Dzisiaj chciałbym
się odnieść do wątku poruszonego przez Lady Makbet, dotyczącego
zachowań, a w zasadzie naszego odbioru zachowań rodzin adopcyjnych
lub zastępczych.
„Nurtuje mnie
natomiast jedna kwestia. Na co zwracacie uwagę podczas pierwszego
spotkania z rodzicami adopcyjnymi lub zastępczymi, którzy mają
przejąć opiekę nad Waszymi podopiecznymi? Jakie ich cechy i
zachowania sprawiają, że wzbudzają Wasze zaufanie?
Jak w ogóle
przebiega takie spotkanie?
Lady Makbet”
Każde spotkanie
„nowych” rodziców jest odbierane przez nich bardzo
emocjonalnie. Wydawałoby się, że pierwsza wizyta i ostatnia jest
najważniejsza. Okazuje się, że spotkania „środkowe”, mające
na celu zbudowanie więzi i ustalenie wzajemnych relacji (dziecko,
nowi rodzice i my jako rodzice zastępczy) często są dla nowych
rodziców też bardzo trudne. Z jednej strony spotykają się ze
„swoim” dzieckiem, ale po kilkugodzinnym spotkaniu muszą się
rozstać, a dziecko rzuca się w nasze objęcia – idziemy się
kąpać i spać.
W niektórych
rodzicach miłość do dziecka rozbudza się stopniowo – jest w
pewien sposób skorelowana z coraz większą ich akceptacją ze
strony malucha. Inni wyraźnie czują smutek, gdy trzeba się
rozstać (choćby na jeden dzień). Bywają przypadki, gdy emocje są
tak wielkie, że na przykład nowy tata idzie się „przewietrzyć”.
Myślę, że takie zachowanie doskonale rozumieją rodzice, dla
których dziecko przez wiele lat było niedoścignionym marzeniem,
które nagle się spełniło. Wydaje mi się, że jest to cudowne
uczucie, chociaż cieszę się, że mimo wszystko nie było mi ono
dane.
Dla nowych rodziców
pewnie najtrudniejsze jest pierwsze spotkanie. Podejrzewam, że sami
zastanawiają się jak mają postąpić, rozpatrując wcześniej
wszelkie możliwe scenariusze. Być może obawiają się też
spotkania z nami, jak zareagujemy, jak ich ocenimy?
Dla nas
najtrudniejszy jest ostatni dzień. Najlepiej wówczas zająć się
konkretną pracą i nie myśleć. Przecież taki był nasz cel. Dużą
pociechą jest fakt, że nauczyliśmy dziecko kochać innych.
Okazuje się, że dla niego „przejście” do nowej rodziny nie
jest traumatyczne. Staramy się bowiem doprowadzić do takiej
sytuacji, w której nowi rodzice są przynajmniej tak ważni jak my.
Często różne
osoby nas pytają o rozstania z „naszymi dziećmi”, w większości
przypadków mając na myśli smutek odchodzących dzieci. Smutek
jest tylko po naszej stronie (przynajmniej dotychczas tak było), no
ale my potrafimy sobie z tym poradzić.
Jakie cechy powinni
mieć rodzice adopcyjni? Kim muszą być aby wzbudzić nasze
zaufanie?
Nie mam pojęcia.
Nie ma tutaj jednoznacznej odpowiedzi. Są rodzice bardzo pewni
siebie (swoich umiejętności), zwłaszcza tacy, którzy mieli już
do czynienia z innymi dziećmi. Są też tacy, którzy pytają o
wszystko, dla których dziecko jest wielką tajemnicą, bo często
nigdy dotychczas nie mieli z kimś takim styczności. Czy któryś z
tych rodziców wzbudza we mnie większe zaufanie? Nie. Ważne, że
pytają o przyzwyczajenia, rytuały, do których dzieci są
„przywiązane”. Oczywistym jest, że każdy będzie wychowywał
swoje dziecko według własnej hierarchii ważności, według
własnych zasad. My jako rodzice zastępczy też tak robimy, mimo że
dzieci przebywają u nas kilka-kilkanaście miesięcy. Maluchy są
bardzo chłonne różnych zachowań. Czasami jak na nie patrzę to
widzę siebie – zwłaszcza jak robią równie głupie miny.
Być może mówienie
o malutkich dzieciach, że uczymy ich się uczyć, jest trochę na
wyrost, to jednak one to potrafią. Być może jest to cecha
pierwotna. W każdym razie staramy się aby jej nie zatraciły.
Jak przebiega
pierwsze spotkanie? Ja kupuję rożki (ewentualnie inne ciastka),
robię kawę a Majka opowiada. A potrafi długo opowiadać …
Ostatnio byli u nas na praktykach rodzice zastępczy kończący kurs
w PCPR-rze. Mieli być 5 godzin. Ja wymiękłem po trzech godzinach,
Majka przetrzymała ich do wieczora (przyszli rano).
Z rodzicami
adopcyjnymi jest podobnie. Nie ma takiej możliwości, aby nie
dowiedzieli się jakiegoś szczegółu o swoim nowym dziecku.
Z kolei nasze
doświadczenia z rodzicami zastępczymi są takie, że najczęściej
planują oni adoptować dziecko, które do nich trafi. Nie różnią
się więc niczym od rodziców adopcyjnych – wybierają tylko inną
drogę, może krótszą, ale obarczoną dużym ryzykiem i dużo większą kontrolą ze strony urzędów sprawujących nadzór nad
rodzinami zastępczymi.
Niedawno na stronie
www.nasz-bocian.pl podjąłem
wątek na temat pewnego rodzaju „obchodzenia” adopcji (na którą
często czeka się wiele lat), poprzez pozostanie rodziną zastępczą,
która po jakimś czasie przekształca się w rodzinę adopcyjną.
Chciałem uzyskać opinie wielu osób, więc byłem trochę
kontrowersyjny (czasami na „tak”, czasami na „nie”).
Jeszcze jakiś czas odczekam, bo temat jeszcze nie „umarł” i
spróbuję szerzej odnieść się do pytania : „Jak zdobyć
dziecko?. Czy wszystko, co jest zgodne z prawem jest przejrzyste,
dobre i akceptowalne przez innych?".
W moim mniemaniu
„tak” - no ale ja patrzę okiem dziecka, dla którego ważna
jest mama i tata. Skąd się wzięli? Nie ma na tą chwilę znaczenia. Ważne aby
byli moi i to jak najszybciej.
Temat „korzeni" to dopiero przyszłość.
Pewnie kiedyś pojawi się kluczowe pytanie o
tożsamość – kim jestem?
Zmierzenie się z tym pytaniem, jest dużym wyzwaniem zarówno dla
rodziców zastępczych, jak też adopcyjnych, a przede wszystkim jest bardzo trudne dla samego dziecka.
Właśnie Majka
wróciła ze spotkania rodzin zastępczych na grupie wsparcia. Poruszony był bardzo smutny przypadek, w którym walka dziecka o
tożsamość i powrót do „chorej rodziny”, potrafiła trwale
zniszczyć wiele lat pracy, miłości, zaufania – oddania siebie.
To taka łyżka
dziegciu, którą muszę dodać do mojego sielankowego opisu bycia
rodziną zastępczą.
Mi popsuło to
tylko humor, innym zniszczyło życie.
Dziękuję za tak obszerną i wyczerpującą odpowiedź. Wyobrażam sobie, że musi to być niesamowicie trudna sytuacja... Przede wszystkim na pewno nowi rodzice chcą dobrze poznać dziecko, zacząć budować z nim więź. Do tego dochodzi pewnie obawa, czy podołają zadaniu... I wreszcie świadomość (pewnie nie do końca komfortowa dla żadnej ze stron), że nie jest się na swoim terenie, a każde spotkanie z maleństwem to korzystanie z gościnności PR lub RZ. Ja się obawiam jeszcze czegoś innego: że jedno z nas zakocha się w dziecku od razu, a drugie nie poczuje kompletnie nic.Jeszcze gorzej, jeśli następne spotkania tego nie zmienią. I co wtedy?
OdpowiedzUsuńLady Makbet
Daleki jestem od udzielania komuś rad w tak delikatnych kwestiach jak adopcja dziecka, więc odniosę się do pewnych sytuacji, które wystąpiły w naszej rodzinie zastępczej.
UsuńBywają rodzice, którzy mają wiele obaw. Zwłaszcza pierwsze dziecko, które ma się pojawić w rodzinie adopcyjnej jest kimś niezwykłym. Zdarzają się rodzice, którzy pytają o wszystko, bojąc się, że pewne odstępstwo od pewnych rytuałów może mieć negatywny wpływ na nowego członka rodziny. Inni z kolei są pewni siebie (mając często doświadczenia z innymi maluchami). Dzieci są jednak bardzo elastyczne i zaakceptują każde zachowanie swoich nowych rodziców. Ich wymagania nie są wielkie. Jak mówi Majka, wystarczy dużo serca i kawałek czystej podłogi (bywa, że pomija słowo „czystej”). Pewnie, że wybiegając myślami w przód, gdy dziecko w okresie dojrzewania zacznie poszukiwać swoich „korzeni”, można mieć obawy, czy podoła się temu zadaniu. Ale takie wątpliwości mogą dotyczyć wszystkich rodziców. Okres dojrzewania tak czy inaczej będzie trudny.
Rodziny zastępcze raczej nie mają problemów z obecnością rodziców adopcyjnych. Powinny mieć świadomość, że dla dobra dziecka ilość spotkań z nowymi rodzicami powinna być jak największa. W naszym przypadku zachęcamy do jak najczęstszych odwiedzin. Zresztą Majka bardzo je lubi (być może głównie dlatego, że może sobie porozmawiać). Ja też już się przyzwyczaiłem. Kiedyś zakładałem strój wyjściowy i faktycznie czułem się trochę spięty. Teraz paraduję w krótkich spodenkach, w bluzce upapranej mlekiem, kaszką, tudzież inną zupką. Nikomu to nie przeszkadza (chyba). Zresztą jak do tej pory wszyscy rodzice adopcyjni i zastępczy byli bardzo sympatycznymi ludźmi. Ich obecność nie stanowiła najmniejszego problemu.
Jeżeli chodzi o proces zakochiwania się w dziecku, to na 99% kobieta zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Mężczyzna potrzebuje dużo więcej czasu. Podczas pierwszej wizyty często patrzy i myśli: co to za „poczwara” - duża głowa, mało włosów i do tego wrzeszczy bez sensu.
Uważam, że jest to normalne. Ja też tak patrzę na każde nowe dziecko, które pojawia się w naszym pogotowiu. Potem wydaje mi się, że dziecko pięknieje, jest coraz mądrzejsze, staje się moje. Na kilka dni przed odejściem zaczynają mnie drażnić pewne jego zachowania. Jest to chyba taki odruch obronny organizmu.
Mogę tylko powiedzieć, że nie zdarzyło nam się dziecko, którego bym nie pokochał, a dzień rozstania jest zawsze bardzo smutny (chociaż oczywiście udaję, że wszystko jest OK).