sobota, 21 maja 2016

CHAPIC 4

Doszedłem do przedstawienia ostatniej części historii chłopca. Większość opisów naszych dzieci udaje mi się zawrzeć w jednym, góra dwóch rozdziałach. Chapic był jednak specyficznym dzieckiem. Praktycznie od wielu miesięcy był wolny prawnie, a walka toczyła się o to aby znaleźć mu wspaniałych rodziców … a w zasadzie, aby znaleźć mu jakichkolwiek rodziców. Jego dzieje dziecka zastępczego, mimo że bardzo burzliwe (na szczęście chłopiec nie miał tego świadomości) w końcu zakończyły się szczęśliwie w rodzinie Giuseppe i …? Mama ma na imię Francesca, ale nie mam pojęcia jak to odmienić (w wersji pisanej).
W międzyczasie chłopiec był proponowany wielu rodzinom. Biorąc pod uwagę fakt, że znalazł się w bazie ogólnopolskiej, mogły to być nawet setki rodzin, a może tylko kilka. Każda rodzina decydująca się na przysposobienie, określa wstępnie pewne cechy dziecka, które chce adoptować. Dotyczy to również warunków, których nie jest w stanie zaakceptować. Z tego co wiem, słowo FAS, jest w większości przypadków warunkiem wystarczającym aby takie dziecko odrzucić bez dalszej oceny. Być może brzmi to brutalnie, jednak są to z pewnością decyzje podejmowane bardzo świadomie. Chapic, mimo że w chwili obecnej nie jest bardzo opóźniony w stosunku do rówieśników, to tak naprawdę nie wiadomo, czy nie stanie się dla swoich rodziców przysłowiową puszką Pandory. Bardzo ich cenię za podjętą decyzję, bo wiem, że mają pełną świadomość stanu medycznego chłopca. Kolejne miesiące i lata, będą pełne radości związanych z pokonywaniem przez syna kolejnych barier, ale też pełne obaw, czy przypadkiem nie dojdzie do takiej, której nie uda mu się przeskoczyć. Pół biedy, gdy będą to tylko problemy z nauką matematyki. Niestety najgorsza w wychowaniu takich dzieci jest niewiadoma. Chapic sprawia wrażenie, że sam sobie poradzi w życiu, ale pewności nie ma.

Chapic jest jedynym naszym dzieckiem, którego impreza pożegnalna trwała trzy dni.
Rozpoczęła się w niedzielę. Była na niej nasza rodzina, na czele z ciociobabcią Hanią, która jak zawsze zasponsorowała tort (biorąc pod uwagę zarówno finanse jak i robociznę). Była też „przyszywana” prababcia Chapicka, czyli mama Majki (w końcu Maja bardziej zasługuje już na miano babci zastępczej niż mamy zastępczej), oraz siostrzenica Majki (dla której chyba będę musiał wymyślić jakiś pseudonim, ponieważ z racji niedalekich narodzin drugiego dziecka i przeprowadzki w nasze okolice, pewnie będzie częstym naszym gościem). Była też ciociobabcia Ela, która przede wszystkim dla naszych dzieci zastępczych jest kimś wyjątkowym.
Jednak najważniejszymi osobami w tym dniu (na pewno dla nas, ale myślę że również dla Chapicka ) była Malwina i Jeremi z córką Oleńką. Nie będę wracał do ich historii, bo wspominałem o nich wielokrotnie w poprzednich opisach. Jestem jednak przekonany, że to im, Chapic zawdzięcza najwięcej. Spędzając z nimi każdy weekend nauczył się, że rodzina to nie tylko ciocia, która spędza z nim większość dnia, ani wujek, którego widzi tuż przed snem i chwilę po obudzeniu. Rodzina, to również ktoś, kto zabiera z domu, organizuje zabawy, daje miłość być może w zupełnie inny sposób niż ta, w której się wyrasta. Myślę, że znajomość z Malwiną i Jeremim, bardzo ułatwiła chłopcu pokochanie nowych włoskich rodziców.
Co na mnie zrobiło największe wrażenie tego pierwszego dnia? Łzy wzruszenia w oczach mężczyzny. Do tego, że Majka płacze przy każdym pożegnaniu, już się przyzwyczaiłem. Mój smutek trwa dosłownie kilkanaście sekund, bo mimo wszystko ważniejsza jest świadomość, że dziecko rozpoczyna nowy, lepszy okres swojego życia.
Doszedłem do wniosku, że więź między Chapickiem a Jeremim musiała być bardzo silna.
Chłop jak dąb, który wielokrotnie ma do czynienia z sytuacjami bardzo drastycznymi, wymagającymi silnego charakteru – płacze … Piękne.
Kolejne dwa dni były już mniej nostalgiczne, chociaż Majka i Francesca „beczały” wielokrotnie. Najszczęśliwszy był chyba Chapic, bo tylu ciastek, ile w tych ostatnich trzech dniach, nie zjadł chyba przez całe życie.
Nowi rodzice przyjechali wypasionym minivanem (który potrafi zmieścić więcej niż dwa nasze samochody razem wzięte) wypełnionym po brzegi rzeczami dla Chapicka (głównie zabawkami). Gdy Majka dołożyła wyprawkę, którą dla niego przygotowała, to okazało się, że na tylnym siedzeniu pozostała tylko 40 centymetrowa przestrzeń na krzesełko dla chłopca. Niestety nie było to dla niego czymś, o czym marzył, więc po kilkunastu minutach przesiadł się na przednie siedzenie, na którym (przypięty jednym pasem ze swoją mamą) dojechał do tymczasowego domu w Polsce. Bardzo mu się taki wariant podobał, jednak na wyjazd do Włoch, będą musieli coś wykombinować.
Od tego dnia otrzymaliśmy już przynajmniej kilkadziesiąt zdjęć. Francesca bez przerwy pisze coś do Majki i na odwrót, oczywiście każda w swoim języku. Nie przypuszczałem, że najważniejszymi słowami zarówno w języku polskim jak i włoskim są: SUPER i OK.
Chłopak radzi sobie rewelacyjnie, ma świetny apetyt (śmiać nam się chce, bo na większości zdjęć, na których coś je - tym czymś jest spagetti). Gdy był u nas, uwielbiał jeść samodzielnie. Cieszymy się, że dalej to kontynuuje – w jednej ręce trzyma widelec, a drugą nakłada jedzenie do dzióbka.

Tydzień temu pisałem, że Chapic będzie miał spotkanie z psychologiem w ośrodku adopcyjnym. Trochę powątpiewałem w sens tych badań, mając na względzie krótki okres, w którym chłopiec przebywał w nowej rodzinie. Ale z drugiej strony, wiedząc, że jest „super i ok” oraz widząc uśmiechniętą buźkę Chapicka na zdjęciach, wierzyłem, że powali na tych badaniach wszystkich na kolana. Miałem rację (a wiemy to bezpośrednio ze źródła, czyli ośrodka adopcyjnego).
Przede wszystkim, mały doskonale już wie, kto jest dla niego najważniejszy. Zdecydowanie faworyzuje Francescę i Giuseppe.
Pani psycholog była zachwycona tym, że chłopiec potrafi już po włosku powiedzieć: mamma, papa i ciao. Nie wiedzą jeszcze, że zna słowo „buongiorno”. Wprawdzie jest ono zbyt trudne do wypowiedzenia, ale gdy tylko je usłyszy, to natychmiast wyciąga rękę na powitanie.
Trochę zdziwiła nas wypowiedź pani psycholog, która stwierdziła, że chłopiec świetnie rozumie, co się do niego mówi po włosku.
Mama powiedziała: „przynieś samochodzik” - przyniósł,
potem: „przynieś misia” - przyniósł,
przynieś bucik” - przyniósł.
Nie wiem, czy pani psycholog zna język włoski, ale ja bym raczej podejrzewał, że Francesca cały czas mówiła: „Chapic, przynieś wreszcie tą piłkę bo nam nie zaliczą”.

Myślę, że pewne akcenty dotyczące dalszych losów Chapicka będą co jakiś czas się pojawiać na tym blogu. Jego włoscy rodzice są bardzo sympatyczni i skoro w tej chwili aż tyle czasu poświęcają rozmowom z nami i przesyłaniem zdjęć chłopca, to pewnie w przyszłości też znajdą trochę czasu na krótką informację choćby raz na kilka miesięcy. Będzie to dla nas bardzo miły gest.

Na koniec zamieszczę oficjalne listy i życzenia, które zostały napisane przez różne osoby. Jeżeli ktoś lubi coś takiego czytać, to zapraszam.
Jest w nich kilka odniesień do imienia chłopca. Według aktualnego mojego stanu wiedzy, imię nie ulegnie zmianie (poza jedną literką – bo tak jest w języku włoskim – zamiast Chapic będzie Chapis)

List rodziców włoskich do nas:

"Szanowni Państwo,
mamy nadzieję, że u was wszystko dobrze. Dowiedzieliśmy się dziś, że możemy przyjechać po Chapicka 10 maja, a 23 maja będzie rozprawa w sądzie. Jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi, bo to już niedługo!!! Myślimy o Chapicku każdego dnia. Wieczorem, kiedy jemy kolację rozmawiamy o nim, o rzeczach, które będziemy razem robić. Cała nasza rodzina (dziadkowie, wujkowie, ciocie, kuzyni) już na niego czekają. Marzymy już od dawna o powiększeniu naszej rodziny i o dziecku. Rozpoczęliśmy starania o adopcję dwa lata temu, ale już dużo wcześniej byliśmy gotowi w naszych sercach by zostać rodzicami. Chcielibyśmy bardzo Wam podziękować, że tak wspaniale się zajmujecie Chapickiem. To, że jest on takim pogodnym dzieckiem to tylko i wyłącznie zasługa Waszej miłości. Wiemy, że nie będzie Wam łatwo powierzyć go nam, po tym jak troszczyliście się o niego przez tyle czasu i po tym jak patrzyliście na jego uśmiech i na pierwsze kroki. Chcielibyśmy, żebyście mu powiedzieli, że na niego czekamy i że zrobimy wszystko by pomóc mu być szczęśliwym i rozwinąć wszystkie jego możliwości. Do zobaczenia wkrótce.
Mama Francesca i tata Giuseppe"


List Majki do rodziców włoskich:

Kochani!
Oddajemy w Wasze ręce Wielki Skarb – Chapicka.
Pokochaliśmy go bardzo, więc trudno nam się z nim rozstawać, ale jesteśmy pewni, że będziecie o niego dbać i obdarzycie go wielką miłością.
Życzymy Wam wiele radosnych chwil i wspólnej zabawy. Bądźcie jego przewodnikiem w odkrywaniu i poznawaniu świata, a jesteśmy pewni, że on odpłaci Wam uśmiechem, miłością i przywiązaniem. Jeżeli zechcielibyście czasem napisać nam parę słów i przysłać jakieś zdjęcie z Waszego wspólnego życia, będziemy bardzo wdzięczni.
Majka i Pikuś
PS. Na Wasze ręce przekazujemy listy dla Chapicka. Prosimy, przeczytajcie je i sami zadecydujcie, kiedy mu je pokażecie.”


List ciociobabci Hani do Chapicka:

Piszę Kochany Chapicku, bo nie wiem, jak teraz masz na imię. Jesteś cudownym i pięknym chłopcem. Wierzę, że wyrośniesz na mądrego, dobrego człowieka i obdarzysz Twoich rodziców wszystkim co najlepsze, a oni będą z Ciebie dumni i szczęśliwi.
Pamiętaj, że daleko w Polsce jest ciocia, która bardzo Cię kocha i nigdy o Tobie nie zapomni.
Bądź szczęśliwy i radosny. Mocno Cię całuję.
Ciociobabcia Hania”


List od nas do Chapicka:


Kochany Chapicku!

Na początku mego listu, serdecznie Cię pozdrawiam, chociaż prawdę mówiąc nie wiem, kiedy go przeczytasz i czy w ogóle go przeczytasz. Nie wiem też jak masz na imię w dniu, w którym dostałeś go do ręki. Twoi włoscy rodzice zastanawiali się kiedyś, czy masz nadal pozostać Chapickiem, czy też dostaniesz nowe imię w jakiś sposób zbliżone, albo zupełnie inne. Mi na przykład podoba się imię Carlo. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że do Ciebie pasuje. Oczywiście nie mi o tym decydować, ale mam nadzieję, że kiedyś je poznam.
Jestem niemal pewny, że Twoja sympatyczna buzia jak dawniej jest uśmiechnięta i jak kiedyś masz dobry humor. Chciałbym, abyś wiedział, że razem z ciocią Majką wkładaliśmy całe serce, aby dać Ci podwaliny do bycia dobrym człowiekiem. Pewnie, że na naszej drodze pojawiały się czasami jakieś wyboje w postaci zakazów i nakazów (jak choćby w sytuacji gdy chciałeś skakać „na główkę” z parapetu na podłogę), jednak staraliśmy się, aby każde nasze działanie było dla Twojego dobra. Zresztą nie tylko my byliśmy dla Ciebie w tym okresie najważniejszymi osobami w życiu. Była też druga rodzina, która dawała Ci równie tyle samo ciepła co my. Przez wiele miesięcy spędzałeś u niej weekendy, mając zapewniane liczne atrakcje – basen, place zabaw, festyny. Wóz straży pożarnej chyba znałeś jak własną kieszeń.
Naszym wspólnym celem chyba nie tylko było nauczenie Cię dobrych manier, co przychodziło Ci z dużą łatwością (wszystkie kobiety, które całowałeś w rękę na powitanie, były Tobą oczarowane), lecz postawiliśmy sobie zadanie, aby nauczyć Cię, że na miłość trzeba odpowiadać miłością, na uśmiech – uśmiechem, a na miłe słowo – miłym słowem. Chyba nam się to udało, ponieważ naszym zdaniem taki właśnie byłeś w dniu, w którym się rozstaliśmy. Jednak to co my zrobiliśmy było tylko pewnego rodzaju wstępem do tego co czekało Cię w przyszłości. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że zarówno przed Tobą jak i Twoimi włoskimi rodzicami jeszcze długa droga do poznania i kochania.
Mogę się tylko domyślać co teraz czujesz. Nic nie jest już takie samo jak kiedyś, na wszystko patrzysz inaczej. W końcu pewnie Twoje wspomnienia z pobytu w Polsce są bardzo mgliste, o ile w ogóle cokolwiek pamiętasz. Każdy dzień spędzony we Włoszech, w nowej, kochającej Cię rodzinie, dla której byłeś tym jedynym, wymarzonym – był coraz pełniejszy, bardziej wyrazisty i bardziej intensywny. W naszej rodzinie byłeś jednym z kilkorga dzieci. W pewien sposób musiałeś dzielić się z nimi naszą miłością. Jednak takie współistnienie też daje wymierne korzyści, rozwija inne zdolności – empatię, współdziałanie w grupie. Zawsze było Ci bardzo przykro, gdy któreś dziecko płakało. Byłeś bardzo opiekuńczy w stosunku do Smerfetki, a jednocześnie doskonale jednoczyłeś się z Luzakiem gdy trzeba było coś zbroić.
Mocno wierzę w to, że czytając ten list, jesteś kimś wyjątkowym. I wcale mi nie chodzi o to, że masz świetne stopnie w szkole, albo być może już wspaniałą pracę … lub piękną dziewczynę.
Myślę, że „masz w sobie coś” (bo to „coś” było widać w Twoich oczach niemal od urodzenia).
Być może masz jakąś pasję, może marzenia, cel do którego zmierzasz? Bo to właśnie daje w życiu szczęście.

Trzymaj się,
wujek Pikuś

PS.
Dodam jeszcze parę słów od siebie.
Gdy zagościłeś w naszym domu, byłeś małym okruszkiem. Z dnia na dzień obserwowaliśmy jak rośniesz, jak się rozwijasz. Przytulaliśmy Cię, kołysaliśmy, a w zamian otrzymywaliśmy pierwsze spojrzenia w oczy, uśmiechy. Każdy krok do przodu, nowa umiejętność, była dla nas wielką radością.
Pokochaliśmy Cię całym sercem, ale nasza rodzina była tylko krótką przystanią w drodze do portu. Wiedzieliśmy, że gdzieś, może na drugim końcu świata, jest KTOŚ kto na Ciebie czeka. Że są tam ludzie gotowi Cię pokochać – Twoi rodzice.
Choć w dniu rozstania bez łez się nie obejdzie, to jednak cieszymy się, że zaczynasz nowy etap swojego życia. Wierzymy, że w dniu gdy czytasz ten list, jesteś szczęśliwym, radosnym człowiekiem, a przy Tobie są Twoi kochający rodzice.
Ale pamiętaj, że tu, w dalekiej Polsce, my nadal myślimy o Tobie i mamy Cię w sercu na zawsze.

Ciocia Majka







1 komentarz: