sobota, 20 października 2018

--- Facebook.


Zdjęcie profilowe Januszka
Powoli dochodzę do siebie... Chciałem opisać dzisiaj nasze rozstanie z Kapslem, ale jakaś wyższa siła przełożyła wajchę na inne tory, więc może zabiorę się do tego jutro (jak ochłonę po dzisiejszym dniu).
Wbrew pozorom, wcale nie mam na myśli zmęczenia związanego z opieką nad dziećmi.

Przedpołudnie, popołudnie, a nawet wieczór, spędziłem w towarzystwie Plotki. Majka pojechała z Messengerem na spotkanie z mamą, potem miała zahaczyć o PCPR, odwiedzić dziadków, wpaść na pocztę, do apteki, zrobić zakupy... i w końcu odebrać bliźniaki od zaprzyjaźnionej rodziny, co z dużym prawdopodobieństwem oznaczało wypicie kawy. Tak też się stało, wszystko przeciągnęło się do późnych godzin wieczornych. Chłopcy kolację jedli właściwie w wannie, w której niemal zasypiali. Ale za to, gdy już weszli do łóżek, to nie zdążyłem nawet wyjść z pokoju, gdy już usłyszałem chrapanie.

Ploteczka jest dziewczynką, przy której popracować za bardzo sobie nie mogę. Natomiast gdy razem usiądziemy na kanapie, ona dostanie sporą ilość zabawek, i co jakiś czas rzucę w jej stronę uśmiech, albo przynajmniej mrugnę okiem, a do tego opowiadam cokolwiek (nawet czytając na głos to co widzę na monitorze), to jest OK. Do pełni szczęścia brakuje tylko chrupek, chipsów, piwa i bebiko-2, ale da się żyć.
Dzisiaj stwierdziłem, że w końcu założę sobie profil na facebooku. Wcale nie dlatego, że jest on mi niezbędny, potrzebny, a nawet że fajnie byłoby go mieć. Mój problem polega na tym, że czasami wchodzę na facebooka Majki i mam ochotę coś skomentować... ale przecież nie wypada podszywać się pod czyjąś tożsamość, a do tego z pewnością ciągle myliłbym „łam” z „łem”.
Jakiś czas temu poprosiłem Kamisię (moją córkę, która FB ma obcykanego niemal do perfekcji), aby założyła mi profil pod nazwą „Pikuś Incognito”. Po dwóch godzinach spasowała. Facebook nie przewiduje, aby tak nazywała się osoba, firma, a nawet VIP. Zostałem więc tylko fanpage (czyli stroną) na profilu Majki. Nawet by mi to pasowało, tyle tylko, że z tego miejsca mogę komentować jedynie inne tego rodzaju strony. A nie o to mi chodziło.
Tak więc razem z Plotką postanowiliśmy tę wiedzę zweryfikować. Daliśmy sobie godzinę i ani minuty dłużej.
Ostatecznie zostałem „Januszkiem”... mogłem napisać komentarz.
Jednak to co nastąpiło później, nieco mnie przeraziło... bardzo mnie przeraziło.
Pojawia się tam zakładka „Osoby, które możesz znać”. „Januszek” nie jest moim prawdziwym nazwiskiem, adres mailowy był podany na Pikusia, a pojawiło się mnóstwo osób, które faktycznie znam. Zobaczyłem prywatne strony moich klientów. Niektórych znam tylko z rozmów telefonicznych lub poprzez kontakt mailowy (a teraz się dowiedziałem jak wyglądają). Byli też tacy, których znam, ale nigdy nie wysłałem do nich maila, ani nie połączyłem się z ich komputerem. Nie mamy żadnych wspólnych znajomych, bo „Januszek” ma dopiero dwóch znajomych.
Gdy wiele lat temu szliśmy z Majką po „różową serię” do wypożyczalni filmów, to wiedział o tym tylko pan tam pracujący. Być może, gdybyśmy teraz chcieli sobie obejrzeć „filmy dla dorosłych” w internecie, to dowiedzieliby się o tym wszyscy znajomi „Januszka”. Dlatego na obscenę chadzamy do teatru.
Na wszelki wypadek wkleiłem zdjęcie profilowe sprzed ponad dziesięciu lat. Teraz jestem gruby i łysy, więc nikt mnie nie pozna. Ploteczka mówi, że tak będzie dobrze.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz