piątek, 9 października 2015

SZTANGA

Sztanga jest jak do tej pory najstarszym dzieckiem, które pojawiło się w naszym pogotowiu.
„Dostaliśmy telefon” z PCPR-u, że poszukują miejsca dla trzynastolatki (interwencja policji) – przyjedzie za trzy godziny. Wyraziliśmy zgodę (zawsze istnieje możliwość odmowy - jak do tej pory skorzystaliśmy z tego przywileju tylko raz), chociaż byliśmy pełni obaw.
Nie wiedzieliśmy o niej nic. Pod dom podjechały dwa nieoznakowane samochody policji.
Dziewczynka jeszcze zanim wyszła z samochodu, uśmiechnęła się do nas przez szybę. Ten uśmiech zapamiętamy do końca życia. Nie dlatego, że był piękny – ale, że był.
Pierwsze lody zostały przełamane.

Sztanga okazała się dzieckiem bardzo dojrzałym jak na swój wiek. W ciągu ostatnich 2 lat wiele razy zmieniała miejsca zamieszkania, szkoły, kolegów (chyba osiem razy). Być może dlatego, to że od teraz będzie mieszkała w innym domu, z innymi ludźmi, nie było już dla niej tragedią – może przywykła do zmian.
Nas zaskoczyło to, że pakując swoje rzeczy, zabrała dokumenty – legitymację, książeczkę zdrowia, akt urodzenia. Ja w jej wieku i na jej miejscu martwiłbym się o to, że nie mogę zabrać akwarium z rybkami, może zabrałbym piłkę do „kosza” - ale nie akt urodzenia.

Dziewczynka była bardzo spokojna, rzadko się otwierała – jeśli już to wieczorami przed Majką.
Często ten "spontan" miał miejsce późnym wieczorem, gdy trzeba było już pójść spać. Jednak nawet w takich sytuacjach Majka nie lekceważyła jej potrzeb - zwłaszcza, że nie było to częste.
Ja starałem się pełnić rolę „technicznego wujka”. Jak trzeba było gdzieś ją podwieźć samochodem – proszę bardzo, pogadać – proszę bardzo (ale nie bardzo chciała – ja nie wymuszałem).
Kiedyś nasza znajoma pani psycholog mówiła, że „być dobrą matką”, to „być dość dobrą matką”.
Więc ja starałem się być „dość dobrym wujkiem”. Myślę, że Majka była „dość dobrą ciocią”, starała się nie uszczęśliwiać jej na siłę, dając dużo „kontrolowanej” swobody.
Staraliśmy się, aby miała poczucie, że mamy do niej zaufanie. Gdy kiedyś jechałem do klienta nad morze, zabrałem ją z sobą. Ja poszedłem do pracy a ona na plażę. Gdyby wówczas gdzieś „czmychnęła”, to mielibyśmy sporo kłopotów.

W szkole radziła sobie całkiem dobrze. Trochę trzeba było ją „zaganiać” do robienia lekcji, ale ogólnie było OK. Oceny miała bardzo przyzwoite.

Nasze córki czasami się buntowały, bo one musiały na przykład zrobić obiad czy kolację, a Sztanga nie.
Mimo, że dziewczynka czasami chciała wykazać się w kuchni, to ja wolałem jak tego nie robiła.
Muszę przyznać, że to co przyrządzała było smaczne. Niestety było okupione moim strachem.
Kiedyś robiła jakieś takie dziwne smażone pierogi.

Mówię:
- Sztanga, coś się pali
- Nie wujku
- Ale śmierdzi
- Bo tak musi
- Ale dym leci
- Ojej, pali się

Od tego czasu zawsze gdy coś gotowała starałem się być w pobliżu. Dym leciał nie raz.

Tak więc sprawiało jej przyjemność jak „zrobiła coś innego” (chyba każda kobieta tak ma), a nie zwykłą kolację. Lubiła eksperymentować – przy tych nieszczęsnych pierogach zostało tyle farszu, że pies miał kolację na dwa dni.

