sobota, 14 maja 2016

CHAPIC 3

Kilka dni temu rozstaliśmy się z Chapickiem.
Jak do tej pory, był to najdłuższy pobyt dziecka w naszej rodzinie zastępczej – ponad półtora roku. Oczywiście tak długi czas powoduje, że dzień, w którym trzeba sobie powiedzieć „pa-pa” jest bardzo trudny. Wiedzieliśmy, że włoscy rodzice adopcyjni nie będą mogli na etapie pobytu chłopca u nas, nawiązać z nim jakichś szczególnych więzi. Na dobrą sprawę, były tylko cztery spotkania, a w zasadzie dwa po dwa dni.
Już w czasie, gdy jego szanse na adopcję krajową coraz bardziej malały, zastanawialiśmy się, jak chłopaka przygotować do dosyć brutalnego rozstania z nami. Wchodziły bowiem w grę dwie opcje: albo trafi do rodziny adopcyjnej zagranicznej, albo niestety do jakiejś placówki (najpewniej domu pomocy społecznej). W obu przypadkach praktycznie nie ma czasu na lepsze zapoznanie się z nowymi opiekunami. Udało nam się jednak wykorzystać sprzyjającą sytuację, która na dobrą sprawę pojawiła się samoistnie. W ubiegłym roku Chapic spędził miesięczne wakacje w rodzinie Malwiny i Jeremiego (oczywiście wcześniej dobrze ich poznając). Bliskość, która w tym czasie się rozwinęła, miała swoją kontynuację również w późniejszym okresie (aż do teraz). Na dobrą sprawę, chłopiec był zapraszany do ich domu w każdy weekend. I był to czas spędzany bardzo aktywnie – basen, place zabaw, rozmaite festyny. Dla małego było to doskonałe rozwiązanie. Mimo, że Majkę traktował jako głównego opiekuna (mimo wszystko z nią przebywał najczęściej), to nauczył się funkcjonować równolegle w dwóch rodzinach. Wiedział, że po dwóch dniach wspaniałej zabawy wróci do nas, bo tutaj jest jego dom (mam nadzieję, że tak myślał).
Trochę się tylko obawialiśmy o Malwinę i Jeremiego. Mimo, że byli świadomi tego, że naszym wspólnym celem jest umieszczenie chłopca w rodzinie adopcyjnej, to jednak na pewnym etapie zdaliśmy sobie sprawę z tego, że jeżeli nie znajdą się chętni zagraniczni rodzice adopcyjni, to oni są skłonni wziąć go w opiekę zastępczą. Wprawdzie temat ten nigdy nie został poruszony, to jednak „mowa ciała” czasami jest bardziej sugestywna niż słowa.
Rozpoczął się okres, w którym rozum zaczął walczyć z sercem (zarówno w ich rodzinie, jak i naszej). Z jednej strony bardzo chcieliśmy, aby znalazła się jakaś zagraniczna rodzina chcąca pokochać chłopca, jednak oznaczało to, że dzień, w którym wyjedzie, będzie naszą ostatnią, wspólnie spędzoną chwilą. Gdzieś w podświadomości pojawiała się myśl: „a może nikt go nie będzie chciał?” Rozum odpędzał takie zamysły, jednak serce było trochę „upierdliwe”.

Zanim przejdę do opisania całego procesu adopcji zagranicznej oraz emocji związanych z odejściem chłopca, przedstawię ostatnią charakterystykę Chapicka, którą sporządziłem na potrzeby kwartalnej oceny dzieci w PCPR-rze.



Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów (ukończone 21 miesięcy).

