piątek, 15 stycznia 2016

OLINKA

Dzisiejszy artykuł jest dosyć specyficzny. W planach miałem opisanie drugiego etapu życia Luzaka... , a tu nagle kilka dni temu pojawił się komentarz. Pisząc artykuł „Misiek”, „rzuciłem w przestrzeń” propozycję opisania historii Olinki. Dziewczynka podobnie jak Misiek, została wcześniej opisana pod innym imieniem. Podobnie jak jego imię, jej również pojawiało się we wcześniejszych postach pod dwoma różnymi określeniami. Zaproponowałem więc, aby ktoś stworzył taką fikcyjną tożsamość i opisał jej hipotetyczną historię. Prawdę mówiąc na nic nie liczyłem.
A jednak napisała Agnieszka83. Jej komentarz można przeczytać pod postem „MISIEK”. Z jej wcześniejszych komentarzy wiadomo, że jest opiekunką w domu dziecka.

Dzisiejszy artykuł jest więc pracą zbiorową, chociaż zainspirowaną przez Jacka Wesołka.

Mama Olinki napisała kiedyś pewnego rodzaju kartkę z pamiętnika i wrzuciła ją do sieci. Czy jest to prawda, czy tylko fikcja? Nie wiem, może Jacek wie coś więcej.

"Gdy miałam siedemnaście lat zaszłam w ciążę. Ukrywałam ten fakt przed rodzicami i koleżankami, chociaż nie było łatwo. Wiedziałam, że nie dam rady wychowywać tego dziecka i zaczęłam szukać dla niego dobrej rodziny. Tuż po porodzie porzuciłam dziecko na progu ich domu.Wiem, że niewiele osób mnie zrozumie, ale ja chciałam dla mojego dziecka lepszego życia niż to, które ja miałam! Było nas w domu ośmioro, nie starczało na jedzenie. Ojciec pił i bił matkę. Jak miałam wychowywać małe dziecko w takich warunkach?! Chłopak mnie zostawił, a ja nie miałam nic. Więc zdecydowałam, że oddam dziecko. 
Niedaleko mieszkała sympatyczna para – nauczycielka i prawnik. Wszyscy w okolicy wiedzieli, że od dawna starają się o dzieci. Wiedziałam, że będą świetnymi rodzicami. Nie chciałam, żeby moja córeczka trafiła do obcych ludzi. Ale nie miałam też odwagi pójść do tych ludzi i powiedzieć, że oddam im swoje dziecko. Wahałam się aż do dnia porodu. Urodziłam u przyjaciółki w domu, jako jedyna wiedziała, co zamierzam zrobić. Obyło się bez komplikacji. A kiedy trzymałam córkę w ramionach tak bardzo chciałam ją zatrzymać! Była taka śliczna i malutka! Było mi tak strasznie ciężko… Owinęłam ją w ręczniki i kocyk, położyłam na progu i zadzwoniłam z budki telefonicznej do domu tego małżeństwa. Widziałam jak otwierają drzwi i zabierają małą do środka, widziałam, że jest bezpieczna. 
To zdarzyło się wiele miesięcy temu. Dziś moja córka ma roczek. Ta para ją adoptowała, jakoś to załatwili. Dziewczynka chowa się zdrowo. Czasem gdy mijam ją na ulicy, chcę ją zaczepić, serce bije mi mocno, ale wiem, że nie mogę tego zrobić. Codziennie przeżywam tamto zdarzenie na nowo, codziennie umieram z bólu, ale nic z tym nie robię, bo wiem, że moja córeczka jest szczęśliwa i ma wspaniałych rodziców. I chyba nie powinnam tego zmieniać, prawda? Jej szczęście jest najważniejsze! Bardzo chciałabym kiedyś z nią porozmawiać, wytłumaczyć, ale czy mam prawo w ogóle o tym marzyć? Co zrobilibyście na moim miejscu? Czy ktoś potrafi mnie zrozumieć? „


Pozwolę sobie dopisać ciąg dalszy.

Okazało się, że nauczycielka i prawnik, tak naprawdę byli rodziną zastępczą i mieli zupełnie inne zawody. Barbara - mama dziewczynki mieszkała w tej samej miejscowości. Wszyscy mówili, że tych dwoje ludzi opiekuje się dziećmi w pewien sposób porzuconymi przez rodziców – być może mówili jeszcze coś innego. Historie tworzone na kanwie drobnego (często) incydentu, mogą faktycznie obrastać legendą. W każdym razie Barbara uznała, że będą oni najlepszymi rodzicami dla jej córki. Zrobiła to co uznała za słuszne, jednak rozterki pozostały.

Maja i Pikuś, bo tak mieli na imię rodzice zastępczy Olinki, zaopiekowali się dziewczynką, chociaż cały czas próbowali odnaleźć jej rodziców biologicznych. Wiedzieli, że ta wiedza będzie dziewczynce potrzebna za jakiś czas, gdy będzie chciała poznać swoją historię (w pewien sposób poznać siebie).
Nadchodzi w życiu każdej młodej osoby taki okres, w którym chce ona dotrzeć do swoich „korzeni”. Nie na darmo w szkole dzieci rysują swoje drzewo genealogiczne. Zdarza się, że nawet rodzone dzieci doszukują się teorii spiskowych, przeglądając zdjęcia, rodzinne pamiątki, wspominając szczątkowe fragmenty rozmów dorosłych. Tak więc poszukiwanie rodziców Olinki było jedną z ważniejszych rzeczy w całym procesie opiekowania się dziewczynką.

Nieoczekiwanie, mama Olinki sama przyczyniła się do rozwiązania zagadki. Po prostu została opiekunką do dzieci w rodzinie zastępczej Majki i Pikusia. Może Pikuś niczego by ni zauważył, ale Majka nie miała wątpliwości, że wzajemne relacje między Olinką a Barbarą są zupełnie inne niż zachowania Barbary w stosunku do Hawranka czy Filemona (pozostałych dzieci). Majka nie naciskała, chociaż miała bardzo poważne podejrzenia. Pewnego dnia Barbara „otworzyła” się sama. Łzy lały się strumieniami. Gdy Pikuś wrócił z pracy i zobaczył zapłakaną Majkę i Barbarę, to o mało nie dostał zawału, myśląc że coś się stało … chociaż w zasadzie to stało się bardzo wiele. Maja postanowiła pomóc dziewczynie. Wspólnie napisały pismo do sądu o przywrócenie praw rodzicielskich (a w zasadzie o ustanowienie, bo nigdy nie zostały one jej odebrane), Maja uruchamiając sobie tylko wiadome „znajomości” załatwiła pobyt w Domu Samotnej Matki, gdy tylko sąd podejmie decyzję i dziewczynka wróci do mamy.

Minęły cztery miesiące. Prawdę mówiąc tym razem ( w przeciwieństwie do innych przypadków), nikt nie był niecierpliwy. Wręcz wszyscy poczuli zdziwienie, że sąd już wyraził zgodę na powrót Olinki do mamy. Przez tych kilka miesięcy Barbara spotykała się ze swoją córką, rzetelnie wypełniała też swoje obowiązki opiekunki w stosunku do innych dzieci. Nadal mieszkała w domu swoich rodziców, chociaż najchętniej spędzałaby cały dzień w rodzinie zastępczej – niestety takiej możliwości nie było.

Od trzech miesięcy Barbara przebywa wraz z Olinką w Domu Samotnej Matki. Jest z dzieckiem przez całą dobę, pracuje w kuchni tamtejszej placówki. Jest bardzo sumienna w pracy i opiekuńcza w stosunku do dziewczynki.

Można by powiedzieć „Happy End”.  Ale czy na pewno? Na co może liczyć mama samotnie wychowująca swoje dziecko?

