tag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post3377980694070164655..comments2024-03-04T20:57:05.572+01:00Comments on Pogotowie Rodzinne - co to takiego?: --- Czasami jest ciężko.Pikuś Incognitohttp://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comBlogger137125tag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-89950576474199761882019-11-14T11:38:26.384+01:002019-11-14T11:38:26.384+01:00Przede wszystkim, dziękuję doktorowi Агбазаре za t...Przede wszystkim, dziękuję doktorowi Агбазаре za to, że oddał mi mojego ukochanego w ciągu 48 godzin. Nie mam nic do powiedzenia, jak tylko podziękować i powiedzieć, że jestem szczęśliwy.. Moja ukochana traktuje mnie lepiej, i spędza większość swojego czasu ze mną teraz mówi mi, jak bardzo mnie kocha, niż kiedykolwiek wcześniej.. Jeśli masz jakiekolwiek problemy ze swoim kochankiem, skontaktuj się z lekarzem Агбазарой e-mail: ( agbazara@gmail.com ) lub WhatsApp +2348104102662, bo on jest rozwiązaniem wszystkich problemów w relacjach <br />COMMENThttps://www.blogger.com/profile/00933110968193154043noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-43074004114744058822018-04-28T09:54:14.224+02:002018-04-28T09:54:14.224+02:00Dziękuję za książki. ☺Przeczytam.Bolwbego znam. ...Dziękuję za książki. ☺Przeczytam.Bolwbego znam. Faber i Mazlish tez.Resztę chętnie przeczytam.<br />NikolaAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-55087844060252857612018-04-28T09:52:23.971+02:002018-04-28T09:52:23.971+02:00Więzi i owszem. Ale przestrzeń do budowania NOWEJ ...Więzi i owszem. Ale przestrzeń do budowania NOWEJ sieci tez musi być. <br />I po adopcji, bo długim przejściu do nowej rodziny to jest czas na to. <br />Jestem totalnie przeciwna wychowywaniu dzieci, gdzie one we wszystkim decydują wg.swoich potrzeb, często rozumianych w sposób dziecięcy, no bo są dziecmi-to wiadomo.<br />Dorosły ma zdecydować co jest dla dziecka dobre , patrząc na potrzeby dziecka. A nie ma oceniać dziecko. Dziecko owszem może oceniać, ale nie w kluczowych sprawach. ..i fakt, ten zakres się powiększa jego kompetencjiz wirkirm, ale decyzje, co robić. .ma podjąć dorosły. <br />Tak, dokładnie tak-to Rodzic adopcyjne ma prawo decydować co jest dla JEGO dziecka dobre a co nie. Nikt inny za niego nie powinien tego robić. Oczywiście po adopcji i po długim okresie poznania dziecka.<br />Nie rodzic zastępczy. Po adopcji ocenia i decyduje rodzic adopcyjne, bo to jego dziecko od tej pory. X szacunkiem do historii, ale jego.<br /><br />Tak. W którymś momencie trzeba uznać rodzinę zastępcza za rozdział zamknięty. Oczywiście za rozdział, do którego można wracać w opowieściach. Chyba, że obie strony pragną spotkań. <br />Zgadzam się, że po tym pomoście dziecko ma biegać, ale tylko w czasie przechodzenia do nowej rodziny i po to jest cały ten proces rozciągnięty w czasie przechodzenia dziecka do nowej rodziny. <br />Przychodzi jednak moment, gdy dziecko ma przejść na " drugi brzeg" i tak, jeśli rodzice uznają, że dla ich dziecka to dobre, to ono realnie wracać tam nie musi i juz. <br />Mówię o SYTUACJI PO ADOPCJI. Po DŁUGIM okresie przechodzenia do nowej rodziny.<br />I rodzice z dzieckiem mają pełne prawo uczyć się siebie. Siebie. W tej relacji.Proces przechodzenia do nowej rodziny rozłożony w czasie wystarczy by nauczyli się troszeczkę siebie nawzajem...reszta przed nimi. I to wg mnie jest dobre. Bardzo dobre,ze maja tworzyć tę relacje crodzic-dziecko jako swoje, z nowym sposobem zasypianie, tulenia itd... W długim okresie przechodzenia dziecka do nowej rodziny mają się poznać. Z tym się zgadzam. Ale naprawdę po miesiącu, albo trzech ( wg.propozycji Pikusia), trochę już się obie strony ( dziecko i rodzice adopcyjni)poznają, na tyle.. by na tym etapie wiedzieć co jest dobre dla dziecka i co lubi a czego nie lubi. Dalej , po adopcji...będą się siebie uczyć jeszcze całe życie. I to dobre.<br />Adopcja zakłada trochę nowości. Inaczej, jeśli rodzic adopcyjni ma tylko kopiować relacje z poprzednim opirkunem ( a to i tak niewykonslne), to byłoby to bezsens. <br />Powstaje inna relacja, inna rodzina, rodzina, która poznaje dziecko, ale wie po rozmowach z zastępczym i przejmowanie przez 1-3 miesiące na tyle o dziecku, że ma prawo decydować co dla niego jest dobre.<br />I to ta relacja ma być najważniejsza, bo jest docelowo relacja.<br />Tak, pytam ciągle i mówię o przedłużanie, bo naprawdę to jest bardzo niepokojące. ..to trochę taki przekaz,: mamo, znasz dziecko za krótko, byś decydowała co dla niego dobre...to kto i kiedy ma odwagę powiedzieć, że ta mana zna już to dziecko wystarczająco???<br />To co, do tego czasu o wszystko ma pytać rodzinę zastępcza? Mówię już po adopcji. Zawsze będzie coś, czego mana adopcyjni nie będzie o dziecku wiedzieć. I co, przepraszam, zamiast zaufać dobie i wsłuchać się w potrzeby dziecka, że wszystkim ma ciągle latać do rodziny zastępczej? By ta druga była usatysfakcjonowana, a może ta pierwsza czuła się zaopiekowana? <br />Tak. Dla mnie jest taki moment, gdy rodzina po długim okresie poznawania dziecka po prostu zaczyna żyć swoim życiem. Rodzina zastępcza jest przeszłością tego dziecka. I uważam, że o tej przeszłości trzeba dziecku mówić. Spotykać się można, ale ja nie uważam tego za konieczne.<br />Tak. To jest nowy rozdział. Stary zamykamy. Po długim okresie przechodzenia dziecka. Stary rozdział ma istnieć w świadomości, ale nie musi być realnie od któregoś momentu obecny w życiu dziecka.<br />Bo naprawdę inaczej to całe życie adopcyjne mogą chodzić po porady do zastępczych, a chyba nie o to chodzi.<br />I nie mówię tego złośliwie, tylko tak uważam. <br />Nikola<br />Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-79253864775274343282018-04-28T02:07:20.239+02:002018-04-28T02:07:20.239+02:00Dziecko od urodzenia (powiedzmy, że 3 lata) przeby...Dziecko od urodzenia (powiedzmy, że 3 lata) przebywało w rodzinie zastępczej. To jedyna rodzina, jaką zna, jedyna też, jaka zna je. To ta rodzina wie, przy jakiej piosence zasypia, dlaczego boi się tygrysa, a smoka już nie, że pije tylko w niebieskim kubeczku, że złości się, kiedy w sklepie nie może wkładać zakupów do koszyka, że ma swoją ulubioną książkę, z której historie trzeba opowiadać tylko w jeden określony sposób. Że nie znosi spinek we włosach, ale gumki są już ok. Że uwielbia gilgotanie w brzuszek, ale w stopy już nie. Że może godzinami wyglądać przez okno i patrzeć na psy, rowery i ptaki. <br /><br />Rodzice adopcyjni na początku nie wiedzą o dziecku nic. Znają je miesiąc (przy dobrym wietrze), więc mniej niż 1/36 jego życia. Nie mają pojęcia o jego upodobaniach, temperamencie, potrzebach, zainteresowaniach, oczekiwaniach. Ale to oni i tylko oni mają prawo o dziecku decydować, oceniać, co jest dla niego dobre, co jest jego potrzebą, kiedy dziecku wystarczy kontaktów z dotychczasową rodziną. To oni mają prawo nie chcieć kontaktu. To oni mają prawo uciąć relację. Wszechwładcy.