Gacek to był „chłopak na opak”. Z
innymi dziećmi, przebywającymi w naszej rodzinie zastępczej
łączyły go tylko dwie rzeczy. Pierwsza sprawa, to typowa rodzina
biologiczna, a druga – czas pobytu u nas (rok i kilka dni).
Cała reszta wymyka się ze znanych mi
dotychczas standardów.
Chłopiec trafił do naszej rodziny w
wieku dziewięciu miesięcy. Kilka pierwszych (a czasami kilkanaście)
dni, jest bardzo trudnych. Dzieci nagle zostają przeniesione do
obcej rodziny (czyli do nas) bez jakiegokolwiek przygotowania. My nie
znamy ich, one nie znają nas. Uczymy się siebie nawzajem. Z Gackiem
było zupełnie inaczej. Sprawiał wrażenie, jakbyśmy się znali od
urodzenia. Nie płakał, niczego od nas nie chciał. Lubił siedzieć
w łóżeczku (albo na dywanie) otoczony dużą ilością zabawek.
Był bezproblemowy w obsłudze. Jednak takie zachowanie nie jest
normalne. Prawdopodobnie jego mama sadzała go w ten sposób i
chłopak się do tego przyzwyczaił. Nie domagał się niczego, bo
wiedział, że na zbyt wiele liczyć nie może. Kilka tygodni zabrało
nam uczenie go zgłaszania swoich potrzeb – choćby przytulania
się.
Taki sposób bycia powodował, że
chłopiec był rozmaicie odbierany przez różne osoby. Majkę
pominę, bo ona kocha wszystkie dzieci. Gacek był ulubieńcem
Kubusia (naszej córki). Czasami odwzajemniał to uczucie, czasami
nie. Dla mnie był on przez długi czas, „obcy”. Nie jest to
właściwe słowo, ale trudno mi znaleźć jakieś określenie dla
dziecka, którym tylko się opiekuję. Myślałem nawet, że tak
będzie do końca, ponieważ w przypadku innych dzieci, po jakimś
czasie zawsze czułem, że one są moje.
Gacek też w końcu stał się mój …
i to w najmniej spodziewanym momencie.
Od wszystkich innych dzieci z naszego
pogotowia, coraz bardziej się oddalam, gdy zaczynają się one
spotykać z rodzicami adopcyjnymi. Nie rozumiem tego mechanizmu, ale
zaczynają mnie drażnić ich zachowania, które jeszcze kilkanaście
dni wcześniej, były dla mnie czymś normalnym.
Z Gackiem było inaczej. Gdy
Lassie i Barry (rodzice adopcyjni) zaczęli do niego przyjeżdżać,
to nagle poczułem, że chcą mi go odebrać. A przecież tak
naprawdę nigdy nie uważałem go za swoje dziecko. A może tylko tak
mi się wydawało?
Gdy teraz się odwiedzamy (z Gackiem),
to jest taka chwila, gdy spotyka się nasz wzrok i pojawia się
uśmiech. Jest to zupełnie inny uśmiech niż w przypadku
pozostałych dzieci, które widuję. Trwa on chwilę, ale nie da się
go nie zauważyć. To może nawet nie jest uśmiech, ale taki błysk
w oku - „jesteś”.
Cały proces zapoznawania się Gacka z
nowymi rodzicami też był inny niż zazwyczaj. Przyjeżdżali oni do
chłopca prawie codziennie przez miesiąc. Zabierali go na spacery i
zapewniali rozmaite atrakcje. Pod koniec zaczął spędzać
pojedyncze dni, a nawet weekendy, w ich domu. O ile ten schemat miał
już miejsce przy innych dzieciach, o tyle nowością były spotkania
krótko po zamieszkaniu w nowej rodzinie. Chłopiec nie jest z nami
niewiele ponad miesiąc. W tym czasie widzieliśmy się już trzy
razy. Byliśmy w jego domu, on był u nas. Spotkał się z
przebywającymi u nas dziećmi, zwłaszcza z Kapslem, który był dla
niego bratem przez prawie rok. Zresztą z Kapslem spędził kilka dni
w swoim domku nad jeziorem.
Lassie i Barry są bardzo otwarci na
spotkania z nami. W pewien sposób wspólnie testujemy taki sposób
przejścia dziecka do nowej rodziny. Gdy ostatnio odjeżdżaliśmy
(po spędzonym razem dniu w plenerze), to Lassie stwierdziła, że
chyba będzie chciał pojechać z nami. Nie chciał … jego dom jest
już gdzieś indziej. My jesteśmy już tylko historią, ale może
historią, którą warto pamiętać. Jesteśmy w końcu ciągłością jego
życia.
Nie wszystkie rodziny adopcyjne są
gotowe na taki model adopcji. Nawet powiedziałbym, że zdecydowana
mniejszość. Nawet te rodziny rozumiem. Nawet niewykluczone, że sam
chciałbym się odciąć od dotychczasowej rodziny zastępczej,
rozpoczynając nowy rozdział w życiu mojego dziecka adopcyjnego.
Ale dlaczego? To jest właśnie
ciekawe. Rodzicom adopcyjnym się wydaje, że są dla swojego dziecka
kimś wyjątkowym, kimś na kogo czekało ono „gdzieś” przez
całe swoje życie. Jednak prawda jest chyba taka, że są oni tylko
kolejnym epizodem w jego życiu. Za kilkanaście lat pozna ono kogoś,
kto stanie się dla niego ważniejszy – partner, jego dziecko –
taka jest kolej rzeczy. Nikt nie będzie przecież od niego wymagał,
aby zaprzestało wówczas spotykać się z rodzicami. Dlaczego więc urywać
wszelkie kontakty sprzed adopcji?
Nie chodzi mi też tylko o nas
(rodziców zastępczych), ale również rodziców biologicznych.
W dzisiejszych czasach, rodzice
adopcyjni nie mają problemów z jawnością adopcji, czyli
wychowywaniem swojego dziecka w świadomości, że urodziła je inna
mama.
Istnieje jednak kwestia otwartości
adopcji (o której coraz częściej się wspomina), polegającej na
zachowaniu kontaktów również z rodzicami biologicznymi.
Osobiście uważam, że nie jest to
dobre rozwiązanie, chociaż moje przekonanie nie jest już tak silne
jak jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Nie wykluczam więc, że za
jakiś czas będę orędownikiem utrzymywania kontaktów również z
rodzicami biologicznymi.
W przypadku Gacka, sprawa jest dość
prosta. Jego mama sama przestała się nim interesować.
Nie oznacza to, że kiedyś się jeszcze nie odezwie. Wielokrotnie bywa tak, że Majka dostaje SMS-a, albo
nawet telefon od mamy biologicznej dziecka, które już dawno ma nową
rodzinę.
„Co u niego słychać?”, „Czy
jest szczęśliwy?”, „Czy jest możliwość abym się z nim
spotkała?”.
W każdym przypadku zapewniamy mamę,
że z dzieckiem jest wszystko w porządku i ma szczęśliwą rodzinę (oczywiście nie ujawniając żadnych szczegółów).
Nie informujemy tej rodziny o takich telefonach, aby nie burzyć jej
spokoju. W jakimś sensie, bierzemy na swoje sumienie podjęcie
bardzo ważnej decyzji.
Zacząłem się nad tym zastanawiać
akurat w przypadku Gacka, ponieważ jego rodzice adopcyjni są tak
bardzo otwarci i nie obawiają się przeszłości chłopca.
Jak jednak postąpimy, gdy mama
biologiczna Gacka do nas zadzwoni? Być może jest to pytanie, które
powinniśmy zadawać każdej rodzinie adopcyjnej na samym początku.
Bycie rodzicami adopcyjnymi nie jest
proste. My jesteśmy gotowi zaakceptować każde ich zdanie. To ich
dziecko, ich życie, to oni będą ponosić konsekwencje trafnych
(lub nie) decyzji.
Czy razem z Majką możemy im jakoś
pomóc? Mam nadzieję, że tak.
Wrócę jednak do tego chłopaka, który
przez ostatni rok, łamał wszelkie znane mi zasady.
Jako jedyny z dotychczasowych naszych
dzieci – nie lubił jeść. W większości przypadków jest tak, że
dzieci są nauczone tego, że o jedzenie trzeba zawalczyć … i
najlepiej najeść się na zapas. Nawet Smerfetka, która była z
nami od urodzenia, zaczęła przejawiać takie zachowania (wzorując
się na innych). Niby wszystko jest proste, za każdym razem jedzenie
zostaje na talerzach, co niestety przekłada się na niewłaściwą
dietę Furii (bo zjada resztki) … a jednak są to nawyki, z którymi
często walczymy miesiącami.
A może chłopiec wcale nie jest „na
opak”?
Oto ostatnie opisy jego zachowań
(przekazane do ośrodka adopcyjnego), których tutaj jeszcze nie
prezentowałem:
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów (18 miesięcy).
Gacek
jest już wolny prawnie i wkrótce zostanie skierowany do adopcji.
Jego mama biologiczna czasami się odzywa, czasami wpada na godzinkę
go odwiedzić. Jednak trudno powiedzieć jakie są jej motywy (o ile
sama jest ich świadoma). Jakiś czas temu poinformowała nas, że
już więcej nie będzie się z nim spotykać, by za kilkanaście dni
zadzwonić z pytaniem „kiedy mogę przyjechać?”
Jednak
mamy wrażenie, że w sytuacji gdy możemy jej zaproponować dość
odległy termin spotkania się z synem, to bardzo ją to cieszy.
Wykaz umiejętności
dziecka:
- W związku z przygotowywaniem wszelkiej dokumentacji dla Ośrodka Adopcyjnego, chłopiec przeszedł badania psychologiczne w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. Mimo, że opinia, którą otrzymaliśmy jest bardzo lakoniczna (w zasadzie jest tam tylko stwierdzona norma rozwojowa), to chłopiec w wielu sytuacjach podczas badania wykazał się umiejętnościami ponadprzeciętnymi. Pani psycholog była zaskoczona choćby tym, że Gacek odróżnia kształty i kolory (np. potrafi wskazać rzecz, czy obrazek, który jest koloru czerwonego).
- Cały czas jest bardzo „przytulaśny”. Od jakiegoś czasu, dręczy nas chęcią dawania buziaków. Jednak jest nieufny w stosunku do obcych. Nawet na badaniach psychologicznych, przez długi czas nie chciał zejść z kolan mojej żony (czyli mamy zastępczej). Podobnie jest w sytuacjach, gdy pojawiają się w naszym domu osoby, których nie zna, albo nie widział ich przez dłuższy czas. Zachowanie to dotyczy również jego mamy biologicznej – w końcu z jego punktu widzenia, jest to zupełnie obca kobieta.
- Od niedawna staje się coraz większym rozrabiaką. Prawdopodobnie jest to związane z rozwojem fizycznym, a dokładniej umiejętnością sprawnego chodzenia (a nawet biegania) oraz wchodzenia i schodzenia z czego tylko się da. Coraz częściej zaczyna walczyć z innymi dziećmi o swoje prawa, mimo że swoją posturą im nie dorównuje. Najczęściej jest to zauważane w trakcie zabawy, gdy jakaś zabawka nagle staje się przedmiotem pożądania dla wszystkich dzieci, albo rozpoczyna się bój, kto pierwszy wejdzie nam na kolana, czy też zostanie przytulony.
- Dużo rzadziej dochodzi do walki o jedzenie. Gacek jest coraz większym niejadkiem. Na dobrą sprawę, tylko kaszkę z mlekiem wypija chętnie i nigdy jej nie odmawia. Owoce i deserki zjada, ale sprawia wrażenie jakby robił to dla towarzystwa (gdy jedzą inne dzieci). Nawet rarytasy, które uwielbiają pozostałe dzieciaki (ciasteczka, chrupki, różnego rodzaju płatki), najczęściej oddaje psu – mimo że początkowo wyciąga po nie ręce. Najgorzej jest z jedzeniem obiadu i chleba z obkładem (wyłączając suchą bagietkę). Kawałek mięsa potrafi „memlać” godzinę, zanim go w końcu połknie.
- Od jakiegoś czasu Gacek przestał lubić się kąpać. W czasie gdy pozostała dwójka świetnie się bawi (wylewając połowę wody z wanny na podłogę) … on stoi. Umycie głowy bez płaczu, graniczy z cudem. Ciekawe jest tylko to, że gdy starsza o 4 miesiące Smerfetka, wylewa mu z kubeczka wodę na głowę, która leje mu się po oczach – to wtedy rechocze ze śmiechu.
- Biorąc pod uwagę kwestie zdrowia, to chłopiec nie nastręcza żadnych problemów. Czasami jakiś katarek i to wszystko. Wprawdzie jego mama biologiczna uważa, że jest on dzieckiem schorowanym, to tak naprawdę wszystko skupia się na utrzymywaniu odpowiedniej higieny (ale też bez przesady) i smarowaniu jego skóry (mającej tendencję do przesuszania się i chropowatości) różnymi kremami i maściami oraz podawaniu raz dziennie leków przeciwalergicznych. Jego policzki są prawie zawsze zaczerwienione (co niektórzy odczytuję jako oznakę zdrowia). Niestety jest to najprawdopodobniej reakcja uczuleniowa (chłopiec jest pod opieką alergologa). Ale powoduje to, że dla osób niewtajemniczonych, Gacek wygląda zdrowo i pewnie miałby zagwarantowany udział w programie „Rolnik szuka żony”.
- Do tej pory nie zaznajamialiśmy go z nocnikiem. Trochę więc go pod tym względem zaniedbujemy, ale próba „łapania kupy” przy pozostałych dzieciach byłaby bardzo trudnym przedsięwzięciem. Niech to będzie wyzwaniem dla rodziców adopcyjnych.
- Natomiast staramy się przybliżać mu funkcję szczoteczki do zębów. Póki co bez pasty, bo zostaje ona natychmiast zjadana. Zresztą szczoteczka pełni rolę zabawki (i do tego przechodniej, bo cała trójka maluchów, którą aktualnie mamy pod opieką, korzysta z niej naprzemiennie – ponieważ kąpią się razem w wannie). Jednak, aby pokazać do czego ona służy, w czasie kąpieli myję zęby razem z nimi.
- Niestety najgorzej sytuacja wygląda w kwestii mowy. Wprawdzie Gacek rozumie co się do niego mówi i często wykonuje rozmaite polecenia, to jednak ilość wypowiadanych słów nie przekracza dziesięciu. Najczęściej wypowiada „aaaaaaaaaaa” (z radości). W sumie bardzo nas to cieszy, ponieważ porównując jego aktualnie zachowanie, do stoickiego spokoju sprzed dwóch, czy trzech miesięcy, wydaje nam się, że stał się wulkanem energii.
Przed
chłopcem pewnie jeden z najtrudniejszych w życiu egzaminów.
Uważamy,
że emocjonalnie Gacek jest zdolny to zamieszkania z nowymi rodzicami
adopcyjnymi, nie ponosząc przy tym większego uszczerbku na swoim
zdrowiu psychicznym.
Mamy
nadzieję, że nowi rodzice (podobnie jak dotychczasowi rodzice
adopcyjni dzieci, które od nas odeszły) będą rozumieć, że
rozstanie z nami powinno być procesem rozłożonym w czasie … albo
inaczej – poznawanie ich przez Gacka powinno być rozłożone w
czasie.
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów (21 miesięcy).
Gacek
od kilku dni spotyka się z rodzicami adopcyjnymi.
Ponieważ
brakuje im jeszcze jedno zaświadczenie, aby złożyć wniosek do
sądu o przysposobienie (czyli mamy jeszcze trochę czasu na
poznawanie siebie), to na razie nie naciskamy na kontakty „jeden na
jeden”. Oznacza to, że chłopiec raczej nie zauważa jeszcze
powagi sytuacji. Uważa ich za osoby, które przychodzą się z nim
pobawić – jak również ze Smerfetką i Kapslem.
Wprawdzie
okazali się bardzo sympatycznymi ludźmi i miło jest nam wspólnie
z nimi spędzać czas, to jednak coraz bardziej będziemy się
musieli wycofywać, aby chłopiec wszystko sobie uporządkował, bo
wcale się nie dziwię, że czasami nie wie o co nam chodzi. Na
przykład, gdy powiedziałem „idź daj tacie buziaka”, to nie
bardzo wiedział, dlaczego ma go dać „temu panu” (bo przecież
dla niego tata to ja). Wprawdzie zawsze mówimy o sobie „ciocia”
i „wujek”, to jednak prawie wszystkie nasze dzieci zastępcze na
pewnym etapie swojego rozwoju zaczynają mówić mama i tata
(najprawdopodobniej wzorując się na naszych dzieciach
biologicznych).
Rodzice
adopcyjni Gacka (podobnie jak rodzice naszych poprzednich dzieci
zastępczych) przechodzą przez kolejne kręgi wtajemniczenia.
Czasami się zastanawiam, czy takie dozowanie wiedzy ma jakiś
głębszy sens. Może ma, bo się przeciwko temu nie buntują …
albo wychodzą z założenia, że Majce nie warto się sprzeciwiać.
Tak
więc rytuały związane z kąpielą i układaniem do snu, są
dopiero przed nami.
Gacek
zaczyna sobie coraz lepiej radzić w życiu. Wyrasta z bycia
„ciapciusiem” ustawianym do kąta przez Smerfetkę. Wprawdzie w
ciągu dnia trzyma fason, zgrywając dżentelmena, to nad ranem (gdy
wydaje mu się, że nikt go nie widzi), często zdarza się mu walnąć
Smerfetkę jakąś zabawką. Ma świadomość tego, że ma raczej
mizerną posturę i w konfrontacji siłowej raczej nie ma z nią
szans. Dlatego szybko ucieka. Do tego często zabiera jej wcześniej
smoczek, wiedząc że to znacząco opóźni rozpoczęcie pogoni
(Smerfetka bez swojego atrybutu jest dużo mniej pewna siebie).
Jest
„gadżeciarzem”. Krótko mówiąc: fura i komóra … dodałbym
może jeszcze „balon”. Zabawki liczą się tylko te, które mają
kółka (pluszaki mogłyby nie istnieć). Telefon woli taki, po
którym można przesuwać palcem, chociaż moim też nie gardzi i
doskonale wie, że w tym przypadku trzeba naciskać na klawisze.
Niestety telefon zabawka (który nie dość, że jest kolorowy, to
jeszcze świeci, gra i „gada”) zupełnie go nie interesuje.
Jednym z kilku słów, które wypowiada, jest „alo-alo”.
Niestety
w kwestii jedzenia niewiele się zmieniło. Gacek nadal jest
niejadkiem. Będzie to dużym wyzwaniem dla rodziców adopcyjnych.
Ale z głodu nie umrze, bo spaghetti zjada zawsze, lubi też niektóre
owoce i bez marudzenia wypija mleko z kaszką. Całą tą wiedzą
oczywiście dzielimy się z nowymi rodzicami.
