tag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post3210954006803100508..comments2024-03-04T20:57:05.572+01:00Comments on Pogotowie Rodzinne - co to takiego?: PTYSIE 4Pikuś Incognitohttp://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comBlogger24125tag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-9041922915722347612020-03-29T21:34:33.223+02:002020-03-29T21:34:33.223+02:00Ciekawy artykuł. Pozdrawiam.Ciekawy artykuł. Pozdrawiam.Natalia Zimniewiczhttps://www.blogger.com/profile/12164467676517900798noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-91347363594008858712019-11-21T20:06:38.253+01:002019-11-21T20:06:38.253+01:00zabawne, bo jak kiedyś słuchałam jej w radio przem...zabawne, bo jak kiedyś słuchałam jej w radio przemknęło mi przez myśl to samo "nieźle zaburzone więzi". Widzę, że nie byłam sama z tym skojarzeniem ;)bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-41896877828170148932019-11-21T14:10:54.428+01:002019-11-21T14:10:54.428+01:00Faktycznie... znam tę piosenkę, ale nigdy nie wsłu...Faktycznie... znam tę piosenkę, ale nigdy nie wsłuchiwałem się w jej słowa.Pikuś Incognitohttps://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-83486744182243213742019-11-21T07:58:11.894+01:002019-11-21T07:58:11.894+01:00Temat znany mi z autopsji... więzi. I takie skojar...Temat znany mi z autopsji... więzi. I takie skojarzenie : piosenka A. Chylińskiej "Królowa łez", czy to nie jest wypisz wymaluj unikający styl przywiązania? :) posłuchaj w wolnej chwili :) Wiele z naszych dzieci mogłoby to zaśpiewać. Pozdrowienia P. Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-89299613726497439822019-11-19T09:26:36.911+01:002019-11-19T09:26:36.911+01:00Mam córkę adoptowaną. Jej bracia są w innej RA. Pr...Mam córkę adoptowaną. Jej bracia są w innej RA. Prosiłam OA o powiadomienie tamtej rodziny, ze jestem otwarta na kontakt, dostałam odpowiedź, że oni nie są na to gotowi. Tamta rodzina myślała, że dziewczynka została w DD (jest niepełnosprawna, bracia byli w RZ, ona w DD). Kiedy się poza systemem dowiedzieli, że siostra ich synów jednak ma RA zgłosili się do OA ze stanowczą prośbą o kontakt do nas i dopiero wtedy go dostali.<br />Dla mojej córki to, że ma braci w innej rodzinie jest dość naturalne, nie ma niedomówień w tym temacie, ale więź ma z rodzeństwem, z którym mieszka.<br /><br />Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-70220130654455225242019-11-17T21:13:58.098+01:002019-11-17T21:13:58.098+01:00Bloo, zgadzam się z tym, że rodziny są różne.
Gdy ...Bloo, zgadzam się z tym, że rodziny są różne.<br />Gdy byłam jeszcze dzieckiem dowiedziałam się od rodziców, że jedna osoba z mojej rodziny została adoptowana. I co? Nic. Przyjęłam to do wiadomości i tyle. Dla mnie adopcja zawsze była czymś oczywistym i naturalnym. I dziękuję swoim rodzicom, że nikt nie robił z tego żadnego tabu i tajemnicy. A nie była to taka oczywista sprawa na tamte czasy, bo adopcja miała miejsce prawie 60 lat temu.<br />Wracajac do odpowiedzi, jaką dostałam w OA. To, szczerze mówiąc, bardzo mnie ta odpowiedź zaskoczyła, bo pamiętam, ile nam tluczono do głów o jawności adopcji podczas szkolenia. <br />Byłam przekonana, że moja propozycja zostanie przyjęta z radością, a tu zonk. <br />Podczas procesu adopcji córki, przekazałam w OA, że jeśli kiedykolwiek zgłosi się do niego MB córki i będzie chciała czegoś dowiedzieć się o dziecku, by być może uspokoić się czy zaspokoić swoją ciekawość, to wyrażam zgodę na to, że mogę napisać do niej parę słów. I teraz tak myślę - Czy moja propozycja zostanie wzięta na serio, czy też ktoś zadecyduje, że po co komuś "mieszać" w życiu i nikt nigdy do mnie nie zadzwoni w tej sprawie. <br />Xx<br /><br />Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-62756644465592366592019-11-17T20:50:14.285+01:002019-11-17T20:50:14.285+01:00Dzięki Pikuś za jakieś wskazówki. Myślę tylko, że ...Dzięki Pikuś za jakieś wskazówki. Myślę tylko, że może nie być tak łatwo, bo chłopiec został zgłoszony do innego OA, a nasz tylko mnie poinformował, że dostali zgłoszenie z tamtego OA i musieli mnie poinformować. Pytałam, dlaczego chłopiec jest w innym OA, ale nie dostałam żadnej informacji, bo ponoć jeszcze nie dostali żadnych dokumentów. Wynikałoby z tego że MB mogła jednak gdzieś się przeprowadzić. Ja też chciałam zrobić wszystko zgodnie z prawem. Po prostu zaproponowałam w OA, żeby przekazali tamtym rodzicom, że my wyrażamy zgodę na utrzymywanie kontaktu. A co oni by z tym zrobili, to by zależało od nich.<br />XxAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-10981486940479811322019-11-17T12:38:18.324+01:002019-11-17T12:38:18.324+01:00wydaje mi się, że do obu.
W Australii (to dla tych...wydaje mi się, że do obu.<br />W Australii (to dla tych, którzy nie wiedzą) wprowadzono dofinansowaną adopcję dla rodzin zastępczych, w których dzieci przebywały wiele lat (zdaje się, że progiem są 2 lata). Założenie było proste: dzieci były ustabilizowane w RZ, a państwo łożyło spore kwoty na ich utrzymanie. Po adopcji RZ utrzymywała 50% świadczeń, więc mogła zabezpieczyć np. terapię dla dzieci (z badań wynikało, że to była jedna z najczęstszych obaw: RZ nie chciały adoptować bez osłon, bo te osłony były potrzebne dla podtrzymania jakości opieki nad dziećmi), ale państwo oszczędzało połowę świadczeń plus 'zabezpieczało' najmłodszych obywateli pod kątem prawa do dziedziczenia i alimentacji. Adopcje z RZ w 2018 roku stanowiły między 70-80% adopcji krajowych.<br />To jest moim zdaniem świetny i oczywisty kierunek, którego w Polsce nie możemy przejść, bo oczywiście "adopcja za kasę?! Handel ludźmi?!" etc. <br />Minusem australijskich adopcji jest ich otwarcie (paradoksalnie) i na to się najczęściej skarżyły przekształcone RZ. Chodzi o to, że jak długo dziecko przebywa w RZ (podobnie jak u nas) tak długo to zmartwieniem systemu jest zabezpieczenie kontaktów: to PCPR musi wygrzebać jakiś pokój, dać koordynatora, jakoś to, że tak powiem, facylitować.<br />Po adopcji to już nie jest zmartwienie systemu, a obu rodzin, przy czym problemy są raczej uniwersalne - przemocowe rodziny, rodziny uzależnione itd. Ludzie nie chcą spotykać się na własną rękę i ryzykować, a są jednak z tej otwartości rozliczane przez sądy (czytaj: RB mogą zaskarżyć RA, jeśli ta będzie uniemożliwiać im kontakt z dzieckiem).<br />Naturalne wydaje się rozwiązanie zapewnienia dalszej systemowej facylitacji również po adopcji i pewnie pójdzie to w tym kierunku, bo są już gotowe rekomendacje. Zresztą w Au sporo się bada te adopcje i rodziny zastepcze, jest to mocno rozhuśtany temat. Niestety w Polsce tak nie jest.<br /><br />Mam obawę, że w Polsce jeszcze długo będzie trwało tłuczenie termometru i raczej napuszczanie RA na RZ (oraz odwrotnie) niż podejście do tematu z otwartą głową i zmiana systemu od podstaw. A dzieci do adopcji będzie prawdopodobnie coraz mniej, co dodatkowo niestety nakręca brak refundacji in vitro, bo niedostępność finansowa leczenia sprawia, ze do OA trafia więcej ludzi, niż trafiało za czasów programu refundacyjnego. I tak to się kręci, jeden problem nakręca kolejny.<br />Bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-74225777089670876422019-11-17T12:07:35.127+01:002019-11-17T12:07:35.127+01:00Bloo, mogłabyś jeszcze kilka zdań napisać o sytuac...Bloo, mogłabyś jeszcze kilka zdań napisać o sytuacji w Australii, bo jest to niezmiernie ciekawy temat. <br />Z tego co pamiętam, gdy czytałem Twój wpis, to przede wszystkim otwartość (na rodzinę biologiczną) i wsparcie finansowe. Jak jednak wygląda kwestia dziedziczenia, bo z punktu widzenia dziecka jest to dość ważna sprawa. A może dużo lepszy proces związany z usamodzielnianiem dzieci? Zmierzamy zatem bardziej do nowego modelu pieczy zastępczej, czy nowego modelu adopcji? Pikuś Incognitohttps://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-27766255436601434902019-11-17T11:18:53.268+01:002019-11-17T11:18:53.268+01:00mnie też uderza niechęć do RZ, ale sądzę, że będzi...mnie też uderza niechęć do RZ, ale sądzę, że będzie narastać, ponieważ dzieci do adopcji jest coraz mniej, a do pieczy - coraz więcej. I patrząc po historii innych krajów europejskich wydaje się, że ten kierunek jest nieunikniony. Naturalnymi 'przetrzymywaczami' dzieci stają się rodziny zastępcze i to budzi złość. W RA i kandydatach na RA dlatego, bo - ich zdaniem - rodziny zastępcze blokują dzieci, które w jakimś sensie należą już do nich, tj. do rodziców adopcyjnych, tylko ci egoistyczni zastępczy stoją na przeszkodzie. W OA ta niechęć jest równie duża, bo zmniejszanie liczby adopcji chwieje po pierwsze utrzymaniem samego ośrodka adopcyjnego, po drugie nasila zjawisko 'wyrywania dzieci z RZ" i po trzecie, najciekawsze, owocuje próbami wyadoptowania dzieci, które niekoniecznie powinny być wyadoptowywane (nie mam tu na myśli dzieci bardzo mocno związanych z RZ, a raczej dzieci kwalifikujące się do opieki specjalistycznej, o czym napisał Pikuś w tej notce). <br /><br />Winny jest, oczywiście, system sądowy i opieszałość w prowadzeniu spraw o pozbawienie władzy. Ale byłoby zbyt pięknie, gdyby to był jedyny winny. Ostrożnie wydaje mi się, że Polskę czeka ta sama droga adopcyjna, którą przeszły kraje skandynawskie, UK, Holandia, praktycznie cały 'Zachód'. Zmniejszenie adopcji krajowych do minimum (we Francji to jest kilkanaście-kilkadziesiąt takich adopcji rocznie), przestawienie polityki na długoterminowe rodziny zastępcze i, oczywiście, adopcje międzynarodowe. Adopcje, które zostają, którym udaje się przetrwać to są oczywiście adopcje blankietowe, bo nikt się nie będzie bawił w długoterminówkę dla niemowlęcia (i uważam, ze słusznie).<br />Aktualnie fraza 'rodzina zastępcza długoterminowa' wywołuje pianę na ustach większości instytucji, bo w Polsce skasowano ją w 2011 roku i wszystkim się wydaje, że sobie zadekretowaliśmy rzeczywistość, problem z głowy. Ten problem nie zniknął, on narasta, bo nie może byc inaczej, jeśli średni czas pobytu dziecka w RZ wynosi w Polsce prawie cztery lata. <br />Nie zamierzam pisać banałów o 500+, bo w innych krajach takiego świadczenia transferowego nie ma, a sytuacje kształtują się w bardzo podobnych kierunkach, więc nie jest to takie proste. Patrząc z lotu ptaka uważam, że ten kierunek wynika z kolizji dwóch faktów. <br />Pierwszym jest ten, że widzimy, że są dzieci, które absolutnie nie mogą wrócić do RB z powodu bezpieczeństwa. Jest też coraz więcej rodzin nierokujących, a im później odbiera się im dziecko, tym silniejsze więzi ma dziecko z rodzicami i tym większe zaburzenia wywołane latami zaniedbań. RZ pojawia się w odpowiedzi jako naturalne rozwiązanie, bo to rodziny wyszkolone, dofinansowane (będą mieć kasę na terapie) i regularnie szkolone, mające też dostęp do wsparcia. <br />Drugim jest ten, że coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, ze sama adopcja nie jest sytuacją neutralną i naturalną, a przynajmniej jej polska forma: zamknięta, odcięta od wsparcia.<br /><br />dobra, dalej nie piszę, bo znów się władowałam, widzę, w temat-kobyłę.<br />Enyłej wydaje mi się po prostu, że wygaszanie adopcji stanie sie faktem w ciągu najbliższych 15 lat, może 10.Bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-72314190506350307722019-11-17T08:50:04.063+01:002019-11-17T08:50:04.063+01:00bo ludzie nie są tak mądrzy jak Ty, Bloo. Nie myśl...bo ludzie nie są tak mądrzy jak Ty, Bloo. Nie myślą tak. Brak im wiedzy, brak im inteligencji. Wielu głupców większych bądź mniejszych adoptuje dzieci. Spójrz na tę kobietę, która używa jedynie "v" miast "w" na fb. Dlatego imo te szkolenia winny być dłuższe, intensywniejsze a i tak, pewne zapisy o obligatoryjności winny zostać wprowadzone, bo ludzie często zwyczajnie oszukują. Gorzej, że jak widzę czasami szkolenia prowadzą ludzie od czapy, skoro OA tak bredzą, jak w wypadku historii Xx. I ta wielka niechęć do RZ, to mnie uderza. Jak majac taki stosunek do RZ - współpracować? Dużo trzeba zmienić w polskim modelu adopcji. Dużo w mentalności. Jeszcze gdy byłam kilkulatką w mej rodzinie ukrywało się fakt adopcji dwojga dzieci. Była fikcja, że ta rodzina jest dokładnie taka sama, jak biologiczna. A nie była. Agatahttps://www.blogger.com/profile/11500428044176985378noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-32762464361446643452019-11-17T08:22:00.501+01:002019-11-17T08:22:00.501+01:00Podsumowałbym Twoją sytuację słowami Bloo z poniżs...Podsumowałbym Twoją sytuację słowami Bloo z poniższego komentarza „tajemnice adopcyjne nie wytrzymują próby czasu” oraz „rodziny są różne i nie ma jednego modelu”. <br />Czyli oczywiście mówić, bo to tak jakby zaprzeczyć jawności adopcji. Również zupełnie nie rozumiem, że OA nie widzi sprzeczności w tych dwóch swoich postawach.<br />Wspomnę w tym momencie Iskierkę (dziewczynkę do której wielokrotnie na tym blogu nawiązuję). Jest ona wyjątkiem wśród naszych byłych dzieci zastępczych, gdyż w tak młodym wieku strasznie drąży temat swojej przeszłości. Ona również ma brata, który mieszka w DPS-ie. Dla niej bardzo ważna była świadomość tego, że on istnieje. Kilka razy go odwiedziła i to jej wystarczyło. Być może chciała zobaczyć jak wygląda, gdzie mieszka. Teraz chwilowo te kontakty ustały, ponieważ dziewczynka przestała dopytywać... nie wiadomo na jak długo. Dla chłopca nie miało to większego znaczenia, gdyż tych spotkań było niewiele i nie zdążyły się nawiązać głębsze więzi... a pewnie nie nawiązały się żadne więzi.<br />Wspomnę też przykład Sasetki i Maludy. Od czasu gdy zostali adoptowani, na świat przyszło już dwoje ich rodzeństwa. I tak jest w wielu przypadkach, że te matki rodzą po kilkoro dzieci. Nie da się adoptować wszystkich, i z tą myślą trzeba się oswoić. W przypadku tej dwójki rodzeństwa sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, ponieważ ich bracia (chociaż płci tego drugiego nie jestem pewny, a nawet czy już się urodził) nadal mieszkają z mamą biologiczną. Być może będą z nią mieszkać zawsze. Tak więc kontakty pomiędzy czwórką rodzeństwa siłą rzeczy oznaczałyby też kontakty z mamą biologiczną. Czy gdyby Sasetka wyraziła życzenie spotkania się z bratem, to rodzice adopcyjni by na to przystali? Są bardzo otwarci, ale czy aż tak? To wszystko pokazuje, jak wiele twarzy ma adopcja i jak wiele decyzji należy podejmować.<br /><br />Ale wracając do Twojej rodziny. Jeżeli mimo wszystko zależałoby Tobie na podjęciu jeszcze jednej próby nawiązania kontaktów pomiędzy Twoją córką a jej bratem, to jest pewna bardzo delikatna droga, wymagająca odrobiny dobrej woli kilku osób. Zupełnie zgodna z prawem, ale nie dająca żadnej gwarancji powodzenia. Jeżeli Twoja dziewczynka mieszkała wcześniej w jakiejś rodzinie zastępczej (a nawet placówce), a mama po narodzinach chłopca nie wyprowadziła się do innego powiatu, to jest znana rodzinom zastępczym. Gdy rodzeństwo naszych dzieci zastępczych zostaje odebrane swoim rodzicom biologicznym, to doskonale wiemy do jakiej rodziny zastępczej ono trafia, bo my się wszyscy znamy. Oczywiście nikt nie ma prawa udzielić Tobie informacji poufnych, ale możesz zadzwonić do rodziny zastępczej swojej córki, ta do rodziny zastępczej brata, która z kolei może skontaktować się z rodziną adopcyjną chłopca i zadać jedno niezobowiązujące pytanie. Pikuś Incognitohttps://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-54090017642482570382019-11-17T00:31:55.627+01:002019-11-17T00:31:55.627+01:00A odnośnie samego kejsu opisywanego przez Xx - nie...A odnośnie samego kejsu opisywanego przez Xx - nie widzę problemu, który najwyraźniej widzi OA. Udawanie, że biografie dzieci adoptowanych są biografiami linearnymi jest jedynie udawaniem. Można co najwyżej postawić pytanie, co dorosłym daje wiara w tę linearność i dlaczego tak jej bronią?<br />Te biografie są wielowątkowe i zawsze takimi będą.<br /> Ale można to zwyczajnie przyjąć i być w tym razem z dzieckiem, o czym opowiada też każda historia rozwodu, śmierci rodzica, emigracji rodziny itd. bo w ogóle większość ludzkich biografii jest nielinearna. I często zdumiewa mnie, że to właśnie pracownicy OA bronią tej idiotycznej linearności, której najpewniej w swoim własnym życiu nawet nie doświadczają, bo nie wierzę, że nie mają w rodzinach rozwodów, konkubinatów, dzieci pierwszej żony drugiego męża ciotki brata i tak dalej.<br /> To wszystko rodzina. Bo rodziny są różne i nie ma jednego modelu.<br />Wiem, ze ten paradygmat 'nie mieszać dziecku w głowie' ma się bardzo mocno, ale trochę trudno go bronić, bo dzieci dokładnie tak jak dorośli potrafią nawigować w swoich biografiach, zawiązywac i zrywać relacje, oddzielać bliskie relacje od dalszych itd. Piszę to też jako matka patchworkowa, a mój syn jest dorosły, więc jakąś perspektywę mam. <br />Dla niego doświadczenie mieszkania z matką i rodzeństwem od mojej strony, a spotykanie się z ojcem i rodzeństwem od strony ojca było doświadczeniem naturalnym, bo jego własnym. Innego nie miał. Dzieci adoptowane też nie mają innej biografii niż ta, którą stworzył im świat. Udawanie, że jednak da się tutaj coś zadekretować, przyszyć, wykasować, jest krótkowzroczne, poza tym że świadczy o nikłej mimo wszystko wiedzy merytorycznej pracowników OA. A na pewno świadczy o tym, że są mało na bieżąco nie tylko z literaturą, ale też z rzeczywistością Polski.Bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-47263504715248623142019-11-17T00:25:57.262+01:002019-11-17T00:25:57.262+01:00jasne, że nie ma umocowania w przepisach. Odpowiad...jasne, że nie ma umocowania w przepisach. Odpowiadam tu, ale odnoszę się też do wpisu Xx. <br /><br />Niedawno przez grupę FB poświęconą adopcji przetoczyła się dyskusja wywołana wpisem, w skrócie: laska adoptowała dziecko, zaznaczyła w OA otwartość na kontakt z innymi rodzinami, które adoptowały rodzeństwo. Było łącznie 4 dzieci, wszystkie adoptowane do oddzielnych rodzin. Trzy rodziny zaznaczyły otwartość na kontakty, a jedna nie. Ta dziewczyna nawiązała kontakt z tymi dwiema pozostałymi, a trzecią... znalazła na fejsie. I napisała do nich wyjaśniając, kim jest. W odpowiedzi postraszyli ją prokuraturą z powodu RODO.<br />Okej, nie będę oceniać, czy dziewczyna zrobiła dobrze czy źle, ale szczerze mnie ciekawi, na co ci ludzie liczą? Przewińmy taśmę 18 lat do przodu, ich córka/syn zyskuje dostęp do akt, dowiaduje się o istnieniu trójki rodzeństwa, znajduje je. Po spotkaniu okazuje się, że troje rodzeństwa ma ze sobą kontakt od dzieciństwa, wspólne wspomnienia, wspólny czas. To jedno dorosłe dziecko - nie. Jest obce dla własnego rodzeństwa. Co więcej ponieważ jest ich aż troje to nie wierzę, aby żadne z nich nie posiadało wiedzy (i nie sypnęło), że próba kontaktu z nią została już podjęta lata temu, ale jej ukochani, najbliżsi i najbardziej godni zaufania rodzice odmówili, a nawet posunęli się do groźby zaangażowania w to prokuratora.<br />Jaki komunikat dostanie ta dorosła osoba?<br />Że to jej osobiści rodzice pozbawili ją możliwości wspólnej przeszłości z rodzeństwem.<br /><br />I tu nie chodzi o to, co myślę o prawach dzieci do kontaktu, bo to juz napisałam wcześniej. Zastanawia mnie, dlaczego ci rodzice nie myślą pragmatycznie? Sytuacja adopcji to sytuacja, w której wybór jest pozorny. Moim zdaniem to cholernie ważne.<br />Tajemnice adopcyjne nie wytrzymują próby czasu. Jest na to bardzo wiele badań i relacji, właściwie jest to jedna z nielicznych twardych prawd, których w humanistyce jest ogólnie mało. Te sekrety zawsze wyjdą na jaw, co najwyżej mogą wyjść na jaw za życia rodziców lub po ich śmierci, bo to własnie śmierć RA wyznacza ostateczną granicę tajemnicy - z ich śmiercią reszta rodziny i krewnych zaczyna mówić, to jest zresztą btw. doświadczenie również mojej własnej rodziny.<br />Razem z tymi tajemnicami na jaw wychodzi dobrodziejstwo inwentarza, czyli to, co robiono WOKÓŁ adopcji - zamazane akty urodzenia, zniszczone dokumenty, zatajenie informacji o próbach kontaktu, listy, pamiątki i oczywiście istnienie krewnych.<br /><br />Patrząc na to z boku to odmowa kontaktu z rodziną adopcyjną brata/siostry naszego dziecka jest najczystszą głupotą. Nie piszę teraz o emocjach, piszę o prostej kalkulacji. Dziwiłam się RA, którzy w tamtej dyskusji bronili tej 'dyskretnej pary', ponieważ w mojej opinii była to próba beznadziejna w sensowności.<br />I patrząc na to w ten sposób okazuje się też, że cała ustawowa presja na 'mówienie prawdy' i szkolenie RA w tym kierunku jest - poza tym, że opresją wobec 'prawa do prywatności' - jednym z bardziej skutecznych narzędzi państwowej ochrony przed rodzicielską bezmyślnością. Oczywiście podszytą dobrymi chęciami, w to nie wątpię, ale jednak bezmyślnością. Którą - w co również nie wątpię - ludzie by nadal masowo popełniali i racjonalizowali, gdyby tylko nie było to obecnie tak trudne. W pewnym sensie państwo zmusza ich do tego, aby budowali rodzinę na zdrowym fundamencie i aby nie dane im było oszukać własnego dziecka. A więc - państwo chroni ich przed największym kryzysem adopcji czyli zdradą zaufania własnego syna/córki (co nie oznacza, że uchroni wszystkich niestety).<br />I na tej samej zasadzie uważam, ze kontakty postadopcyjne powinny być obligatoryjne z wąskim marginesem wyjątków, gdzie kontakty byłyby dla dzieci niebezpieczne (przemoc, nadużycia seksualne itd., w których rodzeństwo jest sprawcą) lub dzieci same mówiłyby, że ich nie chcą. Ale cała reszta? W mojej opinii nie powinno być przebacz.<br /><br />Bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-69001632528537066542019-11-16T21:31:45.233+01:002019-11-16T21:31:45.233+01:00czy to , Bloo, o czym piszesz, ma jakiekolwiek umo...czy to , Bloo, o czym piszesz, ma jakiekolwiek umocowanie w przepisach ? czy to po prostu pomysł? AgataAgatahttps://www.blogger.com/profile/11500428044176985378noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-54921554312468691682019-11-16T21:01:09.913+01:002019-11-16T21:01:09.913+01:00Bloo, no właśnie - więzi.. Moja adoptowana córka m...Bloo, no właśnie - więzi.. Moja adoptowana córka ma rodzeństwo. Niestety, z różnych powodów, nie mogliśmy przyjąć tego dziecka do naszej rodziny. Serce nadal boli, że musieliśmy odmówić, ale nie teraz, nie w naszej obecnej sytuacji. Wiem, że nie mogliśmy podjąć innej decyzji, bo życie to nie bajka i trzeba realnie myśleć o przyszłości.<br />W każdym razie, zaproponowała w OA, że chętnie będziemy utrzymywać kontakt z tą drugą rodziną, do której trafi rodzeństwo. I co?<br />Usłyszałam, że jak ją sobie to wyobrażam? I co powiem córce, że nie może wychowywać się z bratem? I że to nie jest dobre rozwiązanie. <br />Czyli co? Mam nic nie mówić?<br />Ciężko mi z tą całą sytuacją. Podejmując taką, anie inną decyzję, całkowicie zmieniłam życie mojej córki. Czy miałam prawo, by pozbawic ja możliwości wychowywania się z biologicznym rodzeństwem?<br />Miałam nadzieję, że moja probozycja utrzymywania kontaktu z rodzeństwem zostanie chętnie przyjęta. <br />Xx<br />Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-86380680622738083732019-11-16T18:35:36.697+01:002019-11-16T18:35:36.697+01:00A odnośnie więzi to mam to wciąż nieułożone. Ogóln...A odnośnie więzi to mam to wciąż nieułożone. Ogólnie to uważam, ze źle kładziemy nacisk (znaczy nie Wy i nie my, a polskie prawo i instytucje) - rozumienie 'prawa do więzi' jako konieczności wychowywania w tej samej rodzinie od dawna mnie zadziwia.<br />O, mam nawet anegdotkę okolicznościową.<br />Brałam niedawno udział w obchodach rocznicy pewnego słynnego domu dziecka i łowiłam kątem ucha rozmowy kuluarowe. Były ciekawe, ale wazniejsze było to, że elementem obchodów było oprowadzenie nas po tymże domu. I tak się zastanawiałam - wpuszczą nas do dzieci czy nie wpuszczą? Nie wpuszczą - wiadomo, uszanowanie prawa do prywatności dzieci, spoko. Wpuszczą - no nie ukrywam, byłoby to ciekawe, mogłabym popodglądać.<br />Oczywiście wpuścili. Oczywiście dzieci były wtedy obecne. Oczywiście były to dzieci w wieku pozaustawowym, to znaczy w takim, w którym zgodnie z prawem należałoby je umieścić w rodzinach zastępczych. No i oczywiście nie zamknęłam gęby:<br />- czemu nie w rodzinach zastępczych?<br />- bo nie ma miejsc<br /><br />tu kolejna dygresja - jestem niezawodową RZ od 3 lat i od 3 lat nie miałam zapytania, czy zgodzimy się przyjąć kolejne dziecko. Powiem z góry, że byśmy odmówili. No ale nigdy nas nie zapytano. Zastanawiam się, ile jest takich rodzin w moim mieście, których nawet nikt nie pyta, a być może miałyby gotowość na kolejne dzieci. Potem jednak się mówi, że 'nie ma miejsc' i umieszcza dwulatka w domu dziecka (dla jasności powiem, ze reszta wycieczki była zachwycona, bo wiecie - miekkie wykładziny, aneks kuchenny, no normalnie jak w domu, panie, poza tym że to molochowaty DD).<br />Okej, idźmy dalej:<br /><br />- ...a poza tym rodzeństw nie można rozdzielać<br />- no przepraszam, ale jeśli jedno z dzieci to niemowlę, a drugie to nastolatek...<br />- o proszę pani, pani chyba nie zdaje sobie sprawy z więzi<br /><br />w porząsiu, zostałam panią, która nie zdaje sobie sprawy z więzi, nie ma sprawy. Ale ci ludzie serio w to wierzą, że jeśli nie mają RZ dla siedemnasto- i dwulatka to znaczy, że optymalny będzie dom dziecka. Rozwiązanie pośrednie czyli bobas do RZ, nastolatek do DD i zobowiązanie RZ do weekendowania nastolatka, kontaktów raz w tygodniu, wspólnych świąt itd. nie zostało jeszcze wymyślone. Choć moim zdaniem jest banalne.<br />To samo dotyczy rozdzielania dzieci w adopcji.<br />Czemu nie robimy kontraktów? Czemu nie mamy przepisów mówiących o obligatoryjnym kontakcie między rodzeństwem? I niech se mieszkają w dwóch różnych rodzinach w tej samej miejscowości, skoro alternatywą jest kwitnięcie w DD.<br />- proszę pani, to chyba byłaby zbyt znacząca ingerencja w życie rodziny adopcyjnej, prawda? Rodzina po adopcji ma przeciez prawo do prywatności, nie musi się nawet polubić z rodziną drugiego dziecka<br /><br />Wiecie, zastanawiałam się nad tymi słowami i pomyślałam sobie, ze wymaganie od kandydatów na RA udostępnienia domu na wywiad, zaświadczenia od pracodawcy, pisemnej opinii od sąsiadów (to są dokumenty, które znajdują się w spisie, jaki mi udostępnił jeden z OA) jest dość znaczącą ingerencją w 'prawo do prywatności'. Jawność adopcji również.<br />A jednak ci ludzie to robią, bo tak stanowi prawo i tego się wymaga.<br />Ale kontrakty postadopcyjne są niemożliwe, bo: prawo do prywatności.<br /><br />Bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-90113890847120673172019-11-16T18:21:42.680+01:002019-11-16T18:21:42.680+01:00no masz, ale błąd walnęłam, pomylić Bliźniaków z P...no masz, ale błąd walnęłam, pomylić Bliźniaków z Ptysiami!Bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-26418425670000816682019-11-16T10:40:12.388+01:002019-11-16T10:40:12.388+01:00A więź? Może nie jestem specjalistą w tej dziedzin...A więź? Może nie jestem specjalistą w tej dziedzinie ale myślę że fajną więź to mają z Romulusem i Remusem. Między sobą, to łączy ich wspólne przeżywanie traumy,co z pewnością jest silną wiezią ale czy do procesu zdrowienia potrzebne jest podtrzymywanie tej więzi czy raczej jej rozluźnienie? No i proza życia, czy znajdzie się rodzina gotowa udźwignąć ciężar w potrójnym wydaniu?🤔 Maja Incognitohttps://www.blogger.com/profile/15296781700993364608noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-29730709072263043022019-11-16T10:15:24.943+01:002019-11-16T10:15:24.943+01:00Jednak uważam że opcje są trzy. Ograniczenie praw ...Jednak uważam że opcje są trzy. Ograniczenie praw i umieszczenie w Rz też może być zgodne z zapowiedzią sędziego że następnym razem zakończy sprawę.<br />Ograniczy prawa i prześle akta do naszego sądu żeby ten ustanowił dla nich RZ(gdy tę znajdzie nasz pcpr). Dla tamtego sądu będzie to zakończenie.To takie wróżenie z fusów ale pokazuję że scenariusze jednak są różne. Maja Incognitohttps://www.blogger.com/profile/15296781700993364608noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-66597985990904982542019-11-16T09:27:36.471+01:002019-11-16T09:27:36.471+01:00Mój optymizm jest sprawą dość skomplikowaną do wyt...Mój optymizm jest sprawą dość skomplikowaną do wytłumaczenia i być może wynika tylko z mojej głupoty, gdyż głównie patrzę na wszystko przez pryzmat naszej dotychczasowej historii rodziny zastępczej, w której tylko w trzech przypadkach nie nastąpiło odebranie praw rodzicielskich (Messenger, Sztanga i Asteria) a jedno jeszcze się toczy (Białasek).<br />Ufam też w to co mówią nasze sądy, że bardzo nie lubią rozmaitych nacisków (przypomnę złożenie wniosku do prokuratury przez Helmuta na działanie sędziego i trzech kuratorów) i nie podlegają naciskom politycznym (jedynie czasami presji opinii publicznej).<br />Do tego matka naraziła się ciągłymi ucieczkami i poszukiwaniami jej przez sąd po całej Polsce. Być może dlatego nie zechciał on przekazać całej sprawy do naszego sądu. Byłoby to uzasadnione, bo przecież zarówno my jak i mama mieszkamy blisko siebie (ten sam powiat).<br />No i fakt, że sąd nie dopytywał nas o żadne szczegóły, co oznacza, że nie zna aktualnej sytuacji Ptysi, a jedynie tą, którą za pośrednictwem niepytanego o zdanie PCPR-u otrzymał wiele miesięcy temu. To mnie zastanawia, gdyż gdy kiedyś mieliśmy podobną sytuację dotyczącą odległości, to zostaliśmy na tę okoliczność przesłuchani przez nasz sąd (na polecenie tamtego sądu).<br />Jest jeszcze mały as w rękawie. Wprawdzie to tylko as trefl, ale zawsze. Rozprawa Ptysi jest wielowątkowa. Obydwie babcie zwracały uwagę sądowi i pisały wiele pism dotyczących tego, że dzieciom dzieje się krzywda (a nie była to zwyczajna nieporadność i zaniedbanie). Wiele rzeczy potwierdzają notatki policyjne. Przynajmniej jedna z babć jest stroną w sprawie i swoje chce ugrać. Sam fakt, że mama w przeciągu tego roku już trzy razy się przeprowadzała, też jest dowodem na to, że nie za bardzo zmieniła swój styl życia.<br />No i to stwierdzenie sądu, że teraz będzie już ostateczne rozstrzygnięcie. Czyli nie przewiduje dalszego postępowania, kolejnych rozpraw i dawania mamie kolejnych szans. Czyli wóz, albo przewóz. Odebranie praw rodzicielskich, albo powrót do rodziny. Z tych dwóch możliwości, jednak bardziej stawiam na tę pierwszą.<br /><br />W kwestii rozdzielenia rodzeństwa, to wydaje mi się, że gdyby doszło do adopcji, to pomijając brak chętnych do zaopiekowania się całą trójką, byłoby to niewskazane właśnie z braku większej pomocy rodzinie, której z kolei mogłoby się wydawać, że własnymi siłami i miłością, wszystkim uda się wyjść na prostą. <br />Teoretycznie wszystkie trzy Ptysie nie są ze sobą jakoś mocno związane emocjonalnie (jedynie Ptyś z Balbiną). Jednak ich wspólne przebywanie odkrywa ogrom problemów, których być może nie dałoby się dostrzec, gdyby każde mieszkało w odrębnej rodzinie. Dlatego marzyłaby mi się zawodowa rodzina zastępcza (najlepiej specjalistyczna), która przede wszystkim widziałaby potrzebę prowadzenia terapii. Też takie znam, ale wszystkie już zajęte.<br />Pikuś Incognitohttps://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-23687764214016912212019-11-16T00:50:21.892+01:002019-11-16T00:50:21.892+01:00Zwrotki to nie w tej rodzinie. Myślisz pewnie o Re...Zwrotki to nie w tej rodzinie. Myślisz pewnie o Remusie i Romulusie, ale wszystko inne to prawda. Ja nie wierzę,że w tym przypadku Sąd odważy się na pozbawienie.Mam tylko nadzieję, że na umieszczenie w Rz już tak. A czy w jednej? Moim zdaniem nie koniecznie ale znów nie mam pewności czy Sędziemu nie zabraknie jaj i nie postapi zgodnie ze świętą zasadą nie rozdzielenia rodzeństwa 😕Nas na rozprawę nikt nie zaprosił. Napisaliśmy parę słów od siebie ale czy Sędzia się nad tym pochyli? Zobaczmy za miesiąc Maja Incognitohttps://www.blogger.com/profile/15296781700993364608noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-17362424784167676922019-11-15T23:49:56.712+01:002019-11-15T23:49:56.712+01:00..i jeszcze jedno mnie ciekawi - czemu ostatecznie.....i jeszcze jedno mnie ciekawi - czemu ostatecznie uważasz, że Ptysie i Bill powinni znaleźć się w jednej rodzinie? Przyznam szczerze, że jak śledzę historię rodzeństwa to powiedziałabym, że gdzieś tak na 90% powinni być rozdzieleni, jeśli w grę wchodziłaby adopcja (uważam, że to bylby taki kaliber, że serio ze świecą szukać rodziny ado, która dałaby radę, szczególnie że nie dostanie żadnego wsparcia po tej adopcji, jak zauważyłeś), a jeśli długoterminówka to niewiele lepiej, bo też rodzeństwo wymaga bardzo kompetentnych RZ. Znam takich, nie jest ich dużo.<br />Bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-8957341184352739762019-11-15T23:44:15.293+01:002019-11-15T23:44:15.293+01:00Dzięki za ten wpis, jak zawsze "w głąb"....Dzięki za ten wpis, jak zawsze "w głąb". Zastanawiam się, skąd czerpiesz optymizm (nie napiszę mniej delikatnie) odnośnie odebrania rodzicom władzy rodzicielskiej, ponieważ nic, co do tej pory napisałeś na blogu, nie wskazuje moim zdaniem na takie prawdopodobieństwo. Piszę teraz z pozycji RZ (czyli osoby, której czasem się wydaje, że wie bardzo dużo, a czasem sobie uświadamia, że nie wie kompletnie nic - wiadomo), a nie z pozycji normalnego człowieka. Dla normalnego człowieka ocena tego, co piszesz (w części "Ptysie i ich relacje z matką") nie nastręcza trudności - odebranie praw powinno być migusiem.<br />Jednak dla RZ, która niejedno widziała i słyszała, ta sprawa wygląda na klasyczną sprawę Zajebiście Dobrego Rodzica, jest nawet standardowy element pokazowy czyli nowe mieszkanie. Dołóż do tego prezenty, dobre chęci i pojawianie się na spotkaniach z dziećmi, i masz odpowiedź.<br />Więcej - zwrotki, które zdarzyły się w tej rodzinie w ogóle nie muszą być brane pod uwagę. Nie mówiąc już o tym, o czym piszesz. Kaman, serio wierzysz, ze kogokolwiek w sądzie rodzinnym obchodzą takie niuanse jak dysocjacja i "ukryte drżenie ziemi pod pozornie poprawnym funkcjonowaniem w grupie"?<br />Dwa miesiące temu usłyszałam na sprawie od sędzi SR, że po pierwsze mam przestać 'zalewać ją słowotokiem', a po drugie "mam przestać cytować badania naukowe, bo sądu one nie obchodzą'. Okej. Przyjęłam to, bo nie miałam zamiaru płacić pięciu stów na karę grzywny.<br />Nie mówię, że każdy SR jest taki sam i w sumie chyba wszyscy wierzymy w istnienie wyjątków, bo jakbyśmy nie wierzyli to już dawno kamień do szyi i do Wisły, a na pewno przestalibyśmy robić to, co robimy.<br />Ale - bardzo serio - sprawa Ptysiów wygląda na taką, która może mieć tylko dwa rozstrzygnięcia, ale jedno jest jednak bardziej prawdopodobne niż drugie.<br />Nieudolność rodzicielską, niezdolność do budowania bezpiecznych więzi i zaburzenie dzieci może zobaczyć tylko taki sędzia, któremu się będzie chciało to zrobić i który spojrzy głębiej. I jeszcze do tego będzie mieć odwagę orzec wbrew przekonującym słowom matki, a i pewnie łzom, bo jakoś taki mam jej obraz. Klasyczni Zajebiście Dobrzy Rodzice potrafią płakać na zawołanie i pewnie faktycznie czują to, co deklarują. Przynajmniej w tej sekundzie, kiedy to mówią.<br />Druga opcja jest taka, że nikomu nie będzie się chciało tego zrobić, albo też nikt nie będzie umiał tego zrobić, albo zwyczajnie nie będzie zainteresowany zrobieniem tego. I wtedy dzieci wrócą do swojego Zajebiście Dobrego Rodzica, bo w końcu jest dobry, no nie?<br /><br />Moim zdaniem wyjście drugie jest niemal pewne :(Bloonoreply@blogger.com