<br /><br />Ciągle zadajesz pytania, więc i ja je zadam: dlaczego rodzice adopcyjni mają prawo o tym decydować? Bo tak zapisano w dokumentach? Bo sędzia wydała wyrok? Bo takie są teraz przepisy? Bo to ICH dziecko...?<br /><br />Piszesz, że przekazywanie to pomost i że każdym mostem przechodzi się w końcu na drugi brzeg. Ironizujesz, że "ktoś wymyśli, że kontakty raz na pół roku powinno prawo nakazać", że "serio można tak do 18". To przekonanie wynikające właśnie z uznawania adopcji za coś ostatecznie odcinającego, a rodziny zastępczej za historię zamkniętą. A to nie powinien być pomost, którym się idzie tylko w jedną stronę. Dziecko powinno mieć możliwość przebiegania przez niego wiele razy, by ostatecznie osiąść w docelowej rodzinie - ale nadal z możliwością odwiedzin po drugiej stronie rzeki - nawet do osiemnastki. Nie powinno się tego traktować jako przejścia i zamknięcia z trzaskiem bramy. Adopcja jest nowym rozdziałem, a nie nową książką. A nowy rozdział oznacza, że zawsze można zajrzeć do starego, poszukać tam wsparcia, wskazówek, wyjaśnień. <br />K.K.<br /><br />P.s. Chciałabym Ci szczerze polecić książki o rozwoju dziecka. Np. Searsów, Stuarta Shankera, Margot Sunderland czy choćby Faber i Mazlish. A na początek jednak Bowlbyego. Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-58253378766557238892018-04-28T00:54:57.644+02:002018-04-28T00:54:57.644+02:00Ja powtórzę kolejny raz, że mi naprawdę nie chodzi...Ja powtórzę kolejny raz, że mi naprawdę nie chodzi o to, żeby wymazać z pamięci dziecka fakt adopcji i przestawić jak pakunek. Adopcja to nie poród. <br />Tylko dlaczego, jeśli rodzice adopcyjni ( przykładowo Smerfetki), ocenia, że po miesiącu przejmowania dziecka i jednej wizycie w okresie preadopcyjnym to dla ich córki wystarczy, są za to pietnowani chociażby tu na tym blogu w komentarzach? <br />Bo ktoś uważa , że to zbyt szybko.Stąd pytanie, kto ma oceniać itd itd.<br />W sytuacji, gdy ludzie chcą spotkań po adopcji sprawa jest prosta. <br />A gdy nie chcą? Bo uważają, że to dla ich dziecka dobre...bo tak ocenimi potrzeby swojego dziecka...zmuszać ich? Co robić wtedy? <br />Mówię o tych, którzy ocenili, że ich dziecku to wystarczy.<br />NikolaAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-87172602880776964122018-04-28T00:44:30.150+02:002018-04-28T00:44:30.150+02:00K.K- Zle mnie zroxumislas.Ja nigdzie nie napisałam...K.K- Zle mnie zroxumislas.Ja nigdzie nie napisałam i nie uważam, że nie trzeba podążać za dzieckiem.<br />Tyle, że to dorosły ocenia jak na potrzeby dziecka odpowiedzieć, w jaki sposób. Nie dziecko. Po przeanalizowaniu wszystkich sygnałów ,uważnym spojrzeniu na jego potrzeby dorosły ocenia co jest dla dziecka dobre a co nie. Nie ocenia tego dziecko, bo jest dzieckiem.<br />Rodzic ma słuchać potrzeb dziecka, ale co w związku z nimi będzie dobre a co złem ma ocenić on jako rodzic. I dobry rodzic umie to zrobić. <br />Ja nigdzie nie mówiłam o podążaniu za dzieckiem, że jest źle. <br />Podążaszkoda rodzice, oceniasz i decydujesz co będzie dla Twojego dziecka dobre.