tag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post6327315279069915167..comments2024-03-04T20:57:05.572+01:00Comments on Pogotowie Rodzinne - co to takiego?: MESSENGER (próżnia nie istnieje).Pikuś Incognitohttp://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comBlogger18125tag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-52932250566969226432019-02-06T14:57:42.588+01:002019-02-06T14:57:42.588+01:00Super wieści, oby to były pierwsze jaskółki "...Super wieści, oby to były pierwsze jaskółki "wyjścia na prostą"! :)<br /><br />MSAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-88643023471808662502019-01-31T20:26:35.904+01:002019-01-31T20:26:35.904+01:00My też trzymamy kciuki. Majka kilka dni temu była ...My też trzymamy kciuki. Majka kilka dni temu była odwiedzić chłopca (przy okazji dowiezienia jakichś dokumentów). Cała rodzina jest bardzo otwarta i chętna do współpracy, zarówno ze swoim PCPR-em (bo to już nie nasz) jak też asystentem rodziny i kuratorem. <br />Pikuś Incognitohttps://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-31876452522371674352019-01-31T14:16:50.854+01:002019-01-31T14:16:50.854+01:00TRZYMAM MOCNO KCIUKI ZA DZIADKA I BRATA MESSENGERA...TRZYMAM MOCNO KCIUKI ZA DZIADKA I BRATA MESSENGERA ;) oby całej rodzinie udało się wyjść na prostą!<br /><br />Pozdrawiam MSAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-37668380989266901782019-01-15T20:34:40.966+01:002019-01-15T20:34:40.966+01:00moim zdaniem nie ma odpowiedzi na pytanie, czy waż...moim zdaniem nie ma odpowiedzi na pytanie, czy ważniejsza jest więź krwi czy więź emocjonalna. Nawet gdyby zrobiono takie badania (choć nie umiem sobie wyobrazić ich metodologii) to ich wyniki niespecjalnie by coś wniosły: dla grupy X więź krwi pewnie okazałaby się kluczowa, dla grupy Y - więź emocjonalna, a do tego część badanych wykazywałaby wynik niejednoznaczny. Ludzie są różni, mają inne potrzeby, inne obciążenia, inne czynniki wchodzą w grę, to wszystko jest mocno pokomplikowane i do tego jeszcze nakłada się na to jakiś tysiąc zmiennych pewnie.<br />Uważam, że z tej matni istnieją jednak w miarę uniwersalne wyjścia, a jedno z nich sam opisałeś - nie wszystko musi być zero jedynkowe, można rozdzielić rodzeństwo (czasem i tak nie ma innej opcji), ale zachować między nim regularny kontakt.<br />I tutaj - podobnie jak w naszej innej gorącej dyskusji o zachowywaniu kontaktu między RZ i dzieckiem - złoty środek wyłania się w banalny sposób: jeśli w centrum jest dziecko i to za jego potrzebami się podąża, to wiadomo, co należy robić.<br />Jeżeli tylko za punkt odniesienia przyjmie się dziecko i zrobi to uczciwie, to wtedy na naszych oczach selekcjonują się rozwiązania dla różnych dzieci:<br />- jedno dziecko wybierze połączenie z rodzeństwem<br />- inne będzie wolało zostać w RZ/być adoptowane, ale pod warunkiem kontaktu z braćmi i siostrami<br />- jeszcze inne powie 'chcę nową rodzinę, chcę się odciąć' (są i takie dzieci)<br />- inne zdecyduje "kontakt z Asią tak, ale Bartka nie chcę widywać' - i tak się wtedy stanie<br /><br /><br />serio, o ile lepszy, przyjaźniejszy i sprawniej działający byłby ten system, gdybyśmy wreszcie przyjęli układanie konstelacji rodzinnych wokół potrzeb dziecka, a nie odwrotnie.<br />To jest przecież tak logiczne, że aż trudno uwierzyć, że wciąż tego nie robimy :(bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-22292016366818717582019-01-15T09:03:55.546+01:002019-01-15T09:03:55.546+01:00Muszę sprostować. Siostra Messengera odwiedzała je...Muszę sprostować. Siostra Messengera odwiedzała jego brata i teraz chce odwiedzać małego. Poprawiają się też relacje między nią a mamą. W niej też widzę jakąś szansę na powodzenie Messengera. Wydaje się że rzeczywiście całym złem tej rodziny był tata. Bez niego a przy wsparciu rodziny i instytucji może mama da radę. Muszę tak myśleć żebym mogła spać spokojnie. Anonymoushttps://www.blogger.com/profile/10080338785218972466noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-55119954317360653412019-01-13T23:41:20.634+01:002019-01-13T23:41:20.634+01:00Co jest ważniejsze, więzi czy więzy krwi? Zastanaw...Co jest ważniejsze, więzi czy więzy krwi? Zastanawiam się, czy kiedykolwiek ktoś odpowie na takie pytanie. Czy w ogóle jest możliwe przeprowadzenie tego rodzaju badań i postawienie jednoznacznej tezy?<br />Gdybym ja miał jakąś siłę sprawczą (na przykład byłbym sędzią sądu rodzinnego), to jednak stawiałbym na więzi i mądrość rodziców zastępczych (adopcyjnych). Dzieci mogą mieszkać w różnych rodzinach, a jednocześnie się kontaktować, spędzać wspólnie weekendy czy wakacje. Tak przecież funkcjonują rodziny po rozwodzie i dzieci jakoś wpisują się w ten schemat.<br />Jednak w przypadku dzieciaków odbieranych rodzicom, często jest totalny bałagan dotyczący zarówno sfery emocjonalnej, jak też więzi biologiczno-prawnej. Najczęściej dzieci te mają różnych ojców i różne nazwiska. Być może to (a może jeszcze coś innego) powoduje, że one się często zwyczajnie nienawidzą. Najstarszy brat naszych bliźniaków mówi to wprost, chociaż mieszka przecież w innej rodzinie zastępczej. Dorosła już siostra Messengera (która też wychowywała się w rodzinie zastępczej) zupełnie odcięła się od swojej rodziny biologicznej. Nie chce znać ani swojej mamy, ani swoich braci.<br />Ostatnia decyzja sądu, zdecydowanie najwięcej dobra przysporzyła bratu Messengera. <br /><br />Nie chciałbym się wypowiadać w kwestii edukacji seksualnej w rodzinach zastępczych, bo nie mam żadnych doświadczeń. Wydaje mi się jednak, że większe znaczenie może odegrać środowisko, w którym dziecko zastępcze znajdzie się po opuszczeniu rodziny zastępczej. Mogę podać przykład bardzo młodej mamy trójki dzieci, która para się najstarszym zawodem świata. Ma nawet swojego opiekuna. Dzieci mają różnych ojców, a (jak sama mówi) jedno z nich jest następstwem gwałtu. Zupełnie nie potrafię tego zrozumieć. Nawet w tym przypadku jestem gotowy zacytować powiedzenie, że „żadna praca nie hańbi”. Trzeba jednak wykonywać ją profesjonalnie.Pikuś Incognitohttps://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-1556205866943614442019-01-13T20:31:31.096+01:002019-01-13T20:31:31.096+01:00nie znam twardej odpowiedzi na żadne z tych pytań,...nie znam twardej odpowiedzi na żadne z tych pytań, ale kierując się chłopskim rozumem sądzę, że na rozdzielanie rodzeństw większy wpływ ma zwyczajnie liczebność tych rodzeństw, niż państwowa polityka. Tzn. jeśli polityka jest zła to może być jeszcze gorzej, ale nawet jeśli jest dobra (tj. zakazuje rozdzielania rodzeństw, jak obecnie) to i tak kijem rzeki nie zawróci. Ta rzeka płynie tak, że przecież nie mamy żadnej reprodukcyjnej opcji dla kobiet ze środowisk trudnych, nie? Nie dostają gratisowej antykoncepcji, aborcja jest nielegalna, edukacji seksualnej też nie ma. Przy czym ja nie twierdzę, ze statystyczna matka 8 dzieci zabranych do adopcji rodziła każde z nich pod przymusem i już by pędem leciała przerywać ciążę albo brać tabletki... pewnie by tak nie zrobiła. No ale kto wie? Może część z nich jednak by wyhamowała z rodzeniem, ostatecznie 9 miesięcy ciąży to nie jest znów taka fajna sprawa.<br />Na pewno wiadomo, co się dzieje, kiedy nic nie proponujemy ludziom, którzy niemal na pewno nie powinni mieć kolejnych dzieci - dzieje się właśnie liczna dzietność, a potem nieuchronne rozdzielenie rodzeństwa, bo prawie nikt nie adoptuje piątki, a umieszczanie ósemki w RDD to też (dla mnie) kontrowersyjny temat.<br />Z drugiej mańki powiem Wam, że to wprawdzie nie jest nasza bajka, bo Pikuś z Majką mają maluchy, i my z męzem też mamy maluchy, ale mnie od pewnego czasu dość dręczy kwestia, czemu dzieciaki wychowywane w RZ, i o których wiadomo, że nie powinny pchać się w pieluchy (bo np. mają orzeczenia i z trudem ogarniają same siebie) jednak w tych pieluchach lądują? A potem historia zaczyna się od nowa, czyli RZ szuka jakiegoś rozwiązania - pomagać matce czy jednak ukierunkowywać ją do dania dziecku szansy adopcyjnej?<br />Ok, ja rozumiem, że dziewczyna z trudnego domu zalicza wpadkę i dalszy ciąg jest nam znany, i tu można mówić, że państwo nawaliło, że brak edukacji seksualnej, że brak antykoncepcji. Ale nastolatki z RZ chyba powinny ten brak mieć uzupełniony, czy nie?<br />[i spoko, nie jestem idealistką, która wierzy w to, że jak się dziecku da pakiet informacji to one zadziałają antykoncepcyjnie - takich cudów nie ma, a dzieciaki z trudną przeszłością też mają predylekcję do wczesnych ciąż, bo szukają bezwarunkowej miłości, której nie dało im życie]<br /><br />Mimo wszystko mnie to zastanawia, tak samo jak zastanawia mnie nieobecność tematu seksualności dzieci wśród RZ. I śmiem podejrzewać, że tego tematu w wielu RZ zwyczajnie nie ma.<br />Myślę, że to się gdzieś wszystko wiąże - wprawdzie nie wiadomo, na ile realne prawa reprodukcyjne wpłynęłyby na liczbę dzieci zabieranych przez państwo; i na ile wpłynęłyby na obniżenie odsetka ciąż u wychowanków RZ; i na ile też wpłynęłyby na zmianę mentalności opiekunów, którzy może wtedy poczuliby się uprawnieni/zmuszeni do włączania tej kwestii w wychowawczy grafik, ale raczej na pewno nie robienie z tym niczego nie poprawia sytuacji.bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-44489807851891993582019-01-13T19:41:12.036+01:002019-01-13T19:41:12.036+01:00Chyba dużo zależy od okoliczności czasowych i czy ...Chyba dużo zależy od okoliczności czasowych i czy dzieci w ogóle kiedykolwiek razem mieszkały, a nawet czy się znały.<br />A z drugiej strony dorośli adoptowani poszukują swoje rodzeństwo, z którym się nie wychowywał nawet. <br />Bloo-a czy wiesz może, jak często dzieci są rozdzielaNe? <br />I czy wiesz może, jak często dorośli adoptować poszukują rodzeństwa, którego nigdy ba oczy wcześniej nie widzieli, bo rozdzielono ich, gdy jedno miało np.13 a drugie 2 miesiące? Pozdrawiam <br />NikolaAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-83431514110764917322019-01-13T18:49:54.316+01:002019-01-13T18:49:54.316+01:00Jeszcze się nie skończyło. Sama jestem ciekawa roz...Jeszcze się nie skończyło. Sama jestem ciekawa rozstrzygnięcia sądu.<br />Ale... na drugą nóżkę znam podobną historię, tyle że dzieci starsze i jedno w RZ, powiedzmy, w Rzeszowie, a drugie w Szczecinie. To starsze jest już nastolatkiem, a to młodsze <br /> trafiło jako maluch do RZ na drugim końcu kraju, bo matka biologiczna się przeprowadziła właśnie tam. Sytuacja trwa kilka ładnych lat, aż ktoś z PCPRu nagle się budzi i bije na alarm, że trzeba połączyć rodzeństwo w jednej RZ. W tym czasie to młodsze dziecko ma 5 lat.<br />I też absurd - starsze mówi 'nigdzie nie idę, proszę mnie nie przenosić, ja chcę zostać z ciocią i wujkiem". Ciocia i wujek pracują nad tematem, udaje się pogadać z tamtą drugą RZ i doprowadzić do spotkania rodzeństwa. Może to skłoni starsze dziecko do zmiany zdania?<br />Skądże znowu, starsze dziecko przyjmuje do wiadomości istnienie młodszego rodzeństwa, to fajnie że ma siostrę i w ogóle, ale mówi "ciociu, to jest dla mnie mimo wszystko obcy człowiek. Walcz, żeby mnie nie przenosili".<br />Bywa więc i tak.bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-17044173002977277282019-01-13T18:10:20.629+01:002019-01-13T18:10:20.629+01:00Bloo i jak sie to skończyło?Bloo i jak sie to skończyło?Agatahttps://www.blogger.com/profile/11500428044176985378noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-24654668932459884342019-01-13T12:38:09.119+01:002019-01-13T12:38:09.119+01:00myślę, że mało kto z piszących tu jest przekonany,...myślę, że mało kto z piszących tu jest przekonany, ze to najlepsze rozwiązanie, ale...<br />Jakiś czas temu opowiadałam w gronie znajomych o przypadku mojej innej znajomej, która jest RZ. Trafiło do niej małe dziecko, tuż po urodzeniu i - jak to w Polsce bywa - zostało dwa lata. Po dwóch latach sytuacja prawna dziecka się rozwiązała, zostało uwolnione do adopcji. RZ postanowiła je adoptować. Wtedy też okazało się, że dziecko ma jeszcze rodzeństwo. Konkretnie dwójkę i ta dwójka została już adoptowana przez państwa X. Państwo X decydując się na pierwszą adopcję zadeklarowali, że jeśli pojawi się rodzeństwo ich syna, również je przyjmą. Dlatego po adopcji syna, rok później adoptowali też jego siostrę. A teraz wyrazili gotowość adopcji tego dwuletniego dziecka, które przebywało w RZ. Tak naprawdę już na początku procesu adopcyjnego wyrazili gotowość przyjęcia do czwórki dzieci (rodzeństwa), co jest całkowicie realne, bo matka tych dzieci ma obecnie 24 lata, więc sytuacja jest bardzo rozwojowa reprodukcyjnie.<br />Doszło do konfliktu - kto ma większe prawo adoptować dwulatka? Rodzice adopcyjni jego rodzeństwa, których dziecko nie zna, jak również nie zna swojego rodzeństwa, czy jednak RZ, w której przebywa od urodzenia i kojarzy jako swoją jedyną rodzinę? Prawo mówi o tym, że RZ ma pierwszeństwo adopcji ze względu na wytworzone więzi z dzieckiem.<br />Ale prawo mówi też o tym, że pierwszeństwo ma zasada łączenia rodzeństw.<br />Skonfliktowały się więc dwie równorzędne prawnie zasady.<br /><br />Opowiadając tę historię znajomym zwróciłam uwagę na absurd, który się dzieje: waga biologicznego pokrewieństwa między rodzeństwem jest przez nas oceniana tak wysoko, że kompletnie ignorujemy fakt, że a) te dzieci się nie znają b) dwulatek ma już zbudowaną więź z opiekunami, którą chcemy zniweczyć w imię przyszłej więzi z nieznanym rodzeństwem i nieznanymi rodzicami adopcyjnymi c) za chwilę i tak pojawi się czwarte, piąte, i szóste rodzeństwo, którego ta rodzina adopcyjna już nie przyjmie, więc tak czy inaczej dojdzie do rozdzielenia rodzeństwa. Pytanie tylko, na którym dziecku się to zatrzyma: na trzecim czy na piątym? To zaledwie kwestia kolejności i czasu, bo matka niemal na pewno będzie rodzić dalej. Skoro więc i tak będzie rozdzielenie, czemu trzymać się tak kurczowo idei łączenia rodzeństw akurat przy tym maluchu, który od dwóch lat jest w rodzinie zastępczej i ma już stabilizację?<br /><br />moi znajomi odpowiedzieli:<br />tak, to wszystko prawda, ale wiemy, że dorosłe dzieci adoptowane w pierwszej kolejności szukają właśnie rodzeństwa, a nie rodziców. Być może jest też tak, że to, na czym my, dorośli, się najbardziej koncentrujemy (rodzice dla dziecka) nie jest wcale ważniejsze od innej więzi, jaką się ma/może mieć z rodzeństwem? Bo więź z rodzeństwem jest dożywotnia. Odebranie jej może się położyć cieniem na całej przyszłości. Jakie mamy prawo decydować, ze dwa lata spędzone w RZ są ważniejszym argumentem niż niepoliczalna liczba lat spędzonych w przyszłości z bratem i siostrą? A co, jeśli to nie kapitał rodziców, ale kapitał rodzeństwa jest ważniejszy biograficznie?<br /><br />nie wiem, czy zostałam przekonana tą argumentacją. Ale jakoś mnie ona zainspirowała, uderzyła.<br />Może i dla Messengera ten starszy brat jest/będzie większą życiową wartością, kapitałem i ostoją, niż rodzina adopcyjna? Może - paradoksalnie - właśnie ten wariant mniej mu skomplikuje życie i wyprostuje więcej ścieżek? Nawet mimo nieudolnej mamy?<br />Nie wiemy tego, ale ja się jakoś skłaniam do myśli o tym, że więzi między rodzeństwem (również te przyszłe) są mocno niedoceniane mimo deklaracji. I może to jest nasz błąd, kto wie.bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-62420279498180837142019-01-12T23:01:45.319+01:002019-01-12T23:01:45.319+01:00Pytanie,czemu mamie odebrano te dzieci. I co z tat...Pytanie,czemu mamie odebrano te dzieci. I co z tata?,bo od tego może czują się mniej lub bardziej nieszczęśliwi.<br />Zreszta trudno wymagać, by ktokolwiek, oddał dzieci ot tak sobie.<br />Jednak z jakiegos powodu ktoś je zabrał, więc to wszystko trudne.<br />NikolaAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-50717511514895692952019-01-12T22:53:48.655+01:002019-01-12T22:53:48.655+01:00To czekam na cdTo czekam na cdAgatahttps://www.blogger.com/profile/11500428044176985378noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-83237555392637975972019-01-12T22:40:50.252+01:002019-01-12T22:40:50.252+01:00Kilkanaście godzin temu odebraliśmy dwoje dzieci. ...Kilkanaście godzin temu odebraliśmy dwoje dzieci. Są bardzo miłe i niewiele im potrzeba. Chociaż może jeszcze działają w „trybie przetrwania”, więc się starają.<br />Majka napisała do Jowity, że wszystko przebiegło w miarę spokojnie. No to muszę stwierdzić, że ta moja żona to „ma jaja”. Cztery godziny tłumaczenia mamie i jej partnerowi, rzucanie się z pazurami, ściąganie dodatkowych zastępów policji, znajomych (chociaż może to była rodzina) w charakterze negocjatorów. Potem wielkie emocje, łzy, złość, rezygnacja, poddanie się.<br />I nawet było mi tej dziewczyny szczerze żal. Przetuptałem w tym czasie kilka kilometrów, bo nie potrafię stać w miejscu . Nie nadaję się na komandosa, i branie udziału w takich akcjach zwyczajnie mnie przerasta. Majka z jednej strony jest dużo bardziej stanowcza i opanowana, a jednocześnie jest bardziej empatyczna. Nawet stwierdziła, że sama by tak łatwo nie odpuściła. <br /><br />Co do Messengera, to też życzę dziadkowi długich lat życia. Brat chłopca mieszka z nim od urodzenia (w charakterze dziecka zastępczego) i bardzo dobrze funkcjonuje. Jest mądrym, rezolutnym i uczuciowym dzieckiem. Trudno w słowach opisać atmosferę oczekiwania na powrót Messengera. Może nie było to czekanie na przyjście Mesjasza, ale... prawie. Nie jestem przekonany, że ten powrót był najlepszym rozwiązaniem. Mam tylko taką nadzieję.<br />Pikuś Incognitohttps://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-69953800207555074592019-01-12T21:26:19.109+01:002019-01-12T21:26:19.109+01:00życzę wobec tego dziadkowi zdrowia i wielu szczęśl...życzę wobec tego dziadkowi zdrowia i wielu szczęśliwych lat. To chyba wszystko, co można tu napisać.bloonoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-46110467033542328052019-01-12T10:12:48.970+01:002019-01-12T10:12:48.970+01:00No i jaki los czeka Messengera?No i jaki los czeka Messengera?Agatahttps://www.blogger.com/profile/11500428044176985378noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-85160329750178458462019-01-12T09:37:47.833+01:002019-01-12T09:37:47.833+01:00I jak się potoczyło? Jak początku Messengerra u m...I jak się potoczyło? Jak początku Messengerra u mamy ?<br />No właśnie, na jakiej zasadzie braciszek Messengera został u dziadka?<br />Co z rodzeństwem? <br />Jak rodzic jest "dużym dzieckiem", to ciężko może być..bo to nie tylko o głaskanie po głowie chodzi lecz o całą odpowiedzialność i samodzielnosc i umiejernosc szukania wsparcia, gdy potrzeba. ..<br />Przecież jakby ktokolwiek z zastępczych miał taką postawę, to by przestał być taka zastępcza szybciej niż by został. ..Nikola<br /><br />Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-83798522541687209662019-01-12T08:14:11.518+01:002019-01-12T08:14:11.518+01:00A skąd tam ten brat? Na jakich zasadach? Dziadek y...A skąd tam ten brat? Na jakich zasadach? Dziadek yo RZ?Agatahttps://www.blogger.com/profile/11500428044176985378noreply@blogger.com