sobota, 27 lutego 2016

Nasz-bocian

Od jakiegoś czasu „bywam” na forum dla rodziców adopcyjnych i zastępczych. W zasadzie wszystko zaczęło się od tego bloga. Zamieściłem tutaj kilka artykułów, które zostały bardzo przychylnie przyjęte przez osoby je czytające. Do tej pory bardzo rzadko wypowiadałem się „w sieci”. Na dobrą sprawę było to tylko kilka komentarzy, i to w sytuacjach, gdy ktoś wypisywał niedorzeczności, a nie było nikogo, kto zechciałby to sprostować.
Forum, o którym wspomniałem jest bardzo kulturalne, a przede wszystkim merytoryczne. Każdy ma prawo wypowiedzieć swoje zdanie, jednak zawsze jest ono poparte wiedzą i pewnego rodzaju filozofią wypowiadającego się. Można się z nim zgodzić lub nie, ale zawsze każdy wątek pobudza do myślenia. Najważniejsze, że dyskusja toczy się na co dzień i wiele osób czytających poszczególne artykuły ma możliwość wyrobienia sobie swojego zdania, biorąc pod rozwagę różne punkty widzenia poszczególnych komentatorów.

Przypuszczalnie wielu czytelników tego bloga doskonale zna stronę www.nasz-bocian.pl , ale być może są tacy, którzy nigdy z tą witryną się nie spotkali. A naprawdę warto ją odwiedzić.
Wprawdzie nie ustalałem z administratorami tej platformy dzisiejszego artykułu (prawdę mówiąc pomysł przyszedł mi do głowy dziś rano) i żadnej formalnej zgody nie otrzymałem, ale sądzę że nikt nie będzie miał do mnie pretensji. Można powiedzieć, że jest to swego rodzaju darmowa reklama.

Tak więc, w którymś momencie zdecydowałem się „pojawić” na „naszym-bocianie” również w formie aktywnej (nie wiem nawet czy nie za bardzo aktywnej). Majka mówi, że jestem na tej stronie, jak się wyraża „mąci...” - nie będę dodawał drugiego członu, bo zakrawa on trochę o wulgaryzm. Uważam jednak, że jestem osobą, która nie boi się stawiać pytań. Poruszam tematy kontrowersyjne. Cytując klasyka, czasami jestem „za, a nawet przeciw”. Bywa, że rozważam rozmaite argumenty, które sprawiają, że moje wypowiedzi często sprawiają pozory sprzeczności. Zdarza mi się „palnąć” jakąś głupotę lub nie przewidzieć konsekwencji mojego komentarza, za co wielokrotnie „obrywam”. Jednak riposty są bardzo „grzeczne”. W zasadzie mogę stwierdzić, że najgorszą obelgą jaką usłyszałem było słowo „bzdura”. Trudno mi powiedzieć, czy osoby, które wdają się ze mną w polemikę, mnie lubią czy nie. Może tak samo jak Majka uważają, że niepotrzebnie „mieszam”. Może mieszam, ale czasami prowadzi to, do usystematyzowania pewnych poglądów, a co najważniejsze, rozwija i wzbogaca w wiedzę, przynajmniej w moim przypadku, gdy często muszę się czegoś douczyć, aby odpowiedzieć na komentarz.

Przedstawię kilka fragmentów moich wypowiedzi w niektórych wątkach. Nie będę cytował odpowiedzi innych osób, bo być może nie mają one ochoty znaleźć się na innej stronie (nawet pod pseudonimem). Jeżeli kogoś zainteresuje jakiś temat, to zapraszam do zapoznania się z całą dyskusją.

Zacznę może od niedawnej polemiki na temat programu 500+.

Nawet na tym blogu nie kryłem, że jestem zdecydowanym jego przeciwnikiem. Dlatego też trochę rozgrzałem atmosferę. Niektórzy się ze mną zgodzili, inni nie, jeszcze inni we fragmencie.
Oto moje uwagi:


Świadczenia rodzinne 500 plus dla rodzin zastępczych.



Chciałbym skierować temat tego wątku na nieco inne tory i jestem bardzo ciekawy jakie jest Wasze zdanie w tej kwestii.
Nagle pojawia się dodatkowe pięćset złotych. Dla rodzin biologicznych jest to bardzo duża kwota (oczywiście mam na myśli rodziny, którym "grozi" odebranie praw do ich dzieci). Z mojego doświadczenia wynika, że potrafią one funkcjonować, operując bardzo niewielkimi funduszami (abstrahuję od kwestii zaspokajania faktycznych potrzeb dzieci).
Z kolei patrząc na rodziny zastępcze, aktualnie otrzymywana kwota na utrzymanie dziecka jest w moim mniemaniu wystarczająca.
Zastanawiam się, czy dzieci nie staną się pewnego rodzaju "towarem". Z jednej strony rodzice biologiczni będą starać się jeszcze bardziej o ich utrzymanie (stwarzając pozory opieki), a z drugiej czy nie pojawi się "wysyp" chętnych do bycia rodziną zastępczą (mających wątpliwe motywacje, patrząc z naszej perspektywy).
Wielokrotnie w powyższych komentarzach było podkreślane, że rodzina zastępcza to przede wszystkim charyzma, zapał, wyzwanie. W pełni się z tym zgadzam, jednak mimo wszystko uważam, że istnieje pewien pułap finansowy, po przekroczeniu którego to się zmienia. Być może te 500 zł spowoduje, że niektórzy inaczej spojrzą na możliwość pozostania rodziną zastępczą. Nie oznacza to, że są to złe osoby, że mają złe zamiary. Być może stwierdzą, że przecież można być rodzicem zastępczym na zasadzie opiekunki do dziecka. Przecież nie zrobią mu krzywdy, zaopiekują się nim, zapewnią wszystkie jego potrzeby fizyczne. Czy na szkoleniu dojdą do tego, że to nie wystarcza? Czy osoby prowadzące szkolenie będą potrafiły zwrócić na to uwagę? Nie do końca jestem o tym przekonany. 
Na koniec dorzucę jeszcze jedno przemyślenie.
Wydatkowane w ten sposób pieniądze w większości nie będą przeznaczone na dzieci. Tak jak pisała ..., będą wydane na potrzeby rodziców. Ja tylko dodam, że tak będzie nie tylko w rodzinach biologicznych (tych złych), ale w większości rodzin. Być może w niektórych sytuacjach będzie inaczej, daleki jestem od generalizowania. Pewnie niektórzy pojadą za te pieniądze na „wakacje życia”. Fajnie, dzieci będą miały piękne wspomnienia.
A gdyby te pieniądze (zamiast rozdania każdemu po równo) zostały przeznaczone na dofinansowanie konkretnych rzeczy, o których wspomina ...?
Pamiętam z dzieciństwa, że każdy z nas mógł uprawiać dowolny sport. Problemem mógł być zakup judogi albo rakiety do tenisa. Same treningi były bezpłatne. Teraz trzeba płacić za treningi, wyjazdy na zgrupowania, udział w zawodach. A potem narzekamy, że dzieci i młodzież mają wady postawy i choroby wynikające z braku ruchu. Wolą stukać w klawiaturę. Teraz bezpłatne mamy korzystanie z zasobów internetowych.


Dyskusja była bardzo burzliwa. Oczywiście przyjmuję argumenty, że tylko mama najlepiej zna potrzeby swojego dziecka. Nadal jednak uważam, że młoda mama mogłaby otrzymywać zwrot pieniędzy za legalne zatrudnienie opiekunki do dziecka, co spowodowałoby, że sama mogłaby wrócić do pracy. Później dziecko miałoby zagwarantowane miejsce w przedszkolu (za niewielkie pieniądze), w szkole miałoby darmowe podręczniki, zapewniony bezpłatny obiad. Pojawiłoby się więcej placów zabaw, kółek zainteresowań, ośrodków sportowych, zajęć dodatkowych (w ramach korepetycji). Zwiększono by dostęp do rehabilitacji i usług medycznych.
Bujam w obłokach? Może. Nie jestem jednak przekonany, czy takie działanie nie byłoby tańsze z punktu widzenia państwa, niż program 500+. Przede wszystkim należałoby to oszacować, a nikt tego nie zrobił.


Miałem też wątpliwości w kwestii dotyczącej udziału rodzin zastępczych w tym programie.

Świadczenia rodzinne 500 plus dla rodzin zastępczych.

http://www.nasz-bocian.pl/phpbbforum/viewtopic.php?f=39&t=91984&start=30

Wszyscy tutaj piszą, że rodzice zastępczy również otrzymają pieniądze. Prawdę mówiąc nigdy tego nie sprawdziłem, zakładając że większość ma zawsze rację.
Jednak przyszedł dzień, kiedy postanowiłem powiedzieć "sprawdzam" (dzisiejszy dzień). W mojej ocenie nie wszyscy rodzice zastępczy dostaną świadczenie, ale tylko tacy, którzy chcą dziecko adoptować lub są jego opiekunami prawnymi.
Przytaczam fragmenty do dalszej dyskusji. Czy ja coś źle widzę?
https://www.mpips.gov.pl/gfx/mpips/user ... 021401.pdf
§ 2. 1. Wzór wniosku o ustalenie prawa do świadczenia wychowawczego, zwanego dalej „wnioskiem o świadczenie wychowawcze”, określa załącznik nr 1 do rozporządzenia.
2. Do wniosku o świadczenie wychowawcze należy dołączyć odpowiednio:
...
5) odpis prawomocnego postanowienia sądu orzekającego przysposobienie lub zaświadczenie sądu opiekuńczego lub ośrodka adopcyjnego o prowadzonym postępowaniu sądowym w sprawie o przysposobienie dziecka;
6) orzeczenie sądu o ustaleniu opiekuna prawnego dziecka;

A to fragment z wniosku, który należy składać:
4. Dane członków rodziny
Rodzina oznacza odpowiednio: małżonków, rodziców dzieci, opiekuna faktycznego dziecka (opiekun faktyczny dziecka to osoba faktycznie opiekującą się dzieckiem, jeżeli wystąpiła z wnioskiem do sądu opiekuńczego o przysposobienie dziecka).

Kolejny fragment z linku, który podałem powyżej:

Świadczenie wychowawcze nie przysługuje, jeżeli:
...
2) dziecko zostało umieszczone w instytucji zapewniającej całodobowe utrzymanie, tj. domu pomocy społecznej, schronisku dla nieletnich, młodzieżowym ośrodku wychowawczym, zakładzie poprawczym, areszcie śledczym, zakładzie karnym, a także szkole wojskowej lub innej szkole, jeżeli instytucje te zapewniają nieodpłatnie pełne utrzymanie, albo w pieczy zastępczej (art. 8 pkt 2 ustawy z dnia 11 lutego 2016 r. o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci);

A to mówi wspomniany wyżej artykuł ustawy o pomocy państwa w wychowaniu dzieci:

Art. 8. Świadczenie wychowawcze nie przysługuje, jeżeli:
...
2) dziecko zostało umieszczone w instytucji zapewniającej całodobowe utrzymanie albo w pieczy zastępczej;

Okazało się, że program 500+ wprawdzie rodzin zastępczych nie dotyczy, ale będzie nowelizacja ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Tak więc dla rodzin zastępczych będzie dodatek wychowawczy a nie świadczenie wychowawcze. Poniższy tekst rozwiewa wszelkie wątpliwości.

Art. 46. W ustawie z dnia 9 czerwca 2011 r. o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej (Dz. U. z 2015 r.
poz. 332, z późn. zm.28)) wprowadza się następujące zmiany:
1) w art. 80 po ust. 1 dodaje się ust. 1a w brzmieniu:
„1a. Rodzinie zastępczej oraz prowadzącemu rodzinny dom dziecka do świadczenia, o którym mowa w ust. 1, na każde umieszczone dziecko w wieku do ukończenia 18. roku życia przysługuje dodatek w wysokości świadczenia wychowawczego określonego w przepisach o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci, zwany dalej „dodatkiem wychowawczym”.”;

Ale przechodząc do kolejnego tematu. Rozpocząłem bardzo niebezpieczny wątek, którego krótkie fragmenty przedstawiam poniżej.
To właśnie tutaj zachowywałem się trochę jak chorągiewka na wietrze.



Wraz z żoną prowadzę pogotowie rodzinne (a dokładniej żona ze mną) i wielokrotnie zdarzały nam się próby ominięcia kolejki ustawionej do bycia rodzicem adopcyjnym, wykorzystując możliwość bycia rodzicem zastępczym z perspektywą adopcji.
Już na etapie szkolenia na rodziców zastępczych, były w naszej grupie rodziny, które nawet nie ukrywały tego faktu (ile było takich, które nie chciały się do tego przyznać?). 
Od tego czasu spotkaliśmy się z takimi sytuacjami wielokrotnie, ponieważ rodziny kończące kurs na rodziców zastępczych muszą gdzieś odbyć praktyki i często robią to w naszym pogotowiu. Majka (moja żona) „ma gadane” i zawsze bierze udział w panelu kończącym takie szkolenie (jest to spotkanie z osobami reprezentującymi sądy, urzędy i rodziców zastępczych działających w różnym charakterze), więc zdarzało nam się, że na osiem rodzin kończących szkolenie, sześć przyszło na praktyki do nas (mimo, że rodzin zastępczych w naszym powiecie jest kilkadziesiąt). Wiemy więc, że takie zdarzenia nie są marginalne.
Bywa też, że dzieci, które odchodzą z naszego pogotowia trafiają do rodzin zastępczych, które nie wyobrażają sobie możliwości powrotu dziecka do rodziny biologicznej (chociaż teoretycznie taki cel przyświeca rodzinom zastępczym). Rodzice tacy niestety są targani rozmaitymi emocjami. Z jednej strony miłość do dziecka a z drugiej świadomość, że mama biologiczna ciągle walczy o jego odzyskanie (najczęściej tylko słowami – ale jednak). Możliwość powrotu ich ukochanego dziecka do mamy biologicznej jest często największą udręką w ich życiu, zwłaszcza że rodzina zastępcza nie może utrudniać kontaktów dzieci z ich rodzicami biologicznymi. Dopóki sąd nie odbierze rodzicom biologicznym prawa do ich dziecka (co w praktyce daje rodzinie zastępczej otwartą drogę do rozpoczęcia procesu adopcyjnego), każda opcja jest możliwa. Zastanawiam się, czy warto podejmować taki wysiłek (głównie natury emocjonalnej)?

Może na tym fragmencie zakończę. Dalsze rozważania były wielowątkowe i nawet trudno by mi było to wszystko jakoś krótko opisać. Jednak wszystkie komentarze innych osób czytałem z ogromnym zainteresowaniem.
Trudno mi powiedzieć, czy dyskusja która miała miejsce, komuś w jakiś sposób pomogła (a nawet czy mogła pomóc), ale moim zdaniem takie rozważania wzbogacają wewnętrznie (zarówno rodziny zastępcze jak też adopcyjne), po prostu nie da się nie zastanowić nad problemem – można najwyżej nie czytać

Ale były również tematy, które przemknęły bez echa, chociaż wydawały mi się bardzo ciekawe.


Pozwolę sobie jednak trochę rozwinąć temat, patrząc na niego okiem faceta. Moje rozważania będą dotyczyły rodziny zastępczej zawodowej (która opiekuje się przynajmniej trójką dzieci, mających różną przeszłość, różne wspomnienia i w odmienny sposób patrzące na świat). Rodzina podejmująca się opieki nad jednym dzieckiem (pomijając przypadki, gdy jest to wyjątkowo trudne dziecko), niczym nie różni się od przeciętnej rodziny (jakich miliony w naszym kraju), więc w takiej roli sprawdzi się każdy przeciętny mężczyzna.

