „z urzędu” i być może nie będzie nadstawiał karku, aby sprawę za wszelką cenę wygrać, to jednak z pewnością wykorzysta wszelkie istniejące zapisy prawne. A czas płynie. Dziecko, które od dawna mogłoby znaleźć się w kochającej rodzinie adopcyjnej, cały czas przebywa u nas, więzi są coraz silniejsze, a odejście będzie trudniejsze. Na początku bardzo mnie dziwiła taka bezcelowa walka o dziecko. Teraz wiem, że nie chodzi o wielką miłość do dziecka, ale o pomoc finansową z opieki społecznej, która ma miejsce zwłaszcza w przypadku rodzin z dziećmi. Niestety niedawno wprowadzona ustawa powoduje jeszcze większą eskalację tego zjawiska. Słyszałem o przypadkach, w których rodzice biologiczni zaczynają interesować się dziećmi przebywającymi od wielu lat w rodzinach zastępczych. Nagle po miesiącach, a nawet latach nieobecności zaczynają do nich tęsknić.
Oczywiście nie chciałbym generalizować. Są z pewnością takie rodziny, którym po prostu w życiu nie wyszło. Takie, którym w którymś momencie powinęła się noga i zrobią wszystko, aby naprawić swoją sytuację i odzyskać dziecko … jak do tej pory na taką nie trafiliśmy.
Mieliśmy za to do czynienia z osobą, która świadomie podjęła decyzję o zrzeczeniu się praw do swojego dziecka (już na etapie, gdy była w ciąży). Jest to jedyny znany mi przypadek, gdy dziecko trafiło do rodziny adopcyjnej z powodu biedy. Jednak nie było to dziecko odebrane mamie. Gdyby chciała, mogłaby je wychowywać i liczyć na wsparcie finansowe ze strony Państwa. Jednak jak sama mówiła, nie chciała z nim „biedować”, pragnęła dla swojego dziecka czegoś więcej. Niestety jak do tej pory, była to jedyna osoba, o której można powiedzieć, że podjęła świadomą decyzję wymagającą ogromnej odwagi i miłości.

Niestety mój osąd rodziców biologicznych nie jest dla nich zbyt korzystny. Im dłużej mam do czynienia z rodzicielstwem zastępczym, tym coraz bardziej tracę wiarę, że któreś z przebywających u nas dzieci, wróci do rodziny biologicznej. A jeszcze bardziej przeraża mnie myśl, że jeżeli już do tego dojdzie, to czy nie będzie to najtrudniejsze rozstanie, z jakim do tej pory się zetknęliśmy.
Jednak mimo wszystko nie chcę wartościować tych ludzi. To co napisałem jest tylko moją subiektywną opinią dotyczącą pewnej rzeczywistości, którą obserwuję. Jest to zupełnie inny świat... Jest to świat, którego tak naprawdę nie znam i nie wiem jak sam bym się zachował, gdybym się w nim znalazł.

Często nurtuje mnie pytanie, co tak naprawdę myślą o nas rodzice biologiczni. W końcu dla nich, my też pochodzimy z zupełnie innego wymiaru, którego nie znają i nie rozumieją.
Dotychczas wszyscy, z którymi mieliśmy kontakt, byli całkiem sympatyczni. Być może mamy szczęście. Wiem jednak, że rodzice biologiczni wielokrotnie potrafią być nie tylko niemili, ale wręcz agresywni.
Może w tej kwestii ważne jest też zachowanie rodziców zastępczych?
Ale to rozważę w przyszłym tygodniu.

Na koniec link do artykułu, od którego rozpocząłem mój opis:

http://takie-tam-stozki.blog.pl/2016/05/27/rodzina-biologiczna

2 komentarze:

  1. Też podczytuję bloga Lady Makbet, choć na razie bez komentarzy, po prostu fajnie się czyta. C do rodziców biologicznych to niestety bardzo smutna rzeczywistość. Większość dzieci pojawia się przypadkowo i pomoc społeczna niewiele może tu zrobić mimo najlepszych zamiarów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie też nurtuje jaką motywacje mają rodzice biologiczni...
    Nie robią zupełnie nic, żeby poprawić cokolwiek w swoim życiu, ale wiecznie obiecują poprawę i odwołują się od decyzji sądu. Nie biorą winy na swoje barki, tylko obarczają nią wszystkich na około. Uważają swoje życie za całkiem normalne... U nas dziecko decyzją sądu trafiło do rodziny zastępczej, natomiast rodzice biologiczni nie potrafili zrozumieć dlaczego odebrano im dziecko, dziecko które urodziło się jako piąte z kolei, była zima, mróz i na ścianach ich domu wisiały sople...

    OdpowiedzUsuń