Na kilka
tygodni zawieszam prowadzenie bloga. Zbyt wiele się dzieje, parę
rzeczy muszę przemyśleć.
Gdy
kilka lat temu stawiałem tutaj pierwsze kroki, to były to tylko
opisy dzieci... opisy ich zachowań i relacji między nami. Było to
lekkie, łatwe i przyjemne. Czasami może nawet dowcipne. Ale ta
formuła już nigdy nie wróci. Bo i po co? To było dobre na
rozgrzewkę.
Ktoś
kiedyś powiedział, że jestem jego zastępczym guru. Jeszcze inny,
że dzięki mnie został rodzicem zastępczym. Tyle, że ze mnie taki
guru, jak z koziej dupy trąba. Zastanawiam się, ile osób zwiodłem
swoją sielankową wizją pieczy zastępczej. Ale wówczas tak
właśnie czułem. Nawet miałem ku temu podstawy. Kilkoro
bezproblemowych dzieci, kilkoro rodziców biologicznych o niezbyt
skomplikowanym życiorysie. Czasy też były inne. Nawet w trudnych
przypadkach, gdzieś tam na horyzoncie zawsze majaczyła możliwość
adopcji zagranicznej. Teraz ważniejszy jest patriotyzm. Nieważne,
że sprowadza się on do zamieszkania w domu dziecka, albo domu
pomocy społecznej. Zresztą tych pierwszych powstaje coraz więcej.
Można nawet powiedzieć, że powstają narodowe domy dziecka. Tylko
co one mają wspólnego z domem?
Teraz
prawie każda matka biologiczna ma swojego prawnika. Jest on przez
mamy nazywany ich mecenasem. Taki mecenas, nawet z urzędu, musi
wykorzystać wszystkie kruczki prawne. Choćby w imię zasady, że
przecież rodzina jest najważniejsza. Dziwna jest ta prawnicza
definicja rodziny. Gdybym cofnął się jakieś pięć lat z trójką
naszych obecnych dziewczynek, to z dużym prawdopodobieństwem już
wkrótce byśmy się żegnali. A tak przychodzi mi wynajmować coraz
większą ilość pokoi w domu pani Dorotki nad morzem.
Doświadczenie
przychodziło stopniowo. Pojawiały się coraz to inne przypadki. Niektóre dużo
trudniejsze niż te początkowe. Zwiększało się grono znajomych... że
tak powiem „z branży”. Na pewnym etapie pojawiło się
określenie „system”... o jakże pejoratywnym zabarwieniu.
Uderzyło mnie to, że ten system tworzą zwyczajni ludzie, którzy
jak mantrę powtarzają frazę „dobro dziecka”. Jednak każdy to
„dobro” postrzega na swój sposób, często w myśl zasady „nie
wychylaj się”.
Chcąc
wszystko opisać z mojej perspektywy, musiałem wejść za kurtynę.
A tam jest dużo ciemniej niż na scenie. Dylematy, wątpliwości,
nietrafione decyzje. Ludzie, którzy nie zawsze poruszają się
wyznaczonymi przez system ścieżkami. Są zbyt empatyczni, albo za
mało empatyczni. Popełniają błędy ufając swojemu sercu, albo są
zupełnie obojętni. Oczywiście nie pomijałem też sukcesów różnych rodzin,
których mimo wszystko było najwięcej. Starałem się pokazać
pewnego rodzaju różnorodność zachowań wielu osób, aby ci którzy
zamierzają rozpocząć przygodę z pieczą zastępczą zrozumieli,
że to nie będzie wejście do rzeki, której nurt płynie leniwie, a
woda zawsze sięga najwyżej kolan. Bywają miejsca, gdzie wir wciąga
nawet wytrawnego pływaka. Zdarza się, że poziom wody w bardzo
krótkim czasie się podnosi mogąc zatopić każdego.
Dlatego
właśnie opisując swoje przypadki, często wybiegałem myślami w
przód. Rozważałem co może być najlepsze dla dzieci, aby móc w
porę zareagować - coś skorygować, póki jeszcze jest czas. Nie
potrafię bezczynnie czekać na to, co przyniesie los. Często
stawałem w roli sędziego, albo psychologa... chociaż nie jestem
ani jednym ani drugim. Czy mam moralne prawo do takich rozważań?
Tak przy wszystkich?
Ale z
drugiej strony, być może jakaś rodzina zastępcza będzie miała
za jakiś czas podobną sytuację i podobne dylematy. Może jakaś
rodzina planująca odbycie szkolenia zada sobie pytanie „czy mnie
to nie przerośnie?”. Nie ma znaczenia jaka będzie odpowiedź...
ważne, że będzie.
Ten blog
jest również ważny dla naszej rodziny. Chociaż sporo już tutaj
napisałem, to w różnych sytuacjach wiem, gdzie mam szukać
potrzebnych informacji, do których w rozmaitych sytuacjach musimy
wrócić.
Majka
ostatnio przeżywa jakieś rozterki. Zastanawia się co można, czego nie można...
obawia się oceny, chociaż ma w danej sytuacji jasno sprecyzowany
pogląd, i na dobrą sprawę już podjęła decyzję. Ja wielokrotnie
też potrzebuję czasu, aby wyrobić sobie zdanie na dany temat.
Szukam, rozważam, wielokrotnie nie wystarczy tylko przespać się z
problemem... potrzeba czasu. Ale jak już mam swoje zdanie, to
potrafię go bronić, nawet jeżeli znam kontrargumenty. A może
zwłaszcza wtedy, gdy znam kontrargumenty.
Ostatnio
przyszła do nas psycholożka z ośrodka adopcyjnego. Porozmawiała z
Bliźniakami, z nami. Popatrzyła na naszą rodzinę i zachowania
chłopców. Była przerażona tym co nas wszystkich czeka. Nie była pierwszą osobą, która
stwierdziła, że najlepszym rozwiązaniem byłoby, abyśmy to my
adoptowali Romulusa i Remusa. Tak... teraz byłoby to optymalne
rozwiązanie. Ale nie w perspektywie dziesięciu, czy piętnastu lat.
Nie chcę znowu przywoływać kontrowersyjnych analogii. Ktoś mógłby
zapytać „skąd wiesz?”. A skoro już wiem, to przecież mógłbym
się jakoś przygotować, coś zaplanować. Okej... wiem.
Wrócę
jednak do Majki. Czasami daje mi szlaban na opisanie jakiejś
sytuacji. Staram się spełniać jej prośby, chociaż nie zawsze mi
to do końca wychodzi. Tak też było dwa dni temu. Obiecałem, że
nie napiszę o pewnej sprawie na blogu. Ale przecież widziałem jaka chodzi
struta, chociaż podjęła już decyzję. Moje poparcie nie za bardzo
ją satysfakcjonowało. Czuła się jak trybik systemu, a nie
empatyczna matka zastępcza. Pomyślałem sobie, że przecież tylko obiecałem, że nie napiszę nic na blogu. Ale przecież jeszcze jest
facebook. Dostała ogromne wsparcie zarówno od grupy, jak też w
wiadomościach prywatnych. No i łatwiej było stawić czoło
wyzwaniu, czując poparcie nawet jakichś wirtualnych znajomych.
Wrócę do tego wątku za jakiś czas... teraz nie mogę.
Przed
nami bardzo trudny okres... poznanie rodziców adopcyjnych dla
Bliźniaków. Już tylko dni dzielą nas od momentu, gdy staną w
progu naszego domu.
Czy
można urazić kogoś, kogo się jeszcze nie zna? Być może wkrótce się okaże.
Poszukiwanie
rodziców adopcyjnych dla chłopców będzie trudne. W tym przypadku
system kolejkowy naszego ośrodka adopcyjnego chyba schodzi na drugi
plan, chociaż oficjalnie nic się nie zmienia. Nazwałbym go układem
hybrydowym, i muszę przyznać, że reguły gry naszego ośrodka
coraz bardziej zaczynają do mnie przemawiać. Wielokrotnie
zastanawiałem się, na jakich zasadach inne ośrodki dobierają
rodziców do niemowlaka... a nawet dziecka rocznego, czy dwulatka.
Może chodzi o kolor oczu, albo włosów?
Rodzice
adopcyjni Bliźniaków nie tylko będą musieli wyrazić gotowość
do przyjęcia dwójki, jakby nie było, starszych dzieci, ale również
do zaakceptowania w swoim życiu naszej rodziny i rodziny Marlenki.
Te więzi są zbyt silne, aby o nich zapomnieć nawet w przeciągu
roku, czy dwóch. Babcia Basia też jest bardzo ważną osobą w
życiu Romulusa i Remusa. Ale chyba podtrzymywanie tych relacji
mogłoby przerosnąć każdą rodzinę widniejącą na liście
naszego ośrodka.
Moja
niepewność jest zogniskowana na „słuchaniu”. Zastanawiam się,
czy rodzice którzy do nas przyjdą, usłyszą to co mówimy my i
pani psycholog, czy może to co zechcą usłyszeć. Być może w
wielu kwestiach przytakną, ale w duszy pomyślą „przecież ja
wiem lepiej”. Może nawet czasami będą mieli rację na zasadach
ogólnych. Ale teraz to my najlepiej znamy te dzieci. Chłopcy
świetnie funkcjonują w świecie jasno określonych zasad i ustalonych granic.
Oczywiście nasze granice nie są ani zbyt szerokie, ani zbyt
sztywne. Bliźniaki mogą podejmować własne decyzje, uczyć się na
popełnianych błędach i ponosić konsekwencje swoich wyborów. O
tych granicach będziemy rozmawiać, bo przecież każda rodzina ma
swoje priorytety. I nawet taka duperela jak chodzenie w domu boso lub
w paputkach może mieć ogromne znaczenie, jeżeli nagle chłopcy
dostaliby zakaz chodzenia bez papci.
Czasami
spotykam się z opiniami rodziców adopcyjnych, którzy nie dostali
kwalifikacji do bycia rodzicem adopcyjnym, bo za bardzo pokochaliby
dziecko. Czy można za bardzo kogoś kochać? Myślę, że jest to
pewnego rodzaju metafora, która sprowadza się do „wolności bez
granic”. Początkowo postawione granice są coraz bardziej oddalane, bo rodzic nie może patrzyć jak dziecko jest smutne.
Trzeba mu wynagrodzić te lata tułaczki, życia na przystanku.
Powoduje to, że dzieci przestają ponosić konsekwencje swoich
czynów, rodzice zaczynają tracić autorytet, mając coraz mniejszy
wpływ na zachowanie dziecka - stając się bezradnymi wychowawczo.
Jednak
nie to będzie najtrudniejsze w rozmowie z rodzicami, którzy do nas
przyjdą. W przypadku małych dzieci, które z naszej rodziny
przechodzą do rodziny adopcyjnej, nikt nas nie pyta co sądzimy o
nowych rodzicach. Przeszli szkolenie, otrzymali kwalifikację i to
wystarczy. Każdy maluch wsiąknie w taką rodzinę bez większych
problemów.
Po raz
drugi w naszej historii otrzymaliśmy prosty przekaz... „na was
skupia się odpowiedzialność za to co się będzie działo”. Na
każdym etapie procesu możemy powiedzieć „nie, to nie ma sensu”,
a ośrodek zamknie sprawę. Nie będzie zgłębiał tematu,
wysłuchiwał odwołań. Tutaj rodzice adopcyjni są najmniej ważni.
Jeżeli nie zaiskrzy i chłopcy nie poczują, że jest to ich nowa
rodzina, to... szukamy kolejnej. Dlatego tak ważna jest forma zwracania
się do osób, które zaczną spotykać się z Bliźniakami. Na pewno
nie od początku „mama” i „tata”. Bez sensu byłoby też
mówienie „ciocia” i „wujek”. Przez jakiś czas można używać
formy bezosobowej: „goście”, „państwo”, „oni”. Ale jak
długo? To może mówienie po imieniu – przecież każdy ma swoje
imię. Zobaczymy.
Musimy o
tym powiedzieć nowym rodzicom, licząc na ich zrozumienie i na to,
że podjęta ewentualnie decyzja o przerwaniu procesu byłaby naszą
wspólną. Nie chcę występować w roli sędziego, bo akurat w tym
przypadku takie porównanie byłoby jak najbardziej uzasadnione.
Tak więc
wrócę, gdy wszystko już się zakończy. Opiszę ile będę mógł...
być może niewiele.
No
chyba, że wcześniej już nie będę mógł wytrzymać i podejmę
się jakiegoś lekkiego i mało kontrowersyjnego tematu. Na przykład
opiszę uśmiech Calineczki, albo Blanki. Tego drugiego jeszcze nie
widziałem. Nawet nie mam pojęcia jak długo się czeka na uśmiech
dziecka pogryzionego przez własną matkę.
Będę bardzo tęskniła, będę sprawdzała, będę wyczekiwała Twego powrotu. Gdzieś tam czułam, że pewne komentarze są raniące, sama tez biję się w pierś, że czasami było ...hm... za mocno. Jesteś doskonałym pisarzem. Wnikliwym, dowcipnym, piszesz z polotem i to wciąga. Sam dzisiejszy tytuł jest - mocny. Mam nadzieję, ze będzie cdn, bo przecież no jak to, nie dowiedzieć się, co zrobiła matka Bliźniaków i co z chłopakami? Mam ogromny szacunek do Was i do Waszych decyzji. Że niektóre z nich może byłyby inne, gdyś wiedział, co z nich wyniknie? Ależ tak właśnie w życiu jest, że gdyby ktoś wiedział, że się przewróci, to by wcześniej usiadł. Poznałam tu kilka niezwykle dla mnie inspirujących ludzi, mądrych, dzięki którym WYDAJE MI SIĘ, że wiele się nauczyłam. Robiłeś tu świetną robotę. Mam nadzieję, że będziesz ją robił nadal. Jestem Ci za to, co mogłam tu przeczytać, bardzo wdzięczna. Ucałuj ode mnie Majkę koniecznie :-). Agata.
OdpowiedzUsuńPikusiu bardzo współczuję wam trudnych chwil jakie przechodzicie. Mam nadzieję że bliźniaki znajdą rodzinę która będzie odpowiedzia na ogrom potrzeb. A co z Ptysiami?
OdpowiedzUsuńPikuś rozumiem i szanuję Twoją decyzję wracaj do nas szybko robisz świetną robotę pomagasz innym dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem mimo tego że skończyłam kurs adopcyjny to nie z kursu a z Twojego bloga dowiedziałam się najwięcej dlatego że tu nie ma czystej teorii tu jest samo życie. Pozdrawiam Ewa
OdpowiedzUsuńNie wyrażam zgody:) No dobrze. Kilka tygodni. Ale, pamiętaj. Kilka! Nie kilkanaście, czy kilkadziesiąt. Kilka. A tak poważnie to wiem co czujesz. Ja również od wielu lat „siedzę” w tym systemie i cyklicznie rzucam tę robotę. Jestem zrz, zresztą dołożyłeś do tego swoją cegiełkę. Kiedy dzieliłam się swoimi wątpliwościami na jakimś forum Ty dodałeś mi pewności siebie. Że dam radę, że podołam. I tak też się stało. Jestem Ci bardzo wdzięczna za te parę słów, ale jakże ważnych. Czasem szlag mnie trafia na to co mnie otacza. Chodzi mi głównie o instytucje... sąd, Pcpr, itd. Rodziców biologicznych postrzegam jako ludzi chorych, uzależnionych więc w jakimś stopniu ich usprawiedliwiam. Ale nie tych urzędników, którzy w imię”dobra dziecka” dopuszczają do tego, aby dzieci latami tkwiły w zawieszeniu. Czasem mam ochotę już zakończyć moją misję, ale patrzę na moje dzieciaczki i pytam: co z wami będzie? Prześpię noc, dzień przyniesie nową siłę. Życzę Wam tej siły bo nie możecie nas tak zostawić. Nas, czyli rz, dla których ten blog jest spotkaniem z terapeutą. Bo tak Cię Pikuś postrzegam. Jak jest mi źle to nie umawiam się z psychologiem tylko czytam Twoje przeżycia. Często się śmieję, czasem współodczuwam. Ale po takiej lekturze jestem „oczyszczona” z negatywnych uczuć. Wiem, że to duża odpowiedzialność, ale jesteś mi potrzebny.
