środa, 14 marca 2018

--- Wespół w zespół.


Przed nami kolejne spotkanie mające na celu omówienie sytuacji przebywających u nas dzieci zastępczych. Tym razem będzie to ocena całej czwórki, do opisania której właśnie się przymierzam.
Wszystko zaczęło się kilka lat temu. Stwierdziłem, że skoro nie mogę pojawić się na takim spotkaniu zespołu, to opiszę moje spostrzeżenia. Majka nawet zastanawiała się, czy ma to przekazać zebranym osobom, czy tylko ma jej posłużyć jako pomoc w przedstawianiu naszego zdania. Okazało się, że pisane w kolejnych miesiącach opinie, nie tylko były dołączane do akt danego dziecka, ale również były przekazywane do ośrodka adopcyjnego. Stały się pierwszymi informacjami, z którymi mogli zapoznać się rodzice adopcyjni (jeszcze nie widząc dziecka). Doszedłem do wniosku, że powinienem tam opisywać to, czego nie uda się wyczytać w opiniach psychologów, ocenach medycznych, czy nawet raportach sporządzanych przez organizatora pieczy zastępczej. Opisuję więc rozmaite zachowania dzieci w różnych momentach ich życia. Wydaje mi się, że jest to ważne dla ich przyszłych rodziców. Są jednak rzeczy, które pozostawiam dla siebie. Mam świadomość tego, że opisy te przeczytają nie tylko rodzice danego dziecka (adopcyjni lub zastępczy), ale również rodzice biologiczni, którzy przychodzą na takie spotkania i często proszą nas o kopię tej oceny. Jest to też pewnego rodzaju opis naszych metod wychowawczych, z którymi mogą zapoznać się osoby oceniające naszą pracę w charakterze rodzica zastępczego. No i muszę mieć na względzie podstawowy cel pieczy zastępczej, więc przynajmniej w oficjalnych pismach pewne rzeczy przemilczam (chociaż może niesłusznie).

Siedzę więc i myślę, co chciałbym przekazać przyszłym rodzicom dzieci, które teraz mieszkają z nami.

Opis zacznę chyba od Sasetki i Marudy, rodzeństwa które najszybciej od nas odejdzie. Nie wiemy jednak dokąd. Tata dzieci cały czas deklaruje chęć zaopiekowania się nimi. Mam wrażenie, że facet zupełnie nie rozumie powagi sytuacji. Prawa rodzicielskie ma odebrane, decyzja sądu już się uprawomocniła, a on ciągle opowiada jak to będzie, gdy dzieci do niego wrócą. A może tylko mi się wydaje, że nie wie o czym mówi?
Do sądu wpłynął wniosek rodziny spokrewnionej z dziećmi, o ustanowienie jej rodziną zastępczą dla Sasetki i Marudy. Przypuszczalnie wiele osób przyklasnęłoby, gdyby sąd się do niego przychylił. Na dobrą sprawę, my też powinniśmy kibicować sędzinie, aby podjęła właśnie taką decyzję. W końcu celem pieczy zastępczej jest przywrócenie dzieci rodzicom biologicznym. Ale jej nie kibicujemy.
Tata po raz kolejny pogodził się z mamą, a potencjalna rodzina zastępcza jest bardzo blisko związana z mamą dzieci. Nietrudno przewidzieć co wydarzy się w przypadku realizacji takiego scenariusza.
Sasetka niemal każdej nocy przybiega do mojego łóżka i wtula się we mnie. Zdarza się też, że budzi mnie z krzykiem „wujek przytul!” Gdy obudzi się, będąc sama w pokoju, nie woła nikogo, ani też nie wychodzi (chociaż bez problemu potrafi nacisnąć klamkę). Kładzie się pod drzwiami i płacze. Nie wiem, czy są to lęki, które dla czterolatków nie są czymś niezwykłym, czy jakaś trauma z dzieciństwa? Podobno dzieci były zostawiane same w domu na wiele godzin... ale tylko podobno. Zastanawiam się, czy o tym wspomnieć, chociaż dla rodziców adopcyjnych byłaby to ważna informacja.
Chyba zbyt wcześnie zaczęliśmy z Sasetką rozmowy na temat nowej mamy. Od kilku dni nie daje nam spokoju. Ciągle dopytuje, kiedy po nią przyjdzie. Nawet Kapsel się w to wkręcił i też chce mieć nową mamę (po raz kolejny). Jednak o ile Kapsel chyba nie do końca wie o czym mówi, o tyle Sasetka doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nowa mama, to zupełnie inna osoba niż stara mama. Ale o tym w moim opisie nie wspomnę.
Nie napiszę też o pewnym przypadku z Marudą, który mógłby uchodzić za przykład głodzenia dziecka. Przed podwieczorkiem, dzieci sprzątają swoje zabawki. Maruda nie dość, że nie pomagał Kapslowi i Sasetce, to jeszcze wyrzucał to co oni już posprzątali. Aby usiąść do stołu, musiał włożyć do kartonu pięć klocków, które rozrzucił. Nie zrobił tego, nie zjadł, a mimo wszystko mi zaimponował. Nie swoim uporem, ale zrozumieniem zasad. Podjął decyzję i pogodził się z jej konsekwencjami. Stał przy stole i patrzył jak inni jedzą. Nie płakał, nie wściekał się... Chociaż może o tym napiszę. Nie dodam tylko, że tego dnia podwieczorek był wyjątkowo późno i kolacja nie była już przewidziana. Chłopiec poszedł więc spać na głodniaka.

