piątek, 26 października 2018

--- Lokowanie produktu.


Czasami odnoszę wrażenie, że należę do garstki osób, którym wydaje się, iż mają rację i w swoim durnowatym przekonaniu brną na przekór wszystkim. Pod prąd, na czerwonym świetle, ignorując znak zakazu wjazdu.

Może faktycznie osoby czytające tego bloga i piszące jakieś komentarze, to nic innego jak towarzystwo wzajemnej adoracji.
Kto jeszcze prowadzi bloga?”, „kto odwiedza fora internetowe”? Z takimi tekstami niedawno się spotkałem. Teraz liczy się tylko facebook. Do tego trzeba pisać „krótko i na temat”, a nie laboraty (chociaż właśnie się dowiedziałem, że takie słowo nie istnieje) w moim stylu. I koniecznie trzeba zamieścić jakieś zdjęcie. Może być to tylko obraz rączki, albo nóżki dziecka, ale własnego, a nie zdjęcie ściągnięte z internetu... takie nastały czasy.
No to od jakiegoś czasu jestem członkiem tej licznej społeczności, chociaż jak mówią moje córki, poruszam się jak dziecko we mgle. Nie dość, że we mgle, to jeszcze dziecko – no ładnie.
Ciekawy jestem tylko co by było, gdyby FB wycofał się z UE po ratyfikowaniu Acta2.
Czy jest to możliwe? Teoretycznie tak... ale ten blog nie temu zagadnieniu jest poświęcony.

Niedawno zapisałem się do zamkniętej grupy „Adopcja i rodzicielstwo zastępcze”. I faktycznie dyskusja wrze. Czasami nawet nie potrzeba słów. Wystarczy jakaś buźka, like, czy kciuk (chyba to to samo), i już wiadomo kto jest na tak, albo na nie.

Kilka dni temu dowiedziałem się, że nasze „więziowe” przekonania dotyczące rodzicielstwa zastępczego i późniejszego przechodzenia dziecka do rodziny adopcyjnej, nie tylko, że często mijają się światopoglądowo z myśleniem rodziców adopcyjnych i zastępczych, to czasami zupełnie nie są wspierane przez autorytety. Okazuje się dla przykładu, że rodzice zastępczy nie powinni nosić dziecka na lewym łokciu, ponieważ powoduje to silniejsze nawiązywanie więzi dziecka z rodzicem. Pewnie to prawda, chociaż nie skonsultowałem tej tezy z żadnym neurologiem. Jednak ważniejszym wnioskiem jest to, że lepiej nie nawiązywać silnych więzi z dzieckiem zastępczym.

Chyba jednak póki co, zostanę przy swoim zdaniu, które zresztą wyraziłem i poniżej zamieszczam.

Gdyby ktoś miał ochotę dołączyć do grupy, to zapraszam. Podobno można się samemu zapisać. Jednak mi się to nie udało, więc bezczelnie zalogowałem się na profil Majki i sam siebie zaprosiłem.
Gdyby były problemy, to służę pomocą: pikusincognito@gmail.com



O mały włos bym zapomniał... zdjęcie:

Plotka

A teraz tekst, który zamieściłem w komentarzu na grupie:

Otrzymałem notatki ze szkolenia, o którym mowa w bieżącej notce (za co serdecznie dziękuję), i muszę stwierdzić, że na część wniosków mam zupełnie inny pogląd. W przeciągu kilku lat bycia rodzicem zastępczym (dokładniej – pogotowiem rodzinnym), moja świadomość była kierunkowana na zupełnie inne tory.
Pozwolę sobie zacytować kilka myśli (rozumiem, że tym tropem szły rozważania dr Kleckiej). Starałem się zachować właściwy kontekst, ale gdybym coś napisał nie w takim świetle, jak to faktycznie miało miejsce, to proszę mnie poprawić. Dodam też do tego swoje komentarze.

