sobota, 10 grudnia 2016

KAPSEL 2

Niestety sytuacja Kapsla komplikuje się coraz bardziej.
Jeszcze miesiąc temu istniała realna szansa na powrót do rodzinnego domu – może nie najlepszego, ale bezpiecznego, a przede wszystkim własnego, w którym jest … mama.
Pomoc społeczna wystawiła mamie Kapsla całkiem przyzwoitą opinię, opierając się głównie na jej ogromnym zaangażowaniu. W miarę swoich możliwości, zrobiła remont aktualnego mieszkania i udało jej się spotkać z wójtem swojej gminy, dzięki czemu została zapisana na lokal socjalny w trybie pilnym. Pracę ..., może nie najlepiej płatną, ale ma – a to jest najważniejsze. Stanowisko PCPR-u też było jednoznaczne (zresztą poparte naszą pozytywną oceną sytuacji). Czekaliśmy więc na rozprawę, licząc na to, że być może chłopak spędzi święta już w swoim domu.
Decyzja sądu zaskoczyła wszystkich – odebranie praw rodzicielskich i zakaz widywania się z synem. Dlaczego …?
Pozwolę sobie w tym momencie zrobić pewną dygresję, dotyczącą mojej oceny sądów rodzinnych. Z pewnością jest to bardzo subiektywne spojrzenie, oparte na kilku, czy kilkunastu przypadkach, z którymi mieliśmy do czynienia, jednak sprawa Kapsla skłoniła mnie do takich rozważań.
Podobnie jak kilka milionów innych osób w naszym kraju, rokrocznie jadę na badanie techniczne mojego samochodu, aby dostać pieczątkę w dowodzie rejestracyjnym, że jest on dopuszczony do ruchu. Kilka lat temu wykonywałem te badania w pewnej stacji kontroli pojazdów. Mimo, że kilka dni wcześniej robiłem przegląd w autoryzowanym serwisie, osoba tam pracująca zawsze przyczepiała się do hamulców (nawet dwa razy odsyłając mnie ponownie do serwisu). Tak więc zmieniłem kontrolera. Po kilku latach nawet zrezygnowałem z autoryzowanego serwisu. Teraz przeglądy robię u mechanika Mirka i z badaniem technicznym nie mam problemu. Dlaczego o tym napisałem? Ponieważ tak jak w tym przypadku, tak samo przy decyzjach podejmowanych przez sąd rodzinny, wszystko zależy od jednego człowieka. Różnica polega tylko na tym, że sądu rodzinnego nie można sobie wybrać. Rodzice biologiczni są więc skazani na przypadek. Z pełną świadomością mogę stwierdzić, że identyczna sytuacja dziecka, prowadzona w różnych znanych mi sądach rodzinnych, mogłaby zakończyć się zupełnie innym wyrokiem.
Teoretycznie sędzia wydaje decyzję w oparciu o wszelkie istotne dla sprawy okoliczności. Tyle, że te okoliczności należy ustalić na podstawie czegoś. A tutaj jest bardzo różnie. Jedne sądy zapraszają rodziców zastępczych na rozprawę - inne nie, jedne wnioskują do rodziny zastępczej o przedstawienie opinii – inne nie, jedne są zadowolone z każdego dostarczonego materiału dowodowego – inne nie lubią, gdy ktoś niepytany się wychyla. Są sędziowie, którzy dzwonią do Majki z pytaniem: „to jaką decyzję mam podjąć?” (co też jest pewnego rodzaju przegięciem), jak również tacy, którzy wydają decyzję o przekazaniu dziecka do rodziny zastępczej, nie informując o tym nikogo poza rodzicami biologicznymi. I niby kto ma tych rodziców dla dziecka znaleźć?
W większości przypadków sędziowie bardzo twardo stąpają po ziemi, dokładnie zapoznają się z materiałem dowodowym - a przede wszystkim wiedzą o czym mówią … Ale nie zawsze.
Trochę sobie pogadałem, chociaż tak naprawdę ważne jest ostatnie zdanie. Sędzia orzekający w sprawie Kapsla był przekonany, że swoją decyzją otwiera mu drogę ku świetlanej przyszłości w rodzinie adopcyjnej. Trochę przypomina mi to dywagacje niektórych osób, w myśl których na każde urodzone dziecko, czeka tłum rodzin adopcyjnych.
Otóż nie … W przypadku Kapsla nie istnieją praktycznie żadne szanse na adopcję. Dla dzieci sześcioletnich trudno jest znaleźć rodzinę zastępczą, nie mówiąc o adopcyjnej – sąd o tym nie wie? Mówię tutaj o dzieciach zupełnie zdrowych, będących w normie rozwojowej pod każdym względem. Kapsel jest opóźniony w rozwoju i według wszelkich opinii dysproporcja w stosunku do rówieśników będzie się tylko powiększać. Czy sąd tego nie doczytał? Może nie, bo może nie chciał doczytać. W końcu sam nie wystąpił o przekazanie jakichkolwiek informacji ani do nas, ani do PCPR-u, a opinię wysłaną przez panią Jowitę (naszą koordynatorkę) potraktował jako pewnego rodzaju „samowolkę”.
Mama Kapsla zdecydowała się odwołać od decyzji sądu. Ale czy zrobiła to prawidłowo? Czy w ogóle to zrobiła? Była umówiona w naszym PCPR-rze. Pani Jowita przygotowała z prawnikiem wzory odpowiednich pism. Mama nie dotarła do dnia dzisiejszego.

