Kolejny raz opóźnię opis procesu przejścia Bliźniaków do rodziny
adopcyjnej, chociaż wiem, że przynajmniej dwie osoby będą
niepocieszone.
Wydarzyło
się coś, co spowodowało, że Majka poprosiła mnie, abym jeszcze
się wstrzymał z tym wpisem. Tak więc zwalam winę na nią, chociaż
nawet rozumiem przedstawione argumenty. Wszystko wytłumaczę 27
kwietnia. Ani wcześniej, ani później – dokładnie tego dnia.
Dzisiaj
napiszę o sobie, posługując się rozmaitymi przykładami, i
sugerując że być może podobnie czują inni rodzice zastępczy,
czy adopcyjni. A przynajmniej te męskie połówki, bo jakby nie
było, z nimi bardziej się utożsamiam.
Nie będę
za dużo pisał o seksie, bo już wiele razy o ten temat zahaczałem,
a nie chciałbym dostać określenia typu „stary erotoman”. Ale
jednak od tego zacznę...
(...)
Chyba...
bo Maluda był chłopcem, który lubił cały czas mieć swoich
rodziców na oku. Wcześniej również nas, gdyż przecież przez
pewien okres to my byliśmy dla niego najważniejsi. Gdy orientował
się, że jest sam, to natychmiast rozpoczynał poszukiwania. Do tego
nieopacznie umieściliśmy jego łóżeczko w naszej sypialni, co
jeszcze bardziej wszystko gmatwało. Chłopiec miał jednak jedną
bardzo ważną zaletę... „wyłączał” się gdy oglądał bajkę.
Tyle tylko, że bajka zawsze kończy się napisami, a kolejna zaczyna
dopiero po reklamach. Ktoś nam kiedyś polecił Franklina, który
trwa 20 minut. Chyba nie mamy odpowiedniego kanału, bo jej nie
znalazłem... musieliśmy wyrabiać się na dziesięciominutowym
Reksiu.
Romulus
z Remusem zmienili teraz swoje nocne przyzwyczajenia. Gdy mieszkali z
nami, to po kąpieli najwyżej nas wołali. Obecnie lubią migrować
do łóżka swoich rodziców. Jest to bardzo fajne. Z pewnością
fajne dla chłopców. U nas taka opcja nie wchodziła w grę, bo
Majka śpi z Calineczką i Blanką, ja ze Stokrotką, a Paprotka
samodzielnie okupuje naszą małżeńską sypialnię. Jest szansa,
że ta ostatnia sytuacja wkrótce się zmieni, chociaż na horyzoncie
już zamajaczył siedmiomiesięczny synek.
Tytułowe
zdjęcie zrobiłem z perspektywy wnętrza toalety. To kolejny
przykład braku komfortu, który z intymnością ma tyle wspólnego,
że najczęściej trzeba liczyć tylko na siebie. Majka czasami do
mnie krzyczy: „możesz zejść na pięć minut, bo ja już muszę!”.
A ja na to: „musisz wytrzymać – jestem w Jeleniej Górze”. W
zasadzie może się cieszyć, bo gdybym fizycznie był w Jeleniej
Górze, to musiałaby trzymać kilka godzin.
Ja w
takiej sytuacji specjalnie się nie stresuję, ponieważ chodzące i
pełzające „gady” zawsze idą za mną, więc mam je pod
kontrolą. Gdzieś kiedyś czytałem (albo ktoś mi mówił), że
roczne dzieci nie bawią się z sobą, tylko obok siebie. Nasze
zdecydowanie bawią się razem – najczęściej w wojnę, a ulubioną
techniką jest walka wręcz (z doskakiwaniem sobie do oczu). Tak więc
nie ma wyjścia... muszę zabierać je z sobą do toalety, albo
przynajmniej przez cały czas kontrolować wzrokiem.
Co mi
się jeszcze kojarzy z intymnością? Pewnie wspólne bycie z Majką,
leżenie obok siebie i oglądanie filmów. Tak... chyba nawet
bardziej, niż z seksem. Przez wiele ostatnich tygodni spotykaliśmy
się codziennie o dwudziestej pierwszej i oglądaliśmy filmy. W
zasadzie jeden, który trwał, trwał i trwał. Majka powiedziała,
że będzie siedem sezonów. No to siódmego wieczora stwierdziłem,
że zakończenie było jakieś dziwne. A ona na to, że przecież to
był dopiero siódmy odcinek pierwszego sezonu. Tak więc nasz
zapomniany już program 5-minut, na kilka miesięcy zamienił się w
program 80-minut. Film w zasadzie był ciekawy i trzymający w
napięciu. Główna bohaterka Carrie była agentką CIA, i trudno
było jej nie lubić. Chociaż matką była do niczego i gdybym ja
był sędzią, to z pewnością ograniczyłbym jej władzę
rodzicielską. Wątek dziecka był bardzo ważny w tym filmie, i
czasami się zastanawiałem, czy Majka nie wybrała tego serialu
właśnie ze względu na tę tematykę. Wprawdzie na początku dała
mi do wyboru chyba z dziesięć tytułów, ale raczej nie spodziewała
się innej odpowiedzi niż „pierwszy z brzegu”.
Żeby
jednak nie było zbyt prosto, to te sielankowe wieczory uprzykrzała
mi Calineczka, której łóżeczko stało tuż obok mojej głowy. A
dziewczynka lubi sobie przed snem trochę pogadać. Majka nie
pozwalała mi zrobić głośniej, bo metr dalej spała w kołysce
Blanka, która jest nieco bardziej wrażliwa na hałasy. No to
(specjalnie dla przygłuchawego wujka) Majka dodatkowo włączała
napisy, chociaż ze wzrokiem to u mnie też już nie jest zbyt
kolorowo. To powodowało, że musiałem wspinać się na szczyty
moich zdolności percepcyjnych, bo bywało że po angielsku słyszałem
„tak”, lektor mówił „nie”, a w tekście na pasku było
jeszcze coś innego. Zapewne każda z tych trzech wersji była z sobą
spójna, ale ja musiałem z wyrywkowo poznanych fragmentów utworzyć
logiczną całość. Nawet ciekawy sposób na utrzymanie sprawności
umysłu.
Teraz
wszystko się zmieniło. Biźniaki odeszły, maluchy zajęły ich
pokój... salon znowu jest wolny. Filmy też się skończyły, bo
Majka nadrabia czytanie książek. Czar intymności prysł.
Jeszcze
przyszła mi do głowy nasza ostatnia rozmowa z psychologiem, który
raz na dwa lata musi stwierdzić, czy jeszcze jesteśmy normalni, i
można pozwolić na przebywanie jakichkolwiek dzieci w naszej
obecności. To jest szczególny rodzaj intymności. Dla mnie
zahaczający niemal o ekshibicjonizm, bo przecież mam duszę
introwertyczną. Dotychczas spotykaliśmy się z psycholożkami, co
powodowało, że to pewnego rodzaju emocjonalne obnażanie się,
przychodziło mi dużo łatwiej. Tym razem przyszedł psycholog płci
męskiej, co samo w sobie spowodowało, że moja zmysłowość
głównie ograniczyła się do posiedzenia. Dobrze, że wcześniej
wypełniłem kilka stron testu, które pan zabrał do analizy. Na
pytanie „czy widziałeś osobę z niebieskimi oczami?”
odpowiedziałem „tak”, więc może wyjdzie, że jeszcze się do
czegoś nadaję.
Za to
Majka brylowała na parkiecie. Gdy w pewnym momencie zauważyłem,
że pan psycholog zaczyna odpowiadać coraz krótszymi zdaniami i
staje się nieco podenerwowany, to brutalnie przerwałem, mówiąc:
„jeżeli chce pan zadać Majce jakieś pytanie, to proszę to
zrobić, bo ona może tak dwa dni gadać”. Myślę, że tylko za to
jedno zdanie mogę mieć zaliczone, bo psycholog bardzo się
ucieszył. Stwierdził, że chyba już wszystko o nas wie, do tego ma
wypełnione testy, więc poprosił tyko o podpis. Nie wiem ile się
spóźnił do następnej rodziny.
Tak
wygląda moja intymność.
A!!!
Jeszcze zapomniałem o upojnych nocach ze Stokrotką. Dziewczynka
budzi się dwa, niekiedy trzy razy i coś chce. Czasami tylko mleko,
albo żebym podał jej rękę. Bywa jednak, że chce pogadać. A
możliwości ma takie jak Majka. Są więc noce gdy siada i przez
dwie godziny „nawija”. Przerywniki monotonnej wypowiedzi w
postaci głośnych „eeeeeeee!”, albo „e!,e!,e!,e!” skutecznie
powodują, że muszę jej wysłuchiwać. Najgorsze są jednak
przypadki, gdy prześpi trzecią nad ranem. Wówczas o piątej na
dobre rozpoczyna dzień. Sadzam ją wtedy na podłodze w kupie
zabawek i bawi się jakąś godzinę. Nawet pozwala mi się jeszcze
zdrzemnąć... ale tylko w pozycji siedzącej.
Jutro
mam randkę z Katją, która bynajmniej nie jest dzieckiem. Już o
niej przelotnie wspominałem (i pewnie jeszcze będę). Majka idzie
na „klub książki” (do komputera na piętro), a my będziemy się
zajmować Stokrotką... i oczywiście innymi dziećmi też.
Ot, taki
żywot ojca zastępczego. Ciekawy jestem jak mają inni.
No dooooobra. Rozumiem. To do wstępu. A do rozwinięcia: dzieci u mnie znacznie większe, ale z intymnością też słabo. Niby mamy drzwi, ale klucz się gdzieś zapodział. Jeśli powiem: nie wchodźcie! To wejdą na pewno, pytanie tylko jak szybko. "mamo ja tylko zapytać chciałam...". Jeśli nic nie powiem - zaczynają szukać. Zaczynają od sypialni. Najstarszy chodzi tak późno spać, że ja nie wyrabiam i też zasypiam, więc przeczekiwanie nic nie da. Z kolei najmłodszy budzi się wcześnie, kiedy ja JESZCZE śpię. To tak. Więc wspierajmy się ;-)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego, tak miałam zacząć!
OdpowiedzUsuńdolicz mnie jako trzecią niepocieszoną osobę
OdpowiedzUsuńBloo nie wiem, czy dobrze strzelam, ale obstawiałam, ze Ty jestes pierwszą a ja drugą ;-)
UsuńPikuś czekasz na parawomocność?
OdpowiedzUsuń*prawomocność
UsuńNo i czy bliźniaki mają wspaniałych rodziców? Powiedz!
OdpowiedzUsuńA swoją drogą jak wy żyjecie z tyloma maluchami? No powiedz jak wy to robicie że jeszcze myślicie... przecież one was ciągle budzą?
OdpowiedzUsuńW kwestii Bliźniaków i ich nowych rodziców, mogę powiedzieć (na tę chwilę) tylko tyle, że są bardzo dobrzy. Mają dużą wrażliwość, dużą wiedzę, i pewnie to powoduje, że chcą współpracować, chcą się radzić, absolutnie nie odrzucają dotychczasowej historii chłopców.
OdpowiedzUsuńDlaczego czekam z opisem? Jeszcze nie powiem. Nie chcę niczego potwierdzać, ani niczemu zaprzeczać. Ale zapewne reakcją będzie „tylko o to chodziło?”.
Co do naszych dzieci i ich nocnej upierdliwości, to myślę, że dużą rolę odgrywa możliwość segregowania ich w pokojach według kryterium... właśnie tej upierdliwości. Paprotka potrafi przespać na jednej butelce bez budzenia nawet 12 godzin. Szkoda, aby inne dzieci jej w tym przeszkadzały – śpi więc sama. Dwie najmłodsze dziewczynki mają jedną nocną przerwę (chociaż o różnych godzinach), ale dostają mleko i śpią dalej. Faktem jest, że budzą się między szóstą, a siódmą. Jednak biorąc pod uwagę to, że zasypiają o dwudziestej, to można się dostosować. Chociaż Majka woli coś poczytać, niż się dostosowywać... więc też czasami jest senna.
Najbardziej nieprzewidywalna jest Stokrotka. Czasami nie wypije w nocy choćby jednej butelki mleka, a czasami nawet trzy. Bywa, że obudzi się tylko raz, a bywa że mam wrażenie, iż przesiedziała i przegadała całą noc. Ja to odsypiam w pracy – między jednym telefonem klienta, a następnym. Można się przyzwyczaić.
Tylko chciałam dać znać, że odliczam dni do 27-go ;-)
OdpowiedzUsuńBeza