W Domu Samotnej Matki nie można mieszkać w nieskończoność. Najczęściej pół roku, czasami rok. A co potem? Państwo wspiera takie matki finansowo w postaci przekazywania zasiłku rodzinnego, dodatku z tytułu samotnego wychowywania dziecka, pieniędzy z funduszu alimentacyjnego (o ile nie ma możliwości wyegzekwowania ich od ojca dziecka), refundacji kosztów opieki nad dzieckiem (gdy mama pracuje) i gdy to robi, to może wspólnie rozliczyć z dzieckiem PIT. Może to ładnie brzmi, ale nie są to wielkie kwoty, a do tego obwarowane wieloma ograniczeniami (zwłaszcza czasowymi). Pomoc społeczna też wspomaga takie matki, ale jak zapewnić podstawową potrzebę – dach nad głową? Pracę dla takiej mamy też można znaleźć, ale co w tym czasie z dzieckiem – kto zapłaci za opiekę nad nim? Niestety często dobre chęci każdej ze stron nie wystarczają.

Końcowe przemyślenia:

Za chwilę być może Pikuś dostanie 500 zł na dziecko. Nie potrzebuje tych pieniędzy, bo razem z Majką sam potrafi zadbać o zaspokojenie potrzeb finansowych swojej rodziny. Czy będzie skłonny przekazać te pieniądze Barbarze? Czy ma aż tak wielkie serce? A jak postąpią inni? 

A przecież za te pieniądze można by objąć ochroną wiele potrzebujących rodzin. Nie mówię, że wszystkie. Wręcz znaczną mniejszość – ale takie rodziny, które chcą, starają się, nie są „patologią” tylko im nie wychodzi, potrzebują być może nawet kilkuletniej pomocy, aby „rozwinąć skrzydła”. Trzeba by stworzyć spójny program opieki nad takimi rodzinami. Nie jest to proste. Cóż, łatwiej dać po równo.

Autorzy artykułu:

Mama Olinki

Jacek Wesołek

Pikuś Incognito







6 komentarzy:

  1. Czyli historia prawdziwa czy nie ? W jakim wieku byla Olinka gdy wrocila do mamy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historia niestety nie jest prawdziwa, a przynajmniej jej druga część.
      Początkowy opis mamy Olinki jest fragmentem komentarza Jacka – 11 letniego chłopca, który w ten sposób odpowiedział na moją sugestię z artykułu „Misiek”. Być może jest to fikcyjny tekst z jakiejś książki, a może prawdziwy z jakiegoś reportażu. Nie wiem, nie pytałem i sam nie próbowałem poszukać tego fragmentu w internecie.
      W całym blogu są tylko dwa nieprawdziwe opisy „Misiek” i „Olinka”. Sądzę, że dam już sobie spokój z takimi wymyślonymi opowiadaniami, bo za chwilę sam zacznę się zastanawiać, czy ktoś taki jak Pikuś w ogóle istnieje.
      Ale wracając do sytuacji Olinki. Niestety jeszcze nam się nie zdarzyło, aby jakieś dziecko wróciło do mamy biologicznej, chociaż mamy nadzieję, że historia opisana w tym artykule może kiedyś się w jakiś sposób urzeczywistni. Mieliśmy przypadek gdy dziewczynka wróciła do taty (artykuł „Asteria”), ale była to zupełnie inna sytuacja.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jest to głównie kontakt SMS-owy, przy okazji jakichś świąt, imienin, urodzin itd. Na dobrą sprawę to Majka jest tą osobą, która pierwsza wysyła SMS-a, chociaż chyba trudno oczekiwać aby 10-letnia dziewczynka o tym pamiętała - osobiście też tylko pamiętam o imieninach mojej siostry (i to tylko dlatego, że ma imieniny w Dniu Kobiet).
      Ale jakiś czas temu Asteria odwiedziła nas razem z tatą. Byli w pobliżu. Podobno była to inicjatywa Asterii. Majka dostała kwiaty (to już chyba była inwencja taty). Ogólnie rzecz biorąc, byliśmy bardzo mile zaskoczeni i spotkanie przebiegło w bardzo sympatycznej atmosferze.

      Usuń
  3. A ja myślę, że Ty, Pikuś, może powinieneś zacząć pisać bajki dla dzieci, bo dobrze Ci to wychodzi. Mogą być terapeutyczne. Oczywiście oprócz tego bloga a nie zamiast.

    OdpowiedzUsuń