niedziela, 1 marca 2020

STOKROTKA (czyli Pikuś sam w domu)


Jakiś czas temu Majka dostała propozycję wyjazdu do Hiszpanii... na swego rodzaju pięciodniowe wakacje. Tani przelot, tanie noclegi, wszystko zorganizowane przez nasze córki i ich chłopaków. Wszystko zaplanowane w każdym szczególe. Tutaj idziemy pieszo, tam lepiej przejechać metrem. Kto chce zwiedza Camp Nou, kto nie to idzie w tym czasie do pobliskiej knajpki na Sangrię i lody. I tak dalej...
Majka zadała mi pytanie, czy może pojechać? W zasadzie to nie pytamy się siebie nawzajem o pozwolenie, jedynie ustalamy terminy i dyspozycyjność. Tutaj jednak wchodziła w grę opieka nad Bliźniakami i Ptysiami przez kilka dni. Stwierdziłem, że dam radę. Ostatecznie cała nasza czwórka chodzi do przedszkola, więc nawet gdybym miał pojechać do jakiegoś klienta, to wystarczy, że wrócę do siedemnastej... proste.

Jednak Majka stwierdziła, że spróbuje mi nieco ułatwić ten czas. Być może kierowała się tylko dobrym sercem, a może jednak nie do końca ma zaufanie do moich umiejętności bycia ojcem zastępczym. Ostatecznie okazało się, że Bliźniaki spędziły trzy dni u swojej babci, a Ptysie z rodziną zastępczą, w której mieszka Bill (czyli najstarszy z rodzeństwa). Moim zadaniem było więc tylko odwiezienie i przywiezienie Romulusa i Remusa, oraz odebranie Ptysi z przedszkola ostatniego dnia.
Spędziłem więc trzy dni w zupełnej samotności i ciszy, z jaką dawno nie miałem do czynienia. Nikt mnie nie wołał w środku nocy, nie krzyczał że jest głodny, nie kazał lać wody do wanny, nie chciał wyjść na spacer. Nikt też nie kazał mi zwiedzać jakiejś bazyliki w Barcelonie, stadionu piłkarskiego, czy muzeum w Madrycie. Mogłem robić tylko to, co sam chciałem. Taki weekend nie zdarzył mi się od ponad trzydziestu lat.
Myślałem, że uda mi się coś porobić w moim zaniedbanym ogrodzie, któremu od wielu lat poświęcam bardzo mało czasu. Niestety tegoroczna lutowa wiosna miała przebłysk zimy, a właściwie późnej jesieni, gdyż przez cały czas padał deszcz.
W związku z tym wyspałem się za wszystkie czasy i obejrzałem więcej filmów niż w ciągu ostatniego ćwierćwiecza... poważnie.

Mój kwitnący ogród w środku lutego


Ale mogło być zupełnie inaczej. Na trzy dni przed wylotem Majki do Hiszpanii, zadzwoniła nasza koordynatorka Jowita, że jest do umieszczenia siedmiomiesięczny chłopiec. Wyraziliśmy zgodę. Stwierdziłem, że jakoś sam dam radę, bo przecież szkoda rezygnować z planowanej wycieczki. W końcu siedmiomiesięczny chłopak jest już do pogadania. Nie minęło więcej niż dwie godziny, gdy telefon zadzwonił po raz kolejny. Majka pomyślała, że pewnie znalazł się ktoś z rodziny, kto podjął się opieki nad dzieckiem. Takich sytuacji mieliśmy już kilka. Okazało się, że jest jeszcze drugie dziecko, dla którego poszukiwana jest rodzina zastępcza. Tym razem była to tygodniowa dziewczynka.
Co robić? Wszystkie pogotowia rodzinne przepełnione. Czy damy radę zaopiekować się jeszcze tą dwójką? A właściwie, czy to ja dam radę z dwójką malutkich dzieci przez prawie pięć dni?
W takich sytuacjach nie ma zbyt dużo czasu na podjęcie decyzji. Ostatecznie ustaliliśmy, że bierzemy, i Majka nie zmienia swoich planów.
Po kolejnej godzinie znowu telefon. Czyżby trzecie dziecko?
Na szczęście nie. Chłopca zdecydowała się przygarnąć inna rodzina zastępcza. Pozostała więc tylko dziewczynka.
Jednak zaczęliśmy się głębiej zastanawiać, chociaż decyzja już została podjęta. Przecież to noworodek. Przyjdzie do nowego domu. Zetknie się z nowymi bakteriami. Na szczęście mieliśmy pozytywną informację ze szpitala, że dziecko jest zdrowe.
No ale będę musiał odebrać Bliźniaki od babci i Ptysie z przedszkola. Majki najprawdopodobniej jeszcze nie będzie. Nawet jeżeli nic nieprzewidzianego się nie wydarzy, to będę miał do dyspozycji tylko mały samochód. Siedmioosobówkę zabiera przecież Majka. No i znowu postawiliśmy sobie pytanie, czy nie zrezygnować z wyjazdu, mieszając plany wszystkim uczestnikom wycieczki?
Z pomocą przyszła nasza sąsiadka i przyjaciółka - Ela, która zadeklarowała swoją pomoc. Stwierdziłem więc, że mając takie wsparcie w sytuacji awaryjnej, jakoś sobie poradzę. Maja zadzwoniła na porodówkę, kiedy można odebrać dziewczynkę. Okazało się, że będzie jeszcze miała robione jakieś badania i dopiero w piątek. Tyle tylko, że w piątek Majka będzie już się wygrzewać w ciepłej Hiszpanii. Odebranie dziecka nawet mnie nie przeraziło, chociaż ostatni raz na porodówce byłem dwadzieścia dwa lata temu. Jednak lekarka stwierdziła, że nie będzie żadnego problemu z pozostawieniem dziewczynki do poniedziałku.
Jak ważne są te dwa dni dla dziecka? Dwa dni spędzone bez mamy... nawet jeżeli można ją tylko nazwać Pikusiem. Pewnie ktoś by powiedział, że bardzo ważne. Zdecydowaliśmy jednak, że odbierzemy dziewczynkę w poniedziałek wieczorem. Być może nawet ze starszym o tydzień kolegą, o przynależność którego spierają się instytucje. Trwają ustalenia, czy ostatnim miejscem pobytu jego mamy było miasto, czy powiat?

Tak więc mamy Stokrotkę. Jej kolega nadal jest niewiadomego pochodzenia.
Dlaczego akurat takie imię jej nadałem? Przyszła do nas z wiosną, a nie chciałbym jej krzywdzić imieniem Wrzosiec.
Od pierwszego dnia zawładnęła moim sercem. Jest to moja kolejna miłość. Śpi w mojej sypialni... dokładniej w moim łóżku razem z Majką. Ja znowu „wyleciałem” na piętro.
Mam też wrażenie, że nie jest to miłość platoniczna. Ale mam też nadzieję, że Stokrotka rzuci mnie za dwa, albo trzy miesiące. Sprawa toczy się w naszym sądzie, który jest bardzo konkretny. Termin rozprawy chyba nie zależy od „kolejki”, ale od ważności sprawy... poczekamy, zobaczymy.

Jestem przekonany, że nikt nie będzie miał ochoty dawać mamie Stokrotki jakiejkolwiek szansy. Zespół maniakalno-depresyjny. W tej chwili znajduje się ona na oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego. Ciągle uważa, że jeszcze jest w ciąży.
Do porodu przyszła z jakimś facetem, którego wskazała jako ojca dziecka. Jego odpowiedź była krótka: „co ty pierdolisz, gdy cię bzykałem, to już byłaś w ciąży”. Kto jest więc ojcem Stokrotki? Może jakiś pacjent szpitala psychiatrycznego? Może... Dziewięć miesięcy temu, jej mama też była zamknięta.

To będą dylematy przyszłych rodziców adopcyjnych dziewczynki. Rycie w internecie, co to właściwie jest dwubiegunówka? Będą mieli bardzo mało czasu, aby powiedzieć „tak” lub „nie”.
Pewnie przeczytają, że prawdopodobieństwo wystąpienia tej choroby u Stokrotki to 15-20%, a jeżeli oboje rodziców było chorych psychicznie to aż 70%. No tak, tylko ojciec jest nieznany. Pozostaje też pytanie, czy choroba mamy jest genetyczna, czy jej podłoże jest środowiskowe? Nic nie wiadomo na temat dalszej rodziny biologicznej dziewczynki. Jej mama jest dzieckiem adoptowanym. Przerosła swoich rodziców adopcyjnych, mimo że w momencie przyjścia do nowej rodziny była tylko trochę młodsza od naszych Bliźniaków. Mając niewiele ponad dziesięć lat, rozpoczęły się jej przygody z narkotykami, dopalaczami i rozmaitymi środkami psychoaktywnymi. Gdy w wieku osiemnastu lat, rodzice adopcyjni wystawili jej walizki przed próg, to wybijała szybę i wraz ze swoim towarzystwem wchodziła do pokoju... bo przecież to był jej pokój.
To co w tej chwili opisuję, to są tylko strzępy informacji. Na dobrą sprawę, to nikt nie wie, kto w tym układzie jest najbardziej poraniony psychicznie. Nikt nie wie, czy zawinili rodzice adopcyjni mamy Stokrotki, czy też to oni są ofiarami.

Mnie to nie interesuje (chociaż oczywiście pochylam się nad smutnym losem mamy dziewczynki). Stoję na stanowisku, że to wychowanie ma kluczowe znaczenie. Mama Stokrotki miała tylko trzy lata, gdy trafiła do rodziny adopcyjnej. Jednak mogła przypominać albo Remusa, albo Balbinę – co stanowi ogromną różnicę. Ale też mogła trafić do zupełnie innej rodziny adopcyjnej i wszystko przybrałoby zupełnie inny obrót. Tego rodzaju wątpliwości jest bardzo wiele.

Mama Stokrotki jest bardzo młoda. Ledwo przekroczyła dwudziesty rok życia. Zespół maniakalno-depresyjny najczęściej dopada osoby grubo po trzydziestce. Moim zdaniem dziewczyna ma zryty mózg przez wszelkiego rodzaju świństwa, które zażywała w swoim młodym życiu. Jak jednak do tego podejdą rodzice adopcyjni?
Jeżeli będą mieli jakiekolwiek wątpliwości, to będę mówił, że może lepiej odpuścić sobie to dziecko. W naszym ośrodku adopcyjnym nie spadną na koniec kolejki. Chyba to jest jedyny atut tego ośrodka, który nie dobiera rodziców do dziecka, tylko każde z nich jest proponowane według kolejności na liście rodzin adopcyjnych. Masz wątpliwości, to za kilka tygodni będzie nowa propozycja. Pewnego rodzaju targ, na którym handluje się żywym towarem.

Stokrotka jest piękną dziewczynką i biada temu, kto ośmieli się powiedzieć inaczej. Oczywiście żartuję... zapewne wygląda podobnie jak tysiące innych noworodków. Jednak jest o kilka tygodni przed swoimi rówieśnikami. Leżąc na brzuchu, potrafi podnieść głowę i przekręcić ją z jednej strony na drugą. Już łączy dłonie, co też nie jest normalne dla dziecka niespełna dwutygodniowego.

Czy jej rodzice adopcyjni za kilka, albo kilkanaście lat stwierdzą, że ich decyzja była największą pomyłką ich życia? A może za wszystko co złe, obarczą geny? Przecież tak jest najprościej.
A może przywiozą ją do mnie i powiedzą „tak ją kochałeś, to sobie ją bierz”.

Mam jednak nadzieję, że za jakiś czas stwierdzą, że jest to ich największe szczęście. Bo to przede wszystkim od nich zależy jak poprowadzą dziewczynkę w dorosłe życie. Jak na rodziców adopcyjnych, to pozycję startową będą mieli wyśmienitą.

Załączę dwa zdjęcia naszej Stokrotki. Pierwsze typowo blogowe, bez twarzy... z zachowaniem wszelkich zasad chroniących wszystko co możliwe.
Jednak na drugim zdjęciu chciałem pokazać jej urodę. Za dwa miesiące dziewczynka będzie wyglądała zupełnie inaczej. A teraz kto ją na nim rozpozna? Jej mama, która wciąż sądzi, że jeszcze jej nie urodziła?







Najlepsze Blogi

17 komentarzy:

  1. pierwsza! lecę czytać, ale mnie przetrzymałeś... :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. no i na razie to tyle, co mam do napisania. Słodziak. Piękna.

    OdpowiedzUsuń
  3. Śliczna niunia. My ponownie wybierany się do OA. Może tym razem nam pozwolą wystartować o drugą adopcję. Może tym razem jest nam pisana dziewczynka? Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pikuś, jak na razie tylko jedno - dziewczynka podnosi głowę i się obraca???
    Hmm.. nie wiem tylko czy ta dwutygodniowa dziewczynka wyprzedza inne dzieci w rozwoju.. Bo pachnie mi to wzmożonym napięciem mięśniowym.. XXX

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest też taka możliwość. Chociaż Stokrotka jest „luźniutka” przy przebieraniu. Pięknie śpi. Pamiętam dziewczynkę ze wzmożonym napięciem mięśniowym (Królewnę).Tych dwóch przypadków zupełnie nie da się porównać.
      Nasza fizjoterapeutka przyjedzie do Stokrotki, gdy skończy ona trzy miesiące. Nie dlatego, że nie ma czasu, ale dlatego że do tego wieku wszystko jest dopuszczalne. Obserwujemy każde zachowanie dziewczynki.

      Usuń
    2. Tak. Mi też się zapaliła czerwona lampka z napisem wzmożone napięcie mięśniowe. Choć Pikuś bardzo chce wierzyć w wyjątkowość Stokrotki jesteśmy czujni

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Stokrotka jest wspaniałą dziewczynką. Spędzam z nią bardzo dużo czasu, bo Majka ostatnimi czasy jakoś często jest nieobecna. Dwa dni temu jak wyszła z dziećmi do przedszkola przed ósmą, tak ledwo zdążyła je odebrać przed siedemnastą. Żeby nie było (czyli żebym nie musiał się za chwilę tłumaczyć)... większość tego czasu spędziła na posiedzeniu zespołu w PCPR.
      Byłem więc ze Stokrotką prawie cały dzień. Kiedyś bym się zastanawiał, co można z takim kilkunastodniowym dzieckiem robić? Bo wydaje się, że ono tylko śpi, albo wrzeszczy że chce jeść. Nam nawet zabrakło czasu na wyjście na spacer, więc na dobrą sprawę nie wychodziliśmy z łóżka. Tylko mniej więcej co trzy godziny szedłem zrobić kawę i mleko.
      Czas, który teraz jest mi dany, jest czymś niepowtarzalnym. Gdy nasze dzieci były malutkie, to ja pracowałem na etacie. Teraz jestem „na swoim”, więc zawsze mogę powiedzieć „przepraszam, oddzwonię... jestem na posiedzeniu zarządu”. Kto wie, że to posiedzenie (a bardziej poleżenie) jest ze Stokrotką?
      Doświadczam więc czegoś, czego nie doświadczałem jako ojciec naszych córek, i nie doświadczę tego jako dziadek. Również nie doświadczą tego rodzice adopcyjni Stokrotki. Może więc lepiej, że piszę o tym w komentarzu (bo te mało kto czyta), niż w osobnym wpisie. Sam nie wiem co bym czuł w takiej sytuacji będąc ojcem adopcyjnym. Bardziej radość, że dziecko było w dobrych rękach, czy może frustrację?
      Stokrotka ma nieco ponad dwa tygodnie. Dużo śpi, ale potrafi też mieć trzygodzinne okresy aktywności. Bardzo rzadko płacze. Lubi siedzieć na kolanach wpatrzona w moje oczy. Jeszcze kilka dni temu patrzyła tylko w moją stronę, pewnie tylko zwracając się w kierunku głosu. Zaczyna się uśmiechać. Wystarczy jej muśnięcie palcem po policzku, delikatny buziak, podanie palca do potrzymania. Ten uśmiech nie jest już miną, czy grymasem, ale reakcją na jakieś moje zachowanie.
      Mówcą to ja dobrym nie jestem, ale śpiewać to nawet lubię. Kilka lat temu jedna z naszych mam biologicznych śpiewała swojemu dziecku piosenki disco polo. Wówczas się z tego śmiałem, ale trochę później zacząłem brać z niej przykład. Nauczyłem się paru kawałków, które śpiewam naszym dzieciom. Gdy zaczynam „o tobie miła ciągle marzę...”, to Stokrotka zawsze się uspokaja, a często nawet uśmiecha. „Jesteś szalona” też jest dobrym uspokajaczem. Przy „Bohemian rhapsody” się rozpłakała... przynajmniej wiem, czego nie potrafię śpiewać.

      Dziewczynka bardzo lubi leżeć na brzuchu... zwłaszcza na moim brzuchu. Niech sobie Majka mówi o wzmożonym napięciu mięśniowym. Nawet jeżeli tak jest, to Stokrotka przekłada głowę z jednej strony na drugą gdy ścierpnie, albo podnosi ją aby spojrzeć, czy jeszcze jestem. Jest to więc celowe działanie.
      Ale to wszystko nie ma większego znaczenia w obliczu tego, że nasz sąd wyznaczył już termin rozprawy. Będzie jeszcze w marcu. Biorąc pod uwagę to, że od niedawna decyzja uprawomocnia się już po siedmiu dniach, możemy spodziewać się wizyty osób z ośrodka adopcyjnego na początku kwietnia i w maju już się będziemy żegnać.
      Stokrotka ma szansę pobić rekord Irokeza. Trzymamy kciuki.

      Usuń
  6. Pikuś, a...może wszystkie dziewczynki, które macie u Was od urodzenia...są wspaniałe?
    Tak obserwuje i czytam od lat, że masz słabość po prostu do noworodków....
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  7. a ja czytam, czytam, nie myśl sobie, że nie :-). Jako rodzic adopcyjny byłabym zazdrosna i szczęśliwa. Zazdrosna, ze to nie ja leżałam wtulona z maluchem, nie ja całowałam, pieściłam, ale szczęśliwa, bo ktoś robił to tak dobrze za mnie. Agata

    OdpowiedzUsuń
  8. Słodziarka :-) Mój synek miał takie czółeczko i taki noseczek. Podobno jesteśmy ewolucyjnie zaprogramowani, żeby takie kształty (wypukłe czółko, mały nosek) wzbudzały w nas instynkty opiekuńcze. Fajnie o tym pisze jeden Niemiec, Droescher, w książce "Reguła przetrwania", naukowe fakty podane w przystępnej formie. Ze 30 lat temu podwędziłam Tacie i już mu nie oddałam :), więc jak lubicie takie klimaty, to polecam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudna jest zaadoptowałabym ja bez wachania tylko wiek 44 lata, a czekamy rok od kwalifikacji pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. od jutra kiblujecie z piąteczką w domu, tak? Ja z trójeczką. Home schooling będziemy organizować. Obyśmy tylko zdrowi byli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasi jeszcze do końca tygodnia chodzą do przedszkola. Dopiero potem będzie armagedon. Nie wiem jak go przeżyję.
      Dzisiaj byłem zrobić jakieś zakupy. Kupiłem większą ilość mleka dla Stokrotki i duży zapas pieluch dla Balbiny, która noc w noc sika pod siebie (może dlatego, że za bardzo próbujemy ją motywować... a tego nie lubi). Kupiłem też sporo popcornu i niepsujących się bułeczek maślanych, bez których nasze dzieci nie wyobrażają sobie życia. Tak więc na blitzkrieg jesteśmy przygotowani. Makarony, mąki, konserwy sobie podarowałem, bo musiałbym podjechać ciężarówką.
      Jeżeli sytuacja będzie się przedłużać, to najpierw zjemy kota, potem Balbinę, mnie... a na końcu zostanie Majka. Żeby nie było, że mam ochotę zjeść Balbinę... tak wyszło z wyliczanki.

      Usuń
    2. ja mam makaron i przecier pomidorowy, mam też w zamrażarce karpia z BN 2018 :-). Może się biedak doczeka wreszcie. U nas bułeczki maślane nie, ale bułeczki mleczne są hiciorem.

      Usuń