Nie napiszę też, że chciałbym aby Ploteczka jak najszybciej znalazła rodziców adopcyjnych, chociaż jest to moim marzeniem. Mama dziewczynki zaczęła odzywać się mniej więcej po dwóch tygodniach od umieszczenia małej w naszej rodzinie. Przyjdzie na posiedzenie zespołu, chce się tam spotkać z dziewczynką i zapowiada, że będzie o nią walczyć.
Wszyscy rodzice stosują tą samą terminologię: „będę walczyć”. Gdyby tak któryś powiedział: „uporządkuję swoje życie, wyjdę na prostą”.
Nie chcą tak zrobić, czy wiedzą, że jest to nierealne? Zdecydowanie łatwiej deklarować miłość i walkę o własne dziecko. I jak łatwo przekonać o swoich dobrych chęciach osoby patrzące na sprawę z boku.
W każdym takim przypadku zastanawiam się, jak wiele zależy od decyzji sędziego, a potem szeregu dalszych zbiegów okoliczności. O przyszłości dziecka mogą zadecydować jego (sędziego) wewnętrzne przekonania, albo popłynięcie z nurtem obowiązujących w danym momencie zasad.
Plotka może więc wrócić do swojej mamy. Gdy rozmawiamy z tą dziewczyną przez telefon, to jest nam jej szczerze żal. Mimo stwierdzonego upośledzenia umysłowego, mówi bardzo ładnie. Jest w swoich wypowiedziach logiczna i bardzo uczuciowa (w przeciwieństwie do wielu innych rodziców, z którymi mieliśmy kontakt). Nawet gdyby przyjąć, że jej rodzina będzie ją wspierać i Ploteczka zamieszka ze swoją mamą, to czeka ją podstawowe wykształcenie i prawdopodobnie ciągłe życie na zasiłkach. Tak funkcjonuje cała jej rodzina biologiczna. Dla nikogo nie jest ważna edukacja, nabycie jakichś kwalifikacji zawodowych... nikt nie przykłada wagi do odpowiedzialności za drugiego człowieka. Ale to byłaby jej rodzina. Póki co, w kolejkę po otrzymane becikowe, ustawiło się już kilku pożyczkobiorców. Tysiąc złotych to w takiej rodzinie sporo pieniędzy. Chociaż z jaką łatwością wydają 100 zł na fryzjera, albo 300 na buty.
Drugim rozwiązaniem jest adopcja. Rodzice zapewne postawią na rozwój, będą chcieli dać dziewczynce wszystko. Pewnym niebezpieczeństwem jest to, że przegną w drugą stronę. Dziecko nie musi umieć śpiewać, grać na fortepianie, być mistrzem sztuk walki, albo baletnicą. Nie musi znać pięciu języków obcych, jeździć konno, wygrywać konkursów matematycznych.
Kim będzie Plotka za dwadzieścia lat?

Zostaje mi jeszcze Kapsel. Nie wiem, czy cokolwiek o nim napiszę. Dla kogo miałbym to zrobić?
Adopcja już nie jest marzeniem, ale raczej należałoby ją sklasyfikować w kategorii ”cudu”. Rodzina zastępcza?
Prawdopodobnie zrobimy chłopcu diagnozę pod względem istnienia FAS. Będzie to pierwszy taki nasz przypadek. Nie spodziewamy się po tym badaniu niczego szczególnego. Dowiemy się najwyżej, co jest przyczyną jego zaburzeń. Ale jakie to ma znaczenie?
Pytaliśmy osoby, które pracują z chłopcem, czy świadomość istnienia FAS, w jakiś sposób wpłynęłaby na sposób pracy z nim? Nie byliśmy zaskoczeni odpowiedziami.
Ale zrobimy to badanie – game over.
Czasami mam wrażenie, że Kapsel cofa się w rozwoju, że rok temu był mądrzejszy. Chociaż pewnie wynika to z faktu, że mam do niego coraz mniej cierpliwości. Dzisiaj spędziłem popołudnie sam z całą czwórką. To było tylko kilka godzin, a czuję się bardziej wyczerpany, niż gdybym miał pod opieką szóstkę noworodków. Na szczęście Sasetka i Maruda trochę pomogli mi w okiełznaniu Kapsla. Mam świadomość tego, że niestety chłopak ma zły wpływ na młodszą dwójkę. Jak by nie było, jest dla nich „starszym bratem”, z którego wypada brać przykład. Bawiąc się zabawkami, chłopiec nagle zaczął nimi rzucać po pokoju. Nie rozrzucać, tylko rzucać na ściany, meble, sufit. Zwróciłem mu oczywiście uwagę. Zawiesił na mnie wzrok na kilkanaście sekund, po czym zaczął robić dalej to samo. Chwilę później wyszedłem do toalety... czasami trzeba. Zazwyczaj, gdy Kapsel się zorientuje, że nikt go nie kontroluje, to zaczyna biegać, skakać, krzyczeć. Tym razem było inaczej. Wracam, a tu cisza... coś nienormalnego. Rozglądam się dookoła, sprawdzam stan liczebny domowników – brakuje Furii. Kapsel ma absolutny zakaz wypuszczania psa do ogrodu. Pytam go:
  • Wiesz, że nie możesz wypuszczać psa przez taras?
  • Tak
  • To dlaczego to zrobiłeś?
  • Nie wiem
Na szczęście Furia jest łagodnym bokserem, i nawet gdyby udało jej się wyjść poza ogrodzenie, to nikomu nic nie zrobi. Ale równie dobrze mogłaby być niebezpiecznym rottweilerem. Czasami się zastanawiam, czego jeszcze nie przewidziałem.
Myślę też co będzie za kilka lat, gdy chłopak będzie już mieszkał ze swoją mamą (wydaje mi się, że jest to tylko kwestią czasu). Dziewczyna nie dostrzega praktycznie żadnych problemów. Myślę, że ma do nas żal, że chcemy umieścić chłopca w szkole specjalnej. Jej się wydaje, że przecież poradziłby sobie w normalnej szkole i zapewne do takiej by go posłała... a może nawet pośle, bo do września jeszcze sporo się może wydarzyć.
Po ostatniej rozprawie z pewnością nie mamy już u niej dobrych notowań. Majka poddała w wątpliwość kompetencje rodzicielskie mamy, opowiadając jak trudnym dzieckiem jest Kapsel. Sama, mimo ogromnej wiedzy i ciągłych szkoleń, często ma problemy z doborem odpowiednich metod w procesie wychowywania chłopca. Czy mama, która nie może sobie poradzić z samą sobą, temu podoła? Zapewne teraz myśli, że nie chcemy jej oddać dziecka, bo jest dla nas źródłem dochodu.
Gdybym ja był na tej rozprawie, to powiedziałbym, że podoła (w końcu wszystko do tego zmierza – po co przedłużać agonię). Przecież go kocha, dzwoni do niego, regularnie się z nim spotyka, daje mu jeść... no właśnie, daje mu jeść.
Wielu psychologów i pedagogów próbowało rozwiązać zagadkę Kapsla. Ostatnia teoria polega mniej więcej na tym, że chłopak w okresie niemowlęcym, gdy mama jeszcze z nim była i zaczęły nawiązywać się między nimi więzi, zaczął utożsamiać ją z jedzeniem. Przytulała go i jednocześnie karmiła. Później mama zniknęła, a jedzenie pozostało. W świadomości chłopca pojawiło się bardzo proste przełożenie – mama i jedzenie to jest to samo. W tej chwili będzie mu dobrze wszędzie tam, gdzie jest pod dostatkiem jedzenia, bo ono tak naprawdę jest jego mamą. Ciekawa koncepcja. Na ile prawdziwa?

