czwartek, 19 listopada 2015

--- Opinie, pytania, odpowiedzi - część 8

Jakiś czas temu Majka napisała dwa komentarze, które wydaje mi się warto trochę szerzej omówić. Wielokrotnie już „dotykałem” tego tematu, ale może pokuszę się o zebranie wszystkiego „do kupy”.

A tytuł artykułu mógłby brzmieć:

                  Powody, dla których odbiera się dzieci rodzicom.


Przytoczę na wstępie wspomniane powyżej komentarze Majki:

Maja Incognito pisze...

W związku z postrzeganiem RZ przez otoczenie, naszła mnie taka refleksja.
Z moich obserwacji wynika, że odbieranie dzieci rodzicom biologicznym jest akceptowalne przez tzw. opinie społeczną tylko w przypadku gdy Ci piją lub/i biją. Ludziom wydaje się, że w każdym innym przypadku matka jest lepsza niż rodzina zastępcza. Ja uważam, że brak miłości, zaniedbanie, psychiczne znęcanie się jest równie ważnym, a może czasem ważniejszym powodem do zabrania dzieci i umieszczenia ich w zastępczej ale kochającej i bezpiecznej rodzinie. Czasem patrząc z boku, nie znając takich sytuacji trudno to zrozumieć, ale niestety często tak jest.

12 listopada 2015 15:06

Maja Incognito pisze...

Kiedyś rozmawiałam z pracownikiem socjalnym z pewnej niewielkiej gminy, który stwierdził, że mają na swoim terenie kilkoro dzieci zaniedbanych, którymi rodzice się nie interesują nie zapewniają odpowiednich warunków bytowych, nie rozmawiają z nimi, nie zauważają, że dziecko do 21 nie wróciło ze szkoły itd. ale dopóki nie dzieje się coś drastycznego nie odbiera się takich dzieci bo nie ma co z nimi zrobić. Rodzin zastępczych brak, Domy Dziecka pełne. Więc dziećmi zajmuje się opieka społeczna, trochę pomoże szkoła i tak sobie te dzieci żyją i kombinują jak tu przetrwać. Bez miłości, z boku, ale przy mamie. Gdyby je odebrać podniosłoby się wielkie larum. A czy to rzeczywiście jeszcze jest rodzina? Przykre, bo czasem interwencja będzie gdy coś się stanie, a wtedy będzie za późno. Wtedy pojawią się pytania. Gdzie było Państwo? Dlaczego Sąd nie odebrał tych dzieci wcześniej? Nie ma złotego środka. To zawsze trudne decyzje.
12 listopada 2015 15:45



Myślę, że nie będzie wielkim błędem, gdy stwierdzę, że w dziewięćdziesięciu procentach opinia przeciętnego człowieka na temat rodzin zastępczych i ograniczania czy też odbierania władzy rodzicielskiej opiera się na wiedzy uzyskanej poprzez emisję różnego rodzaju reportaży, wywiadów lub z artykułów w prasie (zwłaszcza „kolorowej”) czy też w internecie.

Najczęściej tego rodzaju przekazy są bardzo jednostronne i mają za zadanie szokować, wzbudzać sensację i współczucie (co docelowo ma zwiększyć oglądalność – poczytność). Nie przedstawia się całego szeregu zdarzeń, które miały miejsce wcześniej jak choćby wsparcie poprzez Ośrodki Pomocy Społecznej. Zadania tego urzędu nie ograniczają się tylko do wypłacania zasiłków. Zadaniem pracowników socjalnych jest również wspieranie w przezwyciężaniu trudnych sytuacji życiowych – pomoc w znalezieniu szkoły, pracy, doprowadzenie do życiowego usamodzielnienia się i zintegrowania ze środowiskiem. Przemilcza się w takich artykułach dotychczasowe zaniedbania w byciu rodzicem, niejednokrotne interwencje pracowników socjalnych, czasami policji, a przede wszystkim brak chęci do zmiany.

Zanim dziecko zostanie umieszczone w rodzinie zastępczej rodzice mają najczęściej ustanowionego asystenta rodziny, kuratora sądowego. Ich zadaniem jest pomagać, ukierunkowywać, podpowiadać jak opiekować się dziećmi, jak zarządzać domowym budżetem.

To co jest przedstawione w mediach, to taka ostateczna „terapia szokowa” dla rodziców. Jednak nawet wówczas nic jeszcze nie jest przesądzone. Owszem jest to tymczasowe rozstanie dziecka z rodzicami, ale mające na celu ich „naprawę”. W tym momencie to od ich determinacji i woli współpracy zależy czy i w jakim czasie odzyskają dziecko. Jest to okres, w którym mogą zerwać z nałogami, skończyć szkołę, znaleźć pracę, mieszkanie, „zerwać z toksycznym partnerem”. Muszą się wreszcie usamodzielnić, a nie czekać aż ktoś coś za nich zrobi lub coś im da.

Wielokrotnie pisałem o tym w opisach dzieci będących pod naszą opieką.

Rodzice cały czas mają możliwość spotykania się z dziećmi (a jednak jakoś rzadko z tego korzystają).



Podam przykład takiego artykułu, który znalazłem na stronie:
http://www.polskieradio.pl/130/2788/Artykul/1028226,Komu-mozna-odebrac-dzieci


Według danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej z powodu biedy odebrano rodzicom 771 dzieci. W Polsce zamiast pomagać ubogiej rodzinie, środki przeznacza się na rodziny zastępcze. Czy tak ma wyglądać polityka prorodzinna rządu?

Oficjalnym powodem, przywoływanym jako podstawa do odebrania dziecka ubogim rodzicom i przekazania go do rodziny zastępczej, jest przykładowo twierdzenie o brakach w umiejętnościach wychowawczych rodziców. Mimo że nie zaistniała żadna patologia, dziecko czuło się dobrze i było zadbane, to decyzja o odebraniu go rodzicom była nieodwołalna.

- Absolutnie nie powinny mieć miejsca sytuacje, gdy dzieci są odbierane z rodziny z powodu biedy. Problem polega na tym, że bieda stanowi jeden z elementów, który jest często wynikiem przykładowo nałogu, nieodpowiedzialności. Każde dziecko odebrane z rodziny to już za dużo – wyjaśniała w PR24 Iwona Guzowska, Komisja Polityki Społecznej i Rodziny.

- W naszej Fundacji spotykamy się z przypadkami rodzin, gdzie nie zaistniała żadna patologia, nie ma alkoholizmu, a jednak z powodu biedy odbierane są dzieci. Rodzinom trzeba pomagać, a nie je rozdzielać. Dlaczego rozrywa się więzi? Dlaczego urzędnicy patrzą tylko z litery prawa? Dlaczego dziecko traktuje się jak przedmiot? – mówił w PR24 Roland Szczepaniak, Fundacja Razem Lepiej.

Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak twierdzi, że dziecko najlepiej rozwija się we własnym środowisku biologicznym. O odbiorze dzieci można decydować dopiero w momencie zagrożenia ich życia lub zdrowia.

- Odbieranie dziecka to ostateczność. Niestety państwo nie wykazuje należytej troski o rodzinę biologiczną w sytuacji, gdy nie ma tam patologii społecznej. Decyzje odbioru dzieci są podejmowane zbyt pochopnie – oceniał w PR24 Roland Szczepaniak.

Urzędnicy odbierają dzieci rodzicom zwykle w wyniku braku kompetencji i niedouczenia. Priorytetem jest pozostanie dziecka z rodzicami. Decyzja urzędnika powinna być podyktowana zdrowym rozsądkiem i wywiadem społecznym, a nie zapisem prawnym i przesłankami statystycznymi.”


Sam nagłówek artykułu wprowadza w zdumienie. Jak to możliwe? Co za bezduszne Państwo, bezduszni urzędnicy? Ja jednak mam zawsze uśmiech na ustach, gdy słyszę komentarze na temat urzędników. Bo przecież kim oni są? Każdy w rodzinie ma jakiegoś urzędnika: brata, siostrę, tatę, mamę a może kogoś dalszego – kuzyna, szwagra. Ale pewnie mu się wydaje, że jest to akurat przykład „dobrego urzędnika”. Moim zdaniem urzędnik to taki sam fachowiec jak każdy inny (po prostu zna temat „od środka”).

Ale wracając do powyższego artykułu... Nawet nie wiadomo, czy te 771 dzieci odebrano w ciągu roku, w jakimś innym okresie, czy może w historii. Natomiast dowiadujemy się, że bieda to tylko jeden z elementów (o których napiszę za chwilę). Nie jest więc ona ani warunkiem koniecznym, ani wystarczającym do odebrania komuś dziecka. Dowiadujemy się też, że odebranie dzieci następuje dopiero w momencie zagrożenia ich życia lub zdrowia, co w mojej ocenie oznacza, że nie zależy od "widzimisię" urzędnika.

Jest też jeszcze zdanie drugiej strony, która twierdzi, że dzieci odbierane są zbyt pochopnie w wyniku niekompetencji i niedouczenia urzędników.

Z tym ostatnim stwierdzeniem pozwolę sobie popolemizować.

Na początek pewien cytat:

„Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.
Ograniczenie lub pozbawienie praw rodzicielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie i tylko na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu.”

Nie jest to byle jaki fragment, ale pochodzący z Konstytucji RP.

Kto więc może „odebrać” dziecko rodzicom? Na dobrą sprawę tylko trzy podmioty: 

- Kurator (ale ten przecież zna rodziców już dłuższy czas i przecież został wyznaczony do pomocy i "wskazywania drogi"  – więc skoro występuje z wnioskiem o ograniczenie bądź odebranie prawa , to tak jakby to była również jego porażka). 

- Pracownik socjalny (ale tylko w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia) i musi w to wmieszać się policja – więc trudno posądzać go o jakąś wyjątkową złośliwość. 

- Policja podczas interwencji.

W każdym z powyższych przypadków tak czy inaczej decyzję wydaje sąd. Początkowo dziecko umieszczane jest w pogotowiu rodzinnym, rodzinie zastępczej długoterminowej, w domu dziecka albo innej placówce.
Rodzice dostają "czas" na "uporządkowanie swoich spraw", przynajmniej 3-4 miesiące. Jeżeli widać chęci (rodzice dążą do odzyskania dziecka czynnie a nie tylko "słowami"), sędziowie z reguły przychylają się do ich prośby - wyznaczając kolejne terminy rozpraw (dając tym samym więcej czasu na uporanie się z takim czy innym problemem).

A co może być powodem odebrania? Lapidarnie mówiąc: stan zagrożenia dobra dziecka.

- Przemoc fizyczna i psychiczna (niezależnie od przyczyny powstania), w tym molestowanie.
- Rażące zaniedbania w kwestii edukacji, żywienia, dbania o zdrowie.
- Brak umiejętności zapewnienia opieki, bezpieczeństwa i poczucia stabilizacji.
- Porzucenie dziecka.
- Choroba psychiczna rodziców, uniemożliwiająca prawidłową opiekę nad dzieckiem.
- Zmuszanie dziecka do pracy nieodpowiadającej jego zdrowiu.
- Nakłaniane dziecka do popełnienia przestępstwa lub prowadzenia niemoralnego trybu życia.
- Tolerowanie złego postępowania dziecka (pijaństwo, prostytucja, działalność przestępcza).

Jak widać sformułowania są dosyć luźne, więc trudno mówić o „zapisach prawnych i przesłankach statystycznych”. Oczywiście można mieć zastrzeżenia do interpretacji poszczególnych stwierdzeń przez osoby podejmujące decyzje (powiedzmy: urzędników). Dla jednego „brudne ręce” mogą być rażącym zaniedbaniem w kwestii dbania o zdrowie, dla innego dopiero nieudzielenie pierwszej pomocy po wypadku.
Jednak trzeba mieć świadomość tego, że do odebrania praw rodzicielskich potrzebne są opinie wielu podmiotów: Ośrodka Pomocy Społecznej, PCPR-u, Kuratora, psychologa, szkoły (przedszkola), dotychczasowej rodziny zastępczej i dopiero na tej podstawie decyzję podejmuje sąd. Nie doszukiwałbym się tutaj teorii spiskowych. W mojej ocenie rodzice biologiczni „sami sobie gotują ten los”.

Na koniec chciałbym też się odnieść do kwestii więzi między rodzicami a dziećmi, co według niektórych jest wystarczającą przesłanką, aby dziecko cały czas tkwiło w rodzinie biologicznej, mimo że ta nie potrafi przekazać właściwych wzorców a jej styl życia daleko odbiega od ogólnie przyjętych zasad.

Może kiedyś szerzej przedstawię ten temat. Na tą chwilę powiem tylko tyle, że dzieci które zostały nauczone nawiązywania więzi, nawiążą je również z nową rodziną zastępczą a w przyszłości będą potrafiły założyć rodzinę, w której będą panowały właściwe relacje pomiędzy jej członkami.

Przecież dzieci, które przebywają u nas przez kilka czy kilkanaście miesięcy, też nawiązują z nami więzi. Powiedziałbym nawet , że jest to jedno z podstawowych zadań, jakie sobie stawiamy za cel. Dzięki temu „przejście” do nowej rodziny nie jest dla nich traumą. Niestety więzi nawiązywane w wielu rodzinach, którym dzieci są odbierane – są często bardzo płytkie, co przekłada się na ich funkcjonowanie w dorosłym życiu. Niestety „bicie i picie” (jak napisała Majka) jest tylko jednym z wielu elementów, bo dorastającego człowieka można skrzywdzić na tysiące sposobów, a zagrożenie zdrowia to również zagrożenie zdrowia psychicznego (co często jest o wiele poważniejsze w skutkach).

I jeszcze jedno (jak zwykle nie mogę skończyć). Należy pamiętać, że przy poszukiwaniu rodziny zastępczej, w pierwszej kolejności bierze się pod uwagę rodzinę dziecka (dziadków, rodzeństwo, wujostwo). Niestety najczęściej w najbliższej rodzinie nie ma albo chętnego, albo takiego który spełnia warunki (np. o niekaralności) – to też o czymś świadczy.

P.S. Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na trzy różne pojęcia, ponieważ może niedokładnie to opisałem. Czym innym jest ograniczenie, zawieszenie i odebranie praw rodzicielskich. Tylko w sytuacji odebrania praw i skierowaniu dziecka do adopcji „szlaban się zamyka”. W pozostałych przypadkach cały czas sytuacja jest „odwracalna” i dziecko może wrócić do rodziców biologicznych. Jednak w praktyce, jeżeli dziecko dłuższy czas przebywa w opiece zastępczej, sąd zawsze kieruje się jego dobrem, biorąc pod uwagę silne więzi z nowymi rodzicami. Tak więc jeżeli rodzice biologiczni myślą o odzyskaniu dziecka, to nie mogą patrzyć w perspektywie kilku lat, ale maksymalnie kilkunastu miesięcy (i co najważniejsze utrzymywać kontakty).
Zdarzają się przypadki, gdy mama będąc w odwiedzinach wychodzi obrażona, bo dziecko krzyczy w jej obecności i ucieka do mamy zastępczej. Cóż, na bycie mamą trzeba sobie zasłużyć (na bycie tatą - też).






















5 komentarzy:

  1. W pewnej kwestii nie do końca się z tobą zgadzam Pikuś.
    A w zasadzie uważam, że to co piszesz jest nierealne.
    Napisałeś, że czas, w którym dzieci przebywają w rodzinie zastępczej (np. takim pogotowiu jak wasze) to okres, w którym rodzice tych dzieci mogą skończyć szkołę, znaleźć pracę, mieszkanie.
    Jednak w większości rodzice, których opisujesz sami są dzieciakami.
    Nie mają nic: pieniędzy, wykształcenia, pomocy od własnych rodziców, wiedzy o życiu.
    Jak mają tego dokonać? Przecież z góry skazani są na porażkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na dobrą sprawę, mógłbym cynicznie odpowiedzieć, że właśnie po to sądy odbierają dzieci takim rodzicom, aby kolejne pokolenie w ich rodzinie nie było „pokoleniem straconym”.

    Masz dużo racji w tym co napisałaś(łeś). Też uważam, że ci młodzi rodzice stoją na straconej pozycji. Droga którą idą jest pewnie w ich mniemaniu właściwą. Tak zostali w większości wychowani: po co pracować?, po co się uczyć? Można żyć z zasiłku, dorabiając dorywczo i mieć mnóstwo wolnego czasu dla siebie.

    Chociaż patrząc z drugiej strony, może to MY „zapierniczający” od rana do nocy jesteśmy „pokoleniem straconym”. Daliśmy się wciągnąć w wir zwariowanego świata, w którym dwojgu pracującym rodzicom często trudno jest utrzymać trzyosobową rodzinę. Przecież jeszcze sto lat temu robotnik pracujący w fabryce potrafił utrzymać niepracującą żonę i gromadkę dzieci. Pewnie, że było biednie i nie było łatwo „związać koniec z końcem”, ale czy teraz jest?

    Prawdę mówiąc też czasami zaczynam tracić wiarę, że kiedykolwiek natrafimy na rodzinę, która będzie w stanie się odmienić. Na dobrą sprawę dwudziestolatek jest w pełni ukształtowanym człowiekiem zarówno w sferze psychicznej, emocjonalnej jak i społecznej (fizycznej oczywiście też). Wszelkie zmiany są niezwykle trudne, chociaż cały czas uważam, że nie niemożliwe.

    Jak pisałem w artykule, rodzice którym odebrano dzieci otrzymują wsparcie i pomoc ze strony różnych instytucji. Jednak czy chcą z tego skorzystać? A w zasadzie, czy są do tego zdolni?
    Po prostu urodzili się w niewłaściwym miejscu i czasie (a dokładniej w niewłaściwej rodzinie).
    Chociaż z drugiej strony, czy my mamy prawo korygować ten „błąd losu” w odniesieniu do ich dzieci? Nie wiem, po prostu nie wiem, mimo że patrząc na dzieci, które „idą” do nowych kochających je rodzin, chciałoby się powiedzieć: Oczywiście, że tak!
    Na szczęście nie muszę się mierzyć z takimi dylematami moralnymi. Naszym zadaniem jako pogotowia jest jak najlepiej zaopiekować się dzieckiem w okresie, gdy u nas się znajduje.

    OdpowiedzUsuń
  3. To wszystko są bardzo indywidualne przypadki. Każdy jest inny i w każdym tak naprawdę chodzi o coś innego. Przecież żaden sąd nie ma złudzeń, że dziewiętnastolatka bez zawodu zarobi uczciwie tyle pieniędzy żeby kupić sobie mieszkanie, utrzymać siebie i dziecko. Często nie o to chodzi. Celem stawiania takich wymagań jak znalezienie pracy, mieszkania, skończenie szkoły czy poddanie się terapii jest sprawdzenie chęci i determinacji rodziców. Jeżeli kochają swoje dziecko prawdziwie to zrobią wszystko co im się sugeruje, żeby tylko je odzyskać. Takie przypadki, choć rzadko, ale się zdarzają. Gdy rodzice wykażą się jakimś działaniem to przy pomocy różnych instytucji mają szanse wygrać "walkę"o dziecko. Niestety doświadczenie pokazuje, że najczęściej kończy się na deklaracjach słownych. Po początkowym zrywie następuje stagnacja, wizyty u dziecka coraz rzadsze i powrót do starego życia. Za słowami KOCHAM nic więcej nie idzie.
    Oczywiście to najczęściej wynika z ich wychowania-braku odpowiedzialności, poczucia obowiązku, empatii itd., ale czy to jest usprawiedliwienie?Sąd ma z tego powodu przymknąć oko i oddać im dziecko?
    Powtórzę(choć innymi słowami)myśl Pikusia. Na szczęście to nie my podejmujemy te ważne dla obu stron decyzje. Decydujące zdanie ma Sąd, po konsultacji z psychologami, asystentami rodziny, kuratorami, pracownikami socjalnymi. A my? Czasem podzielimy się z nimi swoimi spostrzeżeniami, a na co dzień robimy swoje czyli karmimy, przewijamy, leczymy, uczymy, wychowujemy a przede wszystkim kochamy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze coś do poczytania w temacie odbierania dzieci
    https://pozynegatywnik.wordpress.com/2015/10/12/dlaczego-odbiera-sie-dzieci/

    OdpowiedzUsuń
  5. I jeszcze coś do poczytania:

    Ostatnio dużo mówi się – z oburzeniem – o tym, że dzieci w Polsce są odbierane rodzicom z biedy. To nie jest prawda!
    – Nigdy nie spotkałam dzieci, które zostały odebrane rodzicom wyłącznie dlatego, że byli biedni – mówi Joanna Luberadzka-Gruca, szefowa Fundacji Przyjaciółka, która zajmuje się m.in. pomocą dzieciom z biednych rodzin. – Zresztą w ogóle szukanie jednego jedynego powodu, dla którego dzieci są zabierane z domów rodzinnych jest bardzo dużym uproszczeniem. Bieda może być jednym z czynników, ale nigdy nie jest jedynym, ani nawet głównym czynnikiem.

    cały artykuł pod adresem
    http://babyonline.pl/nie-kazdy-zasluguje-na-dziecko-posluchaj-tych-historii,aktualnosci-artykul,18514,r1p1.html

    OdpowiedzUsuń