sobota, 28 listopada 2015

ASTERIA

Nadszedł czas na wykorzystanie imienia Asteria (które jakiś czas temu na chwilę się tutaj pojawiło). Za genezę tego imienia proponuję przyjąć skojarzenia Nikoli, według której ma ono pochodzenie od „dzieci-kwiatów”. W tym kontekście jak najbardziej pasuje ono do niebieskookiej, drobnej blondyneczki. Mitologiczne konotacje raczej odpadają – po prostu nie pasują do tak sympatycznej ośmiolatki jaką była Asteria.
Dziewczynka została przywieziona przez policję z interwencji. Jest to kolejny przypadek dziecka cierpiącego na skutek uzależnienia swojej mamy od alkoholu. Jak już wielokrotnie bywało, w tym przypadku również mieliśmy nadzieję, że odebranie dziecka będzie dla jej mamy takim wstrząsem, że szybko uda jej się uporać ze swoim problemem. Nasze nadzieje miały uzasadnienie w tym, że na dobrą sprawę nie było mowy o alkoholiźmie a tylko o nadużywaniu alkoholu. Niestety skoro była jedynym opiekunem dziewczynki, nawet pojedyncze „wyskoki” nie mogły mieć miejsca.

W tym momencie chciałbym wtrącić kilka zdań na temat picia alkoholu przy dzieciach, o czym kiedyś nie miałem „zielonego pojęcia”.
Dzieci nie mogą przebywać w towarzystwie osób, wśród których nie znajdzie się ani jedna zupełnie trzeźwa, która chociaż teoretycznie bierze na siebie za nie odpowiedzialność. Nam w przeszłości też zdarzały się spotkania towarzyskie, na których bywało że nie było ani jednej osoby bez promili (co nie znaczy, że ktokolwiek był pijany). Pamiętam takie wakacje, na które pojechaliśmy z kilkoma znajomymi rodzinami. Wieczory spędzaliśmy śpiewając, rozmawiając. Szlagierem była wówczas kawa z bitą śmietaną i alkoholem (przyrządzana w takim specjalnym urządzeniu). Oczywiście każdy chciał spróbować. Problemem było to, że mieliśmy pod opieką 8,5 dzieci – jedno było tak małe, że nazywaliśmy je „połóweczką”. Gdyby wówczas ktoś wezwał policję (z byle powodu – że na przykład za głośno śpiewamy), to nasze dzieci mogłyby trafić przynajmniej na dobę do jakiejś rodziny zastępczej.
Oczywiście policja w większości przypadków nie jest nadgorliwa i jak widzi całkiem zwyczajnych ludzi lekko „wstawionych”, to od razu nie przysyła radiowozu. Jednak trzeba się liczyć z tym, że konieczne będzie natychmiastowe znalezienie jakiejś opiekunki do dziecka (co na takich wakacjach nad morzem, może nie być łatwe).
Jaki z tego wniosek? … trzeba śpiewać cicho.

Wracając do mamy Asterii.
Krótko po tym jak dziewczynka znalazła się w naszym pogotowiu, mama zapisała się na terapię uzależnień. Nie był to jakiś ośrodek zamknięty, ponieważ co jakiś czas odwiedzała córkę w naszym domu.
Rozprawa została wyznaczona za cztery miesiące. Majka również została na nią „zaproszona”, chociaż obecność rodziców zastępczych jest raczej rzadkością.
Terapia mamy została zakończona pomyślnie, więc praktycznie wszyscy byli przekonani, że „mała” wróci do domu.
Niestety rozprawa się nie odbyła … zabrakło najważniejszej osoby – mamy Asterii. Po kilku dniach się dowiedzieliśmy, że „poszła w tango”. Podobno nie wytrzymała presji.

Od tego czasu sytuacja zaczęła się komplikować - pojawił się tata Asterii. Wprawdzie wcześniej kilka razy był u dziewczynki w odwiedzinach, ale nigdy nie było mowy, że chciałby aby zamieszkała razem z nim.

Teraz może trochę o samej Asterii.
Z pozoru jej przybycie do nas było bardzo spokojne. Nie było wielu łez.
Staraliśmy się w tym pierwszym okresie nie zostawiać jej samej ze swoimi myślami. Majka wymyślała więc rozmaite gry, konkursy, quizy. Moim zadaniem było „zamęczyć” ją fizycznie. No to robiliśmy pompki, brzuszki, nauczyła się „nietoperka” przy drabince. Lubiła to. Wieczorami czytałem jej bajki na dobranoc.
Jednak mimo wszystko rozłąka z mamą była dla niej ogromnym przeżyciem. Przede wszystkim jadła ogromne ilości każdego rodzaju pożywienia. Był to chyba pewnego rodzaju „środek przeciwbólowy” (jeść, aby nie myśleć). Z pewnością nie było to celowe – organizm (a właściwie psychika) sam się bronił. Mniej więcej po miesiącu, gdy poczuła się u nas bezpiecznie, wszystko minęło. Wręcz okazało się, że jest mrzygłodem i trzeba było ją z kolei zachęcać do jedzenia.
Ale w sytuacjach stresowych (np. przed kolejnymi rozprawami) zaburzenia jedzenia nawracały. Było widać, że dziewczynka desperacko poszukiwała przewidywalności, spokoju.
Oznaką jej wewnętrznego zagubienia było też to, że nie pytała o mamę, a nawet w którymś momencie zapytała Majkę, czy może do niej mówić „mamo”. Maja starała się jej wytłumaczyć, że ma swoją mamę i gdyby do niej mówiła „mamo”, to jej prawdziwej mamie pewnie byłoby przykro. 
Ale jeżeli chce tak mówić lub czasami jej się "wymsknie", to nie ma najmniejszego problemu.
Na dobrą sprawę nie trzeba było Asterii tego długo tłumaczyć. Dla niej ważne było, że poczuła się tu dobrze, bezpiecznie. Wiedziała co będzie jutro, pojutrze i za tydzień (dotychczas już kilka razy zmieniała szkoły, mimo że była dopiero w drugiej klasie).

Tata Asterii zaczął odwiedzać dziewczynkę coraz częściej. Na dobrą sprawę przyjeżdżał co tydzień, choć miał do przejechania kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę.
Niestety wojna między nim, a jego byłą żoną rozgorzała na dobre. Był to bardzo dziwny związek. Miłość i nienawiść były w jednym worku. Ona wytoczyła mu sprawę o znęcanie się fizyczne i psychiczne (gdy jeszcze byli razem). Próbowaliśmy delikatnie podpytać Asterię, czy coś pamięta. Powiedziała, że tylko raz widziała, jak tata leżał na mamie (nie wiemy co dokładnie widziała, ale może akurat to znęcanie sprawiało mamie przyjemność).
Mimo rozpoczętego procesu, nie przeszkadzało im to nadal się spotykać i spędzać z sobą nawet po kilka dni. Raz nawet razem przyjechali w odwiedziny do dziewczynki. Pamiętam, że wówczas byliśmy bardzo zaskoczeni. Nawet uznaliśmy, że może od tego momentu coś w ich życiu się zmieni – niestety sielanka trwała niecały tydzień.

Jak zwykle bywa w takich sytuacjach, najbiedniejsze jest dziecko. Asteria „gubiła” się w tym czego chce, co czuje, co powinna zrobić. Raz chciała się spotykać z tatą, innym razem nie. Raz kochała mamę, innym razem nie. Wszystko zależało od tego, który rodzic ostatnio dzwonił lub ją odwiedził. Niestety rozgrywali „swoją wojnę”, w której jedynym żołnierzem była Asteria. Nie potrafiła walczyć sama z sobą. Od któregoś momentu, rozmawiając przez telefon używała tylko kilku słów: tak, nie, nie wiem, nic. Pamiętam jak pewnego dnia Asteria była na imieninach u koleżanki. Była świetna zabawa. Prawdziwa wizażystka robiła dziewczynkom makijaż. Przebierały się za różne postacie. Była to impreza, którą każde dziecko zapamiętuje na długi okres. Asteria po powrocie była podniecona tym co się wydarzyło, opowiadała nam o wszystkim (była szczęśliwa).

Wieczorem zadzwonił któryś z rodziców:
  • Co dzisiaj robiłaś?
  • Nic
Maja wielokrotnie rozmawiała z rodzicami Asterii i prosiła, aby nie wciągali jej w swoje sprawy i rozmawiając z nią przez telefon wzajemnie się nie oczerniali. Na niewiele się to zdało. Niestety musieliśmy ograniczyć rozmowy do ustalonych godzin i do tego w trybie głośnomówiącym.

Asteria była bardzo pomocnym dzieckiem. Lubiła pomagać w kuchni, chętnie robiła kawę, czy herbatę. Była to dla niej forma zabawy, czymś co kojarzyło jej się z przyjemnością. Gdy mieszkała z mamą (a wcześniej jeszcze z tatą) prace domowe były chwilami, które spędzali razem. Później każdy zajmował się sobą - a w każdym razie nie nią. Gdy do nas przyszła znała tylko jedną grę – w „chińczyka”. Za to kawę robiła świetnie.


Po kilku miesiącach pobytu u nas, wiadomo już było, że dziewczynka nie wróci do mamy, bo ta „popłynęła” na dobre. Skończyły się odwiedziny, telefony – dziecko przestało dla niej istnieć.
Problemem było, czy Asteria pójdzie do taty, czy może do cioci, która złożyła wniosek o ustanowienie jej rodzicem zastępczym.
Na tacie cały czas „wisiało” niezakończone postępowanie o znęcanie się nad mamą. Do tego mieszkał samotnie, często wyjeżdżał w delegacje. Na dodatek ciocia starająca się o zabranie Asterii była z „drugiego obozu”, co jeszcze bardziej „dolewało oliwy do ognia”. Sprawa komplikowała się coraz bardziej.

W pewnym momencie Asteria zapytała nas, czy mogłaby zostać u nas na zawsze …

Było to w czasie, gdy mieliśmy jeszcze dwójkę innych maluchów. Asteria nie była więc już w centrum zainteresowania, tak jak na początku. Musiała dzielić się z nimi naszym czasem.
Ale nie bardzo jej to przeszkadzało – lubiła nawet zajmować się niemowlakami.
Czasami miałem wrażenie, że wystarcza jej po prostu być z nami.
Zdarzało się, że przychodziła do pokoju, w którym pracowałem
  • Wujku, mogę tu posiedzieć?
  • Ale teraz nie mogę się tobą zająć bo pracuję, idź do cioci to sobie zagracie w jakąś grę.
  • Nie chcę w nic grać, chcę tylko sobie tutaj posiedzieć.
No i tak siedziała czasami kilkadziesiąt minut. Ale chyba nie był to jakiś „protest-song”, po prostu tak lubiła.

Asteria nie mogła się nadziwić, że można mieć w domu książki. Myślała, że książki są tylko w szkole. Niestety miała pecha, bo Majka uwielbia czytać. No to ją gnębiła tym czytaniem każdego dnia.
Kiedyś Maja zapytała Asterię, co jej się u nas nie podoba. Długo myślała, w końcu stwierdziła, że to, że musi codziennie czytać. Ale Majka była surową ciocią zastępczą – nie odpuszczała.
Trudno mi powiedzieć w jakim zakresie „zaraziła” dziewczynkę swoją pasją do książek, ale ostatniego dnia, gdy od nas odchodziła, dostała książkę na pamiątkę. Wieczorem zadzwoniła, że już ją przeczytała. Chyba musiał to być „Janko muzykant”, bo Asteria raczej nie przekraczała dziesięciu stron dziennie.

Wracając do pytania Asterii o możliwość pozostania u nas na stałe.
Byliśmy bardzo zaskoczeni takim obrotem sprawy. Był to jeszcze czas, gdy tata już się starał o odzyskanie córki a mama jeszcze nie odpuściła. Było więc to chyba pewną formą buntu wobec tego co się wokół niej działo. Jednak trzeba było dziewczynce jakoś to wszystko umiejętnie wyjaśnić. Na szczęście Majka w „te klocki” jest dużo lepsza ode mnie.


Dzień ostatecznej rozprawy zbliżał się nieubłaganie. Tata przez kilka ostatnich miesięcy miał zgodę sądu na urlopowanie dziewczynki. W związku z tym zabierał ją w każdy piątek i odwoził w niedzielę. Myślę, że nigdy wcześniej nie spędzali z sobą tyle czasu co w tym okresie.
Rozmowy sędziny z Majką (jak by nie było dla sądu były one chyba najbardziej obiektywne) raczej przekonywały nas, że skłania się ona ku oddaniu Asterii cioci. Trudno nam było oceniać jakąkolwiek decyzję, ale wiedzieliśmy, że w takim przypadku tata nie odpuści. Będzie się odwoływał i wytoczy najcięższe działa, nawet jeżeli będą one godziły w dobro Asterii.
Stała się jednak rzecz nieoczekiwana. Ciocia na rozprawie zaczęła się wahać. I nie chodziło o samo zaopiekowanie się dziewczynką, ale właśnie o potencjalne problemy z jej tatą.
Sprawa nie została już jednak odroczona – Asteria poszła do taty.

W tej chwili nie mamy z dziewczynką częstych kontaktów (raz na jakiś czas jakiś SMS np. z okazji urodzin), chociaż jakiś czas temu Asteria z tatą byli w pobliżu i „wpadli” na kawę. Majka dostała bukiet kwiatów – miłe.
Aktualnie dochodzą nas „słuchy”, że mama cały czas pojawia się w życiu dziewczynki (niestety wraz z alkoholem). Burzliwy związek w jakimś zakresie trwa nadal.
Jaki wpływ ma to na osobowość dziewczynki?
Nie nam oceniać.





3 komentarze:

  1. Co tu komentować, dupek i tyle.
    KAROLA

    OdpowiedzUsuń
  2. KAROLA, nie wiem dlaczego interesują Cię rodzice biologiczni dzieci?
    Piszesz o swoich kolegach. Irytują Cię, chociaż nie wiem kim oni są
    ani kim Ty jesteś.
    Nie odniosłaś się nigdy do opisów "nowych tatusiów" naszych dzieci,
    choćby Dawida, Paco, Joy-a.
    Przyszedł mi pewien pomysł do głowy na następny artykuł.
    Trochę karkołomny ... Bądź tu za tydzień o tej samej porze co dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń