Kilka dni temu rozstaliśmy
się z Chapickiem.
Jak do tej pory, był to
najdłuższy pobyt dziecka w naszej rodzinie zastępczej – ponad
półtora roku. Oczywiście tak długi czas powoduje, że dzień, w
którym trzeba sobie powiedzieć „pa-pa” jest bardzo trudny.
Wiedzieliśmy, że włoscy rodzice adopcyjni nie będą mogli na
etapie pobytu chłopca u nas, nawiązać z nim jakichś szczególnych
więzi. Na dobrą sprawę, były tylko cztery spotkania, a w zasadzie
dwa po dwa dni.
Już w czasie, gdy jego
szanse na adopcję krajową coraz bardziej malały, zastanawialiśmy
się, jak chłopaka przygotować do dosyć brutalnego rozstania z
nami. Wchodziły bowiem w grę dwie opcje: albo trafi do rodziny
adopcyjnej zagranicznej, albo niestety do jakiejś placówki
(najpewniej domu pomocy społecznej). W obu przypadkach praktycznie
nie ma czasu na lepsze zapoznanie się z nowymi opiekunami. Udało
nam się jednak wykorzystać sprzyjającą sytuację, która na dobrą
sprawę pojawiła się samoistnie. W ubiegłym roku Chapic spędził
miesięczne wakacje w rodzinie Malwiny i Jeremiego (oczywiście
wcześniej dobrze ich poznając). Bliskość, która w tym czasie się
rozwinęła, miała swoją kontynuację również w późniejszym
okresie (aż do teraz). Na dobrą sprawę, chłopiec był zapraszany
do ich domu w każdy weekend. I był to czas spędzany bardzo
aktywnie – basen, place zabaw, rozmaite festyny. Dla małego było
to doskonałe rozwiązanie. Mimo, że Majkę traktował jako głównego
opiekuna (mimo wszystko z nią przebywał najczęściej), to nauczył
się funkcjonować równolegle w dwóch rodzinach. Wiedział, że po
dwóch dniach wspaniałej zabawy wróci do nas, bo tutaj jest jego
dom (mam nadzieję, że tak myślał).
Trochę się tylko
obawialiśmy o Malwinę i Jeremiego. Mimo, że byli świadomi tego,
że naszym wspólnym celem jest umieszczenie chłopca w rodzinie
adopcyjnej, to jednak na pewnym etapie zdaliśmy sobie sprawę z
tego, że jeżeli nie znajdą się chętni zagraniczni rodzice
adopcyjni, to oni są skłonni wziąć go w opiekę zastępczą.
Wprawdzie temat ten nigdy nie został poruszony, to jednak „mowa
ciała” czasami jest bardziej sugestywna niż słowa.
Rozpoczął się okres, w
którym rozum zaczął walczyć z sercem (zarówno w ich rodzinie,
jak i naszej). Z jednej strony bardzo chcieliśmy, aby znalazła się
jakaś zagraniczna rodzina chcąca pokochać chłopca, jednak
oznaczało to, że dzień, w którym wyjedzie, będzie naszą
ostatnią, wspólnie spędzoną chwilą. Gdzieś w podświadomości
pojawiała się myśl: „a może nikt go nie będzie chciał?”
Rozum odpędzał takie zamysły, jednak serce było trochę
„upierdliwe”.
Zanim przejdę do opisania
całego procesu adopcji zagranicznej oraz emocji związanych z
odejściem chłopca, przedstawię ostatnią charakterystykę
Chapicka, którą sporządziłem na potrzeby kwartalnej oceny dzieci
w PCPR-rze.
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów (ukończone 21 miesięcy).
Najprawdopodobniej
jest to ostatnia ocena chłopca w naszej rodzinie. Za dwa tygodnie
będzie miało miejsce pierwsze spotkanie Chapicka z jego nowymi
rodzicami. Jest to rodzina z Włoch.
Nowy
tata ma firmę budowlaną, a mama zajmuje się rekrutacją osób do
pracy (taki łowca głów).
Jeżeli
„zaiskrzy”, w co bardzo wierzymy, to od tego momentu sprawy mogą
się już potoczyć bardzo szybko. Złożenie wniosku do włoskiego
ministerstwa wraz z otrzymaniem zgody, to nieco ponad dwa tygodnie, a
później wszystko będzie zależało od szybkości naszego sądu.
Podobno w takich przypadkach jest to kwestia kilku dni, plus trzy
tygodnie na uprawomocnienie się wyroku. W tym czasie nowi rodzice
będą mieli czas na zapoznanie się z chłopcem. Chapic jest
dzieckiem bardzo otwartym na inne osoby. Nie jest dla niego większym
problemem spędzenie dnia, a nawet nocy w innym domu w towarzystwie
innej rodziny.
Wprawdzie pierwsi potencjalni rodzice włoscy po namyśle
zrezygnowali z ubiegania się o adopcję, to jednak istnieją
dwie ważne przesłanki, które upewniają nas w tym, że ci którzy
wkrótce przyjadą, się nie odmyślą. Pierwsza sprawa to fakt, że
są podobno już na obecnym etapie zafascynowani chłopcem, ciągle
oglądają zdjęcia i filmiki z jego udziałem oraz dopytują o
wszelkie postępy, które robi. Wprawdzie nie mamy bezpośredniego
kontaktu, ale informacje przekazywane są przez osobę koordynującą
cały proces adopcji zagranicznej. Ważniejsze jest jednak to, że
ostatnie badania psychologiczne, które wykonaliśmy, potwierdziły
ogromne postępy rozwojowe dziecka. Został on przebadany
międzynarodowym testem Bayley III w pięciu skalach – poznawczej,
mowie biernej, mowie czynnej, motoryce precyzyjnej oraz motoryce
dużej. W każdej dziedzinie był tylko nieco poniżej normy, a w
mowie nawet przekraczał minimalny poziom o kilka punktów. Wnioski
były takie, że Chapic wymaga stymulacji motoryki oraz rozwoju w
sferze poznawczej. Prawdopodobnie przynajmniej w ciągu pierwszych
kilku lat życia będzie miał pewne problemy natury emocjonalnej,
może być impulsywny, może mieć trudności z koncentracją. Ale
czy to aż taka wielka wada, biorąc pod uwagę fakt, że nie chciała
go adoptować żadna polska rodzina?
Wykaz umiejętności nabytych w ostatnim kwartale.
- Od nowego roku ograniczyliśmy rehabilitację w sferze ruchowej. Krótko mówiąc zakończyliśmy wyjazdy na Walecznych, ponieważ w opinii lekarza tego ośrodka, dalsza pomoc dziecku nie jest już potrzebna Nadal kontynuujemy zajęcia na Obuwniczej, gdzie poza stymulacją sensoryczno-motoryczną, spotykamy się również z psychologiem i logopedą. Chłopiec zaczął sprawnie chodzić. Chociaż może słowo sprawnie jest trochę „na wyrost”, bo gdyby nie pielucha to pewnie miałby siną pupę. Kiedyś jeden z naszych rodziców adopcyjnych rozważał zakupienie kasku ochronnego dla swojego nowego dziecka. Wówczas trochę się z tego podśmiewałem, ale jak patrzę na Chapicka podczas kąpieli (kiedy to po zmyciu brudu, moim oczom ukazują się siniaki i guzy), to zastanawiam się, czy nie byłby to dobry pomysł.
- Ostatnio pisałem, że jest bardzo ostrożny i nie ryzykuje życiem. Od tego czasu sporo się zmieniło. Wchodzi wszędzie, gdzie tylko się da. Wprawdzie potrafi zejść, przekręcając się na brzuch i opuszczając nogi, jednak bywa, że szkoda mu na to czasu i trzeba go łapać w locie.
- Nadal operuje niewielką ilością wyrazów. Mówi mama, tata, zna alfabet od „a” do „d” oraz „f”. Nie chce powiedzieć „e”, chociaż świetnie mu wychodzi „eeeeeeeeee”. Mówi też „papa”, co po włosku oznacza „tata”, jednak w niewłaściwym miejscu akcentuje i prawdopodobnie nowi rodzice będą rozumieli, że mówi „papież”. Posługuje się całą gamą wyrazów dźwiękonaśladowczych. Między innymi za to uzyskał ponadprzeciętny wynik „w mowie” przy badaniu psychologicznym.
- Bardzo dużo rozumie. Praktycznie mogę stwierdzić, że jeżeli czegoś nie rozumie, to tylko dlatego, że nie chce tego zrozumieć (ale jest to normalne dla dziecka w jego wieku). Niestety spowoduje to, że początkowy okres w nowej rodzinie może być dla niego bardzo trudny. Zawsze w takich sytuacjach próbuję się „wczuć” w rolę i patrzeć oczami takiego małego człowieczka. Też byłoby mi ciężko, gdybym znalazł się w rodzinie, która ciągle mówi do mnie po włosku i jedyne słowo jakie znam to „papa”. I mimo że wiem, że trzeba wówczas pomachać ręką (i to robię), to wszyscy mówią „non-non”, mimo że inni do tej pory się cieszyli i też mi machali.
- Chapic jest dzieckiem bardzo uczuciowym. Chętnie się przytula, rozdaje „buziaki”, kobiety całuje po rękach, a psa byle gdzie, unikając tylko pocałunku „z języczkiem”. Akurat taka czułość w psim wykonaniu nie jest dla niego przyjemnością (mimo, że bywają dzieci, które to uwielbiają). W pewien sposób przekłada się to też na jego stosunek do 10 miesięcznej Smerfetki. Nie jest w żaden sposób agresywny, nie próbuje jej uderzyć zabawką (mimo, że byłoby to całkiem normalne zachowanie). Za to często do niej podchodzi, mówi „aja-aja” i całuje.
- Bardzo lubi naśladować dorosłych, chociaż może jest to już próba bycia samodzielnym. Uwielbia posługiwać się sztućcami, ubierać się i przekładać „z pustego w próżne”. Zwłaszcza tej ostatniej czynności chyba się nauczył od swojej cioci (a mojej żony), która ciągle przekłada jakieś ubrania dzieci z jednego pudła do innego.
- Od kilku dni zaznajamiamy go z nocnikiem. Niestety nie daje się przekonać, że to nie jest „brum-brum”. Nawet czasami chwilę posiedzi, po czym wstaje i robi siku na podłogę.
Pewne
zaburzenia natury emocjonalnej Chapicka dają się zauważyć głównie
w momencie gdy jest on zmęczony lub śpiący. Wówczas jest bardziej
impulsywny, krzyczy, płacze bez powodu. Jednak nie jest agresywny,
nie próbuje robić krzywdy ani sobie, ani innym.
Mocno
wierzę, że za kilka lat będzie całkiem dobrze funkcjonował w
grupie rówieśników.
P.S.
Moja żona po przeczytaniu powyższego tekstu miała jedną uwagę.
Okazuje się, że Chapic jednak lubi całować się z Furią „z
języczkiem” i podobno istnieje potwierdzenie tego faktu w postaci
nakręconego filmiku.
Cóż,
z twardymi dowodami nie będę polemizował. Być może w mojej
obecności, chłopiec jest bardziej powściągliwy.
Od
tego opisu (a było to dwa miesiące temu), chłopak stał się
jeszcze bardziej żywiołowy. Praktycznie przestał już chodzić „na
czworaka”. Sprawnie chodził, a nawet biegał, co niestety
powodowało, że trzeba było mieć przynajmniej dwie pary oczu.
Mimo, że pokój dzienny, w którym w większości przebywają nasze
dzieci w ciągu dnia, jest w miarę przystosowany do obecności
kilkulatków, to jednak trudno jest zrezygnować z kanapy, stołu,
krzeseł … a nawet parapetu.
Chapic
w ostatnim okresie, w ułamku sekundy potrafił znaleźć się na
stole albo parapecie. Wprawdzie chyba nie miał skłonności
samobójczych, bo nigdy nie skoczył z tej wysokości na podłogę,
jednak wielokrotnie testował naszą wytrzymałość, siedząc
wysoko, machając nogami i szelmowsko się uśmiechając.
Wrócę
jednak do procedury adopcji zagranicznej, opierając się na tym
konkretnym przypadku (adopcji do Włoch). Być może adopcje do
innych krajów wyglądają nieco inaczej, jednak wydaje mi się, że
różnice są niewielkie. Formalności z nimi związanych jest tak
dużo, że niestety wszystko trwa, trwa i trwa. Chociaż może to i
dobrze, ponieważ zdarzało mi się usłyszeć opinie, że jest to
alternatywna droga do dziecka, dla bogatych obcokrajowców. Łatwiejsza i szybsza (bo wystarczy wyłożyć trochę gotówki), mimo że do dziecka jest ustawiona kolejka polskich rodziców
adopcyjnych, a nawet bezpodstawnie są one odbierane rodzicom
biologicznym. Zbyt dużo podmiotów bierze udział w takiej adopcji,
aby mogło dochodzić do jakichś nieprawidłowości. Pewnie, że
może coś być przeprowadzone lepiej lub gorzej, ale we wszelkie
teorie spiskowe nie wierzę.
Od
momentu, gdy chłopiec stał się wolny prawnie (czyli jego mamie,
która nigdy nie wykazała choćby najmniejszego zainteresowania
synkiem, zostały odebrane prawa rodzicielskie), do momentu
skierowania go do adopcji zagranicznej, minęło prawie pół roku. W
tym czasie przechodził on kolejne szczeble adopcji krajowej,
najpierw był proponowany rodzinom z naszego ośrodka adopcyjnego,
później krąg został poszerzony o miasto, powiat, województwo, w
końcu całą Polskę. Brak zainteresowania powoduje rozpoczęcie
poszukiwań rodziców adopcyjnych za granicą. Zajmują się tym już
odrębne agencje adopcyjne (w naszym przypadku z Włoch), których
zadaniem jest koordynowanie wszelkich działań różnych instytucji
biorących udział w całym procesie, jak choćby odpowiednich
ministerstw w obu krajach, sądów, ośrodków adopcyjnych w Polsce.
Przedstawiciele tych agencji czuwają też nad prawidłowym
przekazaniem dziecka w ręce rodziców adopcyjnych. Jest to proces
długotrwały. Mimo, że nowi rodzice nie mają jeszcze bezpośredniej
styczności z dzieckiem, to poznają je na podstawie wywiadów
przeprowadzanych z dotychczasowymi rodzicami zastępczymi, dostają
zdjęcia lub filmiki z udziałem ich przyszłej pociechy (w przypadku
starszych dzieci, mogą to być rozmowy, albo bardziej kontakt
wzrokowy, poprzez internet), a przede wszystkim mają tłumaczoną
wszelką dokumentację związaną z dzieckiem, będącą w posiadaniu
ośrodka adopcyjnego. Widziałem teczkę Chapicka – mała
encyklopedia.
Pierwsza
wizyta odbyła się dwa miesiące temu. Włoscy rodzice mieli już
oczywiście ukończone niezbędne kursy, przygotowujące do
pozostania rodzicem adopcyjnym. Mieli też zgodę swojego
ministerstwa na adopcję dziecka z Polski (jednak na tym etapie nie
było jeszcze mowy o konkretnym dziecku) oraz zgodę naszego
ministerstwa na styczność z istniejącym dzieckiem (znanym z
imienia i nazwiska, czyli Chapickiem). Spędzili z w naszym domu dwa
dni (chociaż na noc pojechali do hotelu).
Po
powrocie do Włoch, musieli złożyć wniosek do swojego ministerstwa
o zgodę na adopcję Chapicka. W tym czasie w Polsce zostały złożone
dokumenty w sądzie, mające na celu ustalenie terminu rozprawy celem
przysposobienia chłopca. Realizację tego wzięła na siebie osoba
będąca przedstawicielem włoskiej agencji adopcyjnej. My jako
opiekunowie prawni, musieliśmy podpisać mnóstwo formularzy, w
których wyrażaliśmy zgodę na adopcję zagraniczną. W
międzyczasie otrzymaliśmy z sądu bardzo szczegółową informację
o włoskich rodzicach. Wiemy więc czym się zajmują, ile zarabiają,
znamy ich drogę do adopcji oraz ocenę psychologiczną. Znamy ich
dotychczasowe losy oraz plany na przyszłość. Być może nawet ich
rodzice, nie wiedzą o nich tyle ile my (przynajmniej w pewnych
kwestiach). W przypadku adopcji krajowych, taki ekshibicjonizm
rodziców adopcyjnych nie jest wymagany, a przynajmniej my jako
opiekunowie prawni, tak szczegółowej opinii nie dostajemy.
Aktualnie chłopiec będzie przebywał z nowymi rodzicami w Polsce
kilka tygodni (mając wsparcie przedstawicieli włoskiej agencji
adopcyjnej – tłumaczy, psychologów i innych osób pomocowych).
Wymagana jest też pozytywna opinia macierzystego ośrodka
adopcyjnego – jutro (a właściwie dzisiaj, bo północ już
minęła) dojdzie do oceny psychologicznej w naszym ośrodku
adopcyjnym. Wprawdzie trochę mnie dziwi fakt, że następuje to tak
szybko (po tygodniu pobytu z nowymi rodzicami), jednak w przypadku
Chapicka nie mam wątpliwości, że badanie wypadnie pozytywnie.
Właśnie Majka kilka minut temu pokazała mi zdjęcia chłopca,
które przysłała Francesca. Jest uśmiechnięty, zadowolony – po
prostu szczęśliwy. Wierzyłem w to, że nawet jeżeli wyjeżdżając
kilka dni temu z nowymi rodzicami, myślał, że jedzie na wycieczkę
i za kilka dni wróci, to po tych kilku dniach zapomni o tym, że
tak właśnie myślał. I tak się chyba stało. Dobrze go znam, więc
oglądając zdjęcia, wiem że czuje się fantastycznie.
Teraz
potrzeba jeszcze trochę czasu. Poza rozprawą w sądzie o
przysposobienie i oczekiwaniem na uprawomocnienie się wyroku, trzeba
jeszcze wyrobić chłopcu nowy akt urodzenia, paszport … może
jeszcze jakieś inne dokumenty.
Mam
nadzieję, że opisując powyższe procedury adopcji zagranicznej,
niczego nie pomieszałem.
W
każdym razie mogę tylko stwierdzić jedno – rodzice zagraniczni,
decydujący się na adopcję dziecka z Polski, muszą wykazać się
ogromną cierpliwością i być strasznie zdeterminowani do podjęcia
takiej decyzji.
Emocje
związane z trzema ostatnimi dniami pobytu Chapicka w naszym domu,
opiszę w przyszłym tygodniu.
Chyba niechcący podałeś prawdziwe imię Chapica.
OdpowiedzUsuńDzięki, już poprawiłem.
Usuń