Niestety ludzkim życiem rządzą hormony. Nie wiem, czy jest to błąd Stwórcy, czy takie jest jego zamierzenie, jednak z pewnością powodują one, że zupełnie inaczej postrzegają świat kobiety a inaczej mężczyźni. Kobiety mają coś takiego jak instynkt macierzyński. Powoduje on, że w pewnych okresach życia czują potrzebę posiadania dzieci. Aby to zobrazować, powiedziałbym że oglądają się za wszystkimi kobietami pchającymi wózek. Moja żona Majka, też tak miała. Wręcz powiedziałbym, że zostało jej to do dzisiaj. Idąc z nią po ulicy, chętnie jej wtóruję, chociaż do wózka zagląda tylko ona.
Dla faceta dziecko jest bardzo ważne, potrafi się nim opiekować, zaspokajać jego potrzeby, wręcz oddać za nie życie. Jest jednak pewien warunek – to dziecko musi najpierw zaistnieć.
Uważam więc, że zacytowane na wstępie słowo „TAK” , to 80% sukcesu (o ile nie zostanie wypowiedziane podczas oglądania meczu, a będzie poparte dogłębną analizą tematu).
Jak napisała …, „muszą to być godziny rozmów na TAK i na NIE”. Czasami wystarczają godziny przemyśleń w oparciu o własny system wartości i własną wizję tego co ma się wydarzyć. Uważam, że na tym etapie wystarczy, aby mężczyzna odniósł się do tematu z czysto technicznego punktu widzenia.

Czytając niektóre artykuły i komentarze na temat rodzicielstwa zastępczego, mam wrażenie, że kobieta często pragnie tylko akceptacji swojej decyzji, biorąc na siebie cały trud realizacji tego co określa słowami: „to jest moje marzenie”.
Uważam, że najważniejszą rzeczą na etapie rozważań o byciu rodziną zastępczą jest ustalenie wzajemnych oczekiwań i stworzenie pewnego planu pracy w przyszłości. To co zostanie ustalone musi być „święte”, więc lepiej na początku dobrze wszystko zaplanować, by później nie przekraczać ustalonych granic.
Moim zdaniem, istnieją dwie najważniejsze rzeczy, które trzeba wziąć pod uwagę planując bycie rodziną zastępczą.
Pierwsza sprawa, to wytrzymałość fizyczna. Nie da się funkcjonować, śpiąc po pięć godzin na dobę i poświęcając każdą wolną chwilę dzieciom będącym pod opieką. Musi nastąpić konkretny podział obowiązków, również w sferze stricte opieki nad nimi. Jedna osoba nie jest w stanie ogarniać „nocnego życia” trójki, czy większej ilości dzieci (przynajmniej w dłuższym okresie). W przypadku starszych dzieci, zmęczenie może się tylko potęgować. Ciągła gonitwa za biegającym kilkulatkiem a przy jeszcze starszych dzieciach – odrabianie z nimi lekcji (masakra). Jeżeli do tego dodać własne dzieci (biologiczne), bo w większości przypadków taka sytuacja ma miejsce, to trzeba mieć bardzo duże wsparcie w partnerze (i w tym momencie mam na myśli konkretną pomoc fizyczną). 
Druga rzecz, to indywidualne potrzeby rodziców zastępczych. O czym myślę? O wszystkim. Może to być seks, sport, majsterkowanie, haftowanie, ogród, czytanie, oglądanie filmów - wszystko..., wszystko co było ważne do tej pory. 
Rozważając bycie rodziną zastępczą, trzeba wziąć pod uwagę te dwie poruszone powyżej kwestie.
Dokładniej mówiąc, każdy z rodziców musi zadbać zarówno o swoje potrzeby, ale jeszcze bardziej o potrzeby partnera. Jeżeli mówisz „chyba się uda”, to daj sobie spokój na jakiś czas. Trzeba być pewnym i mieć wszystko zaplanowane w najmniejszym szczególe (i mam tutaj na myśli tylko sprawy czysto techniczne, na uczucia i emocje przyjdzie czas).

Pojawiły się później jakieś komentarze, chociaż w pewien sposób oderwane od tego co napisałem i w mojej ocenie jeszcze bardziej pogrążające facetów (bo nie o chcenie mi chodziło, ale o konkretną pracę i odpowiedzialność za podejmowane decyzje). Nie miałem więc okazji dalej się wypowiedzieć.

Na koniec przytoczę jeszcze wątek, w który „wszedłem”, uważając że mam pewne doświadczenie dotyczące opieki nad dziećmi z zespołem FAS. Nawet samo wypowiedzenie się w tym temacie nie było najgorsze. Na koniec komentarza dorzuciłem jedno niewinnie brzmiące zdanie.
Oj, dostałem „baty”. Tłumaczyłem się jak mogłem, co miałem na myśli, chociaż mam wrażenie, że dziewczyny komentujące moje wypowiedzi dały mi w końcu spokój tylko z litości.
Jednak jest to bardzo ciekawy temat dla wszystkich. Nie tylko rodzin zastępczych czy adopcyjnych, ale głównie dla wszystkich kobiet planujących ciążę – polecam przeczytać całość.



Czytam sobie dyskusję, która się pod tym postem nawiązała i postanowiłem dorzucić swoje zdanie w tej kwestii. Wprawdzie dla niektórych mogę być (jako facet) trochę mało wiarygodny, ale może pewne moje spostrzeżenia wniosą coś do tego tematu.
Wraz z żoną prowadzimy pogotowie rodzinne. Jesteśmy więc rodziną zastępczą, która przez krótki czas zajmuje się dziećmi z nieuregulowaną sytuacją prawną. Mieliśmy też do czynienia z dziećmi z podejrzeniem zespołu FAS (w zasadzie w jednym przypadku nadal mamy).
Zgadzam się z niektórymi opiniami, które się tutaj pojawiły, że ośrodki orzekające o istnieniu (lub nie) zespołu FAS, podejmują decyzję na „tak” zbyt pochopnie. Często wystarczy informacja, że matka piła w ciąży i u dziecka występują pewne symptomy opóźnienia natury neurologicznej. Niestety taka „łatka” przypięta dziecku jest prawie wyrokiem śmierci – takiego dziecka nikt nie zechce. W naszym przypadku nie staramy się o takie orzeczenie, co nie znaczy, że chcemy przemilczeć pewne informacje. Ośrodek adopcyjny, przekazujący wiadomości o dziecku jego potencjalnym nowym rodzicom, też nie może niczego zataić. Otrzymują oni wszelką dokumentację medyczną, w której już w wypisie ze szpitala (po porodzie) powinna być wzmianka o podejrzeniu zespołu FAS, o ile istnieją ku temu przesłanki. Ośrodek adopcyjny „sam z siebie” nie może wyrażać subiektywnych opinii – bo któremuś z pracowników wydaje się, że dziecko ma FAS. Oczywiście w każdym takim ośrodku pracują ludzie, którzy mogą prezentować swoje subiektywne zdanie (czego robić nie powinni) co niestety może mieć wpływ na ocenę wszystkich ośrodków adopcyjnych w Polsce.
Pełnoobjawowy zespół FAS (będący najcięższą formą wad neurologicznych) występuje tylko w kilku procentach (chyba ok. 10) przypadków, w których stwierdzono zaburzenia dzieci kobiet, które piły alkohol w czasie ciąży. Pozostałe przypadki mogą sprowadzać się tylko do niewielkiego opóźnienia rozwoju i po kilku latach dzieci te będą zupełnie dobrze funkcjonującymi osobami.
Niestety we wczesnym etapie rozwoju dziecka jest to wielka niewiadoma. Tak więc, gdyby ktoś zapytał mnie, czy gdybym chciał adoptować jakieś dziecko, adoptowałbym chłopca, który u nas przebywa od ponad roku – powiedziałbym, że nie (mimo, że go znam, wiem jak funkcjonuje, mamy nawiązane więzi). Rozumiem więc rodziny, dla których podejrzenie FAS jest nie do zaakceptowania. Dzieci te wymagają specyficznego podejścia, wiele cierpliwości, a przede wszystkim czasu, który należy im poświęcić. Są jednak rodziny gotowe na takie wyzwanie.
Na moim blogu opisałem dwójkę dzieci z uszkodzeniami neurologicznymi (artykuły: Chapic i Królewna). W przypadku Chapicka trwa proces adopcji zagranicznej, Królewna trafiła do DPS-u, chociaż istnieje rodzina zainteresowana jej adopcją.

Jeżeli chodzi o orzeczenie o niepełnosprawności i potrzebę wczesnego wspomagania rozwoju, to faktycznie na FAS to nie przysługuje. Jednak z drugiej strony, dzieci takie zawsze są w pewien sposób upośledzone rozwojowo – nie powinno więc być problemu z określeniem jakiegoś kodu NFZ, aby można było rozpocząć rehabilitację – dla naszego lekarza rodzinnego nie jest to najmniejszym kłopotem.

Na koniec dorzucę pewną sentencję mojej żony, która kiedyś w żartach powiedziała, że dzieci z rodzin patologicznych mają FAS, a dzieci z dobrych rodzin ADHD.
Zdanie to zapamiętałem do dzisiaj, ponieważ uważam, że jest w nim wiele prawdy. Zwłaszcza, że od jakiegoś czasu trwa dyskusja, czy coś takiego jak ADHD w ogóle istnieje. 

Podsumowując, szczerze polecam tą stronę.
Majka jakiś czas temu mi powiedziała, że zanim zostaliśmy pogotowiem rodzinnym, przeczytała wszystkie artykuły na tym portalu. Nie wiem jak to zrobiła, bo są to setki stron do przeczytania.
Ciekawy jestem, czy gdyby wówczas trafiła na artykuły tak „trudnego” gościa jak ja, to dałaby radę dobrnąć do końca?




6 komentarzy:

  1. Bociana znam od bardzo dawna. Niestety wiele lat temu trafiłam tam po wielkiej stracie...Ostatnio drążę temat rodziny zastępczej lub adopcji i tak jak Majka większość już mam za sobą. Niestety decyzja nadal jest bardzo trudna. Jeżeli chodzi o twoje komentarze to też uważam, że troszkę jesteś "mąci czymś tam ".Ja wolę konkrety, a nie brnięcie przez zakręcone posty. Co innego twój blog. Tutaj to wszystko ma sens, bo jest zgodne z twoją osobowością i czytający niejako znają cię bliżej, więc wiedzą o co ci chodzi. W sumie to na twojego bloga trafiłam z bociana więc jednak twoje wypowiedzi do czegoś się przydają.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wertowałem strony o rodzinach zastępczych wielokrotnie. Na naszym bocianie też byłem, chociaż zawsze wydawało mi się, że jest tu tylko mowa o adopcji i in-vitro. Moja żona też nie zwróciła na niego większej uwagi. Do dzisiaj.
    Zgadzam się z Majką, że jesteś Mącidupą, że tak dosłownie się wyrażę, jednak wcale mi to nie przeszkadza. Przejrzałem kilka twoich wypowiedzi i z pewnością będę wracał. Choćby po to, aby sprawdzić jakim argumentom musisz stawić czoła i która dziewczyna kładzie cię na łopatki, he, he. To ostatnie to oczywiście żart.
    Moja żona chyba chce dorównać twojej i przeczytać wszystko. Od rana siedzi na naszym bocianie. Nie było obiadu, na kolację też się nie zanosi. Chyba szybko coś zjem i pójdę spać, bo jak będzie chciała podzielić się ze mną swoimi uwagami, to jak nic skończymy bladym świtem i pewnie od razu pójdziemy do kościoła.
    A tak poważnie, to nadal myślimy. Tysiące wersji, pomysłów, a jeszcze więcej obaw. Aż boję się zabrać do czytania komentarzy innych osób.
    Pozdrawiamy serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki bocianowemu forum ostatecznie zdecydowaliśmy się z mężem na adopcję. Również dzięki niemu trafiłam na Twój blog i... zaczęłam pisać własny (http://takie-tam-stozki.blog.pl/). Co do cytowanych przez Ciebie postów - uważnie śledzę ten wątek, mimo że właściwie mnie nie dotyczy. Uważam, że to dobrze, że jesteś takim "mąciwodą", bo ta forumowa wymiana doświadczeń pokazuje, jak niejednoznaczne są polskie przepisy i jak różnie można je interpretować...
    Pozdrawiam!
    Lady Makbet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przejrzałem Twojego bloga, spodobał mi się i z pewnością będę go odwiedzał, zwłaszcza że chyba najciekawsze artykuły dopiero przed nami. Głównie Majka uwielbia opisy tych początkowych emocji, które towarzyszą poznawaniu nowego członka rodziny. A nawet wcześniej, jakie są wyobrażenia, obawy. Z pewnością też będzie Twoim wiernym czytelnikiem.

      Usuń
  4. Chyba się nie wybronisz przed stwierdzeniem, że jesteś „mąci-mąci”. Pozostaje tylko pytanie czy to dobrze, czy źle. Nie bywam na waszym bocianie i nie zamierzam tam bywać, bo nie do końca są to moje klimaty, ale od wczoraj mam tam swojego człowieka.
    Przeczytałem jednak cały wątek dotyczący programu 500+, bardzo ciekawy. Jednak moją uwagę zwrócił fragment, który napisałeś powyżej, o zwrocie wydatków ponoszonych na opiekunkę do dziecka. Zacząłem liczyć. Powiedzmy opiekunka do dziecka to koszt ok.1500 zł. Kwota wydatkowana w ramach urlopu macierzyńskiego to powiedzmy średnio 2 tys., do tego 500 w ramach programu. Jeżeli opiekunka wcześniej była na bezrobociu albo korzystała z innych form wsparcia przez państwo, to przyjmijmy kwotę 500 zł.
    Aktualnie państwo wydaje więc ok. 3 tys., 2 osoby nie pracują, matka nie ma gwarancji czy po roku będzie miała gdzie wrócić do pracy, a może bardzo lubi pracować.
    W twojej propozycji mamy zatrudnione 2 osoby, państwo wydaje tylko 1500 zł.
    Jeżeli faktycznie jest tak jak gdzieś czytałem, że koszt utrzymania dziecka w rodzinie zastępczej jest wielokrotnie niższy niż w domu dziecka, to pewnie tak samo jest w przypadku opiekunki do dziecka i przedszkola. Może więc jakieś przedszkola rodzinne finansowane w jakiejś części przez państwo?
    Stawiasz ciekawe pytania. Kiedyś w żartach zaproponowałem założenie partii politycznej. Może trzeba do tego podejść poważnie.
    Sam działam trochę w lokalnej społeczności. Sprawdzę, co osoby, które spotykam o tym myślą.
    Przesyłam szczególne pozdrowienia od Kasi dla Majki, trzymajcie się.
    GALL

    OdpowiedzUsuń
  5. Za reklamę naszego-bociana pięknie dziękuję jako jedna z członkiń Stowarzyszenia :) I wprowadzę obcy wątek, poniewaz nie uważam, abyś był mąciwodą ;) Zabawne są tez te drogi przepływowe, bo np. ja czytałam Twojego bloga zanim przyszedłeś na Bociana, a dopiero dziś odpowiadając na jeden z Twoich postów kliknęłam odnośnik do bloga i cóż... zdziwienie, że świat jest mały ;)
    Moim zdaniem wątki dotyczące RZ na bocianie są wątkami szczególnymi i bardzo różnią się od ogólnych niepłodnościowych, na których odbywa się głównie wspieranie i wymiana bieżących doświadczeń (dawkowanie leków, opinie nt lekarzy). Z adopcją do pewnego stopnia jest podobnie, ludzie towarzyszą sobie w oczekiwaniu na telefony, a potem wątki dość szybko przekształcają się w typową parentingówkę.
    Z rodzinami zastępczymi jest trochę inaczej, to są z reguły dyskusje dotyczące konkretnych kwestii i potrzeby wyrażenia osobistych stanowisk wobec nich. Niektórzy mogą to nazwać mąceniem wody, dla mnie to jest merytoryczne wspieranie się i wzajemne dawanie sobie pożywki do przemyśleń.
    pozdrawiam
    AK

    OdpowiedzUsuń