Uczucia małych przysposobionych dzieci nie może być ważniejsze niż potrzeby własnego dziecka
Przytulaj i kochaj przy dzieciach zastępczych masz prawo mimo ilości zazdrosnych oczu które na to patrzą Najpierw nasze dziecko Dopiero potem dzieci przyjęte”

Owszem, jest to moim zdaniem prawdziwa sentencja. Chodzi tylko o to, jak zrobić, aby dziecko zastępcze nie czuło się dzieckiem drugiej kategorii. Bo właśnie z takiego środowiska wyrastają dzieci, które będą ciągle walczyć o zainteresowanie sobą, egocentryczne, mało empatyczne, „po trupach” osiągające swój cel. W większości przypadków tak postępują dzieci, które są umieszczane w naszej rodzinie zastępczej. Moim zdaniem dlatego, że w swojej rodzinie biologicznej, też tak się czuli – byli na szarym końcu, niechciani, niepotrzebni. Mamy w tej chwili dwójkę rodzeństwa. Jeden był hołubiony przez swoich rodziców, drugi bity i wiecznie domagający się swoich praw. Po trzech miesiącach, ten pierwszy niewiele się zmienił. Drugi wykonał krok milowy w każdej sferze życia. Tylko dlatego, że nie zawsze jest już tym drugim.

Nie wszystko się da wychować wykształcić
Przyswojone Dzieci nie nasiąkają naszymi cechami tak jak swoje”

Nasiąkają... i to bardzo. Pewnie, że wszystko zależy od wieku i indywidualnych cech dziecka. Jednak jeszcze więcej od rodzica zastępczego, czy adopcyjnego. Jeżeli takie będzie jego początkowe założenie, to z pewnością tak się wszystko potoczy.

Dziecku potrzebni są dwaj rodzice , natura jest oszczędna gdyby dało się mieć tylko jednego roznnazalibysmy się przez paczkowanie”.

Zgadzam się, chociaż oficjalnie do takich poglądów bym się nie przyznawał. Przede wszystkim dlatego, że znam rodziców, którzy w pojedynkę są lepsi, niż gdyby dziecko miało nawet czworo rodziców statystycznych.


Matkowanie - na krótko - głodne - karmie , płacze i uspokajam
Nie przytulaj skóra do skory
Życzę Ci jak najlepiej dam ci wszystko co trzeba ale jesteś tu tylko na chwile
Dziecko nie może uznać ze jest Twoje
Nie wysyłaj błędnych komunikatów”

Zupełnie nie rozumiem takiego modelu. „Dam ci wszystko co trzeba”. Tyle, że ono właśnie chce „skóra do skóry”, chce nawiązać więzi. Nie za pół roku, ale teraz, tu i z tobą.
Nawiązywanie więzi jest umiejętnością. Każdy w swoim życiu wiele razy to robił. My uczymy tego nasze dzieci zastępcze, i potrafią w pewnym momencie te więzi z nami zerwać (albo rozluźnić) i nawiązać z nową rodziną.
A ci rodzice, którzy takiej umiejętności nie posiadają, nigdy nie powinni zostać rodzicami zastępczymi.


Chore dziecko nie ma empatii i wykorzysta Twój słaby punkt
nie mów mu o swoich problemach i uczuciach
Nie pokazuj bezradności Nie płacz przy dzieciach
Te dzieci wykorzystają każda Twoja słabość przeciwko Tobie
Nie mów przy nich ze boli cię głowa
Jak się czułaś gdy matka była bezradna ?
Byłam wściekła . Bałam się
To nie rodzi empatii .
Ja jestem większy silniejszy mądrzejszy. Mam działać mądrze .”

A ja mówię, gdy mnie boli głowa, gdy jestem zmęczony, gdy muszę trochę odpocząć.
Nasze dzieci zastępcze to rozumieją i w ten sposób uczą się empatii.

Nie można za wcześnie zabrać roślinki z gleby
Jak z zimnej wody do gorącej - szok dla organizmu”

I tu się w pełni zgadzam.
Dlatego to, że kochamy nasze dzieci zastępcze, a one nas, że istnieje między nami bardzo silna więź, że mamy świadomość rozstania w bliższej lub dalszej przyszłości, nie oznacza, że czeka nas armagedon. Wszystko „siedzi” w umyśle.



16 komentarzy:

  1. Pikuś dobrze, ze poruszasz tak ważne tematy ja przygotowuję sie do adopcji i dlatego podczytuje taki blog jak Twój żeby lepiej zrozumiec dziecko i jego sytuację, a przede wszystkim poczytac o prawdziwych sytuacjach, a nie tych z pięknych ckliwych z książeczek.Odnosząc się do tego wpisu mam wrażenie, że wszelkiej maści znawcy chcą wszystko usystymatyzować, określić, ubrać w ramy, a przecież każde dziecko jest inne, każde ma inne potrzeby, przeżycia i przede wszystkim dusze, która potrzebuje bliskości. Twoje podejście do dzieci okresliłabym takie jak dyktuje serce i uważam, ze wlasnie takiej rady powinno sie udzielać pozdrawiam inga po

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow dobrze jest wrócić z moim byłym ex, dziękuję Dr Ekpen za pomoc, chcę tylko poinformować, że czyta ten post na wypadek, gdy masz problemy ze swoim kochankiem i prowadzi do rozwodu, a ty nie Chcesz rozwodu, Dr Ekpen jest odpowiedzią na twój problem. Lub jesteś już rozwód i nadal chcesz go / jej kontakt Dr Ekpen rzuca zaklęcie teraz (ekpentemple@gmail.com) lub Whatsapp go na +2347050270218 i będziesz ubrany, że zrobiłeś

      Usuń
  2. A ja zdecydowanie wolę taką formę, w jakiej piszesz Ty niż fb : ) Na fb brakuje mi anonimowości, wydaje się, że jednak rozmówcy sami siebie cenzurują. Brakuje mi bociana z dawniejszych czasów, kiedy było wiele, sporo wnoszących dyskusji.
    Odnośnie podejścia do dzieci i więzi w rz. Mi, że tak powiem, szczerze pasowało podejście naszej rz, która mówiła dziecku o pewnej tymczasowości, nie pozwalała nazywać siebie mamą i tatą itd. Dzieci miały jasny przekaz - jesteś tutaj, ale nie na zawsze. Potem pojawili się rodzice i była to w oczach dziecka naturalna kolej rzeczy. Rz mówiła prawdę. To mi imponowało, bo ja pewnie chciałabym te dzieci chronić. Nie sądzę, by było to dla nich dobre. Czy Wy rozmawiacie z dziećmi o ich sytuacji ? Tymi lekko starszymi oczywiście.
    Nie wyobrażam sobie posiadania własnych dzieci i zastępczych, myślę, że mam tu pogląd podobny do Ciebie.
    I też uważam, że rodzic może okazać słabość, nie mówię o tym, że ma płakać na zawołanie. Ale jednak on modeluje chyba sposób, w jaki dziecko potem reaguje. Mama może się popłakać, każdy może i żyje się dalej. Świat się nie wali, każdemu może być czasem smutno, źle, może boleć głowa. Nie oczekiwałabym rady od dziecka, pocieszania itp, to dla mnie byłaby właśnie słabość, która nie jest potrzebna dziecku. Nie byłam wściekła na moją matkę, że płakała, może czasem byłam przestraszona, może niepewna, ale na pewno współczułam, a te emocje mnie nie zabiły. Zrozumiałam, że istnieją i nie ma cyborgów.
    "„Nie wszystko się da wychować wykształcić
    Przyswojone Dzieci nie nasiąkają naszymi cechami tak jak swoje” - chroń nas Boże od wychowywania dzieci na swój obraz i podobieństwo ;)Pewnie nie zrozumiałam kontekstu tej wypowiedzi.
    A z kolei lewe ramię i inne cuda brzmią dla mnie jak czary - mary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm sama siebie skomentuję...
      "Jak się czułaś gdy matka była bezradna ?
      Byłam wściekła . Bałam się
      To nie rodzi empatii .
      Ja jestem większy silniejszy mądrzejszy. Mam działać mądrze .” - może chodziło tu o dzieci z zaburzeniami więzi, które nie ufają dorosłemu, które wiecznie kontrolują? One faktycznie lepiej jak oprą się na kimś silnym, żeby mogły odpuścić sobie ciągłe napięcie. I w tym kontekście - zgadzam się z poglądem, by słabości nie okazywać.

      Usuń
    2. Nasze dzieci zastępcze też mają pełną świadomość swojej sytuacji. Czasami ta świadomość jest dla nich bardzo trudna, a nawet istnieje niebezpieczeństwo, że przełoży się na konkretną krzywdę. Dziewięcioletnia Asteria na kilka dni przed rozprawą wpadała w kompulsywne jedzenie. Czasami już chciałem powiedzieć”nie mówmy jej o tym”, albo „niech je... kilka dni i wszystko minie”. Ale jednak nie tędy droga (w obu przypadkach). Tłumaczyliśmy, ale nie zatrzymywaliśmy tych informacji tylko dla siebie. Siedmioletni Kapsel przez dwa lata żył na rozdrożu. Potrzebował terapii (związanej ze swoim upośledzeniem), ale warunkiem podstawowym była stabilizacja sytuacji. Okłamywanie go, mogłoby w przyszłości przynieść jeszcze gorsze skutki. Czteroletnia Sasetka przez kilkanaście tygodni czekała na nową mamę. Wiedziała, że Majka to tylko ciocia, chociaż istniało realne niebezpieczeństwo, że spędzi z nami jeszcze wiele miesięcy, bo tata się odwoła.
      Dzisiaj dziewięciomiesięcznej Ploteczce powiedziałem, że już wkrótce będzie miała nową mamę. Pewnie nic z tego nie zrozumiała, ale prawdopodobnie jej mama pomyliła terminy i spóźniła się z wniesieniem odwołania do sądu apelacyjnego. Gdybym potrafił się modlić, to właśnie bym padł na kolana, a nie pisał komentarze. Oby to była prawda.

      Usuń
    3. W pełni zgadzam się, że wszystko zależy od kontekstu. Dlatego na szkolenia lepiej chodzić, a nie czytać notatki.
      Naszemu Kapslowi też nie pokazywaliśmy, że mamy gorszy dzień, bo mógłby to wykorzystać przeciwko nam.
      A co do nasiąkania naszymi cechami – faktycznie można to rozumieć na różny sposób. Ja widzę w naszych dzieciach zastępczych, że zaczynają mieć podobne maniery. Podobnie się uśmiechają, te same rzeczy zaczynają być dla nich ważne. To się dzieje jakoś automatycznie. Najciekawsze jest to, że gdy odchodzą do rodziny adopcyjnej, to im się to zmienia. Zaczynają mówić głosem swojej nowej mamy i taty.
      Ale na to potrzeba czasu. Messenger jest z nami już prawie miesiąc, a jednak nadal nie jest on „mój”. Przyjdzie jednak chwila, gdy stanie się mój. A po jakimś czasie będzie synkiem innej mamy, a może wróci do mamy biologicznej. Sam nie wiem, czy bardziej na wszystko patrzę sercem, czy umysłem. Ale jakoś to się wszystko kręci.

      Usuń
    4. Starego bociana też mi brakuje. Jeszcze z okresu gdy mnie na nim nie było. Wątki merytoryczne stają się coraz bardziej plotkarskie, bardziej facebookowe. Znak czasów?

      Usuń
    5. "Matkowanie - na krótko - głodne - karmie , płacze i uspokajam
      Nie przytulaj skóra do skory
      Życzę Ci jak najlepiej dam ci wszystko co trzeba ale jesteś tu tylko na chwile
      Dziecko nie może uznać ze jest Twoje
      Nie wysyłaj błędnych komunikatów”
      Jestem przerażona tym tekstem, jeśli takie są szkolenia dla rodzin zastępczych....to ja nie rozumiem...
      Rodzina zastępcza to nie przechowalnia, to rodzina!!! Jeśli tam dziecko nie będzie miało możliwości nawiązać silnych więzi, to może już nigdy tego nie zrobić...
      Jesteśmy rodzicami nastolatka adoptowanego w niemowlęctwie i biologicznej córki, obecnie oczekujemy na "przedszkolaka"...
      Jeśli przyjdzie do nas z tak szkolonej rodziny, będzie kosmos... (pomijam inne atrakcje, które zapewne będą:)))
      Przecież po to dziecko jest umieszczane, nie w domu dziecka, tylko w rodzinie zastępczej, by doświadczyć, nawiązać więzi rodzinne, nauczyć się to robić!!! By potem te więzi rozluźniać i nowe zawiązywać z rodzicami adopcyjnymi! Ale musi umieć to robić!
      Ja rozumiem, że dziecko w RZ jest tymczasowo, ale dziecko żyje "tu i teraz" i "teraz" potrzebuje bliskości i więzi, nie może żyć "w zawieszeniu", nie może "przeczekać" tego czasu! Ono potrzebuje "teraz" nawet "skóra do skóry"!
      Jeśli dziecko nie nawiąże silnych relacji z RZ, to skąd ma wiedzieć, ze w RA już te więzi ma tworzyć, skąd ma mieć niejako wzorzec???
      I według mnie to nie jest błędny komunikat, to jest komunikat, który chciałabym, aby moje przyszłe dziecko od rodziców zastępczych usłyszało: "kocham cię, jesteś bezpieczny, jesteś w naszej rodzinie teraz, ale czekamy na twoich rodziców"
      pozdrawiam
      gosia

      Usuń
  3. Napiszę jeszcze na koniec pewien komentarz. W zasadzie tekst zupełnie niezwiązany z tematem tego posta, zupełnie „od czapy”... albo ładniej „sobie, a muzom”.
    Dzisiejszy dzień totalnie prze....łem. Zawiozłem tylko bliźniaki do naszej wspaniałej rodziny zastępczej, potem pojechałem z Kubusiem po dynie, na zupę i ozdoby, i nie zrobiłem niczego pożytecznego. Pół dnia przespałem z Ploteczką, więc teraz wcale nie chce mi się spać.
    Póki Acta2 jeszcze nie weszło w życie, to mogę zacytować pewien tekst, który znalazłem gdzieś w sieci i wiem o nim tylko tyle, że autorem jest jakiś Andrzej z OPS-u

    cdn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przechodząc późnym wieczorem pierwszego listopada przez cmentarz zauważam przy jednej z mogił młodą dziewczynę wpatrującą się we mnie. Spoglądam na nią i przez moment wydaje mi się, że już się kiedyś widzieliśmy. Podchodzę do niej. Pyta czy ją pamiętam. Wtedy jak przez mgłę przypominam sobie Magdę. Dwunastoletnią dziewczynkę, którą zmuszony byłem interwencyjnie umieścić w Domu Dziecka. To miało miejsce jakieś dziesięć lat temu. To była jedna z tych interwencji, która miała duży wpływ na moją dalszą pracę. Interwencja późnym wieczorem. Impreza pijacka. Nawalona kobieta, dwóch mężczyzn w mieszkaniu i kilkunastoletnie dziecko. W efekcie tejże interwencji kilkunastoletnia Magda trafiła do placówki. Pamiętam jak bardzo byłem z siebie zadowolony, że uratowałem dziecko przed beznadziejną przyszłością. Że pomogłem dać jej szanse na lepsze jutro.
      Teraz spotkawszy ją po latach chciałbym usłyszeć jak dziewczyna ułożyła sobie życie. Magda patrzy na mnie. Nie musi nic mówić. Widzę to w jej oczach. Jak urywki z jakiegoś filmu widzę ból, strach i śmierć. Patrzę na nieudaną próbę samobójczą Magdy w wieku czternastu lat. Widzę jak jako nastolatka sprzedaje się za pieniądze. Widzę jak ćpa i kradnie. Patrzę jak za kreskę oddaje się dwóm starym zasrańcom. Jestem świadkiem jak umiera na melinie, zalana, naćpana w wieku dwudziestu dwóch lat. Dostrzegam, że dziewczyna umierając ściska w dłoni starą, pomiętą fotografię swojej matki.
      Retrospekcja mija a Magda stoi nadal obok mnie. Wtedy też zauważam, że grób przy którym stoi to jej własny nagrobek.
      Nie potrafię wytłumaczyć co się stało chwilę później...
      Znowu znalazłem się na klatce schodowej starego socjalnego budynku. Znowu wraz z policjantami wchodzę do mieszkania w którym zastaję pijaną kobietę, jej dwóch znajomych i przerażoną kilkunastoletnią dziewczynkę. Tym razem postanawiam podjąć inną decyzję. Mężczyźni zostają odizolowania, kobiecie zaś daję drugą szansę. Może przy wsparciu pracownika socjalnego odmieni swoje życie, przestanie pić a jej córka będzie mogła przy niej zostać. Taką decyzję podejmuję.
      W tej samej chwili wracam na cmentarz w ten listopadowy wieczór. W słabo oświetlonej alejce, obok muru, tuż przy nagrobku pochyla się matka Magdy. Wygląda bardzo źle. Jest zniszczona i brudna. Na nagrobku zapala znicz. Znicz dla córki. I znowu przed oczami ukazują mi się krótkie fragmenty zdarzeń wśród których zobaczyłem, małą Magdę, gdy zapłakana chowa się pod łóżkiem a jakiś pijany skurwiel ciągnie ją za nóżkę by potem ordynarnie gwałcić nastoletnie dziecko. Zobaczyłem też Magdę, gdy po kolejnym gwałcie próbuje przytulić się do matki a ta pijana popycha ją tak bardzo, że dziewczynka rozbija głowę. Widzę piętnastoletnią już Magdę, gdy stoi na torach a z naprzeciwka z ogromną prędkością nadjeżdża pociąg towarowy. Retrospekcja mija.
      Ja dostaję kolejną szansę by naprawić ich życie. I znowu cofam się w czasie. Znowu wchodzę do mieszkania, gdzie widzę pijaną kobietę, dwóch mężczyzn i nastoletnie dziecko. Tym razem dziecko zabezpieczam tymczasowo w pogotowiu opiekuńczym. Matkę wysyłam na leczenie zamknięte. Po leczeniu mała Magda powróci do matki.
      Znowu cmentarz. Ponownie listopadowy wieczór. W ciemnej alejce nikogo nie ma. Podchodzę do zaniedbanego nagrobka. To miejsce spoczynku Magdy oraz jej matki. Widzę jak na zwolnionym filmie kilka szczęśliwych dni, gdy trzeźwa kobieta wraca z leczenia. Widzę jak po kilku tygodniach matka Magdy wiąże się z kolejnym zasrańcem przy którym wraca do nałogu. Widzę jak pijana zasypia z zapalonym papierosem. Słyszę krzyk dziecka. Widzę ogień i kłęby dymu.
      Nie chcę już mieć możliwości naprawienia czegokolwiek. Czasami nie jestem w stanie pomóc. Czasami moje działania mogą okazać się niewystarczające a niejednokrotnie niewłaściwe. Czasami mogę źle ocenić sytuację. Czasami komuś po prostu nie da się pomóc cokolwiek bym nie uczynił... "