Oto przedpremierowa ocena naszych dzieci:

Sasetka (4 lata)


Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów.

Dziewczynka nadal jest trochę nieśmiała i czasami wraca do dawnego przyzwyczajenia, gdy w sytuacji zażenowania, zaczynała się uśmiechać. Bywa to jednak bardzo rzadko, a większość uśmiechów wypływa już tylko z jej pogodnego charakteru.
Być może ta jej nieśmiałość powodowała, że wydawało nam się, iż ma pewne zaległości do nadrobienia w stosunku do rówieśników. Staraliśmy się więc ją aktywizować w rozmaitych sferach życia, co dziewczynce bardzo przypadło do gustu. Lubi nie tylko rozwiązywać zadania z książeczek dla czterolatków, wykonywać prace plastyczne, ale również pomagać w codziennych obowiązkach domowych (znoszenie naczyń ze stołu, przygotowywanie rzeczy do prania itp.). Ostatnie badania psychologiczne potwierdziły, że nieco poniżej normy jest tylko w dziedzinie mowy. Chociaż biorąc pod uwagę stan sprzed pół roku (gdy wypowiadała tylko kilka prostych słów), nastąpił ogromny postęp. Dziewczynka zna w tej chwili bardzo dużo wyrazów (myślę, że nawet kilkaset), jednak ma problemy z odmianą przez przypadki i odróżnianiem rodzaju żeńskiego od męskiego. Do tego łącząc je w zdanie, często pomija pierwszy człon danego słowa. Nie mówi „byłam w przedszkolu”, ale „byłam w szkolu”. W związku z powyższym, uczęszcza na zajęcia z logopedą – mawia „idę do pedy”.
Mimo odebrania praw rodzicom biologicznym, Sasetka rozmawia ze swoim tatą przez telefon (mniej więcej raz w tygodniu), i doszło nawet do jednego spotkania z nim. Ma świadomość kim on dla niej jest, jednak nie tęskni do spotkań i rozmów z tatą, i nie przekłada się to w żaden sposób na jej zachowanie. Mama się nie odzywa. Dziewczynka jej nie wspomina
,
Wykaz umiejętności dziecka:

  • Sasetka bardzo lubi wszelkiego rodzaju aktywność fizyczną, łącznie z ekstremalnymi figurami gimnastycznymi. Jest duża szansa, że w przyszłości nie będzie prosiła rodziców o zwalnianie z zajęć wychowania fizycznego.
  • Jest bardzo samodzielna. Potrafi korzystać z toalety, sama się ubiera i rozbiera, myje zęby, a nawet potrafi się wykąpać. Do nas opiekunów należą tylko elementy wykończeniowe np. zapięcie guzików, zasznurowanie butów, umycie włosów.
  • Dostrzega i klasyfikuje emocje. Odróżnia dobro od zła, zna poczucie winy i wstydu. Często zdarza jej się strzelać tak zwanego „focha”. Mówimy do niej wówczas „co masz taką minę?”. Jest świetnym obserwatorem. Bywa, że czasami odgryza nam się w podobny sposób, mówiąc „miny robisz?”.
  • Jest bardzo opiekuńcza w stosunku do młodszych dzieci i… osób w podeszłym wieku (myślę tutaj o sobie). Gdy w weekendowy dzień próbujemy trochę dłużej pospać i dzieci przychodzą do naszego łóżka, to Sasetka bardzo dba o mój sen. Głaszcze mnie po twarzy i pilnuje, aby Maruda nie klepał mnie po głowie (co bardzo lubi robić). Niestety jest przy tym tak głośna, że spać i tak się nie daje – ale liczą się chęci.
  • Jest dość nietypowa jak na czterolatkę. Nie wpada w szał, nie miewa ataków nieuzasadnionej złości. Jest bardzo karna, wie co jest dozwolone a co nie, i nie stara się testować naszej cierpliwości. „Zakazany owoc” nie jest dla niej obiektem pożądania, który uzasadniałby bunt. Jest bardzo przewidywalna, nawet w kwestii tych fochów.
  • Mimo, że mowa nie jest mocną stroną Sasetki, to rozumie polecenia, nawet bardzo złożone, kilkustopniowe. Dla przykładu, zdanie „odłóż talerz, umyj buzię i przynieś szczotkę do włosów”, wcale jej nie przerasta. Ale bywają też momenty zawieszenia, gdy krótkie, dwuwyrazowe zdanie trzeba powtórzyć kilka razy.
  • Dziewczynka jest bardzo sprawna manualnie. Ładnie rysuje, precyzyjnie koloruje, wycina, nakleja. Jeszcze do niedawna nie potrafiła bawić się sama. Teraz zdarza się, że odchodzi od grupy dzieci (a dokładniej od szalonego siedmioletniego Kapsla i nie mniej szalonego jej dwuletniego brata), bierze jakąś kolorowankę i oddaje się zajęciom intelektualnym.
  • Nauczyła się rozróżniać kolory, kształty, faktury i smaki. W kwestii kolorów, to być może niedługo będzie lepsza ode mnie, bo aktualnie uczy się jak wygląda bordowy i granatowy. Jak dojdzie do błękitnego, chabrowego, lazurowego, kobaltowego, indygo... to będę musiał uznać jej wyższość. Gdy je jakąś potrawę, to potrafi określić, czy jest ona słodka, czy kwaśna, a nie tylko dobra lub nie. Rozumie też formę czasu przeszłego, teraźniejszego i przyszłego. Wprawdzie słowa jej się czasami mylą, ale wie, czy to już było, czy dopiero będzie. Mały-duży, góra-dół, przód-tył – to już są pojęcia oczywiste.
  • Ładnie śpi (długo i zasypia bez problemów), kiepsko je (chociaż pozytywne jest to, że lubi owoce i warzywa). Jednak wachlarz potraw, które jej smakują, staje się coraz szerszy. Gdy do nas przyszła, smakował jej tylko chleb, ziemniaki i banany.
  • Od jakiegoś czasu zaczęła dostrzegać różnice płci (w sensie fizycznym). Ponieważ siedmiolatek dużo bardziej ją fascynował niż dwulatek, staramy się pilnować, aby ten pierwszy nie biegał z gołym dupskiem po domu (co mu się wcześniej zdarzało).
  • Sasetka miewa jakieś koszmary senne. Czasami krzyczy i woła nas na pomoc. Bywa również, że cichutko przychodzi do naszego łóżka. Są więc przypadki, gdy jestem budzony słowami „wujek przytul”, albo zwyczajnie budzę się z dodatkową dziewczyną u boku. Był też okres, gdy opowiadała o jakiejś pani za oknem. Mówiła tak realistycznie, że aż sam zacząłem się bać. Mieliśmy kiedyś podglądacza w ogrodzie, ale to było wiele lat temu. Na szczęście nie wpływa to na zasypianie. Tutaj liczy się ciąg elementów, które muszą się wydarzyć tuż przed snem. Ważna jest nie tylko kolejność wykonywanych czynności (podawanie witamin, leków, mycie zębów), ale również pewne zwroty, powtarzające się każdego dnia. Sasetka jest kąpana pierwsza, później Maruda. Gdy ona leży w swoim łóżku, a jej brat wychodzi z wanny, zawsze zadaje pytania „wychodzicie?”, „ubieracie się?”. Odpowiedź twierdząca bardzo ją uspokaja. Chyba nie byłaby gotowa na spanie w osobnym pokoju. Wystarczy jej jednak za ochronę – dwulatek. Gdy czasami dłużej rano pośpi i jest już w pokoju sama, to po przebudzeniu nie wychodzi (chociaż potrafi nacisnąć klamkę), tylko kładzie się pod drzwiami i płacze. Jakieś koszmary z przeszłości?

Gdybym miał dziewczynkę podsumować jednym zdaniem, to powiedziałbym, że takiego czterolatka życzyłbym wszystkim rodzicom.


Maruda (2,5 roku)

Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów.

Maruda jest typowym dwulatkiem. Pewne opóźnienie występuje tylko w zakresie mowy, jednak widać bardzo duże postępy, w porównaniu do tego, co było jeszcze kilka, czy kilkanaście tygodni temu.
Chłopiec nie ma zupełnie świadomości, jaka jest jego rola w naszej rodzinie. Nie ma się zresztą czemu dziwić, ponieważ jego czteroletnia siostra, mimo że ma świadomość istnienia mamy i taty (biologicznych), nie dopytuje w jakim celu się u nas znalazła. Dla Marudy to my jesteśmy mamą i tatą. Zaczął nawet mówić do mnie jakiś czas temu „tata”. Starałem się mu wytłumaczyć, że nie jestem tatą, tylko wujkiem. Chyba coś z tego zrozumiał, bo zaczął mówić do mnie „ej”. Aktualnie na mnie (czyli tatę zastępczego) mówi „tośta”, a na mamę zastępczą „taśta”. Trzeba się jednak bardzo wsłuchać, aby dostrzec różnicę. Od dwóch dni mówi do mnie również „bysiek”, ale nie wiem, czy powinienem się z tego powodu cieszyć.

Wykaz umiejętności dziecka:

  • Chłopiec bardzo lubi zajęcia manualne: lepienie z plasteliny, rysowanie, budowanie rozmaitych konstrukcji. Jeżeli chodzi o rysunki, to są to jeszcze bazgroły, głównie linie proste, ale czasami uda mu się narysować jakieś koślawe kółko. W budowaniu z klocków jest mistrzem. Potrafi tworzyć bardzo rozbudowane formy przestrzenne. Równie rewelacyjny jest w układaniu puzzli. Nie stanowią dla niego problemu nawet obrazki kilkudziesięcioelementowe, tyle tylko, że układanie polega na dopasowywaniu odpowiednich elementów, a nie uzyskaniu końcowego widoku. Równie dobrze mógłby je układać od „lewej strony”.
  • Ponieważ mało mówi, nie do końca wiemy, czy rozróżnia kolory. Jednak często potrafi wskazać na obrazku dwa przedmioty o tej samej barwie.
  • Dużo rozumie i chętnie wykonuje polecenia. Wie, co oznaczają pojęcia: wysoko, nisko, obok, nad, pod. Potrafi pokazać, która piłka jest duża, a która mała. Trochę gorzej z określeniem co jest dłuższe, a co krótsze. Mimo, że nie nazywa zwierząt, to potrafi je pokazać na obrazku. Chociaż w zasadzie je nazywa, tyle że każde to „łoś', „eś”, albo „oś”. Zdaniem psychologa, nie jest to jeszcze powodem do zmartwień.
  • Chłopiec doskonale potrafi przewidzieć skutek swojego zachowania, i co najważniejsze – go zaakceptować. Niedawno miała miejsce sytuacja, kiedy nie chciał pomagać innym dzieciom przy sprzątaniu zabawek, a do tego jeszcze wyrzucał z pudełek to, co one posprzątały. Na końcu pozostało tylko pięć klocków, które trzeba było wrzucić do kartonu. Okazało się, że niewinnie brzmiące zdanie: „usiądziesz do podwieczorku, dopiero jak posprzątasz te klocki”, urosło do rangi nie lada problemu. Maruda się uparł, a my musieliśmy być konsekwentni. Chyba każdy żałował podjętej decyzji. Chłopiec stał przy stoliku i patrzył jak pozostałe dzieci jedzą. Nie płakał. Zmierzył się z konsekwencjami podjętej decyzji, jak przystało na prawdziwego mężczyznę. Nawet mi tym zaimponował. Mam nadzieję, że wyciągnął z tej lekcji jakieś wnioski, bo my na pewno tak.
  • Staramy się dawać naszym dzieciom dużo swobody (nawet dwulatkom), o ile przestrzegane są normy współżycia w grupie. Ja być może idę zbyt daleko w swoich poglądach, ponieważ nie interweniuję w wewnętrzne spory dzieci, dopóki „krew się nie leje”. Jednak pozwala mi to wyciągnąć wniosek, że w grupie złożonej z dwu, cztero i siedmiolatka, ten pierwszy niekoniecznie musi być najsłabszym ogniwem. Gdy trzeba, przychodzimy dzieciom z pomocą, gdy trzeba sprawiedliwie rozstrzygamy spory. Większość zabawek mamy w kilku egzemplarzach, aby w jak największym zakresie zmniejszać prawdopodobieństwo wystąpienia konfliktów. Niestety nie eliminuje to kłótni o właśnie ten koc do przykrycia, albo ten samochodzik, albo to konkretne krzesło (chociaż drugie różni się tylko kolorem). W takim przypadku Maruda nie ma możliwości podjęcia decyzji, więc tym samym nie godzi się z tym co następuje później. No i rozpoczyna się „jazda”. Jeszcze do niedawna rzucał się na podłogę, kopał nogami, a nawet sam siebie bił po twarzy. W którymś momencie doszedł chyba do wniosku, że jest to trochę bolesne, więc zauważyliśmy, że chowa się za fotelem, wrzeszczy i klaszcze w dłonie. Odgłos był dokładnie taki sam. W tej chwili tylko krzyczy. Aby nikt tego nie przeoczył, przychodzi w centralny punkt pokoju, gdzie są wszyscy. Potrafi tak się wydzierać nawet kilkanaście minut i w tym czasie nie docierają do niego żadne argumenty. Jakiś czas temu, postanowiliśmy zastosować trochę kontrowersyjną metodę „karnego jeżyka”. Trudno mi powiedzieć, czy chłopiec nie traktuje tego jako „odstawienia do kąta” (czyli pewnej formy kary), chociaż w założeniu ma to służyć wyciszeniu się i w żaden sposób nie jest to związane z takim, czy innym przewinieniem (tym bardziej, że Maruda najczęściej już nie pamięta o co poszło). Po trzech-czterech wyniesieniach w to samo miejsce, nagle chłopiec się uspokaja. Cała operacja trwa jakieś 2-3 minuty. Wszyscy zyskują więc przynajmniej 10 minut spokoju.
  • Emocjonalnie chłopak jest chyba w normie rozwojowej. Wie co to radość, gniew, zazdrość. Obcym wydaje się być uczucie strachu i wstydu. Nie za bardzo odróżnia też dobro od zła. Potrafi kogoś ugryźć, kopnąć albo uderzyć. Jest nastawiony na efekt. Jeżeli się przed takimi zachowaniami powstrzymuje, to raczej dlatego, aby nas zadowolić. Ogólnie jest bardzo głośny i impulsywny. Nigdy nie wiadomo, co go nagle zainteresuje. A może to być wszystko: widok bagietki, wyciągniętej z pudła zabawki, a nawet reklama Red Bull-a. Wykrzykuje wówczas wszystkie słowa jakie zna: ej, oj, łoś, eść i tym podobne.
  • Również fizycznie jest bardzo sprawny i aktywny. Na spacerze potrafi przemaszerować nawet 4 kilometry. Od kilku tygodni przestał spać w południe, jednak nadal potrzebuje kilku chwil na regenerację. Potrafi przysnąć w najmniej oczekiwanym momencie. Przy układaniu puzzli to jeszcze rozumiem, ale dlaczego w trakcie jedzenia?
  • Jak na dwulatka, jest bardzo samodzielny. Potrafi sam się umyć, najeść, a nawet do pewnego momentu ubrać. Gdy ma trudności z nakłuciem jakiegoś kęsa jedzenia, to zwyczajnie nakłada go sobie ręką na widelec, a dalej już pełna kultura. Po zjedzeniu odnosi brudne naczynia i udaje się do toalety.
  • Gorzej wygląda umiejętność korzystania z nocnika. Chłopiec cały czas ma zakładane pieluchy. Myślę jednak, że jeżeli poświęci mu się w tym zakresie trochę więcej uwagi, to bardzo szybko przestawi się na nocnik. W tej chwili nie sygnalizuje swoich potrzeb, chociaż doskonale wie do czego nocnik służy. Łapiemy więc kupę, gdy zauważamy, że szuka sobie kąta do jej zrobienia. Czasami się uda, czasami nie. Gorzej z robieniem „siku”. Gdy spostrzeżemy, że się otrząsnął, to już jest „po zawodach”. Jednak nadchodząca wiosna będzie doskonałą okazją, aby mu pokazać jak mało przyjemne jest robienie siku w spodnie.
Rozstanie z nami może być dla chłopca trudne, o ile nie zostanie rozłożone w czasie. Jak zawsze mam nadzieję, że nowa rodzina (nawet gdyby była to rodzina biologiczna) to zrozumie i uszanuje.





Plotka (7 tygodni)

Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów.

Plotkę odebraliśmy ze szpitala w szóstej dobie jej życia.
Dotychczasowe badania i obserwacja wskazują, że dziewczynka jest zupełnie zdrowym i prawidłowo rozwijającym się noworodkiem.
Jesteśmy po konsultacjach z lekarzem rodzinnym, badaniach w poradni preluksacyjnej (kontrola bioder) i badaniach przez fizjoterapeutkę dziecięcą. Wszystko jest prawidłowe. Bioderka są bez zarzutu, jest symetryczna i przekracza linię środka. Cokolwiek to znaczy, jest to poprawne.
Jedyną rzeczą, na którą musimy zwrócić uwagę, to podejrzenie wystąpienia alergii pokarmowej. Ma nieco szorstką cerę na buzi i jeżeli będzie się to utrzymywało jeszcze przez jakiś czas, to zmienimy podawane mleko na bezbiałkowe.
Dziewczynka jest bardzo zgrabna, chociaż miała dość dużą masę urodzeniową. Jak na niemowlaka, jest też bardzo ładna. Do tego jest też silna – po miesiącu potrafiła już podnosić głowę (leżąc na brzuchu) i utrzymać ją przez kilka sekund. Od tygodnia się uśmiecha. Trzeba się jednak do niej zbliżyć na odległość około 30 cm (ponieważ zmysł wzroku dopiero się rozwija), a najlepiej dużo mówić i głaskać po twarzy i rączkach.
Bardzo lubi się kąpać. Jest grzeczna i nie płacze (najwyżej chwilę przy wyjmowaniu z wody). Kąpiemy Ploteczkę codziennie, ponieważ jest to sygnał, że zaczyna się noc. I faktycznie dziewczynka potrafi przespać bez przerwy nawet osiem godzin.
Inne dłuższe drzemki mają miejsce podczas spacerów, na które wychodzimy codziennie (nawet przy lekkich mrozach).
Jest dość odporna na rozmaite hałasy, zwłaszcza krzyki innych dzieci, razem z nami mieszkających.
Staramy się jak najlepiej zastępować jej rodzinę. W tej chwili najważniejszą rzeczą jest zapewnianie bliskiego kontaktu. W zasadzie można tak zawiązać butelkę z mlekiem, że nawet noworodek naje się sam. Gdy Plotka jest już bardzo głodna, a trzeba jeszcze zrobić coś pilnego (na przykład interweniować, gdy innemu dziecku dzieje się krzywda), to na kilka minut też stosujemy ten manewr. Jest to jednak sytuacja wyjątkowa, bo widzimy, że gdy do niej podejdziemy i zbliżymy się tak, aby mogła nas zobaczyć, to wyraźnie się ożywia. Z kolei, gdy dostanie jeden palec do przytrzymania, a drugi delikatnie muska ją po policzku, to przymyka oczy i odpływa w błogi sen. Podobno dziecko rodzi się z w pełni wykształconym zmysłem węchu i już w szóstym dniu życia potrafi rozpoznać w ten sposób mamę.
Mamy nadzieję, że Ploteczka nie będzie musiała spędzić u nas dwóch lat (jak to już bywało). Jest fantastycznym dzieckiem, ale jej miejsce jest gdzie indziej.




Kapsel (7,5 roku)

Ocena rozwoju dziecka na podstawie obserwacji opiekunów.

Sytuacja Kapsla zmieniła się o tyle, że mama złożyła do sądu wniosek o przywrócenie praw rodzicielskich, odbyła się pierwsza rozprawa i aktualnie czekamy na badanie więzi w OZSS.
Poszukiwania rodziny adopcyjnej zostały wstrzymane.
Prawdopodobnie chłopiec pozostanie jeszcze z nami jakiś czas, więc rozpoczęliśmy starania o umieszczenie go (od przyszłego roku szkolnego), w szkole specjalnej.


  • Kapsel spotyka się ze swoją mamą i rozmawia z nią przez telefon. Niestety powoduje to, że jest rozbity emocjonalnie. Nie ma dnia, aby panie w przedszkolu się na niego nie żaliły. Psoci (niedawno rozwinął cały papier w toalecie), nie przestrzega zasad (wszedł do kuchni i kopiąc w drzwi, uderzył panią kucharkę), przeszkadza na zajęciach (na angielskim wchodzi na rury z centralnym ogrzewaniem, a na rytmice skacze i biega po sali). Jednak może to oznaczać, że mama jest dla niego ważna i konieczność przebywania w obcej rodzinie powoduje tęsknotę i nieradzenie sobie z sobą samym. W tej chwili, dla chłopca ważne jest tylko to, co powiedziała mama. Jednak dość duże prawdopodobieństwo powrotu do domu rodzinnego powoduje, że w żadnej mierze nie będziemy starali się ograniczać tych kontaktów.
  • Chłopiec przebywając w naszej rodzinie nauczył się pewnych zasad (choćby tego, że po przebudzeniu bawi się w swoim pokoju, nie chodzi po całym domu i nie budzi wszystkich domowników). Lubi pomagać i sprawia mu to dużą przyjemność. Świetnie sprawdza się w roli kierownika od spraw porządkowych, angażując też inne, mieszkające z nami dzieci.
  • Rozwój w zakresie intelektualnym i poznawczym, jest coraz wolniejszy. Nie jest to tylko nasze zdanie, ale również innych osób pracujących z Kapslem (logopedy, nauczyciela z integracji sensorycznej, pedagoga wspomagającego w przedszkolu). Chłopiec nadal nie zdołał nauczyć się nazw miesięcy, a nawet myli kolejność dni tygodnia. Potrafi policzyć do dziesięciu i rozpoznaje podstawowe kolory. Nie potrafi skupić uwagi na tym co się do niego mówi. Musimy używać prostych poleceń, a i tak często jego rozbiegany wzrok świadczy o tym, że nie do końca rozumie o co nam chodzi. Rozwiązuje zadania na poziomie dziecka czteroletniego. Czytanie i pisanie jest tylko w sferze marzeń. Potrafi przeczytać tylko literkę „K”, na którą rozpoczyna się jego imię. Spieramy się, czy umie ją zapisać, ponieważ zawsze jest to lustrzane odbicie. Znaną mu cyfrą jest 1 i potrafi ją narysować. Jednak cyfra 7, która niewiele różni się od jedynki, już go przerasta.
  • Opiekowanie się Kapslem jest bardzo absorbujące. Chłopiec funkcjonuje na zasadzie nakazów i zakazów, a myślenie przyczynowo-skutkowe jest poza jego zasięgiem. Ostatnio zrobiłem dzieciom jajecznicę. Podając ostrzegłem, że jest jeszcze gorąca i mają uważać, aby się nie oparzyć. Upewniłem się, czy wszyscy usłyszeli. Czterolatka zrozumiała, dwulatek również. Kapsel władował sobie do buzi pełną łyżkę i oczywiście się oparzył, wypluwając wszystko na talerz. Niestety opiekując się chłopcem, należy mieć świadomość, że cały czas trzeba myśleć za niego. Przynajmniej na obecnym etapie.
  • Dużym plusem Kapsla jest to, że nigdy nie robi nikomu krzywdy w sposób świadomy. Jeżeli do tego dochodzi, to wyłącznie dlatego, że nie pomyślał.

7 komentarzy:

  1. Bardzo trudno jest samemu sobie uporządkować w głowie (nie mówiąc o wyjaśnieniu tego osobom postronnym, ktore nigdy nie dilowały z pieczą, RB i całym tym kramem) sytuację pełną sprzeczności: odebranie dziecka z jakichś konkretnych powodów, jednoczesną miłość do tego dziecka, zapowiedzi o walce i nasze przekonanie, że jednak dzieci nie powinny wracać do rodziców.
    Postronni ludzie najczęściej pytają mnie o to, czy rodzice biologiczni kochają swoje dzieci? Odpowiadam, że tak, bo to prawda. Wtedy moi rozmówcy oddychają z ulgą, świat się wyjaśnił.
    A przecież wcale się tak nie stało.
    Wciąż nie trafiłam na dobre słowa opisujące tę sprzeczność. Najbliższe trafności były słowa o tym, że wielu RB walczy o dzieci po to, aby je mieć, ale nie po to, aby coś tym dzieciom dać i coś dla nich zrobić. Ale to podsumowanie też nie jest czytelne dla 'obcych w temacie', bo nie rozumieją na ogół niuansów kryjących się w tej konstrukcji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszyscy rodzice stosują tą samą terminologię: „będę walczyć”. Gdyby tak któryś powiedział: „uporządkuję swoje życie, wyjdę na prostą”. - myślę, że to jest właśnie sedno problemu. Celnie to ująłeś...

    OdpowiedzUsuń
  3. Owszem, Pikuś ujął to celnie, ale zrobił to prawdopodobnie dlatego, bo od lat diluje ze wszystkimi stronami: głównie z dziećmi i ich codziennością, ale też z ich rodzicami i reakcjami. Ta praca szybko weryfikuje każdą deklarację rodzica i jednocześnie pokazuje, co te deklaracje robią z życiem dzieci. Myślę, że RZ są tymi elementami systemu, które najszybciej pozbywają się złudzeń, bo są najbliżej życia dzieci i skutków, jakie te dzieci ponoszą.
    [tak, wciąż przemawia przeze mnie gorycz wobec działań 'reintegratorów', którzy podniecają się każdą zapowiedzią 'będę walczyć' widząc w niej niezłomność, miłość i wstawcie dowolne, podczas gdy RZ najlepiej widzą, jak totalnie NIC z tych deklaracji wynika. A dzieci dalej kwitną w prawnym zawieszeniu]

    OdpowiedzUsuń
  4. Polecam film dokumentalny KOMUNIA. Trochę w temacie, trochę obok...ale to jak bardzo główna bohaterka pragnie scania rodziny i jak bardzo są to dziecięce marzenia nierealne interpretuJacek prawdziwe możliwości to porusza. To dziecko zrobi dużo. .byleby tylko rodzina była razem. Tylko czemu jednocześnie w naszym kraju w realnym świecie wiele osób własnych systemu pieczy żyje w takiej utopii jak ta dziewczynka, to nie rozumiem...ona ma 14 lat...ma prawo myśleć ze wystarczy chcieć by rodzina była razem....ale czemu system dąży do tego i myśli jak ta dziewczynka często, to ja nie rozumiem.
    Pozdrawiam.
    PS. Pikuś wiosna przyszła, napisz coś. ..
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  5. no moim zdaniem właśnie dziecięce pragnienia scalenia rodziny stały się takim pretekstem orędowników reintegracji, że niby podmiotowość dziecka, że nie wolno nam jej lekceważyć, że zobaczcie, dzieci chcą być z rodzicami, więc jak śmiecie to podważać, co to, DOBRO DZIECKA się dla was nie liczy?!
    no dla mnie się bardzo liczy, ale odwołując się do samego Kapsla, który na łamach tego bloga był wiele razy cytowany w swoich fantazjach powrotu do mamy: jakiej prawdy to pragnienie dziecka ma nam dostarczac, jeśli idzie o bezpieczeństwo tego dziecka? Bo marzenia rozumiem, jasne. Wizje i fantazje też. Ja sobie marzę o zagospodarowaniu pięciu baniek wygranych w totka i uwielbiam tę fantazję.
    Mimo wszystko wolałabym, abyśmy podmiotowość dziecka rozumieli nie tylko jako jego prawo do rodziny, ale też jako prawo do pełnego życia. Bezpiecznego życia. Niestety to się często wyklucza z prawem do rodziny i wtedy jednak bardziej przemawia do mnie głos rodzin zastepczych i asystentów rodziny, niż argument o tym, że marzeniem dziecka jest wrócić do mamy i jeszcze żeby ta mama przestala pić, krzyczeć i bić.

    oraz kurczę, Pikuś, kwiecień jest, gdzie nowa notka? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurcze, aż 5 baniek? Ja zwykle marzyłam o 3...
    Ps. Rozwaliła mnie pewna opinia reżyserką tego dokumentu...która matkę oceniła bardzo chłodno, a ojca jako fantastycznego choć nieporadnego.
    Dla mnie nieporadny rodzic nie jest fantastyczny...może być dobrym człowiekiem, ale rodzic nieporadny maksymalnie w rodzicielstwie. ...hhmmm...a w tym dokumencie filmowym akurat oceniamy rolę rodzicow Oli przez pryzmat rol rodzicielskich jakie pełnia wobec własnych dzieci.
    Nikola

    OdpowiedzUsuń
  7. pięć baniek rzuciłam tak ad hoc, w gruncie rzeczy interesują mnie jedynie wygrane powyżej ośmiu baniek :P

    co do oceny ojców i matek - one się różnią, nie trzeba tutaj się nawet wysilać z szukaniem. Co sprawa o noworodki w beczkach to matka dostaje wyższy wymiar kary, a ojciec nierzadko jest uniewinniany (nie wiedział, robaczek); analogicznie z każdym grzechem rodzicielskim, za który kobiety ocenia się surowiej niż mężczyzn. Społecznie oczekujemy od matek bycia wzorami altruistycznej miłości i tak dalej, co przekłada się potem i na sprawy w sądach rodzinnych, i na reportaże, i wreszcie na dyskusję aborcyjną. Na literaturę też (kto czyta Jeżycjadę ten sobie z łatwością zrobi analizę).

    OdpowiedzUsuń