OdpowiedzUsuńWażny głos i ni słuchany przez system. Nie rozumiem urzednikow
UsuńPowodzenia w tym trudnym dla was czasie. Mam nadzieję, że chłopcy znajdą rodzinę, która będzie potrafiła odpowiedzieć na ich potrzeby i wszyscy razem doprowadzicie do szczęśliwego finału.
OdpowiedzUsuńA co do doboru rodziców do niemowlaków to nam tłumaczyli to tak, że bierze się pod uwagę głównie „przeszłość” którą dana RA jest w stanie zaakceptować. Jeśli ktoś już na wstępie twierdzi, że nie jest w stanie zaakceptować dziecka, które matka była narkomanką/z chorobami psychicznymi w wywiadzie rodzinnym/ z dużym ryzykiem alkoholu w ciąży, z perspektywami na (liczne) rodzeństwo biologiczne, które też trafi do adopcji itp., itd. to dla takich dzieci szuka się innych rodziców. To wszystko jest oczywiście trochę nieostre i daje pole do nadużyć (czasem pewnie sporych) ale nie wiem czy system kolejkowy jest dużo lepszy ;-) .
Bardzo lubię Twój blog i mam nadzieję, że prędzej czy później wrócisz (z dobrymi wieściami ).
Będę czekać. Teraz czekam na szkolenie, (już nawet dość długo- i tu już pierwszy zgrzyt), ale to ty i twoja żona jesteście dla mnie najlepszymi nauczycielami, nie sądzę, że szkolenie to zmieni. Jesteście znakomitym pogotowiem, domem, rodziną. Trzymajcie się.
OdpowiedzUsuńCokolwiek postanowisz dalej w sprawie pisania bloga, chciałam podziękować za dotychczasowe wpisy. Zawodowo pozostaje związana między innym z pieczą zastępczą. W skrócie: Twoje przemyślenia bardzo mi pomagają w pracy, szczególnie w lepszym rozumieniu dynamiki rodziny, uczuć i emocji na każdym etapie. Trzymam kciuki za owocny czas i jednak za powrót do pisania. Dobrego dnia!
OdpowiedzUsuńBędę czekać z nadzieją na reaktywację, ale kibicuję Ci w tym, że postanowiłeś zadbać o siebie i zrobić sobie przerwę, skoro tego potrzebujesz.
OdpowiedzUsuńBeza
Dołączam się do przedmówców... jestem mamą ado od kilku lat.. od kilku lat śledzę też Twojego bloga... mimo że czas przyjęcia dzieci do naszej rodziny dawno minął, to Twoje/ Wasze doświadczenia i przemyślenia często dają mi inną perspektywę w ocenie zachowań moich dzieci.. Dzięki Wam, zintensyfikowaliśmy też kontakty z rodziną zastępczą.. Co prawda były w miarę regularne od chwili adopcji, a dzieci same jakoś specjalnie nie zabiegają, ale czuję, że utrzymanie dobrej, przyjacielskiej relacji z ciocią i wujkiem, będzie dla nich dobrą inwestycją na przyszłość, gdy zaczną poszukiwać swoich biologicznych korzeni... tak więc szczerze liczę, że cdn... Życzę spokoju i powodzenia w tych ważnych dla Was decyzjach! dziękuję za dotychczasowe i mam nadzieję, że "do szybkiego zobaczenia"
OdpowiedzUsuńCzytam bloga od kilku miesięcy, daję znać że jestem i czekam na nowe posty :) Mam nadzieję, że wszystko u Was jest/będzie ok.
OdpowiedzUsuń