      cdn.

      Usuń
    2. Jako Pikuś dopisałbym kolejny rozdział tej historii, kolejną alternatywę.
      Sąd podejmuje decyzję o umieszczeniu dziewczynki w rodzinie adopcyjnej. Andrzej widzi Magdę nad grobem swojej matki, która się zapiła i zaćpała na śmierć. To był jej wybór. Stoi tam w towarzystwie swoich rodziców adopcyjnych. Wspólnie zapalają znicz, składają wiązankę kwiatów.
      Upsss... zapomniałem, Magda miała dwanaście lat – przecież nikt jej nie adoptował.

      Ale jest Romulus i Remus. Sytuacja bardzo podobna. Tyle, że chłopcy mają dopiero trzy lata, a rodzice adopcyjni ustawiają się po nich w kolejkę.
      Jeżeli sąd podejmie decyzję o powrocie do mamy, to powiem tak jak Andrzej: „nie chcę już mieć możliwości naprawienia czegokolwiek”.

      Usuń
    3. Cieszę się, że tekst Andrzeja zapienił Cię tak samo jak i mnie. Dopisałam się nawet na oryginalnym fanpage'u, bo trochę nie mieści mi się w głowie, że służby pojawiają się po 12 latach - a gdzie były wczesniej, kiedy była jeszcze opcja rodziny zastępczej i późniejszej adopcji?
      Niestety w kraju, który uczy swoich pracowników socjalnych, ze jesli biją tylko trochę to można przymknąć oko, Magd będzie coraz więcej. Od dawna mnie załamuje to, że stosujemy różne standardy w zaleznosci od rodziny pochodzenia dziecka: jak dziecko ma rodziców z wysokim kapitałem kulturowym to bulwersują nas nawet parówki dawane na śniadanie [jak mogą?! fosforany, konserwanty... a owsianki ugotować nie łaska?], ale jak dziecko ma rodziców z niskim kapitałem kulturowym to dziwnie nie widzimy, że piąty dzień przychodzi do przedszkola w tym samym ubranku i kuli się widząc podniesioną rękę. Dzieciństwa nie są sobie równe. I to jest nasza, dorosłych, odpowiedzialność. Ale też hipokryzja, że głosząc równość dzieci wobec ich praw, pewna grupa okazuje się zaskakująco nierówna i wobec niej można więcej i bezkarniej.

      Nie mogę się dopisac do komentarza Małgorzaty, ale chciałam powiedzieć, że w pełni się zgadzam. Zresztą zgadzam się z tym, co napisałeś w grupie - ten model zaprezentowany na szkoleniu broni się dla mnie jedynie w systemie, w którym piecza jest naprawdę krótkoterminowa (pół roku, max 1 rok), ale nie w systemie polskim, w którym dzieci wpadają do pieczy jak śliwki do kompotu, są trzymane przez sądy latami i one muszą mieć miłość TERAZ, a nie 'kiedyś' [inna sprawa, że dla wielu dzieci to 'kiedyś' nie nadejdzie i wtedy ich posagiem z rodzinnej pieczy zastępczej będzie bycie dzieckiem drugiej kategorii emocjonalnej. Nie ma we mnie na to zgody0.

      Usuń
  4. Czasami zdarza mi się wracać do dawnych komentarzy (zresztą nie tylko tutaj na blogu), ponieważ zauważyłem, że często coś przeoczyłem, albo zrozumiałem inaczej, albo też nasuwają mi się zupełnie nowe myśli.
    Przytoczone w tym poście szkolenie daje jasno do zrozumienia, że najważniejszy jest rodzic zastępczy. Bo to od jego zdrowia psychicznego zależy funkcjonowanie całej rodziny. Czasami to on może być najsłabszym ogniwem i to on może się najszybciej „wypalić”. Pewnie dlatego od kilku lat zawodowe rodziny zastępcze mogą korzystać z urlopów wypoczynkowych. Chociaż nie do końca to akceptuję (świadomościowo), to też z tych urlopów korzystam, bo wiem jak jest „przed”, a jak jest „po”. Dlatego w jakimś zakresie takie postawy rozumiem. I dlatego jeżeli ktoś dla swojego zdrowia psychicznego nie nosi dzieci na lewym ramieniu, to jest to dla mnie OK. Tym bardziej, że ja też wszystkie dzieci noszę na prawym ramieniu... bo tak mi wygodniej. Swoje córki też nosiłem na prawym i chyba krzywda im się nie stała. Oczywiście ten lewy łokieć traktuję tutaj jako metaforę.

    Zgadzam się, że zaprezentowany wariant broni się w przypadku pieczy krótkoterminowej (gdyby istniała pewność, że dziecko opuści rodzinę zastępczą maksymalnie w przeciągu roku). Jednak dodałbym do tego pewien warunek... dla mnie to w zasadzie aksjomat. Nie może to dotyczyć malutkich dzieci – niemowlaków. Tutaj musi być „skóra do skóry”. Widzę jakie są relacje między mną a Plotką i Messengerem, oraz między Majką a Plotką i Messengerem. Dla obu dzieci Majka jest mamą, bo spędza z nimi najwięcej czasu. Dla Plotki jestem tatą. To ja w nocy przychodzę do niej z mlekiem, to ze mną spędza pierwsze godziny po przebudzeniu nad ranem, to ze mną się kąpie, to razem ze mną „ucina” sobie popołudniową drzemkę. Dla Messengera jestem nikim. Chociaż widzi mnie przecież kilka razy w ciągu dnia i przed snem go kąpię. Bywa, że spędzamy razem kilka godzin. Tyle, że ja nie noszę go tak często na ręce i nie karmię tak jak Majka, tylko stosuję metodę szpitalną i dziecko karmi się samo. Nie jestem tak ogarnięty jak ona, mając naraz całą czwórkę.

    Dlatego chłopiec do niej się uśmiecha, a do mnie nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęśliwie w temacie noworodków i niemowlaków pieczowych nie mam nic do powiedzenia, bo się nimi nie zajmuję. Pamiętam jednak, jak dwa lata temu, kiedy dzieci do nas trafiły, Mała była w opłakanym stanie z powodu zaniedbań i konsultowaliśmy się z różnymi specjalistami, jak najlepiej ją 'uruchomić'. Jednym ze specjalistów był Paweł Zawitkowski, który poradził mi, abym ćwiczyła z nią w wannie - miałam brać Małą (wówczas równo roczną) i po prostu bawić się z nią w wannie: turlać, kłaść na nogach, obmywać wodą, głaskać, podtrzymywać by sie unosiła. W tej wannie znalazłyśmy się obie raz - pierwszy i ostatni. Jak wiadomo człowiek wchodzi do wanny nagi, dziecko też. A to sprawiło, że Mała znalazła się ze mną w sytuacji pełnego kontaktu skóra do skóry i leżała na moich piersiach. Każdy, kto ma dziecko, wie co to oznacza, nawet jeśli nie zna fachowego terminu na opisanie tej sytuacji. A jest nim pobudzenie oksytocyny i rozpoczęcie jej wyrzutów do organizmu. To właśnie dlatego światłe położne nalegają na kontakt skóra do skóry po porodzie, i z tego również powodu pobudza się laktację u młodych matek - robi to dokładnie oksytocyna, która odpowiada za coś, co inna dyscyplina nazywa 'budowaniem więzi'.
      Po wyjściu z wanny cała się trzęsłam, bynajmniej nie z zimna, ale dlatego, bo strasznie we mnie to doświadczenie walnęło: uruchomiłam, oczywiście nieintencjonalnie, swój własny cyrk hormonalny wobec dziecka, które nie było moje, a które nagle mój organizm rozpoznał jako 'moje, nie ruszać, łapy precz!'.

      Z tego płyną dwa wnioski. Pierwszy jest ważny dla rodziców adopcyjnych. Po adopcji dbajcie o kontakt skóra do skóry i o fizyczną bliskość. Poza tym, że jest to zwyczajnie sensualnie przyjemne (kto nie uwielbia tulić się do malucha?) jest to również fundamentalne dla więzi między Wami, którą wspierają Wasze hormony. Nie dane Wam było rodzić Waszych dzieci, ale wiele z doświadczenia poporodowego można, jak widać, odtworzyć nawet wiele miesięcy później. Nie czytajcie też Tracy Hogg ani autorytetów pierniczących o 'mądrych dzieciach zasypiających we własnych łóżeczkach' - dzieci biologiczne dostają bliskość z rodzicem w pakiecie, Waszym trzeba ją przywrócić. Dlatego owszem, śpijcie razem jak zwierzęta we wspólnym legowisku - biologia nie jest głupia. Spokojnie, do osiemnastki spać nie będziecie. Fizyczna bliskość jest jednym z najważniejszych elementów poadopcyjnych i - poza szczególnymi przypadkami dzieci, głównie po doświadczeniu przemocy, w tym seksualnej - nie należy się w niej ograniczać. A wobec dzieci z trudną przeszłością również należy to robić, choć na innych zasadach.

      Drugi wniosek powinien być taki, że opiekunowie zastępczy powinni robić dokładnie odwrotnie, skoro ich cel jest inny, prawda? No właśnie. Tu się zaczynają schody.
      Wydaje mi się, że jest tak, jak napisałeś, Pikuś. To znaczy, że również RZ powinna to robić. Tyle że, jak widać, nie każdy ma takie umiejętności, aby dawać dzieciom 'skórę do skóry' i się przy tym samemu jakoś ochronić. Dawanie pieczy rodzinnej niemowlakom wielu osobom wydaje się najłatwiejszą działką pieczy - małe, bez problemów starszych dzieci, w sumie wymagają karmienia, tulenia i spania (no i przewijania). Emocjonalnie okazuje się to masakrycznie trudne, przynajmniej dla mnie (ale nie jestem jedyna - najwięcej przypadków adopcji przez RZ zdarza się nie wobec dzieciaków podrośniętych, a wobec tych, które trafiły do RZ jako maleńtasy i przeszły z opiekunami dokładnie ten cykl. Przypadek? nie sądzę).
      Szacun dla Was, że potraficie to robić i jednak się później pożegnać.

      Usuń
    2. „Szacun dla Was, że potraficie to robić i jednak się później pożegnać.”
      Dziękuję za te słowa. Najczęściej słyszymy „Ja bym tak nie potrafiła się rozstawać”.
      Choć być może często w podtekście jest dokładnie to samo stwierdzenie, to zapewne wielokrotnie jesteśmy posądzani o brak empatii i podejście do rodzicielstwa zastępczego na zasadzie, że to jest dla nas tylko praca.

      Właśnie się dowiedzieliśmy, że jednak mama Plotki nie zdążyła się odwołać od wyroku.
      Zaczynam więc odliczanie. Zobaczymy jak sprawnie działa „system” i zamierzam to opisać Teoretycznie dziewczynka powinna znaleźć się w rodzinie adopcyjnej do końca roku, wliczając w to mniej więcej miesięczny okres spotykania się z rodzicami adopcyjnymi.
      W tej chwili najważniejszy ruch należy do nas. Ośrodek Adopcyjny nie rozpocznie procedury, dopóki nie będzie miał kompletu dokumentów. Na opinię z Poradni Psychologiczno Pedagogicznej czasami trzeba czekać kilka tygodni. Bywa, że w przypadku małego dziecka, wystarczy opinia niezależnego psychologa. Z Plotką rozpoczęliśmy jakiś czas temu rehabilitację i wydaje się, że opinia psychologa z tego ośrodka może być wystawiona w miarę szybko.

      Tak więc Majka ma w piątek do wykonania kilka telefonów.

      Usuń
  5. Wow dobrze jest wrócić z moim byłym ex, dziękuję Dr Ekpen za pomoc, chcę tylko poinformować, że czyta ten post na wypadek, gdy masz problemy ze swoim kochankiem i prowadzi do rozwodu, a ty nie Chcesz rozwodu, Dr Ekpen jest odpowiedzią na twój problem. Lub jesteś już rozwód i nadal chcesz go / jej kontakt Dr Ekpen rzuca zaklęcie teraz (ekpentemple@gmail.com) lub Whatsapp go na +2347050270218 i będziesz ubrany, że zrobiłeś

    OdpowiedzUsuń