Chłopiec
coraz częściej zaczyna też mieć swoje zdanie (żeby nie
powiedzieć „humory”). Tak jak rewelacyjnie zdał test
psychologiczny przed zgłoszeniem go do Ośrodka Adopcyjnego, tak
przy spotkaniu z panią psycholog robiącą wywiad, zupełnie się
nie popisał – bo nie chciał. Musiała się więc zadowolić
wiedzą przekazaną jej przez nas.
Chłopiec
nadal jest milczkiem, chociaż są chwile, gdy się otwiera. Potrafi
wówczas wypowiedzieć kilka całkiem długich zdań. Jednak „konia
z rzędem” temu, kto potrafiłby to przetłumaczyć. Cieszę się,
że najczęściej wypowiada je w mojej obecności (bo albo przy
kąpieli, albo nad ranem, gdy jest pod moją opieką), chociaż może
niesłusznie, bo w końcu nie wiem co chce mi przekazać.
Jednak
mimo ograniczonego zasobu słów, wszystko jest w normie – według
testu wystarczy znajomość więcej niż trzech wyrazów, a taką
posiada.
Intelektualnie
wszystko jest bez zarzutu. Chłopiec rozumie większość poleceń.
Kojarzy pewne fakty. Nie jest mu obce myślenie przyczynowo-skutkowe.
Gdy o poranku mówię „wychodzimy”, to Gacek biegnie po moje
spodnie i mi je podaje. Jeżeli wcześniej nie został rozebrany
przez Smerfetkę, to kładzie się, aby go „wypuścić” ze
śpiwora.
Czasami
się zastanawiam, czy przetrzymywanie dzieci w śpiworach do momentu
wyjścia z sypialni, nie jest trochę nieludzkie. Można jednak
przyjąć, że jest to pewnego rodzaju rytuał, który nie jest
odbierany jako coś krzywdzącego. Chodzić mogą (chociaż znacznie
wolniej), a co najważniejsze - są w stanie wgramolić się najwyżej
na drugą półkę w szafie.
W
sprawach zdrowotnych zrobiliśmy co się dało (chociaż zbyt wiele
robić nie było trzeba). Chłopiec cały czas jest na lekach
przeciwuczuleniowych, co powoduje, że jego skóra wygląda całkiem
przyzwoicie. Na ewentualne testy alergiczne, podobno jest jeszcze za
wcześnie, ponieważ nie byłyby one miarodajne.
Fizycznie
Gacek jest bardzo dobrze rozwinięty. Biega, skacze, jeździ
jeździkiem wokół kominka. Na placu zabaw uwielbia huśtawki,
zjeżdżalnie, karuzele. Bardzo dobrze współżyje (a nawet
współpracuje przy brojeniu) z psem, co niewątpliwie cieszy
rodziców adopcyjnych (mają dwa psy).
Parafrazując,
powiedziałbym że przekazujemy nowym rodzicom bardzo dobrze
utrzymany egzemplarz, mający tylko drobne zarysowania i stłuczenia.
Widząc nasze przywiązanie, obiecali że będą nas informować o
postępach chłopca, a nawet nas odwiedzać. A tak poważnie, to
długi proces „przekazywania” dziecka rodzicom adopcyjnym jest
dobry nie tylko dla samego dziecka, jego nowych rodziców, ale
również starych rodziców (czyli zastępczych).
Dodam
na koniec, że mama biologiczna Gacka odezwała się jakiś czas temu
(gdy chłopiec był już zgłoszony do adopcji). Wstępnie wyraziła
chęć spotkania się z nim po raz ostatni, jednak drugi raz już nie
zadzwoniła … aż do dnia dzisiejszego. W dzisiejszej rozmowie stwierdziła, że więcej już nie przyjedzie, ale życzy mu dużo szczęścia. Zapytała o nasze
odczucia względem jego rodziców adopcyjnych i tym sposobem
zakończyła pewien epizod w swoim życiu. Moim zdaniem, w sytuacji
jaką mamy, jest to bardzo dojrzałe zachowanie (chociaż Majki ocena
mamy chłopca jest nieco inna).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz