Oczywiście kochać...
chociaż to pytanie jest chyba warte szerszego rozwinięcia.
Zacznę może od pewnej
dygresji. Istnieje w naszym kraju stowarzyszenie „Nasz Bocian”.
Jest to organizacja, która przede wszystkim reprezentuje interesy
osób walczących z niepłodnością, ale również promuje adopcję
oraz rodzicielstwo zastępcze. Jednym z elementów funkcjonowania
tego stowarzyszenia, jest forum dyskusyjne, na którym sam czasami
wyrażam swoje opinie. Jakiś czas temu napisałem tam, że nasza
Smerfetka nie ma świadomości tego, że nie jesteśmy jej
prawdziwymi rodzicami i że jako rodzina, nie różnimy się niczym
od przeciętnej rodziny, jakich setki tysięcy w naszym kraju.
Trochę się zdziwiłem,
gdy w komentarzu przeczytałem, że może niekoniecznie tak jest,
ponieważ istnieje coś takiego jak inteligencja emocjonalna, dzięki
której dziecko potrafi orientować się w swojej sytuacji na długo
przed nabyciem umiejętności poznawania na poziomie intelektu.
Samo pojęcie
„inteligencja emocjonalna” nie było mi obce, jednak traktowałem
je jak synonim słowa „empatia”, czyli umiejętność
rozpoznawania stanów emocjonalnych innych osób oraz rozumienia
siebie w tym zakresie. Próbując poszerzyć swoje horyzonty,
naczytałem się wielu rzeczy. Mam nadzieję, że niektóre teorie są
tylko teoriami, jak choćby stwierdzenie, że konsekwencją
pozostawiania niemowlaka pod nadzorem opiekunki, mogą być myśli
samobójcze w wieku dwudziestu lat.
W każdym razie, wszystko
sprowadza się do nawiązywania więzi, a dokładniej do nawiązywania
niewłaściwych więzi. Jeszcze kilka lat temu, gdy odbywałem
szkolenie dla rodzin zastępczych, wydawało mi się, że
umieszczanie małych dzieci w rodzinach zastępczych (zamiast w
domach dziecka) spowoduje, że RAD (podobnie jak gruźlica) zostanie
tylko wspomnieniem. Niestety cały czas spotykam się z relacjami
rodziców adopcyjnych, których dzieci przejawiają zachowania typowe
dla zaburzeń więzi. A przecież w większości przypadków nie
chodzi o starsze dzieci (które większą część swojego życia
spędziły ze swoimi rodzicami biologicznymi, gdzie nie było
uśmiechu, dotyku, przytulenia, rozmowy – krótko mówiąc kontaktu
emocjonalnego), ale o kilku, czy kilkunastomiesięczne maluchy.
Patrzę więc sobie od
kilkunastu dni na moje dzieci z zupełnie innej perspektywy.
Zastanawiam się, czy
Gacek bawiąc się ze mną na dywanie, czuje „oczami duszy”, że
lubię go mniej niż Białaska, a moja ulubienica Smerfetka wyczuwa,
że jest tylko epizodem w moim życiu? Czy jest możliwe, że dzieci
są mądrzejsze emocjonalnie niż ja, i odczuwają moje stany, mimo
że ja sam sobie tego nie uświadamiam?
Chociaż z drugiej strony,
być może ich emocjonalna świadomość tymczasowości (o ile
istnieje), powoduje stosunkowo bezbolesne przejście do nowej
rodziny. Może tak, a może nie. A może za kilkanaście lat okaże
się, że mają osobowość borderline. Tak zwaną osobowość z
pogranicza – coś między schizofrenią a nerwicą. A może …
A może zwyczajnie
podaruję sobie wszelkie rozważania, które i tak niczego nie
zmienią w życiu moim i moich dzieci zastępczych. Przecież gdybym
czytał encyklopedię zdrowia, to też pewnie doszedłbym do wniosku,
że mam wszystkie choroby świata.
Za kilka dni rozprawa
Smerfetki. Mama nadal się nie odzywa. Istnieje duże
prawdopodobieństwo, że sąd odbierze jej prawa rodzicielskie, a jej
prawnik odwoła się od wyroku. Niestety będzie to oznaczało, że
dziewczynka będzie z nami jeszcze kilkanaście miesięcy. Na powrót
do mamy biologicznej nie ma szans. Wiedzą o tym wszyscy – my,
PCPR, sąd, prawnik i oczywiście mama. Odgrywamy jakąś idiotyczną
scenkę, coś w rodzaju sądu nad Jackiem Soplicą, żeby nie
powiedzieć sądu nad Smerfetką.
Mieliśmy być razem
cztery miesiące … będziemy cztery lata.
To bardzo trudna sytuacja dla wszystkich. Twoje posty zawsze dają dużo do myślenia. Niestety u mnie nie przekłada się to na komentarze, ale dziś piszę, aby potwierdzić, że nadal tu jestem. Pozdrawiam. Ula
OdpowiedzUsuń