Starałem się ją zainteresować sportem – sam trenuję judo. Niewiele z tego wyszło.

Sztanga miała „wadę” tego rodzaju, że zbyt szybko nawiązywała przyjaźnie. Każdy kto się zainteresował tym co mówi, już był przyjacielem – i zwierzała mu się z najskrytszych sekretów.
Niestety wielokrotnie było to wykorzystane przeciwko niej.

Ja mam tylko jednego przyjaciela – jest nim Majka.
Pewnie „poszedłem” w drugą skrajność, bo jak chciałbym się poskarżyć na własną żonę, to nie mam komu.

Mimo, że Sztanga była grzecznym dzieckiem, często spędzała nam sen z powiek.
Prowadziła bloga. Z zainteresowaniem go czytałem, jednak teksty tam zawarte były bardzo dekadenckie (nastolatka raczej powinna pisać o miłości, modzie - ewentualnie o pierogach).

Oto kilka wpisów (prawie wszystkie były w tym klimacie):

         - Skąd masz te blizny? 
         - Walczyłam. 
         - Z kim? 
         - Ze sobą. 

          Kiedy masz jakikolwiek problem sięgasz po żyletkę.  
          Spróbujesz raz - nie ma już dla Ciebie ratunku. 
          Wtedy twoje życie się komplikuje, nabiera zmian. 
          Jesteś gotowy żyć w ciągłym kłamstwie? 
          Jesteś gotowy oszukiwać najbliższych? 
          Patrzeć na siebie z obrzydzeniem? 
          Płakać co wieczór? 
          Popaść w autoagresję, a nawet w depresję? 
          Jeżeli tak to droga wolna...


          Najładniej uśmiechają się Ci,którzy najbardziej cierpią.
          Najpiękniejsze oczy mają Ci,którzy najwięcej płaczą.
          Najlepiej słuchają Ci,których nikt nie słucha.
          Najwięcej marzą Ci,którzy najwięcej stracili.
          Najlepiej przytulają Ci,którzy za kimś tęsknią.

          Jaki jest twój ulubiony kolor?
          Czarny,jak noc.
          Biały,jak dzień.
          Czerwony,jak krew.
          I siny,jak żyły.

          Przyszłość będzie wyglądać tak ,jak sami ją sobie zaplanujemy ❤
          Jeśli nastawimy się pozytywnie,to nasza przyszłość będzie wspaniała.
          Ale jeśli się choć odrobinę zawahamy i polegniemy .. to będzie inaczej .
          "Żyletka? – krew, nieporządek;
          Rzeka? – moczy;
          Tabletka? – zła na żołądek;
          Kwas? – szczypie w oczy;
          Rewolwer? – a zezwolenie?
          Pętla? – pęka w pierwszym użyciu;
          Gaz? – czuć go wszędzie szalenie;
          Lepiej już pozostać przy życiu."


          "13-latek bo tyle on miał lat..
          przez kaprys matki dostawał kolejny bat..
          Prosił ją, by nie piła, by było jak dawniej..
          bo była szczęśliwa i szczęścia nadal pragnie..
          Lecz ona piła i promili było coraz więcej..
          była na izbach, nie miała kasy brała w kreskę..
          Łzy padały coraz częściej przez młodego chłopca..
          dlatego uciekł z domu, nie chciał znowu dostać..
          Taka historia ich, nie chciał żyć jak żyli..
          sytuacja tej rodziny sprawiła, że podciął żyły.."
          czy słyszysz mnie mamo?.
          nie słóży Ci,to nie pij-święte słowa ...


          Chciałabym UMRZEĆ .
          Bo to wszystko JEST takie trudne .
          Nie ŁATWO jest mi otworzyć się na świat i na ludzi.
          ALE,muszę spróbować ...
          POnieważ nie pasuję...nie pasuję do środowiska..
          Jestem jak kosmita , CO?
Pewnie większość jest „wklejona” z internetu (chociaż biorąc pod uwagę błędy ortograficzne i stylistyczne?), ale tak czy inaczej dziewczynka interesowała się bardziej kwestią „życia i śmierci” niż jak ja w jej wieku „podkochiwaniem” się w dziewczynach, sportem, samochodami (do dziś pamiętam, że wówczas wypasem był fiat mirafiori).

Podobno wśród młodzieży jest w tej chwili taki trend (zresztą nasze dzieci też to zauważają w swoich szkołach), aby się ciąć. Jest to pewnego rodzaju "wołanie o pomoc", zagłuszanie bólu psychicznego, bólem fizycznym (i wcale nie chodzi o popełnienie samobójstwa), ale można przeholować – wystarczy naciąć o milimetr głębiej i …

Gdy była u nas, z lekceważeniem wypowiadała się o dziewczynach, które „tną się” bo rzucił je chłopak (a czasami po prostu nie zwrócił uwagi – bo o niczym nie wiedział).
Wprawdzie pani psycholog z PCPR-u uspokajała nas, że najprawdopodobniej w jej przypadku chęcią zwrócenia na siebie uwagi jest właśnie ten blog (chociaż trzeba być czujnym), ale gdzieś podświadomie obawialiśmy się, aby nie „wywinęła jakiegoś numeru”.
Gdy zadaniem domowym w szkole było zrobienie witraża (oczywiście przy użyciu żyletki), to padł na nas blady strach. Majka, gdy dziewczynka zasnęła, "cichaczem" szukała w jej pokoju żyletki.
Właściwie to baliśmy się tylko przez tego bloga, bo w każdej rozmowie, na temat „cięcia się” Sztanga wypowiadała się z dezaprobatą.
Może po prostu chciała nas trochę postraszyć?

Dziewczynka „poszła” w opiekę zastępczą do cioci (po roku pobytu u nas, gdy wszystkie próby „naprawy” jej mamy, zawiodły). Gdy od nas odchodziła, mówiła że czeka do ukończenia 18 lat (miała wówczas czternaście lat, więc zostały jej cztery lata) i wyjeżdża z Polski do siostry (która aktualnie mieszka za granicą).

Życzymy jej wszystkiego dobrego, chociaż osobiście uważam, że często lepiej zarabiać mniej w Polsce, niż być „murzynem” w innym kraju za większe pieniądze.

P.S. Słowo „murzyn” traktuję tutaj jako pewnego rodzaju synonim „osoby o niższym statusie społecznym”.
Nie jestem rasistą – nie mam nic przeciwko ludziom o ciemnej karnacji. Ci, którzy u nas są, ciężko pracują tak jak my.
Bardziej niepokoją mnie ci trochę mniej ciemni – może jednak trochę jestem rasistą – Sorry.


2 komentarze:

  1. Tytułem uzupełnienia.
    W czasie naszych nocnych rozmów Sztanga wielokrotnie mówiła o swojej przyszłości.Chciała skończyć dobre liceum,wspominała o studiach,chciała pomagać innym jako psycholog lub prowadzić Pogotowie Rodzinne tak jak my(to miłe być dla kogoś wzorem).Była wrogiem alkoholu,bo widziała jak zniszczył jej rodzinę.Chciała aby jej życie było inne niż jej mamy.Zawsze starałam się wspierać ją w tych planach i marzeniach,tłumaczyłam,że jej los jest w jej rękach.Mam nadzieję,że jej marzenia się spełnią,że będzie miała wokół siebie prawdziwych przyjaciół,którzy jej w tym pomogą i może kiedyś po latach wspomni z nostalgią te nasze "nocne Polaków rozmowy".

    OdpowiedzUsuń
  2. Osiemnastka zapewne już stuknęła. Jestem bardzo ciekawa, jak się potoczyły losy Sztangi...

    OdpowiedzUsuń