wtorek, 11 maja 2021

--- Spontan

Nie planowałem dzisiaj pisać o czymkolwiek. Jednak siedzę samotnie, ni to w pracy, ni to opiekując się dziećmi i dumam. W zasadzie to jestem jednocześnie w pracy (tyle, że zdalnej i nikt do mnie nie dzwoni) i mam pod opieką dzieci (ale poszły spać). Majka zabrała Rambo, Stokrotkę i pojechała na spotkanie z „biologią”. Paprotka z reguły śpi długo, a maluchy są na tarasie, co też sprzyja wyciszeniu. Mam więc czas.

Gdy byłem mały oglądałem radziecki film „Siedemnaście mgnień wiosny”. Boże, jaki ja jestem stary. Pamiętam tytuł i to, że głównym bohaterem był Stirlitz, a zapomniałem co było wczoraj na obiad. Ale póki pamiętam, opiszę moje cztery mgnienia pięknej, trzydniowej wiosny.

Rambo

  • Chcesz spać w pokoju z ciocią i Blanką, czy z wujkiem i Stokrotką?

  • Z wujkiem.
  • Ma ciebie kąpać ciocia, czy wujek?
  • Wujek.
  • Idziesz z ciocią na rower, czy z wujkiem do pracy w ogrodzie?
  • Z wujkiem.

Jeszcze się poznajemy. Chłopiec jest niesamowicie miły, ciągle uśmiechnięty (choć wiemy, że wcale nie jest mu do śmiechu) i natychmiast spełnia każdą naszą prośbę. Musimy więc uważać co mówimy, tym bardziej, że również nas rozlicza z każdego wypowiedzianego zdania. Gdy po tygodniu wreszcie zgodził się umyć głowę (podobno się bał), a ja nieopatrznie stwierdziłem: „Tak dobrze poszło, że teraz możemy myć głowę codziennie”, to teraz mam za swoje. Każdego wieczora mi przypomina: „Jeszcze głowa”.

Rambo nie potrafi bawić się zabawkami. Ciągle tylko łazi i sprząta. Jego mama mówi, że to jest jego forma zabawy. Ma to w genach po ojcu. Musimy więc chować przed nim wszystkie szczotki, zmiotki, szmatki, płyny do czyszczenia, bo „leci na miotle” równo. Chyba nie jest to normalne. Mocno się zastanawiam, czy to nie jest przypadkiem tak, jak z tym odśnieżaniem pokoju, w którym ciągle pada. Ale czy to możliwe? Chłopiec ma dopiero pięć lat.

Na razie to tyle w temacie "Rambo".

Iskierka

W zasadzie nie mam w zwyczaju rozpisywać się o dzieciach, które już z nami nie mieszkają. Tym razem też tak będzie.

Mogę tylko napisać, że Iskierka jest jedynym takim dzieckiem, spośród wszystkich, które z nami mieszkały. Regułą jest samoistne rozluźnianie kontaktów. Nawet jeżeli z innymi dziećmi raz na jakiś czas się widujemy, to najczęściej jest to towarzyskie spotkanie dorosłych. Dla dzieci jesteśmy jakąś dalszą ciocią i wujkiem, a czasami nawet nie tym.
Iskierka doskonale zna swoją historię, a do tego na bieżąco śledzi cały nasz dobytek (w sensie posiadanych dzieci). Gdy do nas przyjeżdża, to zawsze jest problem z wyjazdem. Wybiera się jak sójka za morze. Rodzice stoją nad nią i mówią: „Musimy już jechać”, a ona: „Jeszcze nie”. Raz w roku musimy odwiedzić ją w jej domu, z okazji urodzin. No „nie ma bata”, żeby tradycji nie stało się zadość. Rodzice nawet mówią: „Jak nie macie co zrobić z dziećmi, to przyjedźcie wszyscy”. Tak się jednak nie zdarza, bo jest to wyjazd całodzienny, a zawsze mamy jakieś dziecko, które śpi w ciągu dnia, albo ma w sobie tyle energii, że kwota naszego ubezpieczenia OC mogłaby nie wystarczyć na naprawienie szkód. Ale kogoś zawsze z sobą zabieramy. Iskierka najbardziej lubi się bawić z małymi dziećmi. Mniej więcej takimi, jakim ona była gdy od nas odchodziła. Nie wiem, czy to może coś oznaczać... pewnie nie.

