sobota, 5 listopada 2016

SMERFETKA

Zadaniem naszej rodziny (jako pogotowia rodzinnego) jest zaopiekowanie się dzieckiem w ciągu czterech miesięcy, z możliwością przedłużenia tego okresu o kolejne cztery. W tym czasie sąd powinien uregulować sytuację prawną dziecka, zadecydować o powrocie do rodziny biologicznej lub odebrać jej prawa rodzicielskie i zgłosić dziecko do ośrodka adopcyjnego, albo podjąć decyzję o umieszczeniu go w rodzinie zastępczej (potocznie zwanej długoterminową), w której będzie ono przebywać dłużej … być może do pełnoletności, a nawet w nieskończoność. Tyle mówi teoria. Praktyka jest zupełnie inna. Jak do tej pory, w ustawowym czasie, odeszło od nas tylko jedno dziecko. Większość z nich spędza w naszej rodzinie około roku. Na tą okoliczność, ustawa przewiduje termin „w wyjątkowych sytuacjach ...”. Mamy więc prawie zawsze wyjątkowe sytuacje.
Smerfetka jest jednak dzieckiem, które pobiło wszelkie rekordy, i nadal jest z nami. W założeniu, sąd po 18 miesiącach od umieszczenia dziecka w pieczy zastępczej, powinien uregulować jego sytuację prawną. Powinien ocenić rodzinę biologiczną i podjąć decyzję, czy może ono do niej wrócić (w końcu te półtora roku, jest chyba wystarczającym okresem, aby rodzina podjęła kroki umożliwiające jej opiekę nad dzieckiem). Sąd powinien coś zrobić … ale czasami mam wrażenie, że tylko powinien. W przypadku Smerfetki, nie odbyła się jeszcze ani jedna rozprawa, mimo wielu ponagleń ze strony naszego PCPR-u. Wprawdzie mama Smerfetki nie ma stałego miejsca zamieszkania (co często jest pewnego rodzaju usprawiedliwieniem dla sądu), jednak ma telefon (i jego numer nie jest tajemnicą), bywa w szpitalu na dłuższy pobyt (o czym sąd też jest informowany), a jednak nic się nie dzieje – zwłaszcza, że minęło już magiczne 18 miesięcy, w którym to rodzic powinien się wykazać dobrą wolą.

Jednak ostatnio coś drgnęło, więc zaczęliśmy być dobrej myśli. Ni stąd ni zowąd dostaliśmy wezwanie na spotkanie w OZSS (Opiniodawczy Zespół Sądowych Specjalistów), mające na celu ocenę psychologiczną Smerfetki i jej mamy biologicznej oraz wydanie opinii dotyczącej możliwości powrotu do mamy. Jest więc nadzieja, że nasz sąd wziął sobie do serca nowelizację ustawy sprzed kilku lat i zamierza podjąć konkretne kroki (i do tego, jako podkładkę, potrzebuje badanie psychologiczne dziecka i matki). Niestety na wyniki jeszcze będziemy musieli poczekać kilka tygodni (a właściwie sąd - bo ani my, ani PCPR, żadnej dokumentacji z takiego badania nie dostajemy).
Majka była już z innymi dziećmi na takiej ocenie wiele razy. Dla mnie było to nowe doświadczenie, wynikające tylko z tego, że tym razem konieczna była osoba, która dotrzyma towarzystwa Smerfetce, gdy Majka będzie rozmawiać z komisją orzekającą.
Pominę fakt, że rozmowa z Majką mogła mieć miejsce w obecności Smerfetki (w końcu półtoraroczne dziecko raczej niewiele zrozumie z wypowiadanych słów, jedynie może nieco rozpraszać wszystkie osoby – ale za to jego zachowanie dawałoby komisji wiele cennych informacji).
Pominę fakt, że pierwsze dwie godziny spędziliśmy w poczekalni (bo „przesłuchiwana” była mama biologiczna), które to godziny są codziennym snem południowym dziewczynki – mogliśmy zwyczajnie przyjechać o te dwie godziny później.
Pominę fakt, że z czterech godzin, które tam spędziliśmy, zachowania Smerfetki były obserwowane zaledwie przez 10 minut i to na samym końcu, gdy dziewczynka praktycznie zasypiała na stojąco.
Niestety w moim odczuciu, pewnego rodzaju szablonowość, schematyczność (krótko mówiąc rutyna), wzięły górę w całym tym badaniu. Jest to coś, czego bardzo się boję w tym co sam robię. „Pal diabli” moją pracę zawodową (tutaj sami klienci zweryfikują moją przydatność). Mam tylko nadzieję, że w porę zauważę, że nie nadajemy się z Majką do dalszego prowadzenia pogotowia rodzinnego.
Majka po ostatnim badaniu Smerfetki i jej mamy, miała strasznego „doła”. Zespół orzekający stwierdził, że dziewczynka ma zaburzone więzi (a przynajmniej nie takie jak mieć powinna), co oznaczało ni mniej ni więcej, tylko tyle, że gdzieś popełniliśmy (a w zasadzie cały czas popełniamy) błąd. Podstawą takiego stwierdzenia był fakt, że Smerfetka będąc w naszej obecności (i wszystkich innych obserwujących) nagle przytuliła się do nóg zupełnie obcego mężczyzny (który moim zdaniem zwyczajnie stał najbliżej niej). Dlaczego nie podbiegła do mnie, mimo że stałem kawałek dalej? Też mnie to trochę zdziwiło. Może poczuła się zawstydzona (w końcu wszyscy wpijali w nią wzrok), może nie skojarzyła, że są to czyjeś nogi (w końcu patrzy z perspektywy 70 cm nad podłogą), może potraktowała to jako pewnego rodzaju zabawę - kto to wie. Potwierdzeniem teorii o zaburzeniu więzi był też fakt, że dziewczynka chętnie spędziła wakacje w rodzinie pomocowej.
Nie pomogły nasze twierdzenia, że zdaniem wielu osób, Majka jest dla niej najważniejsza, że kilka miesięcy temu przeżywała bardzo silny lęk separacyjny, że z rodziną wakacyjną zapoznała się dużo wcześniej (nawet bywając w jej domu), że do pani psycholog wcale tak chętnie nie poszła (… tego jej nie powiedzieliśmy – a szkoda).
Na dobrą sprawę można było przeprowadzić eksperyment, polegający na tym, że nagle my byśmy wyszli z pokoju, albo dziewczynka zostałaby wystraszona. Być może tak drastycznych metod się nie stosuje, chociaż zapewne mogłyby one doprowadzić do bardziej prawdziwych konkluzji.
Ja do takich rewelacyjnych wniosków, wysnuwanych na podstawie kilkuminutowej obserwacji (do tego w obcym środowisku), podchodzę bardzo chłodno. W dużej mierze pomaga mi moja sceptyczno-introwertyczna dusza. Aczkolwiek w tym przypadku, taka ocena psychologiczna nawet mi pasuje, bo być może zostanie zasugerowane (we wnioskach dla sądu) jak najszybsze umieszczenie dziecka w stabilnej i docelowej rodzinie.
Ale żal było mi Majki. Wracaliśmy tramwajem. Dla mnie było to takie samo przeżycie jak dla Smerfetki, bo od wielu lat tramwajem nie jechałem. Dziewczynka przez cały czas wtulała się w Majkę, nie chciała pójść do mnie na ręce, nie reagowała na zaczepki innych pań jadących razem z nami. Tego oczywiście we wnioskach OZSS nie będzie (bo niby skąd).
Kilkanaście miesięcy bycia z sobą, zabaw, spacerów, czytania bajek – skwitowane zostało krótką frazą „zaburzone więzi”. A gdyby tego faceta tam nie było? Wówczas pewnie okazałoby się, że więzi są prawidłowe. Chyba jednak mnie też ta ocena w jakiś sposób poruszyła.
Chociaż tylko na chwilę. Mamy przecież kontakt z rodzicami adopcyjnymi lub zastępczymi naszych byłych podopiecznych. Gdyby uważali, że wyrządziliśmy ich dziecku jakąś krzywdę, to pewnie nie chcieliby mieć z nami nic do czynienia. A jednak raz na jakiś czas się z nimi spotykamy. Jutro idziemy na trzecie urodziny Foxika (z całą ferajną), wczoraj dostaliśmy zaproszenie do Hawranka, również Iskierka zapowiedziała wizytę w najbliższym czasie, niedawno spotkaliśmy się z Irokezem i Luzakiem. Kilka razy w miesiącu Francesca przesyła nam zdjęcia i informacje o Chapicku. Żadne z tych dzieci nie ma zaburzeń więzi. Dlaczego miałoby to dotyczyć Smerfetki, która jest z nami od drugiej doby swojego życia?

Dziewczynka już od dawna powinna znaleźć się w kochającej rodzinie adopcyjnej. Jej mama dzwoni do nas raz na kilka tygodni (bardziej sprawdzając, czy dziecko nadal jest u nas, niż interesując się jego zdrowiem i rozwojem). Chciałoby się powiedzieć: kobieto, pozwól odejść Smerfetce, nie potrafisz ogarnąć swojego życia, masz odebrane wszystkie starsze dzieci (nawet nie potrafisz się ich doliczyć), nie robisz nic … znasz dziewczynkę tylko ze zdjęcia, bo nigdy jej nie odwiedziłaś … sorry - dwa razy - w trzecim dniu jej życia i niedawno przy badaniu psychologicznym w OZSS..
Niestety nie możemy tak do niej powiedzieć. Powinniśmy ją wspierać w procesie odzyskania dziecka – tylko co to za proces? Telefon raz w miesiącu i wynajęcie prawnika, który będzie ją reprezentował. Wystąpił jakiś czas temu do nas z wnioskiem o pisemne wyrażenie zgody na odwiedziny mamy. Zgodziliśmy się na wizytę raz w tygodniu.
I co? I nic. Może ktoś założył, że będziemy przeciwni, a miało to dobrze wyglądać w sądzie. Obawiam się, że sprawa może się jeszcze trochę pociągnąć. Nawet gdy uda się wreszcie ustalić termin rozprawy, a nawet zostanie podjęta decyzja o odebraniu praw rodzicielskich, to z pomocą prawnika, może to jeszcze trwać i trwać.
Czy mama biologiczna dziewczynki może ją jeszcze odzyskać? Niestety tak. Wszystko zależy od sędziego sądu rodzinnego. Liczymy tylko na negatywną ocenę mamy biologicznej przez OZSS, oraz że sąd z tą opinią się zgodzi i odbierze mamie prawa rodzicielskie. W przypadku decyzji korzystnej dla mamy, nawet nie będzie możliwości odwołania się od wyroku, bo ani my, ani PCPR, nie jesteśmy stroną w sprawie.

Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie (bo coś zaczęło się dziać), ale również może mieć miejsce sytuacja, gdy PCPR podejmie decyzję, że Smerfetka wyczerpała wszelkie pokłady dobrej woli i dłużej w pogotowiu rodzinnym przebywać nie może – bo nie taka jego rola. Rozpocznie się poszukiwanie rodziny zastępczej.
Znam nasz PCPR, więc wiem, że początkowo brane będą pod uwagę rodziny z motywacją adopcyjną (które w momencie prawnego uwolnienia dziewczynki, będą miały pierwszeństwo w jej przysposobieniu). Ale jeżeli taka rodzina się nie znajdzie?
Trudno też nie spojrzeć na całe zagadnienie okiem rodzin adopcyjnych. Czekają na naszą Smerfetkę miesiącami, a nawet latami, a ta „marnuje się” w jakimś pogotowiu rodzinnym, bo sąd nie potrafi ustalić adresu mamy biologicznej.

Jest też rzecz, która czasami wzbudza moje zaniepokojenie. W zasadzie dzieci kilkunastomiesięczne, bez większych problemów asymilują się z nową rodziną. Czasami proces zaznajamiania się musi trwać trochę dłużej, jednak nie zdarzyło nam się jeszcze, aby dziecko przeżywało rozstanie z nami w jakiś szczególny sposób. Gdy odchodzi do nowej rodziny, to z pewnością jest na to gotowe. Czasami tylko mam wrażenie, że do pełni szczęścia zabrakło kilku spotkań dziecka z nowymi rodzicami.
Okazuje się jednak, że nawet tak małe dzieci mają doskonałą pamięć, chociaż potrafią również bardzo szybko zapominać. Niby to się wzajemnie wyklucza, ale tak to widzę. Niewiele trzeba, aby wspomnienia wróciły. Niedawno Francesca (mama Chapicka) powiedziała nam, że chłopiec oglądając zdjęcia, gdy zobaczył na jednym z nich Majkę, powiedział „mamma”. Odszukała więc inne z okresu, gdy był u nas – nadal widząc Majkę, mówił „mamma”. Będąc w naszej rodzinie, nie zwracał się do nas, mówiąc mama czy tata.
Również inne dzieci (które w młodszym wieku opuszczały naszą rodzinę) mają pewne wspomnienia. Zwłaszcza Iskierka, która potrafi przywołać konkretne sytuacje z przeszłości, oraz Hawranek, który z niewiadomych przyczyn traktuje nas w sposób uprzywilejowany.
Jakie wspomnienia będzie miała Smerfetka, która teraz mówi do nas mama i tata, i nie ma zielonego pojęcia, że kiedyś się rozstaniemy? Jesteśmy jej całym światem, a ona dla nas… jak córka.

Tak więc dzisiaj zrobiłem dość obszerny wstęp do historii Smerfetki, którą przedstawię w kolejnych postach.
Na koniec „wkleję” zdjęcie Chapicka. Wrzuciła je do sieci Francesca, więc myślę, że z czystym sumieniem mogę je umieścić również na tym blogu. Niby ono tu nie pasuje, ale chłopiec bardzo lubił Smerfetkę (zresztą z wzajemnością). Jego pobyt u nas też strasznie się przeciągał, ale wszystko skończyło się szczęśliwie. Mam nadzieję, że o naszym Smerfusiu, też za jakiś czas będę mógł napisać podobnie.


Chapic nad Adriatykiem




7 komentarzy:

  1. Droga Majko i Pikusiu,
    Bardzo przykro mi się zrobiło czytając, o tym jak przeżyliście ocenę Smerfetki. Gdybyście byli rodziną biologiczną to samo zachowanie mogłoby być ocenione inaczej, np. "dziecko zestresowane i zmęczone nową sytuacją zachowało się nieadekwatnie", na pogotowia, rodziny zastępcze i adopcyjne patrzy się czasem tendencyjnie...trochę podobnie pisałeś Pikusiu o zaburzeniach FAS. Myślę, że padliście ofiarą takiej właśnie tendencyjności...specjaliści czasem wyciągają pospieszne i nie zawsze trafne wnioski. Nie pozwólcie sobie odbierać własnych kompetencji i osiągnięć przez to, że ktoś je podważył. Ja również pracuję jako psycholog i jestem pewna, że też zdarza mi się wyciągać pochopne wnioski, choć staram się tego unikać, np. poprzez spotykanie się z rodziną kilka razy, żeby się upewnić, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
    To jak wasze dzieci wiążą się z rodzinami adopcyjnymi jest najlepszym dowodem na to, że budujecie z nimi ufny styl przywiązania, które one potem potrafią przenosić na nowych rodziców!
    Ściskam i miłego weekendu:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy za miłe słowa. W takich momentach są nam one bardzo potrzebne. Usłyszeliśmy je od wielu osób. Przede wszystkim od nowych rodziców naszych dzieci i od naszej Pani koordynator. Oni wiedzą ile serca wkładamy w budowanie więzi. Dziś już jest dobrze ale parę łez się polało. 😢

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mi się przykro zrobiło po przeczytaniu dzisiejszego posta. :( Przykro czytać, że specjaliści potrafią tak pochopnie wyciągać wnioski. :(
    Pozdrawiam,
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  4. ja czekam na TEN upragniony telefon,co miesiac dzwonie do osrodka i slysze od pol roku to samo: jestescie Panstwo na tym samym miejscu w kolejce jest przestoj...po przeczytaniu tego noz mi sie w kieszeni otwiera jak te sady dzialaja i jak to dlugo trwa :( smutne to...z drugiej strony-rodziny zastepczej widac nie jest tez lekko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądy działają bardzo różnie, zarówno jeżeli chodzi o terminy wyznaczanych rozpraw, jak też podejmowane decyzje. W tym drugim przypadku wszystko zależy od sędziego. Jeden kończy sprawę w 4 miesiące, a drugi prowadzi ją tak, jak w przypadku Smerfetki.
      Jest jednak jeszcze coś innego. W ostatnim czasie, każda mama biologiczna naszych dzieci deklaruje, że będzie się odwoływać od wyroku (jeżeli będzie niekorzystny). Skutek ustawy 500+? Może ..., bo kiedyś tak nie było. A niestety terminy w sądach odwoławczych są bardzo długie – nawet do roku. Jest jednak pewien szczegół, o którym trzeba wiedzieć, aby odwołanie było skuteczne (o czym tutaj nie będę pisał). Jednak, jeżeli rodzina biologiczna skorzysta z usług prawnika, to on z pewnością go nie przeoczy.
      Być może faktycznie w Ośrodkach Adopcyjnych jest przestój (od kilku miesięcy nie mieliśmy z żadnym do czynienia). Jednak w opinii wielu osób (że tak powiem – z branży), niedługo nastąpi boom, jako smutny efekt ustawy.
      Ale pewnie dla rodziców adopcyjnych, którzy właśnie teraz czekają na TEN telefon, to marna pociecha.

      Usuń
  5. wlasnie dokladnie to samo slyszymy z osrodka ze czesto po przestoju jest tzw boom...(choc nie mowia ze ma to byc skutek tej ustawy)marna bo marna ale zawsze pociecha :)dzieki

    OdpowiedzUsuń
  6. odniosę się do drobiazgu - obecności małych dzieci przy gremiach omawiających ich przyszłość. Być może w przypadku Smerfetki nie odegrałoby to kluczowej roli, skoro jest z Wami od drugiego dnia życia, jednak ostatnio dostałam pouczającą lekcję od życia w tej materii, więc opisuję ku przestrodze. Mieliśmy spotkanie zespołu u nas w domu, dzieciaki (rok i 2,5 roku) krązyły niczym wolne elektrony, na pierwszy rzut oka wszystko grało i śpiewało. Tej samej nocy Starszy dostał wysokiej gorączki, więc oczywiście pediatra, badania etc - nic, dzieciak zdrów. Epizod gorączkowy już się nie powtórzył. Młodsza miała niespokojną noc pełną płaczu, normalnie śpi jak anioł.
    Po fakcie olśniło mnie, że częścią zespołu była asystentka rodziny, którą dzieci często widywały w domu rodzinnym. Sądzę, że wspomnienia i emocje odżyły, Starszy zareagował somatycznie na problemy niezwiązane zupełnie z ciałem.
    Wiem, że to było ostatnie spotkanie w tym składzie w obecności dzieci, bo na więcej nie pozwolimy, ale czułam się kiepskawo przez następne dni, że tego nie przewidziałam.
    Zasadniczo jestem przeciwniczką obecności dzieci w takich sytuacjach, nawet jeśli są bardzo małe (choć jak widać z praktyki czasem miewam zaćmienia umysłu).
    W sprawie szybkości procedowania sądowego mogę jedynie westchnąć empatycznie. Przykro mi z powodu OZSS - nie tylko dlatego, że to niesprawiedliwe wobec Was, ale też że to nieprofesjonalne ze strony tych, którzy powinni ten profesjonalizm zachować, zważywszy na opisany kontekst (czas drzemki Smerfetki, czas oceny zespołu, brak elementarnej wrażliwości na potrzeby dziecka i rodziny zastępczej, co ukazała struktura tego spotkania).
    Trzymajcie się

    OdpowiedzUsuń