Ty jej
chyba jeszcze nie kochasz... powiedziała do mnie Majka kilka dni
temu. Nie było to pytanie, ani stwierdzenie. Była to refleksja
niepoparta żadnym konkretnym wydarzeniem.
Zacząłem
się zastanawiać nad tym, co łączy mnie z tą czteromiesięczną
dziewczynką. Pewnie, że zdarzają się z mojej strony teksty typu
„przejmij ją, bo ciągle wrzeszczy i nie wiem co z nią zrobić”.
Ale bywa też tak, że wczesnym rankiem budzi mnie sms od Majki „nie
śpi od czwartej... pomożesz?”.
Czy ja
kocham Stokrotkę?
Jednak
są ogromne różnice pomiędzy kobietą a mężczyzną, pomiędzy
matką a ojcem. W przypadku tak małych dzieci, nie ma znaczenia, czy
jest to dziecko biologiczne, adoptowane, czy też tylko zastępcze.
Dobrze... adoptowane wykreślam, bo takiego doświadczenia nie mam,
chociaż mógłbym się założyć o duże pieniądze, że mechanizm
działa identycznie.
W naszej
rodzinie, po raz kolejny powtarza się ten sam schemat. Majka czuwa
nad nocnym życiem Stokrotki, a ja ogarniam pozostałych. Mocne słowa
– pozostałych. W praktyce oznacza to tylko tyle, że raz na kilka
dni jestem budzony w nocy przez Remusa (który miewa jakieś koszmary
senne), albo Romulus rozpoczyna dzień tuż przed szóstą (bo
przecież za oknem świeci już słońce). Ptysie śpią bardzo
przyzwoicie.
Majka
śpi ze Stokrotką w jednym łóżku. Właściwie powinienem napisać,
że mała zwyczajnie wyrzuciła mnie z mojej sypialni, bo przecież
to nie Majka przeniosła się do jej kołyski. Co się wówczas
dzieje w organizmie matki... nawet zastępczej? Jakie hormony się
wydzielają? Czy to już jest miłość?
Ja
potrzebuję trochę więcej czasu.
Moją
rolą jest nie tyle pokochać, ile pozwolić się pokochać. To taka
subtelna różnica mówiąca o tym, że to dziecko przywiązuje się
do rodzica, a nie odwrotnie.
Temat
więzi wciąż jest dla mnie workiem bez dna. Wciąż odnajduję w
nim coś nowego.
Niedawno
odwiedziła nas Ploteczka z bratem i rodzicami. Obawiałem się, że
po czterech miesiącach może już mnie nie pamiętać... przecież
ma dopiero dwa lata z kawałkiem.
Nie
miałem czasu, aby do końca wypić kawę. Plotka wołała mnie gdy
szła na plac zabaw, gdy rysowała kolorowanki, gdy miała ochotę
zwiedzić swój dawny pokój na piętrze. Pokój, w którym spędziła
ze mną kilka ostatnich miesięcy swojego życia (bo wówczas w łóżku
Majki spał Messenger). Byłem wtedy ostatnią osobą, którą
widziała przed snem, tym na kogo mogła liczyć w środku nocy, i
tym kogo widziała tuż po przebudzeniu.
Czy te
więzi mogły być aż tak silne, że teraz wołała wujek, a nie
ciocia... albo mama, czy tata? Pewnie odpowiedź na to pytanie jest
niezwykle prosta. Wybrała sobie osobę, dla której przyjemnością
było spędzenie czasu z nią, a nie picie kawy.
Gdy
napisałem pierwszy tekst o Stokrotce, to myślałem, że pobije
rekord Irokeza, który odszedł do rodziny już po trzech miesiącach.
Teraz
obawiam się, że dziewczynka może pobić rekord ustanowiony przez
Smerfetkę... ponad dwa lata bycia z nami.
Odwołanej
przez pandemię rozprawie w sądzie nie zostanie nadany nowy tryb do
momentu, gdy mama Stokrotki nie wyjdzie ze szpitala psychiatrycznego.
Co będzie jeżeli nie wyjdzie przez rok, dwa, trzy … albo nigdy?
Rzeczami,
na które nie mam wpływu, nie próbuję sobie zaprzątać głowy.
Od kilku
tygodni ma miejsce nowy rytuał. Na przedpołudniowe spanie zabieram
Stokrotkę do swojego pokoju. Nie zawsze ma ochotę na drzemkę.
Jednak jesteśmy obok siebie. Ona zagaduje mnie, a ja ją. Pozwala mi
nawet porozmawiać przez telefon z klientami. W końcu zasypia... a
gdy się budzi, zaczyna się do mnie uśmiechać.
Czy
Stokrotka będzie kolejną Smerfetką, Gackiem, Ploteczką? A może
kolejnymi Bliźniakami? Romulus po przebudzeniu przychodzi do mojego
łóżka, kładzie się na mnie w pozycji embrionalnej i mocno
przytula. Czasami leżymy tak kilka minut.
Nie
potrafię wyobrazić sobie chwili, gdy rozpocznę z nim rozmowę o
jego nowej rodzinie. Nie wiem kiedy to będzie... może za rok.
Chłopiec o nic nie pyta. Nie mówi, że chce wrócić do mamy. Nie
pyta też, czy tutaj jest jego domek. Może on zwyczajnie jest
przekonany, że będziemy z sobą już na zawsze.
Ale
miało być o Stokrotce... Chociaż właściwie cały czas jest.
Jakie znaczenie ma to, czy używam imienia Stokrotka, Smerfetka, czy
Romulus? To są dzieci miesiącami i latami przetrzymywane w naszej
rodzinie... w rodzinie, w której wiadomo, że nigdy nie zostaną.
Mama
Stokrotki czasami się uaktywnia... i jak inne znane nam mamy, mówi
że będzie walczyć. Być może pacjenci w tym jej szpitalu mają
dostęp raz na jakiś czas do internetu, a może to ona raz na jakiś
czas sobie przypomina, że ma córkę.
Nie
rozumiem tego co się dzieje. W przypadku Stokrotki, sprawa jest
prowadzona w naszym sądzie... tym do którego mam zaufanie, który
jeszcze mnie nie zawiódł. I nagle okazuje się, że „ideał
sięgnął bruku”? Krótko mówiąc „dupa”?
Pozostaje
mi tylko pisać.
Załączam
mój ostatni opis Stokrotki, który przygotowałem na posiedzenie
zespołu oceniającego całą sytuację. Kiedyś ten tekst
przeczytają nowi rodzice dziewczynki. Nie wiem kiedy to będzie.
Ocena rozwoju dziecka
na podstawie obserwacji opiekunów (3 miesiące).
Stokrotkę
odebraliśmy ze szpitala w drugim tygodniu jej życia.
Z
powodu panującej epidemii, wszystkie umówione wcześniej wizyty u
lekarzy zostały odwołane, co spowodowało, że w pewien sposób
sami musieliśmy dokonywać oceny jej rozwoju w ciągu pierwszych
dwóch miesięcy życia. Posiłkowaliśmy się znanymi nam
specjalistami, ale wszystko było robione zdalnie, więc dziewczynka
nie przeszła żadnych konkretnych badań w ciągu pierwszych dwóch
miesięcy życia. Między innymi skonsultowaliśmy się ze znaną nam
fizjoterapeutką, która poprzez wzajemne przesyłanie rozmaitych
filmików, mówiła nam jakie ćwiczenia możemy ze Stokrotką
prowadzić. Dziewczynka w drugim tygodniu swojego życia, potrafiła
już podnosić głowę leżąc na brzuchu, co wbrew pozorom mogło
świadczyć nie tyle o nadzwyczajnym rozwoju dziecka, ile o wzmożonym
napięciu mięśniowym, co faktycznie miało miejsce. Jednak nie
można tutaj mówić o jakimś zaburzeniu, a jedynie o pewnej
nieprawidłowości rozwoju, co drobnymi ćwiczeniami fizycznymi daje
się szybko zniwelować. W tej chwili jest już prawie dobrze.
Gdy
nastąpiło luzowanie sytuacji związanej z koronawirusem i można
już było zwyczajnie pójść do lekarza, to Stokrotka została
obejrzana przez naszą lekarkę rodzinną i nadrobiliśmy wszystkie
zaległe szczepienia.
Byliśmy
również u audiologa i od tej strony też jest wszystko w porządku
(czyli dziewczynka słyszy tak jak powinna).
W
poradni preluksacyjnej jesteśmy umówieni na trzeciego czerwca.
Gorzej
z neonatologiem, gdyż żaden z trzech znanych nam lekarzy nie
przyjmuje jeszcze zapisów. Wstrzymujemy się z wizytą prywatną,
ponieważ zależy nam na wykonaniu USG głowy, a z tym jest już
gorzej w przypadku pominięcia wyspecjalizowanej poradni.
Stokrotka
fizycznie jest bardzo dobrze rozwinięta. Potrafi wspierać się na
przedramionach i podnosić głowę tak wysoko, że patrzy prawie na
wprost. Udaje jej się utrzymać taką pozycję nawet przez
kilkadziesiąt sekund. W wieku trzech miesięcy jest to bardzo
pozytywne i już nie świadczy o wzmożonym napięciu mięśniowym.
Również
przez długi czas utrzymuje głowę w pozycji pionowej, gdy jest
trzymana na rękach.
Leżąc
na brzuchu próbuje odpychać się nóżkami, co w pewien sposób
można uznać za pierwsze próby pełzania.
Leżąc
na plecach, stara się przewracać na boki. Jeszcze jej się to nie
udało, ale musimy już bardzo uważać, aby nie zostawiać jej samej
na wysokości, ponieważ w każdej chwili może jej się ta sztuka
udać i czasami mogłaby spaść na podłogę.
Rozwój
społeczny i emocjonalny nie budzi naszego niepokoju. Stokrotka żywo
reaguje na wszystko co dzieje się dookoła (dźwięki, ruch, jak
również... co wcale nie jest dobre, na obrazy pojawiające się w
telewizorze). Nawet zaczęła przyzwyczajać się do pewnych rytuałów
dnia codziennego. Wie, że do wieczornego zaśnięcia jest jej
potrzebna ciocia, a nad ranem (tuż po przebudzeniu) wypatruje wujka
(czyli mnie). Obowiązującym punktem dnia jest kawa z mlekiem. Ja
piję kawę, a Stokrotka mleko. Gdy mnie nie widzi, to kręci głową
i szuka mnie wzrokiem. Jak tylko się odezwę, to natychmiast
spogląda w kierunku słyszanego głosu. Doskonale rozróżnia
domowników. Nie tylko po wyglądzie, ale również po głosie.
Potrafi
łączyć rączki w linii środkowej ciała i najczęściej dłonie
są już otwarte. Chętnie chwyta za palec, albo podaną zabawkę (do
której często dokłada drugą rączkę). Zarówno zabawki jak i
piąstki wkłada do buzi. Próbuje też chwytać butelkę podczas
karmienia.
Reaguje
na kolorową karuzelę nad łóżeczkiem. Obserwuje ją i próbuje do
niej sięgnąć, co jest dobrym ćwiczeniem na koordynację
„ręka-oko”.
Wydaje
już kilka różnych dźwięków. Głuży i odpowiada na mówienie do
niej, zwłaszcza na słowa onomatopeiczne typu „chał-chał”,
„chrum-chrum”, „brrrrrum”, „pyr-pyr-pyr-pyr-pyr”. Nie
tylko się wówczas uśmiecha, ale czasami nawet śmieje w głos.
Bardzo
lubi, gdy się coś przy niej robi. Nie sprawia więc jej problemu
przebieranie, przewijanie, a kąpiel wręcz uwielbia. Kąpiemy ją
codziennie, bo jest to dla niej sygnał, że rozpoczyna się noc.
Sen
nocny trwa mniej więcej od godziny 21-wszej i bywa, że budzi się
dopiero po ośmiu godzinach. Chociaż są przypadki, że obudzi się
po północy i wówczas najlepszym rozwiązaniem jest zabranie jej do
łóżka cioci (zresztą w swoim łóżeczku śpi dopiero mniej
więcej od dwóch tygodni – wcześniej spała z ciocią). W ciągu
dnia ze spaniem jest dużo gorzej. Drzemki są krótkie i można
powiedzieć, że dziewczynka jest ciągle w ruchu (chociaż bywa, że
prześpi kolejne karmienie nawet o dwie godziny). Karmimy ją mlekiem
Nan 1, średnio w odstępach 3-4 godzin (na dobę wychodzi 6 razy) po
160 ml.
Podczas
ostatniej wizyty u lekarza rodzinnego (co miało miejsce trzy
tygodnie temu) ważyła 5 kilogramów (czyli w normie). Teraz ma
zapewne więcej, gdyż ostatnio musiałem już zakupić pieluchy o
numerze 3. W dwójki ledwo się mieści. Ale „utyta” nie jest.
Jest pięknym, zdrowym niemowlakiem.
Uwielbia
spacery... zwłaszcza po lesie, gdy wózek telepie się po szyszkach
i gałęziach. Na asfalcie czasami nie może zasnąć.
Od
tygodnia zaczęła interesować się lustrem. Z pewnością jeszcze
siebie nie rozpoznaje, ale może traktuje je jak bajkę w telewizji.
Mama
dziewczynki nie odzywała się przez ponad dwa miesiące. Od dwóch
tygodni usilnie poszukuje mamy zastępczej (czyli mojej żony) na
Facebooku, wysyłając do wszystkich jej znajomych pytania i prośby
o pomoc w kontakcie, gdyż jest to dla niej „sprawa życia i
śmierci”. Gdyby w postanowieniu sądu był również nasz adres,
to z pewnością byłaby już u progu. Chociaż może miałaby pewne
problemy, gdyż jest leczona psychiatrycznie w zakładzie zamkniętym.
Na tę chwilę przekazujemy zdjęcia poprzez PCPR. Nie wykluczamy
rozmów telefonicznych. Ewentualne kontakty bezpośrednie będziemy
ustalać w porozumieniu z PCPR-em.
Stokrotka cudna, ale piszcie o Różyczce szybko :) czy jak Jej na imię...
OdpowiedzUsuń