niedziela, 13 sierpnia 2017

GACEK 2

Gacek to był „chłopak na opak”. Z innymi dziećmi, przebywającymi w naszej rodzinie zastępczej łączyły go tylko dwie rzeczy. Pierwsza sprawa, to typowa rodzina biologiczna, a druga – czas pobytu u nas (rok i kilka dni).
Cała reszta wymyka się ze znanych mi dotychczas standardów.
Chłopiec trafił do naszej rodziny w wieku dziewięciu miesięcy. Kilka pierwszych (a czasami kilkanaście) dni, jest bardzo trudnych. Dzieci nagle zostają przeniesione do obcej rodziny (czyli do nas) bez jakiegokolwiek przygotowania. My nie znamy ich, one nie znają nas. Uczymy się siebie nawzajem. Z Gackiem było zupełnie inaczej. Sprawiał wrażenie, jakbyśmy się znali od urodzenia. Nie płakał, niczego od nas nie chciał. Lubił siedzieć w łóżeczku (albo na dywanie) otoczony dużą ilością zabawek. Był bezproblemowy w obsłudze. Jednak takie zachowanie nie jest normalne. Prawdopodobnie jego mama sadzała go w ten sposób i chłopak się do tego przyzwyczaił. Nie domagał się niczego, bo wiedział, że na zbyt wiele liczyć nie może. Kilka tygodni zabrało nam uczenie go zgłaszania swoich potrzeb – choćby przytulania się.
Taki sposób bycia powodował, że chłopiec był rozmaicie odbierany przez różne osoby. Majkę pominę, bo ona kocha wszystkie dzieci. Gacek był ulubieńcem Kubusia (naszej córki). Czasami odwzajemniał to uczucie, czasami nie. Dla mnie był on przez długi czas, „obcy”. Nie jest to właściwe słowo, ale trudno mi znaleźć jakieś określenie dla dziecka, którym tylko się opiekuję. Myślałem nawet, że tak będzie do końca, ponieważ w przypadku innych dzieci, po jakimś czasie zawsze czułem, że one są moje.
Gacek też w końcu stał się mój … i to w najmniej spodziewanym momencie.
Od wszystkich innych dzieci z naszego pogotowia, coraz bardziej się oddalam, gdy zaczynają się one spotykać z rodzicami adopcyjnymi. Nie rozumiem tego mechanizmu, ale zaczynają mnie drażnić ich zachowania, które jeszcze kilkanaście dni wcześniej, były dla mnie czymś normalnym.
Z Gackiem było inaczej. Gdy Lassie i Barry (rodzice adopcyjni) zaczęli do niego przyjeżdżać, to nagle poczułem, że chcą mi go odebrać. A przecież tak naprawdę nigdy nie uważałem go za swoje dziecko. A może tylko tak mi się wydawało?
Gdy teraz się odwiedzamy (z Gackiem), to jest taka chwila, gdy spotyka się nasz wzrok i pojawia się uśmiech. Jest to zupełnie inny uśmiech niż w przypadku pozostałych dzieci, które widuję. Trwa on chwilę, ale nie da się go nie zauważyć. To może nawet nie jest uśmiech, ale taki błysk w oku - „jesteś”.

Cały proces zapoznawania się Gacka z nowymi rodzicami też był inny niż zazwyczaj. Przyjeżdżali oni do chłopca prawie codziennie przez miesiąc. Zabierali go na spacery i zapewniali rozmaite atrakcje. Pod koniec zaczął spędzać pojedyncze dni, a nawet weekendy, w ich domu. O ile ten schemat miał już miejsce przy innych dzieciach, o tyle nowością były spotkania krótko po zamieszkaniu w nowej rodzinie. Chłopiec nie jest z nami niewiele ponad miesiąc. W tym czasie widzieliśmy się już trzy razy. Byliśmy w jego domu, on był u nas. Spotkał się z przebywającymi u nas dziećmi, zwłaszcza z Kapslem, który był dla niego bratem przez prawie rok. Zresztą z Kapslem spędził kilka dni w swoim domku nad jeziorem.
Lassie i Barry są bardzo otwarci na spotkania z nami. W pewien sposób wspólnie testujemy taki sposób przejścia dziecka do nowej rodziny. Gdy ostatnio odjeżdżaliśmy (po spędzonym razem dniu w plenerze), to Lassie stwierdziła, że chyba będzie chciał pojechać z nami. Nie chciał … jego dom jest już gdzieś indziej. My jesteśmy już tylko historią, ale może historią, którą warto pamiętać. Jesteśmy w końcu ciągłością jego życia.
Nie wszystkie rodziny adopcyjne są gotowe na taki model adopcji. Nawet powiedziałbym, że zdecydowana mniejszość. Nawet te rodziny rozumiem. Nawet niewykluczone, że sam chciałbym się odciąć od dotychczasowej rodziny zastępczej, rozpoczynając nowy rozdział w życiu mojego dziecka adopcyjnego.
Ale dlaczego? To jest właśnie ciekawe. Rodzicom adopcyjnym się wydaje, że są dla swojego dziecka kimś wyjątkowym, kimś na kogo czekało ono „gdzieś” przez całe swoje życie. Jednak prawda jest chyba taka, że są oni tylko kolejnym epizodem w jego życiu. Za kilkanaście lat pozna ono kogoś, kto stanie się dla niego ważniejszy – partner, jego dziecko – taka jest kolej rzeczy. Nikt nie będzie przecież od niego wymagał, aby zaprzestało wówczas spotykać się z rodzicami. Dlaczego więc urywać wszelkie kontakty sprzed adopcji?
Nie chodzi mi też tylko o nas (rodziców zastępczych), ale również rodziców biologicznych.
W dzisiejszych czasach, rodzice adopcyjni nie mają problemów z jawnością adopcji, czyli wychowywaniem swojego dziecka w świadomości, że urodziła je inna mama.
Istnieje jednak kwestia otwartości adopcji (o której coraz częściej się wspomina), polegającej na zachowaniu kontaktów również z rodzicami biologicznymi.
Osobiście uważam, że nie jest to dobre rozwiązanie, chociaż moje przekonanie nie jest już tak silne jak jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Nie wykluczam więc, że za jakiś czas będę orędownikiem utrzymywania kontaktów również z rodzicami biologicznymi.
W przypadku Gacka, sprawa jest dość prosta. Jego mama sama przestała się nim interesować.
Nie oznacza to, że kiedyś się jeszcze nie odezwie. Wielokrotnie bywa tak, że Majka dostaje SMS-a, albo nawet telefon od mamy biologicznej dziecka, które już dawno ma nową rodzinę.
„Co u niego słychać?”, „Czy jest szczęśliwy?”, „Czy jest możliwość abym się z nim spotkała?”.
W każdym przypadku zapewniamy mamę, że z dzieckiem jest wszystko w porządku i ma szczęśliwą rodzinę (oczywiście nie ujawniając żadnych szczegółów). Nie informujemy tej rodziny o takich telefonach, aby nie burzyć jej spokoju. W jakimś sensie, bierzemy na swoje sumienie podjęcie bardzo ważnej decyzji.
Zacząłem się nad tym zastanawiać akurat w przypadku Gacka, ponieważ jego rodzice adopcyjni są tak bardzo otwarci i nie obawiają się przeszłości chłopca.
Jak jednak postąpimy, gdy mama biologiczna Gacka do nas zadzwoni? Być może jest to pytanie, które powinniśmy zadawać każdej rodzinie adopcyjnej na samym początku.
Bycie rodzicami adopcyjnymi nie jest proste. My jesteśmy gotowi zaakceptować każde ich zdanie. To ich dziecko, ich życie, to oni będą ponosić konsekwencje trafnych (lub nie) decyzji.
Czy razem z Majką możemy im jakoś pomóc? Mam nadzieję, że tak.

Wrócę jednak do tego chłopaka, który przez ostatni rok, łamał wszelkie znane mi zasady.
Jako jedyny z dotychczasowych naszych dzieci – nie lubił jeść. W większości przypadków jest tak, że dzieci są nauczone tego, że o jedzenie trzeba zawalczyć … i najlepiej najeść się na zapas. Nawet Smerfetka, która była z nami od urodzenia, zaczęła przejawiać takie zachowania (wzorując się na innych). Niby wszystko jest proste, za każdym razem jedzenie zostaje na talerzach, co niestety przekłada się na niewłaściwą dietę Furii (bo zjada resztki) … a jednak są to nawyki, z którymi często walczymy miesiącami.

A może chłopiec wcale nie jest „na opak”?
Oto ostatnie opisy jego zachowań (przekazane do ośrodka adopcyjnego), których tutaj jeszcze nie prezentowałem:

Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów (18 miesięcy).

Gacek jest już wolny prawnie i wkrótce zostanie skierowany do adopcji. Jego mama biologiczna czasami się odzywa, czasami wpada na godzinkę go odwiedzić. Jednak trudno powiedzieć jakie są jej motywy (o ile sama jest ich świadoma). Jakiś czas temu poinformowała nas, że już więcej nie będzie się z nim spotykać, by za kilkanaście dni zadzwonić z pytaniem „kiedy mogę przyjechać?”
Jednak mamy wrażenie, że w sytuacji gdy możemy jej zaproponować dość odległy termin spotkania się z synem, to bardzo ją to cieszy.

Wykaz umiejętności dziecka:

  • W związku z przygotowywaniem wszelkiej dokumentacji dla Ośrodka Adopcyjnego, chłopiec przeszedł badania psychologiczne w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. Mimo, że opinia, którą otrzymaliśmy jest bardzo lakoniczna (w zasadzie jest tam tylko stwierdzona norma rozwojowa), to chłopiec w wielu sytuacjach podczas badania wykazał się umiejętnościami ponadprzeciętnymi. Pani psycholog była zaskoczona choćby tym, że Gacek odróżnia kształty i kolory (np. potrafi wskazać rzecz, czy obrazek, który jest koloru czerwonego).
  • Cały czas jest bardzo „przytulaśny”. Od jakiegoś czasu, dręczy nas chęcią dawania buziaków. Jednak jest nieufny w stosunku do obcych. Nawet na badaniach psychologicznych, przez długi czas nie chciał zejść z kolan mojej żony (czyli mamy zastępczej). Podobnie jest w sytuacjach, gdy pojawiają się w naszym domu osoby, których nie zna, albo nie widział ich przez dłuższy czas. Zachowanie to dotyczy również jego mamy biologicznej – w końcu z jego punktu widzenia, jest to zupełnie obca kobieta.
  • Od niedawna staje się coraz większym rozrabiaką. Prawdopodobnie jest to związane z rozwojem fizycznym, a dokładniej umiejętnością sprawnego chodzenia (a nawet biegania) oraz wchodzenia i schodzenia z czego tylko się da. Coraz częściej zaczyna walczyć z innymi dziećmi o swoje prawa, mimo że swoją posturą im nie dorównuje. Najczęściej jest to zauważane w trakcie zabawy, gdy jakaś zabawka nagle staje się przedmiotem pożądania dla wszystkich dzieci, albo rozpoczyna się bój, kto pierwszy wejdzie nam na kolana, czy też zostanie przytulony.
  • Dużo rzadziej dochodzi do walki o jedzenie. Gacek jest coraz większym niejadkiem. Na dobrą sprawę, tylko kaszkę z mlekiem wypija chętnie i nigdy jej nie odmawia. Owoce i deserki zjada, ale sprawia wrażenie jakby robił to dla towarzystwa (gdy jedzą inne dzieci). Nawet rarytasy, które uwielbiają pozostałe dzieciaki (ciasteczka, chrupki, różnego rodzaju płatki), najczęściej oddaje psu – mimo że początkowo wyciąga po nie ręce. Najgorzej jest z jedzeniem obiadu i chleba z obkładem (wyłączając suchą bagietkę). Kawałek mięsa potrafi „memlać” godzinę, zanim go w końcu połknie.
  • Od jakiegoś czasu Gacek przestał lubić się kąpać. W czasie gdy pozostała dwójka świetnie się bawi (wylewając połowę wody z wanny na podłogę) … on stoi. Umycie głowy bez płaczu, graniczy z cudem. Ciekawe jest tylko to, że gdy starsza o 4 miesiące Smerfetka, wylewa mu z kubeczka wodę na głowę, która leje mu się po oczach – to wtedy rechocze ze śmiechu.
  • Biorąc pod uwagę kwestie zdrowia, to chłopiec nie nastręcza żadnych problemów. Czasami jakiś katarek i to wszystko. Wprawdzie jego mama biologiczna uważa, że jest on dzieckiem schorowanym, to tak naprawdę wszystko skupia się na utrzymywaniu odpowiedniej higieny (ale też bez przesady) i smarowaniu jego skóry (mającej tendencję do przesuszania się i chropowatości) różnymi kremami i maściami oraz podawaniu raz dziennie leków przeciwalergicznych. Jego policzki są prawie zawsze zaczerwienione (co niektórzy odczytuję jako oznakę zdrowia). Niestety jest to najprawdopodobniej reakcja uczuleniowa (chłopiec jest pod opieką alergologa). Ale powoduje to, że dla osób niewtajemniczonych, Gacek wygląda zdrowo i pewnie miałby zagwarantowany udział w programie „Rolnik szuka żony”.
  • Do tej pory nie zaznajamialiśmy go z nocnikiem. Trochę więc go pod tym względem zaniedbujemy, ale próba „łapania kupy” przy pozostałych dzieciach byłaby bardzo trudnym przedsięwzięciem. Niech to będzie wyzwaniem dla rodziców adopcyjnych.
  • Natomiast staramy się przybliżać mu funkcję szczoteczki do zębów. Póki co bez pasty, bo zostaje ona natychmiast zjadana. Zresztą szczoteczka pełni rolę zabawki (i do tego przechodniej, bo cała trójka maluchów, którą aktualnie mamy pod opieką, korzysta z niej naprzemiennie – ponieważ kąpią się razem w wannie). Jednak, aby pokazać do czego ona służy, w czasie kąpieli myję zęby razem z nimi.
  • Niestety najgorzej sytuacja wygląda w kwestii mowy. Wprawdzie Gacek rozumie co się do niego mówi i często wykonuje rozmaite polecenia, to jednak ilość wypowiadanych słów nie przekracza dziesięciu. Najczęściej wypowiada „aaaaaaaaaaa” (z radości). W sumie bardzo nas to cieszy, ponieważ porównując jego aktualnie zachowanie, do stoickiego spokoju sprzed dwóch, czy trzech miesięcy, wydaje nam się, że stał się wulkanem energii.
Przed chłopcem pewnie jeden z najtrudniejszych w życiu egzaminów.
Uważamy, że emocjonalnie Gacek jest zdolny to zamieszkania z nowymi rodzicami adopcyjnymi, nie ponosząc przy tym większego uszczerbku na swoim zdrowiu psychicznym.
Mamy nadzieję, że nowi rodzice (podobnie jak dotychczasowi rodzice adopcyjni dzieci, które od nas odeszły) będą rozumieć, że rozstanie z nami powinno być procesem rozłożonym w czasie … albo inaczej – poznawanie ich przez Gacka powinno być rozłożone w czasie.

Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów (21 miesięcy).

Gacek od kilku dni spotyka się z rodzicami adopcyjnymi.
Ponieważ brakuje im jeszcze jedno zaświadczenie, aby złożyć wniosek do sądu o przysposobienie (czyli mamy jeszcze trochę czasu na poznawanie siebie), to na razie nie naciskamy na kontakty „jeden na jeden”. Oznacza to, że chłopiec raczej nie zauważa jeszcze powagi sytuacji. Uważa ich za osoby, które przychodzą się z nim pobawić – jak również ze Smerfetką i Kapslem.

Wprawdzie okazali się bardzo sympatycznymi ludźmi i miło jest nam wspólnie z nimi spędzać czas, to jednak coraz bardziej będziemy się musieli wycofywać, aby chłopiec wszystko sobie uporządkował, bo wcale się nie dziwię, że czasami nie wie o co nam chodzi. Na przykład, gdy powiedziałem „idź daj tacie buziaka”, to nie bardzo wiedział, dlaczego ma go dać „temu panu” (bo przecież dla niego tata to ja). Wprawdzie zawsze mówimy o sobie „ciocia” i „wujek”, to jednak prawie wszystkie nasze dzieci zastępcze na pewnym etapie swojego rozwoju zaczynają mówić mama i tata (najprawdopodobniej wzorując się na naszych dzieciach biologicznych).
Rodzice adopcyjni Gacka (podobnie jak rodzice naszych poprzednich dzieci zastępczych) przechodzą przez kolejne kręgi wtajemniczenia. Czasami się zastanawiam, czy takie dozowanie wiedzy ma jakiś głębszy sens. Może ma, bo się przeciwko temu nie buntują … albo wychodzą z założenia, że Majce nie warto się sprzeciwiać.
Tak więc rytuały związane z kąpielą i układaniem do snu, są dopiero przed nami.

Gacek zaczyna sobie coraz lepiej radzić w życiu. Wyrasta z bycia „ciapciusiem” ustawianym do kąta przez Smerfetkę. Wprawdzie w ciągu dnia trzyma fason, zgrywając dżentelmena, to nad ranem (gdy wydaje mu się, że nikt go nie widzi), często zdarza się mu walnąć Smerfetkę jakąś zabawką. Ma świadomość tego, że ma raczej mizerną posturę i w konfrontacji siłowej raczej nie ma z nią szans. Dlatego szybko ucieka. Do tego często zabiera jej wcześniej smoczek, wiedząc że to znacząco opóźni rozpoczęcie pogoni (Smerfetka bez swojego atrybutu jest dużo mniej pewna siebie).

Jest „gadżeciarzem”. Krótko mówiąc: fura i komóra … dodałbym może jeszcze „balon”. Zabawki liczą się tylko te, które mają kółka (pluszaki mogłyby nie istnieć). Telefon woli taki, po którym można przesuwać palcem, chociaż moim też nie gardzi i doskonale wie, że w tym przypadku trzeba naciskać na klawisze. Niestety telefon zabawka (który nie dość, że jest kolorowy, to jeszcze świeci, gra i „gada”) zupełnie go nie interesuje. Jednym z kilku słów, które wypowiada, jest „alo-alo”.

Niestety w kwestii jedzenia niewiele się zmieniło. Gacek nadal jest niejadkiem. Będzie to dużym wyzwaniem dla rodziców adopcyjnych. Ale z głodu nie umrze, bo spaghetti zjada zawsze, lubi też niektóre owoce i bez marudzenia wypija mleko z kaszką. Całą tą wiedzą oczywiście dzielimy się z nowymi rodzicami.

Chłopiec coraz częściej zaczyna też mieć swoje zdanie (żeby nie powiedzieć „humory”). Tak jak rewelacyjnie zdał test psychologiczny przed zgłoszeniem go do Ośrodka Adopcyjnego, tak przy spotkaniu z panią psycholog robiącą wywiad, zupełnie się nie popisał – bo nie chciał. Musiała się więc zadowolić wiedzą przekazaną jej przez nas.

Chłopiec nadal jest milczkiem, chociaż są chwile, gdy się otwiera. Potrafi wówczas wypowiedzieć kilka całkiem długich zdań. Jednak „konia z rzędem” temu, kto potrafiłby to przetłumaczyć. Cieszę się, że najczęściej wypowiada je w mojej obecności (bo albo przy kąpieli, albo nad ranem, gdy jest pod moją opieką), chociaż może niesłusznie, bo w końcu nie wiem co chce mi przekazać.
Jednak mimo ograniczonego zasobu słów, wszystko jest w normie – według testu wystarczy znajomość więcej niż trzech wyrazów, a taką posiada.

Intelektualnie wszystko jest bez zarzutu. Chłopiec rozumie większość poleceń. Kojarzy pewne fakty. Nie jest mu obce myślenie przyczynowo-skutkowe. Gdy o poranku mówię „wychodzimy”, to Gacek biegnie po moje spodnie i mi je podaje. Jeżeli wcześniej nie został rozebrany przez Smerfetkę, to kładzie się, aby go „wypuścić” ze śpiwora.
Czasami się zastanawiam, czy przetrzymywanie dzieci w śpiworach do momentu wyjścia z sypialni, nie jest trochę nieludzkie. Można jednak przyjąć, że jest to pewnego rodzaju rytuał, który nie jest odbierany jako coś krzywdzącego. Chodzić mogą (chociaż znacznie wolniej), a co najważniejsze - są w stanie wgramolić się najwyżej na drugą półkę w szafie.

W sprawach zdrowotnych zrobiliśmy co się dało (chociaż zbyt wiele robić nie było trzeba). Chłopiec cały czas jest na lekach przeciwuczuleniowych, co powoduje, że jego skóra wygląda całkiem przyzwoicie. Na ewentualne testy alergiczne, podobno jest jeszcze za wcześnie, ponieważ nie byłyby one miarodajne.

Fizycznie Gacek jest bardzo dobrze rozwinięty. Biega, skacze, jeździ jeździkiem wokół kominka. Na placu zabaw uwielbia huśtawki, zjeżdżalnie, karuzele. Bardzo dobrze współżyje (a nawet współpracuje przy brojeniu) z psem, co niewątpliwie cieszy rodziców adopcyjnych (mają dwa psy).

Parafrazując, powiedziałbym że przekazujemy nowym rodzicom bardzo dobrze utrzymany egzemplarz, mający tylko drobne zarysowania i stłuczenia. Widząc nasze przywiązanie, obiecali że będą nas informować o postępach chłopca, a nawet nas odwiedzać. A tak poważnie, to długi proces „przekazywania” dziecka rodzicom adopcyjnym jest dobry nie tylko dla samego dziecka, jego nowych rodziców, ale również starych rodziców (czyli zastępczych).

Dodam na koniec, że mama biologiczna Gacka odezwała się jakiś czas temu (gdy chłopiec był już zgłoszony do adopcji). Wstępnie wyraziła chęć spotkania się z nim po raz ostatni, jednak drugi raz już nie zadzwoniła … aż do dnia dzisiejszego. W dzisiejszej rozmowie stwierdziła, że więcej już nie przyjedzie, ale życzy mu dużo szczęścia. Zapytała o nasze odczucia względem jego rodziców adopcyjnych i tym sposobem zakończyła pewien epizod w swoim życiu. Moim zdaniem, w sytuacji jaką mamy, jest to bardzo dojrzałe zachowanie (chociaż Majki ocena mamy chłopca jest nieco inna).





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz