piątek, 3 marca 2017

Kochać, czy nie kochać? Oto jest pytanie.

Oczywiście kochać... chociaż to pytanie jest chyba warte szerszego rozwinięcia.
Zacznę może od pewnej dygresji. Istnieje w naszym kraju stowarzyszenie „Nasz Bocian”. Jest to organizacja, która przede wszystkim reprezentuje interesy osób walczących z niepłodnością, ale również promuje adopcję oraz rodzicielstwo zastępcze. Jednym z elementów funkcjonowania tego stowarzyszenia, jest forum dyskusyjne, na którym sam czasami wyrażam swoje opinie. Jakiś czas temu napisałem tam, że nasza Smerfetka nie ma świadomości tego, że nie jesteśmy jej prawdziwymi rodzicami i że jako rodzina, nie różnimy się niczym od przeciętnej rodziny, jakich setki tysięcy w naszym kraju.
Trochę się zdziwiłem, gdy w komentarzu przeczytałem, że może niekoniecznie tak jest, ponieważ istnieje coś takiego jak inteligencja emocjonalna, dzięki której dziecko potrafi orientować się w swojej sytuacji na długo przed nabyciem umiejętności poznawania na poziomie intelektu.
Samo pojęcie „inteligencja emocjonalna” nie było mi obce, jednak traktowałem je jak synonim słowa „empatia”, czyli umiejętność rozpoznawania stanów emocjonalnych innych osób oraz rozumienia siebie w tym zakresie. Próbując poszerzyć swoje horyzonty, naczytałem się wielu rzeczy. Mam nadzieję, że niektóre teorie są tylko teoriami, jak choćby stwierdzenie, że konsekwencją pozostawiania niemowlaka pod nadzorem opiekunki, mogą być myśli samobójcze w wieku dwudziestu lat.
W każdym razie, wszystko sprowadza się do nawiązywania więzi, a dokładniej do nawiązywania niewłaściwych więzi. Jeszcze kilka lat temu, gdy odbywałem szkolenie dla rodzin zastępczych, wydawało mi się, że umieszczanie małych dzieci w rodzinach zastępczych (zamiast w domach dziecka) spowoduje, że RAD (podobnie jak gruźlica) zostanie tylko wspomnieniem. Niestety cały czas spotykam się z relacjami rodziców adopcyjnych, których dzieci przejawiają zachowania typowe dla zaburzeń więzi. A przecież w większości przypadków nie chodzi o starsze dzieci (które większą część swojego życia spędziły ze swoimi rodzicami biologicznymi, gdzie nie było uśmiechu, dotyku, przytulenia, rozmowy – krótko mówiąc kontaktu emocjonalnego), ale o kilku, czy kilkunastomiesięczne maluchy.
Patrzę więc sobie od kilkunastu dni na moje dzieci z zupełnie innej perspektywy.
Zastanawiam się, czy Gacek bawiąc się ze mną na dywanie, czuje „oczami duszy”, że lubię go mniej niż Białaska, a moja ulubienica Smerfetka wyczuwa, że jest tylko epizodem w moim życiu? Czy jest możliwe, że dzieci są mądrzejsze emocjonalnie niż ja, i odczuwają moje stany, mimo że ja sam sobie tego nie uświadamiam?
Chociaż z drugiej strony, być może ich emocjonalna świadomość tymczasowości (o ile istnieje), powoduje stosunkowo bezbolesne przejście do nowej rodziny. Może tak, a może nie. A może za kilkanaście lat okaże się, że mają osobowość borderline. Tak zwaną osobowość z pogranicza – coś między schizofrenią a nerwicą. A może …
A może zwyczajnie podaruję sobie wszelkie rozważania, które i tak niczego nie zmienią w życiu moim i moich dzieci zastępczych. Przecież gdybym czytał encyklopedię zdrowia, to też pewnie doszedłbym do wniosku, że mam wszystkie choroby świata.

Za kilka dni rozprawa Smerfetki. Mama nadal się nie odzywa. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że sąd odbierze jej prawa rodzicielskie, a jej prawnik odwoła się od wyroku. Niestety będzie to oznaczało, że dziewczynka będzie z nami jeszcze kilkanaście miesięcy. Na powrót do mamy biologicznej nie ma szans. Wiedzą o tym wszyscy – my, PCPR, sąd, prawnik i oczywiście mama. Odgrywamy jakąś idiotyczną scenkę, coś w rodzaju sądu nad Jackiem Soplicą, żeby nie powiedzieć sądu nad Smerfetką.
Mieliśmy być razem cztery miesiące … będziemy cztery lata.





1 komentarz:

  1. To bardzo trudna sytuacja dla wszystkich. Twoje posty zawsze dają dużo do myślenia. Niestety u mnie nie przekłada się to na komentarze, ale dziś piszę, aby potwierdzić, że nadal tu jestem. Pozdrawiam. Ula

    OdpowiedzUsuń