sobota, 2 kwietnia 2016

"PARSZYWA DWUNASTKA" cz.3

Po tygodniowej przerwie wracam do opisów moich ulubieńców.
Dzisiaj tylko dwójka dzieci, ale muszę się „wyrobić” do północy.

ISKIERKA
Z Iskierką spotykamy się bardzo często (przynajmniej w odniesieniu do innych dzieci, które były w naszej rodzinie zastępczej). Powiedziałbym, że widujemy się przynajmniej raz na dwa miesiące. To powoduje, że nadal istniejemy w życiu dziewczynki jako konkretne osoby, czyli Majka i Pikuś. Zresztą w ten sposób mała się do nas zwraca (a przynajmniej tak o nas mówi). Zna również dzieci, które aktualnie mamy pod opieką. W końcu Chapic jest u nas już tak długo, że być może pamięta go z okresu, gdy razem bawili się na podłodze.
Iskierka jest wulkanem energii. Ciągle się zastanawiam, jak to możliwe, że dziecko będące ostoją spokoju (w czasie gdy było u nas), nagle stało się tak żywiołowe. Być może nowi rodzice dziewczynki wyzwolili w niej te niewyczerpalne pokłady energii. Chyba coś w tym jest, ponieważ gdy patrzę na inne dzieci, które u nas były (i teraz się z nimi spotykamy), to stwierdzam, że ich temperament za bardzo się nie zmienia.
Iskierka ma nieco ponad dwa lata, a potrafi „zagadać” niejednego dorosłego (przynajmniej mnie). Nie dość, że wypowiada się pełnymi zdaniami, to ma też ogromny zasób słów.
Zresztą jak patrzę na dzieci, które u nas były, to dziewczynki są bardziej gadatliwe niż chłopcy. Ci drudzy są bardziej powściągliwi, ważą każde słowo, a nawet mają tendencję do upraszczania (zupełnie jak Anglicy). Dla przykładu Hawranek (rówieśnik Iskierki) używa tylko pierwszych sylab danego wyrazu. Zdanie „cho go”, oznacza „chodź będziemy się gonić”, „da ko” - „daj konika”. Jednak gdy pierwsza sylaba mu nie pasuje lub się powtarza, to przechodzi na wersję obcojęzyczną np. „da ball” oznacza „daj piłkę”.
Za to Iskierka nie dosyć, że wypowiada pełne zdania, to jeszcze nadaje swoje własne pseudonimy różnym osobom (zupełnie jak ja na tym blogu). Na przykład oglądając przesłane zdjęcie, na którym jest Smerfetka, Chapic i Furia, mówi: „Kapsel, Lianka i Furio, czeka za Iskierka”. Nikt nie wie dlaczego w swoim mniemaniu zmieniła płeć naszemu psu (z Furia na Furio). Być może chodzi o wyraz twarzy – Furia nie jest najpiękniejsza.
Iskierka nie mówi „pa-pa” czy „cześć” (chyba jest to zbyt trywialne), za to używa zwrotu „do zobaczenia”. Na pytanie „czy jesteś głodna?”, odpowiada „oczywiście”.
No i przestała już mylić słowa „karkówka” i „masakra”.
Ma też duże poczucie humoru (przynajmniej mam taką nadzieję). Podczas ostatniej wizyty poprosiliśmy ją aby wymieniła imiona wszystkich domowników. Podchodziła więc do każdego i nazywała go po swojemu: Majka, Kapsel, Lianka, Furio. W końcu podchodzi do mnie … przygląda się uważnie… i mówi: „nie znam”. Jestem jednak pewien, że był to żart, bo przecież nieznajomemu na pożegnanie chyba by nie dała buziaka.
Dostajemy od rodziców Iskierki wiele filmików z ciekawymi zachowaniami dziewczynki.
Wiemy więc, że doskonale śpiewa. Wprawdzie teksty piosenek czasami zapomina (w czym jednak pomaga jej tata Dawid), to muszę powiedzieć, że trzyma tonację (przynajmniej opierając się na moim „drewnianym” uchu).
Najczęściej Iskierka wraz z rodzicami przyjeżdża do nas. Jednak zostaliśmy niedawno zaproszeni na urodziny dziewczynki. Ja, jak zwykle czułem się trochę zmieszany, Majka wprost przeciwnie.
Po wizycie zadzwoniła do nas Śnieżka (mama Iskierki), aby trochę poplotkować z moją żoną. W rozmowie padło zdanie, że ich rodzina chyba się trochę zestresowała naszą obecnością, ponieważ wszyscy byli bardzo spokojni (choć zawsze są gadatliwi). Sądzę jednak, że po prostu nie mieli zbyt wiele okazji, aby się włączyć do rozmowy. Majka opowiadając, nie robi kropek ani przecinków, a kulturalni ludzie starają się nie „wcinać w pół zdania”.
Niestety Iskierka cały czas ma status dziecka zastępczego, mimo że jej nowi rodzice chcieliby ją jak najszybciej adoptować. Mama biologiczna praktycznie nie interesuje się dziewczynką. Odwiedziła ją w nowej rodzinie jeden raz, chociaż w połowie wizyty wyszła obrażona, że dziecko płacze i nie chce się z nią bawić. Nie wiem czego oczekiwała. Że rzuci się jej na szyję?

IKRAN
Jest to najkrótsza historia, która nam się przydarzyła. Rozpoczęła się w pierwszy dzień świąt (czyli niecały tydzień temu), a dzisiaj jest już tylko anegdotą, którą możemy opowiadać znajomym.
Pogotowia rodzinne są szczególnym rodzajem opieki zastępczej. Między innymi jesteśmy zobowiązani do zaopiekowania się każdym dzieckiem w sytuacjach nadzwyczajnych.
W niedzielę do Majki zadzwonił telefon. Wprawdzie byliśmy w odwiedzinach u rodziny, to jednak już zbieraliśmy się do wyjazdu, bo zbliżała się godzina kąpieli i snu naszych dzieci zastępczych.
W słuchawce odezwał się ktoś, kto się przedstawił jako podinspektor Nowak.
Kilkanaście minut wcześniej doszło do interwencji policji w pewnym mieszkaniu. Sąsiedzi poskarżyli się na dobiegające hałasy. Pewnie dla policji to żadna nowość, sprawa jak wiele podobnych. Niestety okazało się, że poczynania wszystkich członków rodziny były dosyć dziwne. Wszyscy zachowywali się … nieszablonowo, wręcz policjanci mieli wrażenie, że biorą udział w jakimś przedstawieniu. W rodzinie była jedna sześcioletnia dziewczynka oraz sześć osób dorosłych. Niestety jedyną zupełnie trzeźwą osobą była dziewczynka. Wprawdzie trudno mówić, że wszyscy byli pijani, ale w przypadku każdej z osób alkomat wskazał nieco powyżej 0,6 promila. Rodzice zostali poproszeni o znalezienie kogoś zupełnie trzeźwego, kto przez noc zaopiekuje się dzieckiem. Jednak przedstawienie trwało dalej. Zaistniało podejrzenie, że w grę mogą też wchodzić jakieś narkotyki.
Tak czy inaczej, policja podjęła decyzję o tymczasowym umieszczeniu dziecka w placówce opiekuńczej. Niestety w święta wszystkie urzędy są zamknięte, zwłaszcza PCPR, który w normalnych warunkach jako pierwszy dowiaduje się o takiej sytuacji. Policjanci zadzwonili więc bezpośrednio do nas. Majka długo się nie zastanawiała, szybko się spakowaliśmy i wróciliśmy do domu w oczekiwaniu na dziewczynkę.
Spodziewaliśmy się przywitać smutne, zapłakane dziecko. Naszym oczom ukazała się jednak rozpromieniona sześciolatka, która powitała nas jakbyśmy znali się od stu lat.
Policja szybko spisała protokół (może bali się, że się odmyślimy) i odjechała.
Dziewczynka mówiła, że ma na imię Ikran i potrafi latać. Próbowałem ją poprawić, że może ma na imię Ikar, jednak nie dawała się przekonać. Zaczęła opowiadać o swoich rodzicach, którzy pochodzą z rodu Navi, oraz złych ludziach, którzy do nich przyszli, zabrali ją od rodziców i przywieźli do nas. Była tak przekonywująca w tym co mówi, że prawie jej uwierzyłem.
W naszym domu, starsze dzieci śpią w pokojach na piętrze, a maluchy z Majką na parterze. Jednak w tym przypadku podjęliśmy decyzję, że Smerfetka tymczasowo idzie na piętro, a Ikran spędzi noc na dole. Woleliśmy „dmuchać na zimne”. Jeżeli jakimś cudem udałoby się jej otworzyć okno i chciałaby wyfrunąć, to lepiej jak wyląduje na ziemi z wysokości metra pięćdziesiąt, niż prawie pięciu metrów. A jeżeli faktycznie potrafi latać, to tym bardziej nie ma znaczenia, w którym pokoju spędzi tę noc.
Nie dawało mi spokoju to imię … Ikran. Coś mi ono mówiło, ale nie wiedziałem w której „rajce” mojego mózgu mam go szukać.
Zdałem się więc na wujka Googla. Nie sądziłem, że sprawa będzie tak prosta. Wszystkie imiona, które wymieniła Ikran, pochodziły z filmu Avatar. Nie wiem dlaczego, ale ta wiedza w pewien sposób mnie uspokoiła.
Niestety Majka tej nocy nie za bardzo się wyspała, czego nie mogę powiedzieć o sobie oraz Chapicku i Smerfetce – obudziliśmy się po dziewiątej.
Zeszliśmy na dół. Tradycyjnie najpierw przewinąłem towarzystwo, a potem chciałem zabrać się za robienie kawy (dla siebie) i śniadania (dla dzieci).
Wchodzę do kuchni, patrzę przez okno … a tam, na moim własnym trawniku, stoją trzy rozbite namioty. Właściwie nie były to namioty, ale bardziej jakieś wigwamy, czy też szałasy. Przez chwilę żałowałem, że spojrzałem w to okno. Nie wiedziałem co mam robić, wyjść na zewnątrz i sprawdzić co się dzieje, czy też udawać, że nic nie widzę.
Powróciła też myśl, że może dziewczynka mówiła prawdę. W filmie, historia Ziemian skończyła się tragicznie. Dałem więc sobie trochę czasu na ochłonięcie. Zrobiłem kawę i śniadanie.
W czasie karmienia dzieci, zadzwonił dzwonek do drzwi. Z „sercem w gardle” wyszedłem przywitać gości.
Ikran jeszcze spała, więc przez chwilę mogliśmy spokojnie porozmawiać (na tyle, na ile pozwalała na to Smerfetka i Chapic). Okazało się, że rodzice dziewczynki mają dusze artystyczne. Tata pracuje w teatrze, mama maluje i pisze wiersze. Często w swoim domu odgrywają wraz z Ikran różne scenki. Na dobrą sprawę utożsamiają się z postaciami, które grają.
Poprzedniego wieczora tak bardzo weszli w swoje role, że nawet wizyta policji nie wybudziła ich z tego … powiedzmy transu.
Nie zamierzali w żaden sposób zaburzać naszej prywatności ani też niczego na nas wymuszać. Chcieli tylko być w pobliżu, aby Ikran czuła ich obecność. Szkoda tylko, że zdemolowali mi trawnik.
Okazało się, że dziewczynka naprawdę miała na imię Józefina. Może to imię miało jakiś głębszy sens, ale prawdę mówiąc wolałem do niej mówić Ikran. To określenie coraz bardziej zaczęło mi się podobać.
Całe to przedstawienie trwało cztery dni. Sąd na rozprawie niejawnej podjął decyzję o powrocie dziewczynki do domu i dwa dni temu się rozstaliśmy.
Wymieniliśmy się numerami telefonów, na wypadek gdyby następnym razem chcieli zagrać Terminatora, Predatora albo Terror Mechagodżilli. Mogą na nas liczyć.

PS Jakiś czas temu obiecałem sobie, że już więcej nie będę pisał „bajek”. Na historię Miśka nabrało się sporo osób. Więcej..., wielu w nią uwierzyło, bo nie doczytało mojego tłumaczenia w ostatnich kilku zdaniach. Jednak dzisiaj, w tym primaaprilisowym dniu, nie mogłem się powstrzymać.
Iskierka jest jak najbardziej dziewczyną „z krwi i kości”, natomiast Ikran jest trochę „ulotna”.




5 komentarzy:

  1. Pikuś. Znamy się blisko 30 lat a Ty wciąż mnie zaskakujesz swoją wyobraźnią ��

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale do północy się nie wyrobiłeś, więc żart trochę spóźniony:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pikuś, spokojnie Iskierka ma naprawdę spore poczucie humoru, nawet kilka razy sama nam o tym powiedziała: " Iskierka tylko żartowała" :D często Was wspomina w swoich wypowiedziach, nie wiem czy to możliwe, ale mam poczucie, że ona pamięta bardzo dużo z czasu, kiedy była u Was, może chodzi o jakąś energię, która panuje u Was w domu, nie wiem... Podczas ostatniej podróży do Was zaskoczyła nas tym, że pamiętała sytuacje, w której Majka szykowała dla niej nakładkę na ubikacje (sama zaczęła o tym mówić w samochodzie, na początku trudno było mi skojarzyć o czym ona mówi bo to naprawdę było sporo czasu temu, ale jej zapadło w pamięć). Nie wiem czy to prawda, ale zdarza się jej mówić: "ciocia Majka i wujek Pikuś myślą o Iskierkce, tesknia za Iskierka" :D co do jej mamy to właśnie dzisiaj dzwoniła do nas z zapytaniem co u niej, nie bardzo wiedzialam co jej powiedzieć, jak od pół roku w ogóle się w ogóle nie odzywa. Nie wiem do końca po co był ten telefon, co miał zmienić., nie wiem czy będzie kontynuacja czy to tylko tak jednorazowo. Nie będę ukrywać, że wzbudził w nas niepokój, to są naprawdę trudne momenty, przynajmniej dla mnie. Pokochalismy Iskierke, stała się częścią naszej rodziny, a taki telefon po ponad półrocznej ciszy naprawde burzy spokój, choć wiem, że ma do prawo wiedzieć co dzieje się z Iskierka. Moje myślenie na właściwy tor sprowadziła sama Iskierka, kiedy podczas zmywania naczyń przyszła do mnie, przytuliła się mocno do mojej nogi i powiedziała "mamo jesteś kochana". Niesamowita chwila, łzy wzruszenia w oczach... pozdrawiam Was. Śnieżka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i się poryczałam. Tęsknimy ale jesteśmy spokojni o nią. Widzimy jaka jest z Wami szczęśliwa.Tworzycie super rodzinkę. Czas to usankcjonowac.
      p.s. Dzięki za uzupełnienie historii Iskierki.

      Usuń
  4. Zazdroszczę Ci talentu pisarskiego. Wyobraźnia też niczego sobie, pewnie czasem pomaga Ci w realnych sytuacjach.

    OdpowiedzUsuń