Najprawdopodobniej jest to ostatnia ocena chłopca w naszej rodzinie. Za dwa tygodnie będzie miało miejsce pierwsze spotkanie Chapicka z jego nowymi rodzicami. Jest to rodzina z Włoch.
Nowy tata ma firmę budowlaną, a mama zajmuje się rekrutacją osób do pracy (taki łowca głów).
Jeżeli „zaiskrzy”, w co bardzo wierzymy, to od tego momentu sprawy mogą się już potoczyć bardzo szybko. Złożenie wniosku do włoskiego ministerstwa wraz z otrzymaniem zgody, to nieco ponad dwa tygodnie, a później wszystko będzie zależało od szybkości naszego sądu. Podobno w takich przypadkach jest to kwestia kilku dni, plus trzy tygodnie na uprawomocnienie się wyroku. W tym czasie nowi rodzice będą mieli czas na zapoznanie się z chłopcem. Chapic jest dzieckiem bardzo otwartym na inne osoby. Nie jest dla niego większym problemem spędzenie dnia, a nawet nocy w innym domu w towarzystwie innej rodziny.
Wprawdzie pierwsi potencjalni rodzice włoscy po namyśle zrezygnowali z ubiegania się o adopcję, to jednak istnieją dwie ważne przesłanki, które upewniają nas w tym, że ci którzy wkrótce przyjadą, się nie odmyślą. Pierwsza sprawa to fakt, że są podobno już na obecnym etapie zafascynowani chłopcem, ciągle oglądają zdjęcia i filmiki z jego udziałem oraz dopytują o wszelkie postępy, które robi. Wprawdzie nie mamy bezpośredniego kontaktu, ale informacje przekazywane są przez osobę koordynującą cały proces adopcji zagranicznej. Ważniejsze jest jednak to, że ostatnie badania psychologiczne, które wykonaliśmy, potwierdziły ogromne postępy rozwojowe dziecka. Został on przebadany międzynarodowym testem Bayley III w pięciu skalach – poznawczej, mowie biernej, mowie czynnej, motoryce precyzyjnej oraz motoryce dużej. W każdej dziedzinie był tylko nieco poniżej normy, a w mowie nawet przekraczał minimalny poziom o kilka punktów. Wnioski były takie, że Chapic wymaga stymulacji motoryki oraz rozwoju w sferze poznawczej. Prawdopodobnie przynajmniej w ciągu pierwszych kilku lat życia będzie miał pewne problemy natury emocjonalnej, może być impulsywny, może mieć trudności z koncentracją. Ale czy to aż taka wielka wada, biorąc pod uwagę fakt, że nie chciała go adoptować żadna polska rodzina?

Wykaz umiejętności nabytych w ostatnim kwartale.

  • Od nowego roku ograniczyliśmy rehabilitację w sferze ruchowej. Krótko mówiąc zakończyliśmy wyjazdy na Walecznych, ponieważ w opinii lekarza tego ośrodka, dalsza pomoc dziecku nie jest już potrzebna Nadal kontynuujemy zajęcia na Obuwniczej, gdzie poza stymulacją sensoryczno-motoryczną, spotykamy się również z psychologiem i logopedą. Chłopiec zaczął sprawnie chodzić. Chociaż może słowo sprawnie jest trochę „na wyrost”, bo gdyby nie pielucha to pewnie miałby siną pupę. Kiedyś jeden z naszych rodziców adopcyjnych rozważał zakupienie kasku ochronnego dla swojego nowego dziecka. Wówczas trochę się z tego podśmiewałem, ale jak patrzę na Chapicka podczas kąpieli (kiedy to po zmyciu brudu, moim oczom ukazują się siniaki i guzy), to zastanawiam się, czy nie byłby to dobry pomysł.
  • Ostatnio pisałem, że jest bardzo ostrożny i nie ryzykuje życiem. Od tego czasu sporo się zmieniło. Wchodzi wszędzie, gdzie tylko się da. Wprawdzie potrafi zejść, przekręcając się na brzuch i opuszczając nogi, jednak bywa, że szkoda mu na to czasu i trzeba go łapać w locie.
  • Nadal operuje niewielką ilością wyrazów. Mówi mama, tata, zna alfabet od „a” do „d” oraz „f”. Nie chce powiedzieć „e”, chociaż świetnie mu wychodzi „eeeeeeeeee”. Mówi też „papa”, co po włosku oznacza „tata”, jednak w niewłaściwym miejscu akcentuje i prawdopodobnie nowi rodzice będą rozumieli, że mówi „papież”. Posługuje się całą gamą wyrazów dźwiękonaśladowczych. Między innymi za to uzyskał ponadprzeciętny wynik „w mowie” przy badaniu psychologicznym.
  • Bardzo dużo rozumie. Praktycznie mogę stwierdzić, że jeżeli czegoś nie rozumie, to tylko dlatego, że nie chce tego zrozumieć (ale jest to normalne dla dziecka w jego wieku). Niestety spowoduje to, że początkowy okres w nowej rodzinie może być dla niego bardzo trudny. Zawsze w takich sytuacjach próbuję się „wczuć” w rolę i patrzeć oczami takiego małego człowieczka. Też byłoby mi ciężko, gdybym znalazł się w rodzinie, która ciągle mówi do mnie po włosku i jedyne słowo jakie znam to „papa”. I mimo że wiem, że trzeba wówczas pomachać ręką (i to robię), to wszyscy mówią „non-non”, mimo że inni do tej pory się cieszyli i też mi machali.
  • Chapic jest dzieckiem bardzo uczuciowym. Chętnie się przytula, rozdaje „buziaki”, kobiety całuje po rękach, a psa byle gdzie, unikając tylko pocałunku „z języczkiem”. Akurat taka czułość w psim wykonaniu nie jest dla niego przyjemnością (mimo, że bywają dzieci, które to uwielbiają). W pewien sposób przekłada się to też na jego stosunek do 10 miesięcznej Smerfetki. Nie jest w żaden sposób agresywny, nie próbuje jej uderzyć zabawką (mimo, że byłoby to całkiem normalne zachowanie). Za to często do niej podchodzi, mówi „aja-aja” i całuje.
  • Bardzo lubi naśladować dorosłych, chociaż może jest to już próba bycia samodzielnym. Uwielbia posługiwać się sztućcami, ubierać się i przekładać „z pustego w próżne”. Zwłaszcza tej ostatniej czynności chyba się nauczył od swojej cioci (a mojej żony), która ciągle przekłada jakieś ubrania dzieci z jednego pudła do innego.
  • Od kilku dni zaznajamiamy go z nocnikiem. Niestety nie daje się przekonać, że to nie jest „brum-brum”. Nawet czasami chwilę posiedzi, po czym wstaje i robi siku na podłogę.

Pewne zaburzenia natury emocjonalnej Chapicka dają się zauważyć głównie w momencie gdy jest on zmęczony lub śpiący. Wówczas jest bardziej impulsywny, krzyczy, płacze bez powodu. Jednak nie jest agresywny, nie próbuje robić krzywdy ani sobie, ani innym.
Mocno wierzę, że za kilka lat będzie całkiem dobrze funkcjonował w grupie rówieśników.

P.S. Moja żona po przeczytaniu powyższego tekstu miała jedną uwagę. Okazuje się, że Chapic jednak lubi całować się z Furią „z języczkiem” i podobno istnieje potwierdzenie tego faktu w postaci nakręconego filmiku.
Cóż, z twardymi dowodami nie będę polemizował. Być może w mojej obecności, chłopiec jest bardziej powściągliwy.


Od tego opisu (a było to dwa miesiące temu), chłopak stał się jeszcze bardziej żywiołowy. Praktycznie przestał już chodzić „na czworaka”. Sprawnie chodził, a nawet biegał, co niestety powodowało, że trzeba było mieć przynajmniej dwie pary oczu. Mimo, że pokój dzienny, w którym w większości przebywają nasze dzieci w ciągu dnia, jest w miarę przystosowany do obecności kilkulatków, to jednak trudno jest zrezygnować z kanapy, stołu, krzeseł … a nawet parapetu.
Chapic w ostatnim okresie, w ułamku sekundy potrafił znaleźć się na stole albo parapecie. Wprawdzie chyba nie miał skłonności samobójczych, bo nigdy nie skoczył z tej wysokości na podłogę, jednak wielokrotnie testował naszą wytrzymałość, siedząc wysoko, machając nogami i szelmowsko się uśmiechając.

Wrócę jednak do procedury adopcji zagranicznej, opierając się na tym konkretnym przypadku (adopcji do Włoch). Być może adopcje do innych krajów wyglądają nieco inaczej, jednak wydaje mi się, że różnice są niewielkie. Formalności z nimi związanych jest tak dużo, że niestety wszystko trwa, trwa i trwa. Chociaż może to i dobrze, ponieważ zdarzało mi się usłyszeć opinie, że jest to alternatywna droga do dziecka, dla bogatych obcokrajowców. Łatwiejsza i szybsza (bo wystarczy wyłożyć trochę gotówki), mimo że do dziecka jest ustawiona kolejka polskich rodziców adopcyjnych, a nawet bezpodstawnie są one odbierane rodzicom biologicznym. Zbyt dużo podmiotów bierze udział w takiej adopcji, aby mogło dochodzić do jakichś nieprawidłowości. Pewnie, że może coś być przeprowadzone lepiej lub gorzej, ale we wszelkie teorie spiskowe nie wierzę.

Od momentu, gdy chłopiec stał się wolny prawnie (czyli jego mamie, która nigdy nie wykazała choćby najmniejszego zainteresowania synkiem, zostały odebrane prawa rodzicielskie), do momentu skierowania go do adopcji zagranicznej, minęło prawie pół roku. W tym czasie przechodził on kolejne szczeble adopcji krajowej, najpierw był proponowany rodzinom z naszego ośrodka adopcyjnego, później krąg został poszerzony o miasto, powiat, województwo, w końcu całą Polskę. Brak zainteresowania powoduje rozpoczęcie poszukiwań rodziców adopcyjnych za granicą. Zajmują się tym już odrębne agencje adopcyjne (w naszym przypadku z Włoch), których zadaniem jest koordynowanie wszelkich działań różnych instytucji biorących udział w całym procesie, jak choćby odpowiednich ministerstw w obu krajach, sądów, ośrodków adopcyjnych w Polsce. Przedstawiciele tych agencji czuwają też nad prawidłowym przekazaniem dziecka w ręce rodziców adopcyjnych. Jest to proces długotrwały. Mimo, że nowi rodzice nie mają jeszcze bezpośredniej styczności z dzieckiem, to poznają je na podstawie wywiadów przeprowadzanych z dotychczasowymi rodzicami zastępczymi, dostają zdjęcia lub filmiki z udziałem ich przyszłej pociechy (w przypadku starszych dzieci, mogą to być rozmowy, albo bardziej kontakt wzrokowy, poprzez internet), a przede wszystkim mają tłumaczoną wszelką dokumentację związaną z dzieckiem, będącą w posiadaniu ośrodka adopcyjnego. Widziałem teczkę Chapicka – mała encyklopedia.
Pierwsza wizyta odbyła się dwa miesiące temu. Włoscy rodzice mieli już oczywiście ukończone niezbędne kursy, przygotowujące do pozostania rodzicem adopcyjnym. Mieli też zgodę swojego ministerstwa na adopcję dziecka z Polski (jednak na tym etapie nie było jeszcze mowy o konkretnym dziecku) oraz zgodę naszego ministerstwa na styczność z istniejącym dzieckiem (znanym z imienia i nazwiska, czyli Chapickiem). Spędzili z w naszym domu dwa dni (chociaż na noc pojechali do hotelu).
Po powrocie do Włoch, musieli złożyć wniosek do swojego ministerstwa o zgodę na adopcję Chapicka. W tym czasie w Polsce zostały złożone dokumenty w sądzie, mające na celu ustalenie terminu rozprawy celem przysposobienia chłopca. Realizację tego wzięła na siebie osoba będąca przedstawicielem włoskiej agencji adopcyjnej. My jako opiekunowie prawni, musieliśmy podpisać mnóstwo formularzy, w których wyrażaliśmy zgodę na adopcję zagraniczną. W międzyczasie otrzymaliśmy z sądu bardzo szczegółową informację o włoskich rodzicach. Wiemy więc czym się zajmują, ile zarabiają, znamy ich drogę do adopcji oraz ocenę psychologiczną. Znamy ich dotychczasowe losy oraz plany na przyszłość. Być może nawet ich rodzice, nie wiedzą o nich tyle ile my (przynajmniej w pewnych kwestiach). W przypadku adopcji krajowych, taki ekshibicjonizm rodziców adopcyjnych nie jest wymagany, a przynajmniej my jako opiekunowie prawni, tak szczegółowej opinii nie dostajemy. Aktualnie chłopiec będzie przebywał z nowymi rodzicami w Polsce kilka tygodni (mając wsparcie przedstawicieli włoskiej agencji adopcyjnej – tłumaczy, psychologów i innych osób pomocowych). Wymagana jest też pozytywna opinia macierzystego ośrodka adopcyjnego – jutro (a właściwie dzisiaj, bo północ już minęła) dojdzie do oceny psychologicznej w naszym ośrodku adopcyjnym. Wprawdzie trochę mnie dziwi fakt, że następuje to tak szybko (po tygodniu pobytu z nowymi rodzicami), jednak w przypadku Chapicka nie mam wątpliwości, że badanie wypadnie pozytywnie. Właśnie Majka kilka minut temu pokazała mi zdjęcia chłopca, które przysłała Francesca. Jest uśmiechnięty, zadowolony – po prostu szczęśliwy. Wierzyłem w to, że nawet jeżeli wyjeżdżając kilka dni temu z nowymi rodzicami, myślał, że jedzie na wycieczkę i za kilka dni wróci, to po tych kilku dniach zapomni o tym, że tak właśnie myślał. I tak się chyba stało. Dobrze go znam, więc oglądając zdjęcia, wiem że czuje się fantastycznie.
Teraz potrzeba jeszcze trochę czasu. Poza rozprawą w sądzie o przysposobienie i oczekiwaniem na uprawomocnienie się wyroku, trzeba jeszcze wyrobić chłopcu nowy akt urodzenia, paszport … może jeszcze jakieś inne dokumenty.
Mam nadzieję, że opisując powyższe procedury adopcji zagranicznej, niczego nie pomieszałem.
W każdym razie mogę tylko stwierdzić jedno – rodzice zagraniczni, decydujący się na adopcję dziecka z Polski, muszą wykazać się ogromną cierpliwością i być strasznie zdeterminowani do podjęcia takiej decyzji.

Emocje związane z trzema ostatnimi dniami pobytu Chapicka w naszym domu, opiszę w przyszłym tygodniu.








2 komentarze: