Tym
razem nie będzie o żadnym dziecku.
Niedawno
pisałem, że poprzez naszą koordynatorkę, poprosiliśmy panią
prawniczkę, aby przejrzała kilka moich wpisów na blogu, pod kątem
dbania o wizerunek opisywanych tutaj osób i ich prawo do zachowania
anonimowości. Krótko mówiąc, chodziło o to, czy moje opisy
(zwłaszcza dzieci) mieszczą się w granicach prawa.
Długo
nie musiałem czekać, co mnie niezmiernie ucieszyło. Jednak jeszcze
bardziej jestem zadowolony z wydanej opinii. Bez większego strachu
mogę pisać według dotychczasowych zasad. Stosuję wystarczająco
daleko posunięty kamuflaż, i nie muszę obawiać się jakichś
większych konsekwencji prawnych (chociaż oczywiście ktoś może
poczuć się urażony i spróbować sprawę w sądzie mi wytoczyć).
Blog jest formą wyrażania własnych opinii i przemyśleń, a póki
co żadnych granic (w sensie zachowań międzyludzkich) nie
przekraczam. Zrozumiałem też, że jeżeli będę miał jakieś
uwagi w stosunku do pracodawcy Majki, to również będę mógł je
tutaj przedstawić. Na tę chwilę nic nie przychodzi mi do głowy,
bo nasz PCPR jest jednym z najlepszych w kraju, co mogę stwierdzić
na podstawie rozmów z innymi rodzinami zastępczymi (z innych
powiatów). Dowodem na to jest choćby zaangażowanie się pani
prawniczki w rozważania dotyczące poprawności mojego bloga.
Niestety
nie mogę napisać jaki to jest PCPR – tutaj muszę stosować jak
najdalej posuniętą anonimowość.
Zdjęcia,
które czasami zamieszczam, też nie przekraczają przepisów prawa. Są
wykonane najczęściej od tyłu i nie pozwalają na jednoznaczną
identyfikację dziecka. Pewną wątpliwość wzbudziło tylko jedno
zdjęcie, ale nie będę go usuwał, ponieważ w zasadzie nie wiem, o
które chodziło. Może ostatnie zdjęcie Majki? A może nagie
fotografie moich córek? Gdy ostatnio dziewczyny przyszły do nas w
odwiedziny, to same zaczęły się zastanawiać, kto jest kim. Nawet
Kaśka przyznała się do jednego z nich. Niestety jej tam nie ma.
Jest tak stara, że w czasie gdy się rodziła, ojcowie nie mogli
jeszcze być obecni przy porodzie.
A
najciekawsze jest to (co już sam doczytałem), że bez większych
problemów mógłbym umieścić fotkę anfas dziecka, dla którego
jesteśmy opiekunami prawnymi. A przecież dla prawie wszystkich, w
którymś momencie nimi jesteśmy. Istnieje też coś takiego jak
wizerunek w tle. Gdy ktoś robi sobie zdjęcie na plaży, to trudno
wyprosić wszystkich, którzy weszli w kadr. Tak więc zawsze mógłbym
się tłumaczyć, że robiłem zdjęcie elewacji budynku. A że
jakieś dzieci przypadkowo się tam znalazły, to już nie moja wina.
Rozważona
została również kwestia Makumby. I nie chodzi nawet o tego
konkretnego faceta, który zapewne nie miałby (przynajmniej
dotychczas nie ma) większych problemów z tym pseudonimem, ale o
pewnego rodzaju poprawność polityczną. Lepiej nie używać
określeń typu Bambo, Mambo, Jumbo... no i Makumba. Sam jestem
wychowany na elementarzu Falskiego, w którym „murzynek Bambo w
Afryce mieszkał”. Jakoś wówczas nikomu to nie przeszkadzało i
nikt nie miał żadnych negatywnych skojarzeń. No, ale czasy się
zmieniają. Nie będę zmieniał pseudonimu w dotychczasowych
postach, bo Makumba pojawiał się wielokrotnie i nie jestem nawet w
stanie wszystkiego wyłapać. Jednak trochę będzie mi tej ksywki
tutaj brakowało. Przyzwyczaiłem się. Majka jak bardzo chce, to
może zmienić to imię w „kontaktach” w telefonie. W zasadzie to
nie wiem, jak ma go zapisanego, ale czasami mówi „O! Makumba
dzwoni”. Stwierdziłem jednak, że będę musiał wymyślić jakieś
inne określenie, które będę używał od teraz. Przychodziło mi
na myśl „Waligóra” albo „Wyrwidąb”. Niby pasujące, ale
jednak nie tak sympatyczne jak poprzednie. Może lepsze będzie „Big
Ben”.
Skoro
wszystko jest w miarę poprawne, to wkrótce opiszę dalsze losy
Kapsla, bo sporo się zmienia. Zresztą Big Ben ma tutaj sporo
zasług.
Chciałbym
też trochę odnieść się do, odmienianej przez wszystkie
przypadki, ustawy RODO. Oczywiście mam na myśli obowiązki rodziców
zastępczych.
Nasz
PCPR na tę chwilę w żaden sposób nie ustosunkował się do
tematu. W niektórych innych powiatach, rodziny zastępcze musiały
podpisywać zobowiązanie do chronienia danych osobowych
przebywających u nich dzieci. Pewnie gdyby nasz PCPR przysłał nam
taki „papier” do podpisania, to też byśmy go podpisali.
Tyle
tylko, że na dobrą sprawę, nic by to nie zmieniało. Sama ustawa
niczego nikomu nie narzuca w sposób jednoznaczny. Gdy wracam do domu
samochodem, to mijam reklamę „Szafki zgodne z RODO”. Ale
przecież ustawa nie zmusza nikogo do kupowania jakichś szafek. Nie
mam pojęcia co to za szafki – może pancerne. Podejrzewam jednak,
że w przypadku włamania do naszego domu, w pierwszej kolejności
wyniesiona zostałaby właśnie taka szafka, a sterta papierów w
komodzie pozostałaby na swoim miejscu.
Jednym
z punktów ustawy jest stwierdzenie, że osoba fizyczna ma prawo do
usunięcia wszelkich swoich danych osobowych z bazy firmy (czy
instytucji), której nie jest już klientem. Czy rodzice adopcyjni
(którzy są przecież opiekunami prawnymi swojego dziecka), mają
prawo wymagać od nas zniszczenia wszelkiej dokumentacji swojego
dziecka (z czasu, gdy przebywało ono u nas)? Wydaje mi się, że
tak. W końcu są to setki stron rozmaitych pism, opinii, druków
urzędowych. Ale z drugiej strony, Urząd Skarbowy każe nam
przechowywać (przynajmniej akty urodzenia dzieci i pewnie decyzje
sądu o umieszczeniu w naszej rodzinie) te dokumenty przez pięć
lat. Teoretycznie możemy poprosić PCPR o wydanie kopii. Ale czy
rodzice nie mogą żądać tego samego od PCPR-u (czyli usunięcia
wszelkiej dokumentacji)?
A
może tak właśnie powinno być, przynajmniej w odniesieniu do
rodzin zastępczych?
Załóżmy,
że jakieś dziecko odchodzi do rodziny adopcyjnej. Rodzic
biologiczny, który zechciałby poznać adres tych rodziców, nie
włamie się do PCPR-u. Jednak jakim problemem jest włamanie się do
domu rodziny zastępczej, w której dziecko przebywało (zwłaszcza,
że często jest to jego profesja)? Kto wówczas będzie za to
odpowiadał?
A
tak w ogóle, to zgodnie z RODO, do rozpoczęcia procesu
przetwarzania danych wymagana jest dobrowolna zgoda podmiotu. Kto
pyta o to rodzica biologicznego, zastępczego, adopcyjnego?
Może
całe rodzicielstwo zastępcze wcale nie podlega pod tę ustawę?
Rozporządzenie nie ma zastosowania do przetwarzania danych osobowych
w ramach działalności nieobjętej zakresem prawa Unii Europejskiej.
Dlaczego jednak jedne PCPR-y coś w tej sprawie robią, a inne nie?
Wniosek jest jednak prosty. Albo jedne są nadgorliwe, albo drugie
niedoinformowane.
Jednak
pewną konkluzją z tych moich rozważań jest to, że być może
rodzina zastępcza też chciałaby mieć prawo do ochrony danych
osobowych. Niestety na większości postanowień sądu (które
otrzymują również rodzice biologiczni) widnieje jej adres (a
czasami również zawód, miejsce pracy i uzyskiwane dochody). Już
nie raz (prawdę mówiąc dwa) zdarzyło nam się, że tuż po
rozprawie stanął u progu zupełnie niezapowiedziany rodzic
biologiczny. Chora umysłowo mama Smerfetki jeszcze tak bardzo mnie
nie przeraziła, ale już tata Filemona (o którym słyszałem, że
jest synem lokalnego mafioso) spowodował, że serce mi mocniej
zabiło.
Załóżmy
jednak, że dzieci cały czas są jeszcze u nas, i że jednak ta
ustawa również nas obowiązuje. Przeważnie dokumenty są
przesyłane w formie elektronicznej na skrzynki mailowe. Większość
użytkowników korzysta z systemu operacyjnego, który jest jednym z
najbardziej „dziurawych”. Można usunąć załącznik, można
usunąć pliki z dysku, można się logować „in private” - nic
to, wszystko jest do odzyskania. Można przesyłać dokumenty faksem,
można dyktować poufne wiadomości przez telefon, albo wysyłać
SMS-y – nic to. Można przesyłać wszystko pocztą – nic to,
przesyłka może zaginąć . Może trzeba wszystko przewozić
osobiście?
I
jeszcze jedna moja uwaga w tym temacie. Nie wszystko przechowuje się
tylko w formie papierowej. Wiele informacji jest zapisanych na
laptopach, pen-drive'ach, dyskach zewnętrznych. Są to urządzenia
przenośne. Na co mi kasa pancerna na dokumenty, skoro mogę zgubić
laptopa? Ktoś może powiedzieć, że trzeba wszystko usuwać z
dysku. Tylko, że jak wyżej pisałem, podobno nie ma rzeczy nie do
odzyskania. Wszystko jest kwestią ceny. W tym momencie zastanawiam
się, czy dane, które przechowujemy o dzieciach, są aż tak cenne?
No
tak, ale można jeszcze mieć odrębnego laptopa, który nie będzie
opuszczał sejfu i będzie przeznaczony tylko do zapisywania
informacji dotyczących rodziny zastępczej.
Ciekawy
jestem, jaka byłaby reakcja naszego PCPR-u, gdybym napisał wniosek
o wyposażenie mnie w łóżeczko dla dziecka i... laptopa.
Zupełnie
nie przeszkadzało mi, gdy jako dziecko szedłem do kolegi i nie
musiałem pamiętać, że mieszka pod numerem 13 (bo jego nazwisko
widniało na domofonie). Niedługo niektórzy pozwolą się
zaczipować, bo nie będą akceptować adresu na dowodzie osobistym.
Albo
kolejny przepis, który wymaga, aby na moim płocie widniała nazwa
ulicy i numer domu. Na szczęście jest to martwe prawo i straż gminna
ma na to „olew”. Kurier jakoś trafia. Widzi, w którą ulicę
skręca, a kilkunastocentymetrowej wielkości numeru domu nad
drzwiami, trudno nie zauważyć.
Czasami
mam wrażenie, że zaczynam żyć w świecie Mrożka i Orwella.
Ale
może to tylko złudzenie. Może jestem zbyt stary, aby zrozumieć
współczesny świat.
Pikuś,laptopa powinieneś zaszyfrować, a dokładniej to należy zaszyfrować dysk twardy. Wtedy nie da sie tak łatwo przeczytać co na nim jest / było zapisane.
OdpowiedzUsuń