piątek, 29 maja 2020

--- Masz wiadomość cz. 5


Korzenie, tożsamość, historia... chyba mimo wszystko są to pojęcia, których waga jest niedoceniana nie tylko w środowisku rodzin adopcyjnych, ale być może również zastępczych. Może zrozumienie tego jest pewnym procesem, który wymaga czasu.

Ścianka numer 1

Kilka lat temu opisałem dziewczynkę, której na blogu dałem imię Landryna. Był to tylko wpis epizodyczny, gdyż dziewczynka wraz ze swoim bratem była u nas chyba tylko dwa tygodnie... może miesiąc, dokładnie już nie pamiętam. Później spotkaliśmy się jeszcze pewnie kilka razy, gdyż Landryna mieszkała w rodzinie zastępczej, z którą mamy ciągły kontakt... rodzinie, z którą często się spotykamy. Bywa, że nasze dzieci spędzają tam kilka godzin (a nawet dzień, czy dwa), i na odwrót. Jest to rodzina, w której mieszka starszy brat Balbiny i Ptysia.
Mogłoby się wydawać, że taka bardzo krótka znajomość nie pozostawi w życiu dziecka żadnego śladu... a jeżeli już, to będzie to przykre wspomnienie - być może związane z koniecznością nagłego zamieszkania w zupełnie obcym domu, albo poczuciem odrzucenia przez rodzinę zastępczą, bo ta zechciała pojechać sama na wakacje.
Kilka miesięcy temu Majka zupełnie przypadkowo spotkała Landrynę będąc w domu Erica i Skiatos... czyli aktualnej rodziny Billa. W końcu musiałem nadać imiona rodzicom zastępczym, o których bardzo często wspominam w swoich opisach. Etymologii nie będę tłumaczył. Podobnie zresztą nie będę tłumaczył dlaczego kiedyś Landrynę nazwałem Landryną. Tylko jej brat jest jedynym dzieckiem, któremu na blogu nie zmieniłem imienia. Bardzo ono do niego pasowało... choć było specyficzne. Stwierdziłem, że nikt nie pomyśli, że jakiś rodzic mógł tak nazwać swoje dziecko. Chociaż... moja najstarsza córka też ma dość ciekawe imię.
Gdy Landryna zobaczyła Majkę, to podbiegła do niej i się przytuliła. Pamiętała...
Niedawno dziewczynka napisała do mnie parę słów na FB i zaprosiła do znajomych. Do Majki też napisała.
Nie mamy w zwyczaju przyjmować do znajomych dzieci. Ale ją przyjęliśmy, bo Landryna jest wyjątkowa. Mam nadzieję, że moje (nietypowe jak na mnie) wulgaryzmy w komentarzach, związane z naszą niedawną kwarantanną, nie odcisnęły się jakoś mocno na jej zdrowiu psychicznym.

Ścianka numer 2 - gdzieś tu jest Landryna


Ale może też chodzi o to, że to jej rodzice adopcyjni są wyjątkowi? Otwarci na przeszłość, dbający o to, aby każdy fragment życia ich dzieci był … zwyczajnie był. My mamy chyba setki puzzli, które nasze dzieci układają. Jednak na wielu pudełkach są napisy – brakuje dwóch, brakuje trzech... czterech. Tych puzzli dzieci nie za bardzo chcą układać... bo i po co. Zawsze zostanie jakaś biała plama.
Landryna wie, że zaistniała na moim blogu. Wie, że ma na imię Landryna. Nie wiem, czy go czyta. Ona ma tylko jakieś dwanaście lat. Pewnie opisuję tutaj różne sprawy, które mogą być trudne dla dwunastolatki. Czy dziewczynka potrafi zrozumieć, że czasami trzeba od siebie odpocząć... nawet od najbardziej kochanych dzieci? Czy potrafi zrozumieć, że będąc u nas na wakacjach, jej rodzice zastępczy zwyczajnie potrzebowali trochę samotności, bycia tylko z sobą? Jest to trudne do zrozumienia nawet dla wielu rodziców zastępczych... bo przecież od dzieci się nie odpoczywa.


Wiele lat temu mieszkała z nami Sztanga. Gdy odchodziła, miała mniej więcej czternaście lat. Teraz dobiega dwudziestki. Przez kilka lat mieliśmy tylko kurtuazyjny kontakt typu „wszystkiego dobrego z okazji urodzin – dziękuję”. Od jakiegoś czasu Sztanga zaczęła odzywać się do nas częściej. Rozmawia z Majką na FB, dzieli się swoimi emocjami, uczuciami, planami na przyszłość. Opowiada o sobie i dopytuje co u nas słychać. Bardzo miło wspomina czas spędzony w naszej rodzinie.
Był to tylko rok wyrwany z jej życia. Ale może jednak zupełnie inny rok... odmienny od tych, które były przed, i które były po. Majka w pewien sposób gnębiła Sztangę, mobilizując ją do nauki. Widziała w niej potencjał i rzeczywiście dziewczynka znacznie poprawiła swoje oceny (mimo, że poziom naszej szkoły był zdecydowanie wyższy niż jej poprzednich... które wielokrotnie zmieniała).
Ja, cały czas mam wrażenie, że jesteśmy przeciętną rodziną, ani lepszą, ani gorszą od innych. A jednak dla niektórych dzieci możemy być wyjątkowi. Nie wiem dlaczego. Może przyczyna jest bardzo prozaiczna... może wystarczy to, że ja nie krzyczę na Majkę, a ona na mnie. Może wystarczy tylko to, że wszystko jest przewidywalne.
Sztanga właśnie wyszła za mąż. Miała pecha, bo na jej ślubie mogło być tylko pięć osób. Nie napisała, czy była również jej mama. Pewnie w innych okolicznościach zapakowalibyśmy całą naszą ferajnę do samochodu i pojechalibyśmy do kościoła. Sztanga pewnie by się ucieszyła. W końcu nie wstydzi się czasu, który u nas spędziła. Nie chce o nim zapomnieć.
Wkrótce przyjdzie na świat jej dzieciątko. Dziewczyna bardzo wierzy w swój związek. A ja wierzę w jej mądrość. Nawet jako trzynastolatka była nad wyraz dojrzała. Mam nadzieję, że jak będzie trzeba, to zadzwoni do Majki.

Ploteczki nie widziałem już ponad cztery miesiące. Być może epidemia spowodowała, że następnym razem dziewczynka już mnie nie pozna. Ten następny raz będzie już pojutrze.
Czasami się zastanawiam, czym jest czas? Bardziej lekiem, czy może przekleństwem? Chyba jednak tym pierwszym. Gdy ostatnim razem poszedłem do sklepu, aby kupić Plotce jakiś prezent, to doszedłem do wniosku, że już niewiele o niej wiem. Nie mam pojęcia czym się lubi bawić, jakie zabawki już ma, albo o jakich marzy. Kupiłem lalkę... coś, co każdemu facetowi się wydaje, że będzie najlepsze dla dziewczynki. Albo bardziej tak się wydaje każdemu dupkowi, który nie wie co kupić swojej córce.
Plotka nie jest już moją córką. Rozchodzimy się, i nie jest to niczyją winą. W moim sercu będzie na zawsze, niezależnie od tego jak często będziemy się spotykać.

Majka jednak złożyła życzenia urodzinowe Smerfetce (po dwóch latach nieodzywania się). Czy to możliwe, że nadal jesteśmy tak wielkim zagrożeniem, aby zwyczajnie nie odpisać „dziękuję, u nas wszystko okej”?
Zastanawiam się, jak dziewczynka tłumaczy sobie swoją historię. Bo pewnie jakoś tłumaczy. Gdy od nas odchodziła, to miała już ponad dwa lata. Ja, gdy byłem w jej wieku, pamiętam stertę gruzu w mieszkaniu, do którego się wprowadzaliśmy. Pamiętam jak utknąłem w błocie i musiałem wyjść z kaloszy, biegnąc do domu w samych skarpetkach. Ale to był mój dom, którego nikt nigdy nie próbował wymazać gumką z mojej pamięci.

Iskierka niedawno opowiadała swoim rodzicom jak Furia (nasz pies) rozwinął rolkę papieru toaletowego. A przecież ona była jeszcze młodsza. Ale ona ma rodziców, którzy pielęgnują jej historię... nie pozwalają zapomnieć.

Nie wiem kto czyta tego bloga, ale chciałbym, aby to wybrzmiało. Resetowanie historii dziecka jest wielką zbrodnią, jaką można mu wyrządzić.
Iskierka ma w swoim umyśle pawlacz, z którego co jakiś czas wyciąga jakieś pudełko, w którym jest kawałek jej życia... coś, co chce sobie przypomnieć, o czym chce opowiedzieć.
Smerfetka pewnie też ma takie pudełka, ale nikt nie chce wraz z nią ich otworzyć.

Nie wiemy co dzieje się u Sasetki i Maludy. Majka niedawno roztrzaskała swój telefon, tracąc bezpowrotnie wiele numerów telefonów. Mam nadzieję, że jest to tylko jej przypadłość, a rodzice naszych byłych dzieci zastępczych w razie potrzeby znajdą do nas drogę. Ja w swoim telefonie mam zapisany tylko jeden numer rodzica adopcyjnego. Jest to tata Smerfetki. Nie wiem dlaczego zapisałem sobie tylko ten telefon. Jeszcze nigdy go nie użyłem.

Majka narzeka, że ostatnio piszę jakoś tak nostalgicznie. Mówi, że piszę zbyt poważnie, że już nie może się pośmiać tak jak kiedyś.
No to specjalnie dla niej... sytuacja z wczoraj. W środku nocy wychodzi ze swojego pokoju Remus. Spogląda na mnie i wcale nie ma zamiaru się usprawiedliwiać. Zadaje pytanie „dlaczego jeszcze nie śpisz?”

4 komentarze:

  1. Ja wiem czy nostalgicznie? Bardziej chyba trochę poważniej niż wcześniej. Może takie czasy że ludzie poważnieją, mniej weseli.
    Co do samego wpisu-mnie nie przestaje zadziwiać w jak nieprzewidywalny sposób, bez jakichś konkretnych "zapowiedzi", niespodziewanie pojawiają się nawiązania do przeszłości, pytania, dygresje, wspomnienia.To mnie tylko utwierdza w przekonaniu że to co minęło w naszej córce cały czas żyje, jest, raz mocniej raz słabiej,ale istnieje. Po 5 latach wspólnego życia z nią zgadzam się z Tobą w 100% procentach - "Resetowanie historii dziecka jest wielką zbrodnią, jaką można mu wyrządzić."

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam jakiś czas temu na szkoleniu, na którym prowadząca przekonywała mnie, że - z uwagi na neuroplastyczność mózgu i amnezję dziecięcą - pamięć świadoma ewentualnie może sięgać do wydarzeń po trzecim roku życia i jeśli się upieram, ze pamiętam coś z wcześniejszego okresu - a upierałam się - to znaczy, że posługuję się pamięcią zapożyczoną: prawdopodobnie ktoś mi opowiedział dane wydarzenie, a ja je sobie plastycznie wyobraziłam tę scenę, po czym 'wpisałam' ją we własną pamięć.
    Okej, więc tak: pamiętam odgłosy dochodzące z dużego pokoju, w którym znajdowała się duża liczba osób. I pamiętam swoją determinację, żeby usiąść, ponieważ tylko na siedząco będę miała szansę sięgnąć po czarną małpkę. Ale nie udaje mi się siąść, ponieważ jestem w wózku gondolowym i nie potrafię jeszcze samodzielnie siedzieć- nie mam nawet pół roku.
    To wspomnienie na pewno nie jest zapożyczone, ponieważ jestem w tym pokoju sama, moi rodzice uczestniczą w imieninach wierząc, że śpię. Nie ma nikogo, kto mógłby mi o tym opowiedzieć, bo nikt nie jest świadkiem tej sytuacji. Natomiast owszem, w późniejszych latach, kiedy jestem już nastolatką i przywołuję to wspomnienie przy rodzicach, potwierdzają zarówno obecność czarnej małpki w moim niemowlęctwie, jak i kolor wózka, który zapamiętałam (szarobury).
    Bardzo się cieszę, że mam to wspomnienie, ponieważ dzięki temu wierzę swojemu sześciolatkowi, który ze szczegółami opowiada mi o kolorze i kształcie samochodu, który przyjechał po niego i siostrę w dniu interwencji (sześciolatek miał wtedy dwa lata). Opowiada mi też o Biedronce, w której robił z rodzicami zakupy. O królikach, które były w domu. O wyprawie pekaesem i tramwajem z tatą. O rozkładzie mieszkania. Mogę również się jedynie domyślać, jakie są wspomnienia, do których ma dostęp, ale o których jeszcze nie opowiedział.

    Pamięć dzieci na pewno jest plastyczna w tym sensie, że można w nią wdrukowywać różne rzeczy i w ten sposób manipulować dziecięcymi wspomnieniami, jak robili to rodzice adopcyjni pewnego mężczyzny, którego historię opisała Anna Kamińska w książce "Odnalezieni. Prawdziwe historie adoptowanych". Ten mężczyzna został jako niemowlę zabrany z domu dziecka i następnie adoptowany, więc twórcza praca nad jego wspomnieniami była wyjątkowo łatwa - bo co może pamiętać berbeć? Idealna sytuacja do wyczyszczenia dysku i nadpisania na nim nowej historii życia: jesteśmy twoimi rodzicami, matka była w ciąży, nie było innej historii.
    Ten mężczyzna oczywiście dowiedział się o adopcji, oczywiście był już wtedy dorosły i oczywiście stało się to przypadkiem, jak na ogół się dzieje w historiach dzisiejszych czterdziestolatków plus. Wtedy też zaczął aktywnie szukać swoich korzeni i odwiedził również ten dom dziecka, w którym przebywał jako niemowlak. I dopiero kiedy tam wszedł zrozumiał sens flashbacków, które nawiedzały go całe życie: jasne korytarze, przeszklone ściany, łóżeczka ze szczebelkami, zapach środków do dezynfekcji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Landryna i Cezar. Nasze kochane dzieciaki i miłość od pierwszego spotkania.
    Landryna we wrześniu skończy trzynaście lat. Pięknie nam się rozwija, jest bystra, inteligentna, mądra, wrażliwa i empatyczna. Ładnie śpiewa (chór kościelny), rysuje, ma swoje marzenia. Jest radosną nastolatką. Fochy też nam strzela. Wiadomo, różne problemy też są. Rodzinę pochodzenia rzadko wspomina. Przybrała drugie imię po mnie. Blogiem się nie interesuje. Może kiedyś tu trafi. W naszej rodzinie dbamy o to, aby każdy mógł mieć chwilę dla siebie. Jest to dla niej normalne, że czasami mama z tatą idą sami do kina, na jakieś spotkanie i wcale to nie oznacza , że Jej nie kochamy. Przeszła różne konieczne terapie. Dopiero teraz była gotowa na psychologa. Ma panią, którą bardzo lubi. W szkole też zrobiła ogromny postęp. Łatwo się rozprasza i ta nauka nie jest taka prosta. Ale piątki i szóstki też przynosi, chociaż semestr zaczyna systemem zero-jeden a potem goni króliczka. Mogłabym dużo pisać. W przyszłym roku może będzie czerwony pasek. Zobaczymy. Szanujemy Jej historię, jaka by nie była to część naszej córki. Lubi porozmawiać sobie z Ciocią i Wujkiem z pogotowia. Pamięta też o cioci Majce i wujku Pikusiu. Sama wyrażała chęć spotkania się i kiedy zobaczyła Majkę...wielka radość!
    Cezar. Kiedy do nas przyszedł porozumiewał się systemem jęków, stękań i płaczu. W trybie na wczoraj uczyliśmy się to rozpoznawać. Teraz to sześcioletnia gaduła i mądrala że hej! Energiczny i wesoły, radosny przedszkolak. Uwielbia się gilać, przytulać , hopsać. Czasami mam wrażenie, że potrzebny byłby sparing parter dla niego- tyle w tym ciałku powera. Lubi robić kawały, ładnie śpiewa. Też ma swoją panią psycholog, chociaż to ja chodzę, opowiadam i potem pracujemy w domu nad nim. Jest terapia sensoryczna i widzenia.
    Przez te dwa lata razem przeszliśmy długą i często wyboistą drogę. Przede wszystkim, to my dorośli musimy cały czas pracować nad sobą.
    Jak widzimy jakie te dzieciaki są kochane i jak się zmieniły - to naprawdę było warto.
    Jeżeli czytają to przyszli rodzice adopcyjni - nie bójcie się starszych dzieci.
    Mama adopcyjna Cezara i Landryny

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekałam na ten wpis, retrospekcyjny, ale czuję nadal ogromny niedosyt. Żeby nie było, no. Cieszę się z wpisu o Landrynie, a jeszcze bardziej cieszy mnie wpis jej Rodziców. :-) Z ta przeciętną rodziną.... to właśnie o to chodzi, o takie podstawowe poczucie bezpieczeństwa, stałość, przewidywalność, brak dramatów, strachu, czułość, dotyk, jedzenie w lodówce, obiad na stole, dbałość, czyste ubrania w szafie, kąpiel w czystej wannie z ciepłą wodą. To o to chodzi. Nie o to, by ojciec był Robertem Redfordem, a matka Marią Skłodowską - Curie przecież. O codziennie ładowanie baterii, które się potem powoli, powoli zużywa. Co do rodziców Smerfetki to brak mi słów... Więc nic nie napiszę. Ale Smerfetce zrobili i robią ogromną krzywdę. To głupie. Złe. Wczoraj przeglądając net natknęłam się na historię amerykańskiej pary instagramerów - piękni, młodzi, zamożni. Mając troje dzieci (2 - 4 - 6 lat) adoptowali z Chin dwuletniego chłopczyka. Po 2,5 roku, gdy mieli już kolejne kilkumiesięczne dziecko - "zniknęli" Huxleja. Teraz przyznali,że go ktoś od nich - nie wiem jak to nazwać - przyjął. Od wczoraj jestem zszokowana.

    OdpowiedzUsuń