tag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post6542816317478563199..comments2024-03-04T20:57:05.572+01:00Comments on Pogotowie Rodzinne - co to takiego?: --- Czy warto?Pikuś Incognitohttp://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comBlogger6125tag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-64138357638522277542017-04-21T00:15:09.083+02:002017-04-21T00:15:09.083+02:00Nasze sądy regulują sytuację dziecka średnio na dr...Nasze sądy regulują sytuację dziecka średnio na drugiej rozprawie. Rzadko, ale bywają przypadki pozbawienia praw rodzicielskich już na pierwszym spotkaniu. Zdarza się też, że mają miejsce 3 rozprawy. Czasowo wygląda to bardzo różnie, ale mniej więcej (licząc uprawomocnienie się wyroku i proces zapoznawania się z nowymi rodzicami), dzieci przebywają u nas około roku. Najbardziej czystą postacią jest odebranie praw rodzicielskich. Niestety wielokrotnie bywa, że sąd nie decyduje się na taki krok (być może mając wiarę w rodziców biologicznych, a być może kierując się innymi pobudkami – mam tylko nadzieję, że chodzi o wewnętrzne przekonania danego sędziego). Jednak u nas, sąd zawsze określa co dalej. Najczęściej orzeka o umieszczeniu dzieci w rodzinie zastępczej. Nie precyzuje jakiej – ta decyzja należy do PCPR-u. Pozostawienie dziecka w pogotowiu rodzinnym (czyli u nas) raczej nie wchodzi w rachubę, ponieważ naszym zadaniem jest zaopiekowanie się dzieckiem na czas postępowania, a to dobiegło końca – jest ostateczne postanowienie i tyle. PCPR-y bardzo skrupulatnie przestrzegają litery prawa, więc pewnie nawet w sytuacji, gdyby pogotowie było „puste”, nie zostanie podjęta decyzja o pozostawieniu dziecka w dotychczasowej rodzinie. <br />My na szczęście mamy bardzo dobry kontakt z naszym PCPR-em, więc wspólnie próbujemy znaleźć najlepsze rozwiązanie. W pewnym sensie obchodzimy „system”, próbując znaleźć taką rodzinę zastępczą, która ma w planach adopcję (a przynajmniej jej nie wyklucza).<br />Niestety odnoszę wrażenie, że sądy są coraz bardziej zachowawcze w swoich decyzjach, maleje ilość dzieci kierowanych do adopcji, co wcale nie oznacza, że wracają one do rodzin biologicznych. Mają się one znaleźć w pieczy zastępczej i czekać na cudowne „przebudzenie” rodziców biologicznych … nie wiem, czy tędy droga. <br />Pikuś Incognitohttps://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-64076159372256793472017-04-20T09:49:53.522+02:002017-04-20T09:49:53.522+02:00A co z sądami, jak oceniacie postanowienia. My, os...A co z sądami, jak oceniacie postanowienia. My, ostatnio nie możemy poradzić sobie z przejściem do porządku dziennego, nad sytuacją kiedy, sąd ogranicza władzę rodzicielską, powierzonych nam noworodków. Dzieje się to mniej więcej, gdy maluch ma ok. 7-8 miesięcy i skutkuje koniecznością przeprowadzki takiego niemowlaka do RDD.(Zdaniem naszego PCPR nie ma innego wyjścia) Sąd kończy postępowanie, postanowienie się uprawomacnia i jest to moment umieszczenia dziecka w pieczy.Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-49048052549516050092017-04-18T21:25:17.618+02:002017-04-18T21:25:17.618+02:00A nasza historia jest taka, że po 5 latach -padliś...A nasza historia jest taka, że po 5 latach -padliśmy. Przez te lata nigdy nie było realnej pomocy od MOPr-u.Nigdy też nie mogliśmy odpocząć- ani mowy o urlopie, a to nie było rodziny pomocowej,a to znów, że jesteśmy wygodni itp. Złożyliśmy wypowiedzenie umowy i nagle okazało się, że jesteśmy wredni, nieobliczalni i przebieramy w dzieciach, bo niby według Mopr-u zrobiliśmy selekcję- jedno dziecko postanowiliśmy adoptować. To było 5 lat udręki i bicie się z koniem. Może kiedyś opiszę naszą historię w całości. Czy było warto? Tak, było. Teraz mieszkamy w innym mieście, mamy cudowną córkę -nasze słońce i nareszcie czujemy się wolni.Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-27940252237886637602017-04-17T20:41:45.001+02:002017-04-17T20:41:45.001+02:00dzięki za wpis Wam obojgu. Kiedy zaczynaliśmy przy...dzięki za wpis Wam obojgu. Kiedy zaczynaliśmy przygodę z RZ byliśmy w 100% zdecydowani na przekształcenie w pogotowie. Pół roku później coraz bardziej się waham i duża część wahań ma swoje źródło w tym, co napisaliście. W jednym się utwierdziłam i to jest ta rzecz, o której napisała Majka. Wiem, że są RZ i ZRZ prowadzone przez samotne osoby. Podziwiam z daleka, sama nigdy bym się na to nie porwała. Nasza RZ istnieje głównie dzięki mojemu mężowi, który poza tym, że jest opiekunem podstawowym, jest też głównym zasobnikiem siły.<br />Wylistuję sprawy, które mi się zweryfikowały w trakcie 6 miesięcy, a które też potwierdzają to co napisał Pikuś:<br />- dzieci biologiczne i niedocenienie wagi tej kwestii (akceptacja, głód mamy i taty, potrzeba wyłączności);<br />- logistyka (2 samochody osobowe przy 4 dzieci spowodowały, że na większe wyprawy musimy wypożyczać samochód, co jest masakrą)<br />- z logistyką wiążą się też wahania odnośnie dalszych planów: nie wyobrażam sobie sytuacji, w której odpuszczam rehabilitację czy walkę o 'wyciągnięcie' dzieciaka z zaniedbań na rzecz dopilnowania swoich zobowiązań zawodowych albo uczestnictwo w życiu biologicznych synów. Zabawne, że tym, co najsilniej mnie skłania do rezygnacji z zawodowstwa jest właśnie logistyka: dziś wiem, że albo opiekuję się maks dwójką, ale jest to opieka porządnej jakości, albo przyjmuję więcej dzieci, ale odpuszczam nieco jakości, bo nie mam wyjścia. Odpuszczanie jakości nie wchodzi dla mnie w grę, a wyżej tyłka nie podskoczę przy swojej biologicznej dwójce, która nie jest samodzielna, więc rachunek skłania się ku temu, aby nie iść w zawodowstwo.<br />- radość/pasja. Powiedziałam kiedyś komuś, że dla mnie zostanie RZ nie było pomysłem na nowy zawód i kasę, bo finansowo jedynie na tym straciliśmy (co jest prawdą). Za to życiowo czujemy się wygrani. To jest maksymalna satysfakcja i poczucie robienia czegoś, co naprawdę się liczy w przeciwieństwie do całodziennego odbębniania planu reklamowego produktu X, z czego świat będzie mieć co najwyżej kolejną doskonale zbędną rzecz.<br /><br /><br />jedyne, o czym nie mam nic do powiedzenia, to sprawa RB. Dopóki nasza historia się nie domknie, cały czas pozwalam sobie na różne, często sprzeczne refleksje. ale to co napisała Majka potwierdza wiele moich intuicji, więc dzięki :)<br /><br />blooAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-28641583644962481942017-04-16T02:14:43.608+02:002017-04-16T02:14:43.608+02:00O! już Wielkanoc. A więc Radujmy się. Alleluja i d...O! już Wielkanoc. A więc Radujmy się. Alleluja i do przodu!<br /><br />A Ty Pikuś na razie nie martw się o waciki dla mnie, jeszcze trochę pociągniemy:-)Maja Incognitonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-58716785154113494502017-04-16T01:56:01.533+02:002017-04-16T01:56:01.533+02:00 To ja dodam kilka słów.
Generalnie zgadzam się ... To ja dodam kilka słów.<br />Generalnie zgadzam się z tym co napisał Pikuś. Wyjątek stanowi jego stwierdzenie, że stanowczo przestrzegam ustalonych zasad dotyczących kontaktów z rodzicami biologicznymi. Otóż nie tak stanowczo. Zdarzyło się parę razy, że się ugięłam i zawsze okazywało się to błędem np. zmieniłam plany świąteczne całej rodzinie żeby jedna z mam mogła się spotkać z synem w święta(wbrew ustalonym zasadom) a ona nie przyszła. Innym razem wiozłam dziecko na ślub cioci i prawie na miejscu okazało się, że mama pomyliła godzinę ceremonii o bagatela... 4 godziny. Takie sytuacje uczą, że żeby nie zwariować trzeba ustalać zasady i jednak ich przestrzegać. A czy mnie lubią? Raczej nie. Choć ze wszystkimi stosunki mamy bardzo poprawne. Szanują? Też chyba nie. Właśnie sobie uświadomiłam, że jakieś słowa szacunku i podziękowania usłyszałam od 4 mam biologicznych(na 17). O, raz to nawet piękny list dostałam i aniołka, popłakałam się ze wzruszenia, a miesiąc później, ta sama mama straszyła mnie TVN-em. Myślę, że czasami trochę się mnie boją, bo sąd może poprosić o jakąś opinię, więc grają takich fajnych i próbują się zaprzyjaźnić. A ja choć z natury zołza, to czasem jeszcze się nabieram. Choć parę „wspaniałych” pomysłów(np. zapraszanie rodziców biologicznych na Wigilię) już dawno wybiłam sobie z głowy.<br /><br />Są też sprawy związane z prowadzeniem Pogotowia, które mogą zaistnieć lub nie. Dla kogoś mogą być problemem, dla innego czymś normalnym a jeszcze inny nie dopuści w ogóle do takich sytuacji. Dwa przykłady.<br /> 1. Jestem cały czas opiekunem prawnym dziewczynki umieszczonej w Dps-ie. Podejmuję czasem trudne decyzje (operować czy nie, bo ryzyko duże) piszę sprawozdania do sądu, podpisuję różne zgody w szpitalach i ośrodkach a przede wszystkim odwiedzam ją i ciągle myślę o jej przyszłości. Czy to dla mnie problem? Czasem jest trudno, brak czasu, obciążenie psychiczne, ale robię to bo czuję, że tak właśnie trzeba. Że ja tak muszę bo to dla mnie norma. A można jeszcze oddać opiekę prawną i problem z głowy.<br /> 2. Gdy oddajemy dziecko dalej, do rodziny biologicznej, zastępczej czy adopcyjnej teoretycznie kończy się nasza wspólna przygoda. Piszę teoretycznie, bo często odbieram telefony czy maile od nowych rodziców z prośbą o radę jeszcze długo po odejściu dzieci. Mnie to zawsze cieszy, że właśnie u nas szukają wsparcia i zawsze staram się coś doradzić lub po prostu wysłuchać. Czy to problem? Dla mnie nie, choć czasem tyle się dzieje u nas, że zwyczajnie nie mam czasu, ochoty i siły i wtedy (tak jak ostatnio gdy żegnaliśmy Białaska) piszę sms, że jeśli to może poczekać odezwę się za kilka dni. Jest jeszcze inne wyjście. Można nie odbierać lub nawet wykasować numery, bo przecież już nic nie musimy.<br /><br />Nie chcę powiedzieć, że to co ja czy my robimy jest słuszne a inne wyjścia są złe. Chcę tylko pokazać, że w pewnym sensie to od nas zależy jak bardzo w pewne sprawy wejdziemy. Trzeba się zastanowić czy chcemy powierzchownie czy tak głęboko?, czy to nas zbyt nie obciąży?gdzie są te nasze granice?czy umielibyśmy się odciąć gdyby to nas przerastało?czy silne angażowanie się emocjonalne jest profesjonalne? A czy tu w ogóle chodzi o profesjonalizm???<br /><br />Dzieci biologiczne a Pogotowie? To temat rzeka. Ja dodam tylko, że dwie nasze córki już z nami nie mieszkają, Myślę, że głównie z powodów praktycznych ( nauka, praca, miłość w mieście) ale może nasze Pogotowie pomogło podjąć taką decyzję???<br /><br />I na zakończenie dla mnie rzecz najważniejsza. Wręcz fundamentalna.<br />Nie byłoby naszego Pogotowia gdyby nie Pikuś. I nie chodzi tu wcale o to że kąpie, przewija i ogarnia „starszaki”. Do tego może być mama, teściowa czy inna Pani do pomocy. Chodzi o to, że jest, że wspiera, że akceptuje. Że jest ze mną, a nie obok i że nawet tu na blogu czuję miłość między jego wierszami. Jeżeli nie macie obok siebie takiego faceta a „bierzecie się”za rodzicielstwo zastępcze to moim zdaniem porywacie się z motyką na słońce.Maja Incognitonoreply@blogger.com