Zadaniem
naszej rodziny (jako pogotowia rodzinnego) jest zaopiekowanie się
dzieckiem w ciągu czterech miesięcy, z możliwością przedłużenia
tego okresu o kolejne cztery. W tym czasie sąd powinien uregulować
sytuację prawną dziecka, zadecydować o powrocie do rodziny
biologicznej lub odebrać jej prawa rodzicielskie i zgłosić dziecko
do ośrodka adopcyjnego, albo podjąć decyzję o umieszczeniu go w
rodzinie zastępczej (potocznie zwanej długoterminową), w której
będzie ono przebywać dłużej … być może do pełnoletności, a
nawet w nieskończoność. Tyle mówi teoria. Praktyka jest zupełnie
inna. Jak do tej pory, w ustawowym czasie, odeszło od nas tylko
jedno dziecko. Większość z nich spędza w naszej rodzinie około
roku. Na tą okoliczność, ustawa przewiduje termin „w wyjątkowych
sytuacjach ...”. Mamy więc prawie zawsze wyjątkowe sytuacje.
Smerfetka
jest jednak dzieckiem, które pobiło wszelkie rekordy, i nadal jest
z nami. W założeniu, sąd po 18 miesiącach od umieszczenia dziecka
w pieczy zastępczej, powinien uregulować jego sytuację prawną.
Powinien ocenić rodzinę biologiczną i podjąć decyzję, czy może
ono do niej wrócić (w końcu te półtora roku, jest chyba
wystarczającym okresem, aby rodzina podjęła kroki umożliwiające
jej opiekę nad dzieckiem). Sąd powinien coś zrobić … ale
czasami mam wrażenie, że tylko powinien. W przypadku Smerfetki, nie
odbyła się jeszcze ani jedna rozprawa, mimo wielu ponagleń ze
strony naszego PCPR-u. Wprawdzie mama Smerfetki nie ma stałego
miejsca zamieszkania (co często jest pewnego rodzaju
usprawiedliwieniem dla sądu), jednak ma telefon (i jego numer nie
jest tajemnicą), bywa w szpitalu na dłuższy pobyt (o czym sąd też
jest informowany), a jednak nic się nie dzieje – zwłaszcza, że
minęło już magiczne 18 miesięcy, w którym to rodzic powinien się
wykazać dobrą wolą.
Jednak
ostatnio coś drgnęło, więc zaczęliśmy być dobrej myśli. Ni
stąd ni zowąd dostaliśmy wezwanie na spotkanie w OZSS
(Opiniodawczy Zespół Sądowych Specjalistów), mające na celu
ocenę psychologiczną Smerfetki i jej mamy biologicznej oraz wydanie
opinii dotyczącej możliwości powrotu do mamy. Jest więc nadzieja,
że nasz sąd wziął sobie do serca nowelizację ustawy sprzed kilku
lat i zamierza podjąć konkretne kroki (i do tego, jako podkładkę,
potrzebuje badanie psychologiczne dziecka i matki). Niestety na
wyniki jeszcze będziemy musieli poczekać kilka tygodni (a właściwie
sąd - bo ani my, ani PCPR, żadnej dokumentacji z takiego badania
nie dostajemy).
Majka
była już z innymi dziećmi na takiej ocenie wiele razy. Dla mnie
było to nowe doświadczenie, wynikające tylko z tego, że tym razem
konieczna była osoba, która dotrzyma towarzystwa Smerfetce, gdy
Majka będzie rozmawiać z komisją orzekającą.
Pominę
fakt, że rozmowa z Majką mogła mieć miejsce w obecności
Smerfetki (w końcu półtoraroczne dziecko raczej niewiele zrozumie
z wypowiadanych słów, jedynie może nieco rozpraszać wszystkie
osoby – ale za to jego zachowanie dawałoby komisji wiele cennych
informacji).
Pominę
fakt, że pierwsze dwie godziny spędziliśmy w poczekalni (bo
„przesłuchiwana” była mama biologiczna), które to godziny są
codziennym snem południowym dziewczynki – mogliśmy zwyczajnie
przyjechać o te dwie godziny później.
Pominę
fakt, że z czterech godzin, które tam spędziliśmy, zachowania
Smerfetki były obserwowane zaledwie przez 10 minut i to na samym
końcu, gdy dziewczynka praktycznie zasypiała na stojąco.
Niestety
w moim odczuciu, pewnego rodzaju szablonowość, schematyczność
(krótko mówiąc rutyna), wzięły górę w całym tym badaniu. Jest
to coś, czego bardzo się boję w tym co sam robię. „Pal diabli”
moją pracę zawodową (tutaj sami klienci zweryfikują moją
przydatność). Mam tylko nadzieję, że w porę zauważę, że nie
nadajemy się z Majką do dalszego prowadzenia pogotowia rodzinnego.
Majka
po ostatnim badaniu Smerfetki i jej mamy, miała strasznego „doła”.
Zespół orzekający stwierdził, że dziewczynka ma zaburzone więzi
(a przynajmniej nie takie jak mieć powinna), co oznaczało ni mniej
ni więcej, tylko tyle, że gdzieś popełniliśmy (a w zasadzie cały
czas popełniamy) błąd. Podstawą takiego stwierdzenia był fakt,
że Smerfetka będąc w naszej obecności (i wszystkich innych
obserwujących) nagle przytuliła się do nóg zupełnie obcego
mężczyzny (który moim zdaniem zwyczajnie stał najbliżej niej).
Dlaczego nie podbiegła do mnie, mimo że stałem kawałek dalej? Też
mnie to trochę zdziwiło. Może poczuła się zawstydzona (w końcu
wszyscy wpijali w nią wzrok), może nie skojarzyła, że są to
czyjeś nogi (w końcu patrzy z perspektywy 70 cm nad podłogą),
może potraktowała to jako pewnego rodzaju zabawę - kto to wie.
Potwierdzeniem teorii o zaburzeniu więzi był też fakt, że
dziewczynka chętnie spędziła wakacje w rodzinie pomocowej.
Nie
pomogły nasze twierdzenia, że zdaniem wielu osób, Majka jest dla
niej najważniejsza, że kilka miesięcy temu przeżywała bardzo
silny lęk separacyjny, że z rodziną wakacyjną zapoznała się
dużo wcześniej (nawet bywając w jej domu), że do pani psycholog
wcale tak chętnie nie poszła (… tego jej nie powiedzieliśmy –
a szkoda).
Na
dobrą sprawę można było przeprowadzić eksperyment, polegający
na tym, że nagle my byśmy wyszli z pokoju, albo dziewczynka
zostałaby wystraszona. Być może tak drastycznych metod się nie
stosuje, chociaż zapewne mogłyby one doprowadzić do bardziej
prawdziwych konkluzji.
Ja
do takich rewelacyjnych wniosków, wysnuwanych na podstawie
kilkuminutowej obserwacji (do tego w obcym środowisku), podchodzę
bardzo chłodno. W dużej mierze pomaga mi moja
sceptyczno-introwertyczna dusza. Aczkolwiek w tym przypadku, taka
ocena psychologiczna nawet mi pasuje, bo być może zostanie
zasugerowane (we wnioskach dla sądu) jak najszybsze umieszczenie
dziecka w stabilnej i docelowej rodzinie.
Ale
żal było mi Majki. Wracaliśmy tramwajem. Dla mnie było to takie
samo przeżycie jak dla Smerfetki, bo od wielu lat tramwajem nie
jechałem. Dziewczynka przez cały czas wtulała się w Majkę, nie
chciała pójść do mnie na ręce, nie reagowała na zaczepki innych
pań jadących razem z nami. Tego oczywiście we wnioskach OZSS nie
będzie (bo niby skąd).
Kilkanaście
miesięcy bycia z sobą, zabaw, spacerów, czytania bajek –
skwitowane zostało krótką frazą „zaburzone więzi”. A gdyby
tego faceta tam nie było? Wówczas pewnie okazałoby się, że więzi
są prawidłowe. Chyba jednak mnie też ta ocena w jakiś sposób
poruszyła.
Chociaż
tylko na chwilę. Mamy przecież kontakt z rodzicami adopcyjnymi lub
zastępczymi naszych byłych podopiecznych. Gdyby uważali, że
wyrządziliśmy ich dziecku jakąś krzywdę, to pewnie nie chcieliby
mieć z nami nic do czynienia. A jednak raz na jakiś czas się z
nimi spotykamy. Jutro idziemy na trzecie urodziny Foxika (z całą ferajną), wczoraj
dostaliśmy zaproszenie do Hawranka, również Iskierka zapowiedziała
wizytę w najbliższym czasie, niedawno spotkaliśmy się z Irokezem
i Luzakiem. Kilka razy w miesiącu Francesca przesyła nam zdjęcia
i informacje o Chapicku. Żadne z tych dzieci nie ma zaburzeń więzi.
Dlaczego miałoby to dotyczyć Smerfetki, która jest z nami od
drugiej doby swojego życia?
Dziewczynka
już od dawna powinna znaleźć się w kochającej rodzinie
adopcyjnej. Jej mama dzwoni do nas raz na kilka tygodni (bardziej
sprawdzając, czy dziecko nadal jest u nas, niż interesując się
jego zdrowiem i rozwojem). Chciałoby się powiedzieć: kobieto,
pozwól odejść Smerfetce, nie potrafisz ogarnąć swojego życia,
masz odebrane wszystkie starsze dzieci (nawet nie potrafisz się ich
doliczyć), nie robisz nic … znasz dziewczynkę tylko ze zdjęcia,
bo nigdy jej nie odwiedziłaś … sorry - dwa razy - w trzecim dniu
jej życia i niedawno przy badaniu psychologicznym w OZSS..
Niestety
nie możemy tak do niej powiedzieć. Powinniśmy ją wspierać w
procesie odzyskania dziecka – tylko co to za proces? Telefon raz w
miesiącu i wynajęcie prawnika, który będzie ją reprezentował.
Wystąpił jakiś czas temu do nas z wnioskiem o pisemne wyrażenie
zgody na odwiedziny mamy. Zgodziliśmy się na wizytę raz w
tygodniu.
I
co? I nic. Może ktoś założył, że będziemy przeciwni, a miało
to dobrze wyglądać w sądzie. Obawiam się, że sprawa może się
jeszcze trochę pociągnąć. Nawet gdy uda się wreszcie ustalić
termin rozprawy, a nawet zostanie podjęta decyzja o odebraniu praw
rodzicielskich, to z pomocą prawnika, może to jeszcze trwać i
trwać.
Czy
mama biologiczna dziewczynki może ją jeszcze odzyskać? Niestety
tak. Wszystko zależy od sędziego sądu rodzinnego. Liczymy tylko na
negatywną ocenę mamy biologicznej przez OZSS, oraz że sąd z tą
opinią się zgodzi i odbierze mamie prawa rodzicielskie. W przypadku
decyzji korzystnej dla mamy, nawet nie będzie możliwości odwołania
się od wyroku, bo ani my, ani PCPR, nie jesteśmy stroną w sprawie.
Mam
nadzieję, że do tego nie dojdzie (bo coś zaczęło się dziać),
ale również może mieć miejsce sytuacja, gdy PCPR podejmie
decyzję, że Smerfetka wyczerpała wszelkie pokłady dobrej woli i
dłużej w pogotowiu rodzinnym przebywać nie może – bo nie taka
jego rola. Rozpocznie się poszukiwanie rodziny zastępczej.
Znam
nasz PCPR, więc wiem, że początkowo brane będą pod uwagę
rodziny z motywacją adopcyjną (które w momencie prawnego
uwolnienia dziewczynki, będą miały pierwszeństwo w jej
przysposobieniu). Ale jeżeli taka rodzina się nie znajdzie?
Trudno
też nie spojrzeć na całe zagadnienie okiem rodzin adopcyjnych.
Czekają na naszą Smerfetkę miesiącami, a nawet latami, a ta
„marnuje się” w jakimś pogotowiu rodzinnym, bo sąd nie potrafi
ustalić adresu mamy biologicznej.
Jest
też rzecz, która czasami wzbudza moje zaniepokojenie. W zasadzie
dzieci kilkunastomiesięczne, bez większych problemów asymilują
się z nową rodziną. Czasami proces zaznajamiania się musi trwać
trochę dłużej, jednak nie zdarzyło nam się jeszcze, aby dziecko
przeżywało rozstanie z nami w jakiś szczególny sposób. Gdy
odchodzi do nowej rodziny, to z pewnością jest na to gotowe.
Czasami tylko mam wrażenie, że do pełni szczęścia zabrakło
kilku spotkań dziecka z nowymi rodzicami.
Okazuje
się jednak, że nawet tak małe dzieci mają doskonałą pamięć,
chociaż potrafią również bardzo szybko zapominać. Niby to się
wzajemnie wyklucza, ale tak to widzę. Niewiele trzeba, aby wspomnienia
wróciły. Niedawno Francesca (mama Chapicka) powiedziała nam, że
chłopiec oglądając zdjęcia, gdy zobaczył na jednym z nich Majkę,
powiedział „mamma”. Odszukała więc inne z okresu, gdy był u
nas – nadal widząc Majkę, mówił „mamma”. Będąc w naszej
rodzinie, nie zwracał się do nas, mówiąc mama czy tata.
Również
inne dzieci (które w młodszym wieku opuszczały naszą rodzinę)
mają pewne wspomnienia. Zwłaszcza Iskierka, która potrafi
przywołać konkretne sytuacje z przeszłości, oraz Hawranek, który
z niewiadomych przyczyn traktuje nas w sposób uprzywilejowany.
Jakie
wspomnienia będzie miała Smerfetka, która teraz mówi do nas mama
i tata, i nie ma zielonego pojęcia, że kiedyś się rozstaniemy?
Jesteśmy jej całym światem, a ona dla nas… jak córka.
Tak
więc dzisiaj zrobiłem dość obszerny wstęp do historii Smerfetki,
którą przedstawię w kolejnych postach.
Na
koniec „wkleję” zdjęcie Chapicka. Wrzuciła je do sieci
Francesca, więc myślę, że z czystym sumieniem mogę je umieścić
również na tym blogu. Niby ono tu nie pasuje, ale chłopiec bardzo
lubił Smerfetkę (zresztą z wzajemnością). Jego pobyt u nas też
strasznie się przeciągał, ale wszystko skończyło się
szczęśliwie. Mam nadzieję, że o naszym Smerfusiu, też za jakiś
czas będę mógł napisać podobnie.
Droga Majko i Pikusiu,
OdpowiedzUsuńBardzo przykro mi się zrobiło czytając, o tym jak przeżyliście ocenę Smerfetki. Gdybyście byli rodziną biologiczną to samo zachowanie mogłoby być ocenione inaczej, np. "dziecko zestresowane i zmęczone nową sytuacją zachowało się nieadekwatnie", na pogotowia, rodziny zastępcze i adopcyjne patrzy się czasem tendencyjnie...trochę podobnie pisałeś Pikusiu o zaburzeniach FAS. Myślę, że padliście ofiarą takiej właśnie tendencyjności...specjaliści czasem wyciągają pospieszne i nie zawsze trafne wnioski. Nie pozwólcie sobie odbierać własnych kompetencji i osiągnięć przez to, że ktoś je podważył. Ja również pracuję jako psycholog i jestem pewna, że też zdarza mi się wyciągać pochopne wnioski, choć staram się tego unikać, np. poprzez spotykanie się z rodziną kilka razy, żeby się upewnić, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
To jak wasze dzieci wiążą się z rodzinami adopcyjnymi jest najlepszym dowodem na to, że budujecie z nimi ufny styl przywiązania, które one potem potrafią przenosić na nowych rodziców!
Ściskam i miłego weekendu:)
Dziękujemy za miłe słowa. W takich momentach są nam one bardzo potrzebne. Usłyszeliśmy je od wielu osób. Przede wszystkim od nowych rodziców naszych dzieci i od naszej Pani koordynator. Oni wiedzą ile serca wkładamy w budowanie więzi. Dziś już jest dobrze ale parę łez się polało. 😢
OdpowiedzUsuńTeż mi się przykro zrobiło po przeczytaniu dzisiejszego posta. :( Przykro czytać, że specjaliści potrafią tak pochopnie wyciągać wnioski. :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Agnieszka
ja czekam na TEN upragniony telefon,co miesiac dzwonie do osrodka i slysze od pol roku to samo: jestescie Panstwo na tym samym miejscu w kolejce jest przestoj...po przeczytaniu tego noz mi sie w kieszeni otwiera jak te sady dzialaja i jak to dlugo trwa :( smutne to...z drugiej strony-rodziny zastepczej widac nie jest tez lekko...
OdpowiedzUsuńSądy działają bardzo różnie, zarówno jeżeli chodzi o terminy wyznaczanych rozpraw, jak też podejmowane decyzje. W tym drugim przypadku wszystko zależy od sędziego. Jeden kończy sprawę w 4 miesiące, a drugi prowadzi ją tak, jak w przypadku Smerfetki.
UsuńJest jednak jeszcze coś innego. W ostatnim czasie, każda mama biologiczna naszych dzieci deklaruje, że będzie się odwoływać od wyroku (jeżeli będzie niekorzystny). Skutek ustawy 500+? Może ..., bo kiedyś tak nie było. A niestety terminy w sądach odwoławczych są bardzo długie – nawet do roku. Jest jednak pewien szczegół, o którym trzeba wiedzieć, aby odwołanie było skuteczne (o czym tutaj nie będę pisał). Jednak, jeżeli rodzina biologiczna skorzysta z usług prawnika, to on z pewnością go nie przeoczy.
Być może faktycznie w Ośrodkach Adopcyjnych jest przestój (od kilku miesięcy nie mieliśmy z żadnym do czynienia). Jednak w opinii wielu osób (że tak powiem – z branży), niedługo nastąpi boom, jako smutny efekt ustawy.
Ale pewnie dla rodziców adopcyjnych, którzy właśnie teraz czekają na TEN telefon, to marna pociecha.
wlasnie dokladnie to samo slyszymy z osrodka ze czesto po przestoju jest tzw boom...(choc nie mowia ze ma to byc skutek tej ustawy)marna bo marna ale zawsze pociecha :)dzieki
OdpowiedzUsuńodniosę się do drobiazgu - obecności małych dzieci przy gremiach omawiających ich przyszłość. Być może w przypadku Smerfetki nie odegrałoby to kluczowej roli, skoro jest z Wami od drugiego dnia życia, jednak ostatnio dostałam pouczającą lekcję od życia w tej materii, więc opisuję ku przestrodze. Mieliśmy spotkanie zespołu u nas w domu, dzieciaki (rok i 2,5 roku) krązyły niczym wolne elektrony, na pierwszy rzut oka wszystko grało i śpiewało. Tej samej nocy Starszy dostał wysokiej gorączki, więc oczywiście pediatra, badania etc - nic, dzieciak zdrów. Epizod gorączkowy już się nie powtórzył. Młodsza miała niespokojną noc pełną płaczu, normalnie śpi jak anioł.
OdpowiedzUsuńPo fakcie olśniło mnie, że częścią zespołu była asystentka rodziny, którą dzieci często widywały w domu rodzinnym. Sądzę, że wspomnienia i emocje odżyły, Starszy zareagował somatycznie na problemy niezwiązane zupełnie z ciałem.
Wiem, że to było ostatnie spotkanie w tym składzie w obecności dzieci, bo na więcej nie pozwolimy, ale czułam się kiepskawo przez następne dni, że tego nie przewidziałam.
Zasadniczo jestem przeciwniczką obecności dzieci w takich sytuacjach, nawet jeśli są bardzo małe (choć jak widać z praktyki czasem miewam zaćmienia umysłu).
W sprawie szybkości procedowania sądowego mogę jedynie westchnąć empatycznie. Przykro mi z powodu OZSS - nie tylko dlatego, że to niesprawiedliwe wobec Was, ale też że to nieprofesjonalne ze strony tych, którzy powinni ten profesjonalizm zachować, zważywszy na opisany kontekst (czas drzemki Smerfetki, czas oceny zespołu, brak elementarnej wrażliwości na potrzeby dziecka i rodziny zastępczej, co ukazała struktura tego spotkania).
Trzymajcie się