Istnieją trzy możliwości dalszego biegu wydarzeń.

Wariant nierealny polegałby na tym, że mama w prawidłowy sposób złożyłaby odwołanie od decyzji sądu, a ten uznałby jej racje i sam zmienił postanowienie.

Wariant mało prawdopodobny, ale możliwy - mama prawidłowo przeprowadziła wszelkie czynności odwoławcze.
W tym przypadku czekamy na rozprawę w sądzie apelacyjnym, co oznacza, że z pewnością będziemy razem z Kapslem witać Nowy Rok 2018 (a może i 2019).

Wariant najbardziej prawdopodobny – decyzja sądu się uprawomocni. Kapsel zostanie zgłoszony do ośrodka adopcyjnego, prawdopodobnie nawet zakwalifikowany do adopcji. Nie będzie chętnych rodzin adopcyjnych … rozpocznie się poszukiwanie rodzin zastępczych. Nie będzie chętnych rodzin zastępczych w naszym powiecie … rozpocznie się poszukiwanie poza powiatem. W tym momencie jest już „wolna amerykanka' – PCPR poszukuje jakichkolwiek rodziców swoimi kanałami, my swoimi – łącznie z umieszczaniem informacji na „tablicach ogłoszeń”, na różnych forach internetowych związanych z adopcją bądź rodzicielstwem zastępczym. Przykre? … bardzo, ale tak się to odbywa.Oczywiście jeżeli uda się taką rodzinę znaleźć, to jest ona weryfikowana przez PCPR, no i oczywiście musi mieć ukończony kurs dla rodziców zastępczych.
Czy znajdzie się rodzina, która zechce pokochać sześcioletniego chłopca, który sika w majtki, z trudem rozwiązuje zadania dla trzylatków, nie potrafi zapamiętać wierszyka, policzyć do dziesięciu, wymienić kolorów, dni tygodnia … Czy fakt, że jest bardzo opiekuńczy w stosunku do innych dzieci i zwierząt, że stara się być bardzo pomocny, że bardzo chce kochać i być kochanym – wystarczy, aby ktoś się nim zainteresował? Prawdę mówiąc – wątpię. Pozostanie dom dziecka …

Ciekawy jestem tylko, czy sąd raczy nas poinformować o tym, że podjął decyzję o zakazie kontaktowania się mamy z synem. Na dobrą sprawę, gdyby zakaz ten był celowy, to powinniśmy go już dawno otrzymać, w trybie natychmiastowej wykonalności (co w żaden sposób nie wiązałoby się z tym, czy wyrok się uprawomocni, czy nie). Dopóki niczego nie dostaliśmy na piśmie, dopóty nic nie wiemy i Kapsel nadal spotyka się z mamą. Codziennie zadaje pytanie „czy dzisiaj jest sobota?”. Chyba bardzo lubi to określenie, bo tak naprawdę spotyka się z mamą w poniedziałki. Jednak bardzo czeka na ten dzień i nie wyobrażamy sobie, jak w pewnym momencie będziemy musieli mu powiedzieć, że mama już więcej nie przyjdzie.
Chociaż z drugiej strony, jaki sens ma podtrzymywanie więzi, jeżeli prawdopodobieństwo powrotu do mamy będzie bliskie zeru?

Ale póki co, skupiamy się na tym, co jest teraz.
Dzień, w którym Kapsel spotyka się z mamą, nie należy do przyjemnych (z naszego punktu widzenia). Wieczór upływa pod znakiem płaczu, krzyków, negowania każdego polecenia, a nawet rzucania się na podłogę (nie wiadomo dlaczego, atak szału najczęściej następuje w wannie – przy kąpieli).
Bardzo się cieszę, że zachowanie Kapsla jest monitorowane przez psychologa, bo być może uznałbym to za przyczynek do ograniczania widzeń. Okazuje się, że jest to bardzo zdrowy symptom odbudowywania więzi z mamą. Tylko jak powinniśmy się do tego odnosić, mając w świadomości wyrok sądu? Sam nie wiem.

Na koniec wrócę jeszcze do sikania Kapsla w majtki. Zgodnie z zaleceniami psychologów, przestaliśmy w jakiś szczególny sposób na to reagować. Chłopiec, chyba potraktował to jak pewnego rodzaju przyzwolenie, albo uznał, że skoro na noc zakłada pieluchomajtki, to nie obowiązują go już żadne zasady. W każdym razie po kilku dniach kupiliśmy pieluchomajtki dla dorosłych, bo bywało, że z tych dziecięcych wszystko zaczęło się wylewać. Chociaż są też noce zupełnie suche i niestety nie udaje nam się ustalić jakiejś reguły. W ciągu dnia jest dużo lepiej, chociaż pralka i tak ma „pełne ręce” roboty.
Wizyta u urologa niczego szczególnego nie wniosła do sprawy. Anatomicznie wszystko jest w porządku. Badanie moczu wykazało tylko istnienie jakichś bakterii, które aktualnie staramy się zwalczać, jednak nijak ma się to do problemu moczenia się. Zliczamy też w odstępach kilkudniowych ilość wypijanej wody i porównujemy to z ilością oddanego moczu. Kapslowi bardzo spodobało się sikanie do butelki, więc często robi tak również jak nie musi. Początkowo miałem pewne opory, gdy podawał mi rękę (bo nigdy nie wiedziałem, czy idąc do ubikacji, nie wpadł na pomysł nasikania do butelki), ale do wszystkiego można się przyzwyczaić. Nie wiem co z tych pomiarów wyjdzie, następna wizyta u urologa, już wkrótce.

Dlaczego właściwie o tym wszystkim piszę?

Być może takie oceny dzieci trafiają do potencjalnych rodziców adopcyjnych.
Często się zastanawiam, jak wielkie emocje muszą nimi targać, gdy czytają podobne opisy?
A do tego świadomość, że być może są rzeczy z życia ich przyszłego dziecka, które nigdy nie ujrzą światła dziennego.

Chciałbym, aby znalazła się jakakolwiek rodzina chętna do zaopiekowania się Kapslem, bo inaczej chłopak będzie miał w życiu „przerąbane”. A wszystko przez jedną nietrafioną decyzję ..., można powiedzieć, że przez przypadek.
Żałuję tylko jednej rzeczy – że pani sędzia, która prowadziła sprawę Kapsla, nie zdecydowała się kiedyś na ukończenie Politechniki. Może badając stan techniczny pojazdów, sprawdziła by się lepiej – w końcu samochody mają dużo bardziej prostą konstrukcję.
Czy mam prawo oceniać jej pracę i podejmowane decyzje? Nie wiem, być może nie, ale musiałem sobie trochę ponarzekać.



4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry, podczytuje Twojego bloga od jakiegoś czasu, jednak to dopiero mój pierwszy komentarz.

      Tak mi się nasunęło, bazując na moim doświadczeniu zawodowym około pomoco-społeczno-urzędniczym, że okoliczności pozbawienia władzy i co więcej - zakazu kontaktu mogą nie być w pełni znane Tobie czy PCPR. Na samej sprawie czy tuż przed musiało "wypłynąć" coś więcej przeciwko mamie biologicznej chłopca.

      Może odbyło się badanie w OZSS? Negatywna opinia biegłych mogła być decydująca. Może mama na samej sprawie coś "chlapnęła" sama sobie niejako strzelając w stopę??
      Tak sobie gdybam, bo bardzo nie chciałabym zacząć myśleć, że decyzja jednej osoby (Sędziego) podjęta bezzasadnie determinuje dalsze losy dziecka. Gdzieś tam wolę wierzyć w niedookreślone nigdzie "dobro dziecka" ;)

      Usuń
    2. Pierwsza myśl, która nam przyszła do głowy po usłyszeniu wyroku, była dokładnie taka jak Twoja – musiały wypłynąć jakieś okoliczności, o których nikt nie wiedział. Dlatego staraliśmy się powstrzymywać od wyciągania pochopnych wniosków, do czasu rozmowy naszej koordynatorki z sędziną. Niestety żadnego przełomu nie było, wszystkie fakty były nam doskonale znane, za to była podkreślana jego hipotetyczna szansa na adopcję. Być może doczytamy się czegoś w postanowieniu sądu, które mama Kapsla obiecała nam pokazać.
      Natomiast badania więzi w OZSS nie było, a przynajmniej Kapsel nie został na takie spotkanie zaproszony. Nie wiem, czy możliwe jest badanie tylko samych rodziców, w każdym razie mama o niczym takim nie wspominała. Sądzę jednak, że skoro jeździmy na takie badania z dziećmi kilkunastomiesięcznymi, to tym bardziej obserwacja zachowań dziecka sześcioletniego raczej byłaby wskazana.

      Usuń
    3. jeśli nie odbyły się badania w OZSS to argument dla mamy przy apelacji będzie dobry! W moich stronach sądy przed każdym większym ruchem w sytuacji dziecka kierują na badania więzi - kompetencji osobistych i predyspozycji rodziców biologicznych. Nie ma tutaj wyjątków...

      Usuń