Paprotka

Mamy już kwalifikację (to znaczy Paprotka ją ma). Jakie to wszystko dziwne. Paprotka, niczego nieświadoma, śpi w najlepsze. Ja na luziku popijam południową kawę. A tam, kilka kilometrów dalej, dwoje ludzi przegląda dokumentację dziewczynki. Dostaną jeden dzień na podjęcie decyzji.

Myślę, że będą już zdecydowani wychodząc z ośrodka.

Chapic

Historia tego małego (już) Włocha nieodparcie ukazuje mi różnice pomiędzy adopcją polską a włoską. Majka ma wśród znajomych (na FB) chyba wszystkich rodziców adopcyjnych naszych byłych dzieci zastępczych. Ale tylko Francesca tak otwarcie opisuje swoją rodzinę, nawet w pewien sposób chwaląc się tym, że Chapic jest adoptowany, że miał inną rodzinę, że ma swoją historię. Polscy rodzice bardzo starają się naturalizować adopcję. Myślę jednak, że to nie o nich chodzi. Jesteśmy społeczeństwem, które powinno rodzić się bez palca wskazującego.

Francesca po pięciu latach wciąż dzieli się z nami swoim szczęściem. Przysyła zdjęcia chłopca, chociaż wie, że znamy je z jej profilu.
Wczoraj zamieściła tekst, który spróbowałem przetłumaczyć trochę z pomocą translatora, a trochę mając wciąż w pamięci ten dzień. Na wypadek gdyby mi nie wyszło, zamieszczam też oryginał.

To było 10 maja 2016 r. Przejechałam 1800 km z sercem w dłoni, nie będąc nigdy tak podekscytowaną. To był dzień, na który czekaliśmy od lat, a Ty byłeś tam, nieświadomy bohater tej podróży. Przypominam sobie ręce tych, którzy się Tobą zaopiekowali, zanim my przyjechaliśmy. Tak, pamiętam jak robiliśmy zwyczajne zdjęcie, z oczami spuchniętymi z radości, przyklejonym uśmiechem... i mocno ściskające się nasze ręce.

Pamiętam, kto był w tej rodzinie. Przypominam sobie ręce tych, którzy Ci towarzyszyli, którzy zabrali Cię do siebie po tym, gdy przypadkowo trafiłeś na świat i nikt na Ciebie nie czekał... poza nami, dziwaczną włoską parą, która jest teraz Twoją rodziną.
Wyrazy uznania od rodziny”

Era il 10 maggio 2016. Mi ero fatta 1800 km con il cuore in mano ma non ero mai stata così presente a me stessa. Era il giorno che avevamo aspettato da anni e tu eri lì, inconsapevole protagonista di un viaggio.

Voglio ricordare le mani di chi si è preso cura di te prima del nostro arrivo. Le ricordo così, foto di rito, con gli occhi gonfi di gioia, il sorriso stampato...e le mani dietro di noi, a stringersi forte...
Nel complifamiglia voglio ricordare chi c'è stato prima di noi. Voglio ricordare le mani di chi ti ha accompagnato, alzato in piedi e restituito al mondo dopo che nel mondo c' eri finito per caso senza che nessuno ti aspettasse se non noi...la bizzarra coppia italiana che ora è la tua famiglia.
Complifamiglia”

Majki ręki nie mam w galerii zdjęć, ale ta poniżej też była jedną z tych, które ściskały.



Jeszcze piąte mgnienie wiosny

To wiadomość dosłownie sprzed chwili. Jedenastodniowa Mirabelka urodzona na trzech promilach. Majka właśnie zadzwoniła:

  • Bierzemy?

  • Bierzemy.

Nie przypuszczałem, że pustka po Bliźniakach zapełni się aż tak szybko.




5 komentarzy:

  1. och och dziękuję! warto było odświeżać, lecę czytać :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Maja Incognito11 maja 2021 21:14

    Może Pikuś częściej powinien zostawać z dziećmi, to świeże posty byłyby jak świeże bułki - codziennie ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, jak lubię raz na jakiś czas poczytać sprawozdanie, co u kogo słychać! Dziękuję Ci, Pikuś, za to.
    Beza

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! Jeden dzidziuś out a drugi wchodzi.... powodzenia dla paprotki:)

    OdpowiedzUsuń