środa, 10 czerwca 2020

STOKROTKA 2


Ty jej chyba jeszcze nie kochasz... powiedziała do mnie Majka kilka dni temu. Nie było to pytanie, ani stwierdzenie. Była to refleksja niepoparta żadnym konkretnym wydarzeniem.

Zacząłem się zastanawiać nad tym, co łączy mnie z tą czteromiesięczną dziewczynką. Pewnie, że zdarzają się z mojej strony teksty typu „przejmij ją, bo ciągle wrzeszczy i nie wiem co z nią zrobić”. Ale bywa też tak, że wczesnym rankiem budzi mnie sms od Majki „nie śpi od czwartej... pomożesz?”.

Czy ja kocham Stokrotkę?




Jednak są ogromne różnice pomiędzy kobietą a mężczyzną, pomiędzy matką a ojcem. W przypadku tak małych dzieci, nie ma znaczenia, czy jest to dziecko biologiczne, adoptowane, czy też tylko zastępcze. Dobrze... adoptowane wykreślam, bo takiego doświadczenia nie mam, chociaż mógłbym się założyć o duże pieniądze, że mechanizm działa identycznie.
W naszej rodzinie, po raz kolejny powtarza się ten sam schemat. Majka czuwa nad nocnym życiem Stokrotki, a ja ogarniam pozostałych. Mocne słowa – pozostałych. W praktyce oznacza to tylko tyle, że raz na kilka dni jestem budzony w nocy przez Remusa (który miewa jakieś koszmary senne), albo Romulus rozpoczyna dzień tuż przed szóstą (bo przecież za oknem świeci już słońce). Ptysie śpią bardzo przyzwoicie.

Majka śpi ze Stokrotką w jednym łóżku. Właściwie powinienem napisać, że mała zwyczajnie wyrzuciła mnie z mojej sypialni, bo przecież to nie Majka przeniosła się do jej kołyski. Co się wówczas dzieje w organizmie matki... nawet zastępczej? Jakie hormony się wydzielają? Czy to już jest miłość?

Ja potrzebuję trochę więcej czasu.
Moją rolą jest nie tyle pokochać, ile pozwolić się pokochać. To taka subtelna różnica mówiąca o tym, że to dziecko przywiązuje się do rodzica, a nie odwrotnie.
Temat więzi wciąż jest dla mnie workiem bez dna. Wciąż odnajduję w nim coś nowego.
Niedawno odwiedziła nas Ploteczka z bratem i rodzicami. Obawiałem się, że po czterech miesiącach może już mnie nie pamiętać... przecież ma dopiero dwa lata z kawałkiem.
Nie miałem czasu, aby do końca wypić kawę. Plotka wołała mnie gdy szła na plac zabaw, gdy rysowała kolorowanki, gdy miała ochotę zwiedzić swój dawny pokój na piętrze. Pokój, w którym spędziła ze mną kilka ostatnich miesięcy swojego życia (bo wówczas w łóżku Majki spał Messenger). Byłem wtedy ostatnią osobą, którą widziała przed snem, tym na kogo mogła liczyć w środku nocy, i tym kogo widziała tuż po przebudzeniu.
Czy te więzi mogły być aż tak silne, że teraz wołała wujek, a nie ciocia... albo mama, czy tata? Pewnie odpowiedź na to pytanie jest niezwykle prosta. Wybrała sobie osobę, dla której przyjemnością było spędzenie czasu z nią, a nie picie kawy.

Gdy napisałem pierwszy tekst o Stokrotce, to myślałem, że pobije rekord Irokeza, który odszedł do rodziny już po trzech miesiącach.
Teraz obawiam się, że dziewczynka może pobić rekord ustanowiony przez Smerfetkę... ponad dwa lata bycia z nami.
Odwołanej przez pandemię rozprawie w sądzie nie zostanie nadany nowy tryb do momentu, gdy mama Stokrotki nie wyjdzie ze szpitala psychiatrycznego. Co będzie jeżeli nie wyjdzie przez rok, dwa, trzy … albo nigdy?

Rzeczami, na które nie mam wpływu, nie próbuję sobie zaprzątać głowy.
Od kilku tygodni ma miejsce nowy rytuał. Na przedpołudniowe spanie zabieram Stokrotkę do swojego pokoju. Nie zawsze ma ochotę na drzemkę. Jednak jesteśmy obok siebie. Ona zagaduje mnie, a ja ją. Pozwala mi nawet porozmawiać przez telefon z klientami. W końcu zasypia... a gdy się budzi, zaczyna się do mnie uśmiechać.

Czy Stokrotka będzie kolejną Smerfetką, Gackiem, Ploteczką? A może kolejnymi Bliźniakami? Romulus po przebudzeniu przychodzi do mojego łóżka, kładzie się na mnie w pozycji embrionalnej i mocno przytula. Czasami leżymy tak kilka minut.
Nie potrafię wyobrazić sobie chwili, gdy rozpocznę z nim rozmowę o jego nowej rodzinie. Nie wiem kiedy to będzie... może za rok. Chłopiec o nic nie pyta. Nie mówi, że chce wrócić do mamy. Nie pyta też, czy tutaj jest jego domek. Może on zwyczajnie jest przekonany, że będziemy z sobą już na zawsze.

Ale miało być o Stokrotce... Chociaż właściwie cały czas jest. Jakie znaczenie ma to, czy używam imienia Stokrotka, Smerfetka, czy Romulus? To są dzieci miesiącami i latami przetrzymywane w naszej rodzinie... w rodzinie, w której wiadomo, że nigdy nie zostaną.
Mama Stokrotki czasami się uaktywnia... i jak inne znane nam mamy, mówi że będzie walczyć. Być może pacjenci w tym jej szpitalu mają dostęp raz na jakiś czas do internetu, a może to ona raz na jakiś czas sobie przypomina, że ma córkę.

Nie rozumiem tego co się dzieje. W przypadku Stokrotki, sprawa jest prowadzona w naszym sądzie... tym do którego mam zaufanie, który jeszcze mnie nie zawiódł. I nagle okazuje się, że „ideał sięgnął bruku”? Krótko mówiąc „dupa”?

Pozostaje mi tylko pisać.
Załączam mój ostatni opis Stokrotki, który przygotowałem na posiedzenie zespołu oceniającego całą sytuację. Kiedyś ten tekst przeczytają nowi rodzice dziewczynki. Nie wiem kiedy to będzie.



Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów (3 miesiące).

Stokrotkę odebraliśmy ze szpitala w drugim tygodniu jej życia.
Z powodu panującej epidemii, wszystkie umówione wcześniej wizyty u lekarzy zostały odwołane, co spowodowało, że w pewien sposób sami musieliśmy dokonywać oceny jej rozwoju w ciągu pierwszych dwóch miesięcy życia. Posiłkowaliśmy się znanymi nam specjalistami, ale wszystko było robione zdalnie, więc dziewczynka nie przeszła żadnych konkretnych badań w ciągu pierwszych dwóch miesięcy życia. Między innymi skonsultowaliśmy się ze znaną nam fizjoterapeutką, która poprzez wzajemne przesyłanie rozmaitych filmików, mówiła nam jakie ćwiczenia możemy ze Stokrotką prowadzić. Dziewczynka w drugim tygodniu swojego życia, potrafiła już podnosić głowę leżąc na brzuchu, co wbrew pozorom mogło świadczyć nie tyle o nadzwyczajnym rozwoju dziecka, ile o wzmożonym napięciu mięśniowym, co faktycznie miało miejsce. Jednak nie można tutaj mówić o jakimś zaburzeniu, a jedynie o pewnej nieprawidłowości rozwoju, co drobnymi ćwiczeniami fizycznymi daje się szybko zniwelować. W tej chwili jest już prawie dobrze.

Gdy nastąpiło luzowanie sytuacji związanej z koronawirusem i można już było zwyczajnie pójść do lekarza, to Stokrotka została obejrzana przez naszą lekarkę rodzinną i nadrobiliśmy wszystkie zaległe szczepienia.
Byliśmy również u audiologa i od tej strony też jest wszystko w porządku (czyli dziewczynka słyszy tak jak powinna).
W poradni preluksacyjnej jesteśmy umówieni na trzeciego czerwca.
Gorzej z neonatologiem, gdyż żaden z trzech znanych nam lekarzy nie przyjmuje jeszcze zapisów. Wstrzymujemy się z wizytą prywatną, ponieważ zależy nam na wykonaniu USG głowy, a z tym jest już gorzej w przypadku pominięcia wyspecjalizowanej poradni.

Stokrotka fizycznie jest bardzo dobrze rozwinięta. Potrafi wspierać się na przedramionach i podnosić głowę tak wysoko, że patrzy prawie na wprost. Udaje jej się utrzymać taką pozycję nawet przez kilkadziesiąt sekund. W wieku trzech miesięcy jest to bardzo pozytywne i już nie świadczy o wzmożonym napięciu mięśniowym.
Również przez długi czas utrzymuje głowę w pozycji pionowej, gdy jest trzymana na rękach.
Leżąc na brzuchu próbuje odpychać się nóżkami, co w pewien sposób można uznać za pierwsze próby pełzania.
Leżąc na plecach, stara się przewracać na boki. Jeszcze jej się to nie udało, ale musimy już bardzo uważać, aby nie zostawiać jej samej na wysokości, ponieważ w każdej chwili może jej się ta sztuka udać i czasami mogłaby spaść na podłogę.

Rozwój społeczny i emocjonalny nie budzi naszego niepokoju. Stokrotka żywo reaguje na wszystko co dzieje się dookoła (dźwięki, ruch, jak również... co wcale nie jest dobre, na obrazy pojawiające się w telewizorze). Nawet zaczęła przyzwyczajać się do pewnych rytuałów dnia codziennego. Wie, że do wieczornego zaśnięcia jest jej potrzebna ciocia, a nad ranem (tuż po przebudzeniu) wypatruje wujka (czyli mnie). Obowiązującym punktem dnia jest kawa z mlekiem. Ja piję kawę, a Stokrotka mleko. Gdy mnie nie widzi, to kręci głową i szuka mnie wzrokiem. Jak tylko się odezwę, to natychmiast spogląda w kierunku słyszanego głosu. Doskonale rozróżnia domowników. Nie tylko po wyglądzie, ale również po głosie.


Potrafi łączyć rączki w linii środkowej ciała i najczęściej dłonie są już otwarte. Chętnie chwyta za palec, albo podaną zabawkę (do której często dokłada drugą rączkę). Zarówno zabawki jak i piąstki wkłada do buzi. Próbuje też chwytać butelkę podczas karmienia.
Reaguje na kolorową karuzelę nad łóżeczkiem. Obserwuje ją i próbuje do niej sięgnąć, co jest dobrym ćwiczeniem na koordynację „ręka-oko”.

Wydaje już kilka różnych dźwięków. Głuży i odpowiada na mówienie do niej, zwłaszcza na słowa onomatopeiczne typu „chał-chał”, „chrum-chrum”, „brrrrrum”, „pyr-pyr-pyr-pyr-pyr”. Nie tylko się wówczas uśmiecha, ale czasami nawet śmieje w głos.

Bardzo lubi, gdy się coś przy niej robi. Nie sprawia więc jej problemu przebieranie, przewijanie, a kąpiel wręcz uwielbia. Kąpiemy ją codziennie, bo jest to dla niej sygnał, że rozpoczyna się noc.
Sen nocny trwa mniej więcej od godziny 21-wszej i bywa, że budzi się dopiero po ośmiu godzinach. Chociaż są przypadki, że obudzi się po północy i wówczas najlepszym rozwiązaniem jest zabranie jej do łóżka cioci (zresztą w swoim łóżeczku śpi dopiero mniej więcej od dwóch tygodni – wcześniej spała z ciocią). W ciągu dnia ze spaniem jest dużo gorzej. Drzemki są krótkie i można powiedzieć, że dziewczynka jest ciągle w ruchu (chociaż bywa, że prześpi kolejne karmienie nawet o dwie godziny). Karmimy ją mlekiem Nan 1, średnio w odstępach 3-4 godzin (na dobę wychodzi 6 razy) po 160 ml.
Podczas ostatniej wizyty u lekarza rodzinnego (co miało miejsce trzy tygodnie temu) ważyła 5 kilogramów (czyli w normie). Teraz ma zapewne więcej, gdyż ostatnio musiałem już zakupić pieluchy o numerze 3. W dwójki ledwo się mieści. Ale „utyta” nie jest. Jest pięknym, zdrowym niemowlakiem.

Uwielbia spacery... zwłaszcza po lesie, gdy wózek telepie się po szyszkach i gałęziach. Na asfalcie czasami nie może zasnąć.

Od tygodnia zaczęła interesować się lustrem. Z pewnością jeszcze siebie nie rozpoznaje, ale może traktuje je jak bajkę w telewizji.

Mama dziewczynki nie odzywała się przez ponad dwa miesiące. Od dwóch tygodni usilnie poszukuje mamy zastępczej (czyli mojej żony) na Facebooku, wysyłając do wszystkich jej znajomych pytania i prośby o pomoc w kontakcie, gdyż jest to dla niej „sprawa życia i śmierci”. Gdyby w postanowieniu sądu był również nasz adres, to z pewnością byłaby już u progu. Chociaż może miałaby pewne problemy, gdyż jest leczona psychiatrycznie w zakładzie zamkniętym. Na tę chwilę przekazujemy zdjęcia poprzez PCPR. Nie wykluczamy rozmów telefonicznych. Ewentualne kontakty bezpośrednie będziemy ustalać w porozumieniu z PCPR-em.








1 komentarz:

  1. Stokrotka cudna, ale piszcie o Różyczce szybko :) czy jak Jej na imię...

    OdpowiedzUsuń