<br />W takim sensie to nie dziecko decyduje ale rodzic.<br />Robienie zaś zupełnieTYLKO i CIAGLE tego co chce dziecko powoduje właśnie roxpieszczenie.<br />NikolaAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-79827324008100615212018-04-28T00:22:32.334+02:002018-04-28T00:22:32.334+02:00Agata, ale ja cały czas pisze o tym, co juz po ado...Agata, ale ja cały czas pisze o tym, co juz po adopcji, że to powinien być wybór rodziców. <br />I że proces przekazywania dziecka, to ma być procesem rozciagnietym w czasięgu. .. Tylko jak każdy proces powinien się kiedyś skończyć. <br />Ja nie mówię tu o przekazaniu dziecka jak paczki. Przychodzisz i zabierasz. Tak. Nawiązało dziecko więzi. I dlatego stopniowo przechodzi do nowej rodziny.<br />Jednak to rodzice adopcyjne powinni decydować, kiedy uznają, że przejście jest zakończone. I nikt nie na prawą im mówić,gdy zdecydują, że to już, że jeszcze , że to za wcześnie.<br />Kiedy wg.Ciebie Agata, jest moment, że rodzice dla dobra dziecka nie muszą spotykać się z zastępczymi? <br />Ktoś to określić musi.<br />I jeśli to będzie wcześniej opracowany plan, to ok, jeśli zostawiamy to tak, że oceniaja adopcyjne to tez ok, ale w przypadku każdego dziecka musi to zostac określone. ..by nie bylo...ze jeszcze troszeczkę. ..jeszcze potrzebuje tych odwiedzin itd itd. ..bo tak to można naprawdę ciągle i dlugo to przeciągać lub odwrotnie wziąć jak paczkę i przestawić w nowe miejsce.<br />Dziecko traci,ma przejść łagodnie, ale w końcu ma się znaleźć ba tym drugim brzegu.<br />Z nowymi rodzicami.<br />PS.Przykład z czapka celowo przejaskrawilam i splycilam. <br />Nie wolno dziecka przestawić jak paczkę. Ale nie wolno wymagać tez, by cały czas musieli być obecni realnie rodzice zastępczy w tle,( opowiadanie historii to co innego)<br />I jeszcze raz powiem-nie chodzi mi absolutnie o sytuację, gdy ktoś jest za spotkaniami.<br />Tylko rodzice postępujący inaczej tez maja prawo wiedzieć, że robią dobrze, nie utrzymując PO adopcji tych kontaktów. <br />Nie mowie o procesie przekazywania dziecka...procesie rozciągniętym jakoś w czasie.<br />Nikola<br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br />Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-31200591855917444642018-04-27T23:48:16.297+02:002018-04-27T23:48:16.297+02:00Agata - ostro, ale w punkt. Zgadzam się z każdym s...Agata - ostro, ale w punkt. Zgadzam się z każdym słowem. <br />K.K.Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-74821698349989986882018-04-27T23:35:32.227+02:002018-04-27T23:35:32.227+02:00K.K. - pisałyśmy w tym samym czasie, niemal to sam...K.K. - pisałyśmy w tym samym czasie, niemal to samo :-)Agatahttps://www.blogger.com/profile/11500428044176985378noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-73702501724656168802018-04-27T23:33:52.512+02:002018-04-27T23:33:52.512+02:00czytam to wszystko i nie wierzę,
Nikola :"pa...czytam to wszystko i nie wierzę, <br />Nikola :"pani, która instruuje jak dziecku zakładać czapkę". Toż to straszne spłycenie dramatu dziecka jest. Pora spojrzeć na to spoza własnych, egoistycznych potrzeb dorosłego człowieka. otóż: jest dziecko, mały człowiek (duży sam powie, a przynajmniej ma taką możliwosć, czasami nie powie...) za którego myśli dorosły i uważa, że na bank wie. Postaw się raz w sytuacji tego dziecka: jest mama i tata, nawet, jeśli to dziecko nazywa RZ Pan/Pani; WUj/ciocia. I ta mama i tata go komuś pzrekazują. Obcemu komuć. Nawet, jeśli ta obca pani łkając ze wzruszenia odnalazła oto własne dziecko, to jest jej punkt widzenia. Nie dziecka. Dziecko w tym momencie nie odnajduje, tylko traci. Tę dotychczasową mamę i tate. I tak jest. Jak słońce nad światem. Dziecko w prawidłowo funkcjonujacej RZ czy pogotowiu czuje się bowiem kochane, czuje się bezpieczne i czuje się u siebie. Mówimy o maluchach nie rozumiejących swej sytuacji prawnej. Nie myślących jak dorosły. To dziecko na pewno nie pragnie tego przejścia, a już na pewno nie na takich warunkach, jakie Bloo tu - i słusznie - tępi. To dziecko musi powoli rozluźnić "stare" więzy i nawiązać nowe. Nie wiem, jak długo. Zalezy. ALe normalny rodazic, który to oto dziecko "odnalazł" - powinien te potrzeby rozumieć, bo one są oczywiste i nie skierowane przeciwko niemu. Za dzieckiem iść powienien. Za. A nie : "długo czekałem to ucinam nożem". tego kochający rodzic swemu dziekcu robic nie powinien. I nie traktować tego "starego " życia dziecka jako koszmaru. Ono tam nawiazało więzi, tam nauczyło sie kochać. Agata. Agatahttps://www.blogger.com/profile/11500428044176985378noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-90501694879108573102018-04-27T23:24:45.484+02:002018-04-27T23:24:45.484+02:00Czytam opowieści Pikusia i komentarze do nich od d...Czytam opowieści Pikusia i komentarze do nich od dość dawna. <br />Przede wszystkim chcę napisać, że jestem pod ogromnym wrażeniem mądrości Pikusia i Majki w podejściu do dzieci, wrażliwości i refleksyjności. <br /><br />Ale nie to mnie skłoniło do napisania. Chciałam się odnieść do dyskusji, jaka się tu wywiązała. Wiem, że dyskutujecie nie po raz pierwszy - czytałam wcześniejsze rozmowy. <br /><br />Moim zdaniem podstawowym błędem jest założenie, że dziecko trafiając do rodziny adopcyjnej ma czystą kartę, nie ma doświadczeń, osobowości, tożsamości. Że jest jak pakunek, który można przestawić z miejsca na miejsce. Że można (czy wręcz należy) zmienić mu imię i (o ile rodzice adopcyjni mają taką fantazję) udawać, że dotychczasowego życia nie miało. Że dziecko sobie "przeniesie więź" (cóż za kuriozalne określenie). Że pamiętanie o jego historii jest opcjonalne. Że stworzy się rodzinę tak, jak stwarza się z noworodkiem. Że adopcja ma być odwzorowaniem narodzin. Otóż nie powinna być, bo z definicji niewiele w tych procesach podobieństw. I to jest podstawowa kwestia, której należy mieć świadomość. Nie jest tak, że po adopcji rodzic adopcyjny nagle staje się takim samym rodzicem, jak "każdy rodzic". Założenie, ze "rodzina adopcyjna ma prawo zacząć żyć swoim życiem bez rodziców zastępczych na głowie" pachnie mi przekonaniem, że czas z rodziną zastępczą był dla dziecka gorszy, że należy go wymazać, najlepiej zapomnieć, a przynajmniej tych wspomnień nie podtrzymywać. Dla dziecka, zwłaszcza takiego, które całe swoje dotychczasowe życie spędziło w rodzinie zastępczej, nie ma "nowego startu", a założenie, że jest jakieś nowe "swoje życie" rodziny adopcyjne nie wiąże się z szacunkiem do przeszłości dziecka, a z szacunkiem wyłącznie do potrzeby rodziców adopcyjnych. W takiej narracji rodzic adopcyjny jest zbawcą, rycerzem na białym koniu, który przybył uratować nieszczęsne dziecko, biedną sierotkę (która przecież prawie nigdy nie jest sierotą) i jednym ruchem wymazać jej/jego dotychczasową historię. <br /><br />Druga rzecz, niejako powiązana z pierwszą, to jednak podążanie za dzieckiem i szacunek do niego jako posiadacza swoich potrzeb (a nie zachcianek!) i osoby mającej najwięcej kompetencji w zakresie tego, kim jest i co jest mu potrzebne. To nie dorośli decydują, co jest dobrem dziecka. Podążanie za dzieckiem nie oznacza, że dziecko robi co chce, że jest rozpieszczone i brak mu poczucia bezpieczeństwa. To są jakieś archaiczne teorie, zanegowane dziesiątki razy. I dziwi mnie, że takie prawdy wygłasza pedagożka. Zaufanie do dziecka i jego dotychczasowych opiekunów (a nie zakładanie, że chcą pouczać, wychowywać rodziców adopcyjnych czy ich kontrolować) to jednak podstawa. <br /><br />K.K.<br />Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-42670847352294451522018-04-27T21:58:33.471+02:002018-04-27T21:58:33.471+02:00Oceniasz mnie bloo, oceniasz...
Ja na temat Twoic...Oceniasz mnie bloo, oceniasz...<br />Ja na temat Twoich dzieci nic nie pisze przecież!!!!! <br />Dobra, ok, obie jesteśmy przekonane co do naszych racji. Powtarzam, bezsensem jest się kłócić.<br />Jednak widzisz sama, że rodzic tez bardzo chce mieć prawo decydowania.<br />I ludzie tuż po adopcji tez je chcą mieć. Walcząc o dobro swoich dzieci.<br />Dobranoc raz jeszcze.<br />NikolaAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-20011257652170240632018-04-27T21:51:29.933+02:002018-04-27T21:51:29.933+02:00Nie, ja Ciebie nie oceniałam i nie oceniam, bo nie...Nie, ja Ciebie nie oceniałam i nie oceniam, bo nie mam w zwyczaju niesprowokowana posuwać się do osobistych wycieczek. Może to jednak dobry moment, aby napisać jasno, że moja uprzejmość się całkowicie kończy w miejscu, w którym obca osoba wypowiada się na temat moich dzieci. Sugerowałabym potraktować to serio, bo potrafię być bardzo asertywna i nie przebieram wtedy w słowach.a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-87133468267836641202018-04-27T21:27:55.046+02:002018-04-27T21:27:55.046+02:00Droga bloo, nie dogadamy się pewnie, kłócić nie m...Droga bloo, nie dogadamy się pewnie, kłócić nie ma się o co, jedynie prosze Cię byś pamiętała, że ani ja ani Ty możemy się mylić. <br />Nie tylko ja. Ty również. Mimo działalności naukowej, posiadaniu dzieci i innych czynników o których mówisz. <br />Ty oceniasz. Jak ja oceniam to się unosi. <br />Tyle w tym temacie. Dobranoc.NikolaAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-33231350824922251852018-04-27T21:11:36.134+02:002018-04-27T21:11:36.134+02:00To fajnie, że choć ja Ciebie nie znam, Ty nie waha...To fajnie, że choć ja Ciebie nie znam, Ty nie wahasz się omawiać szeroko (i nie pierwszy raz), jak mnie 'spostrzegasz'. Z grzeczności nie napiszę, jak nazywamy takie zachowanie oraz co sądzę o przypadkowych osobach, które nieproszone wypowiadają się na temat mojego prywatnego życia (spoiler: stosunek do własnych dzieci się zalicza do tej strefy)a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-52808671053060974182018-04-27T21:06:49.158+02:002018-04-27T21:06:49.158+02:00Jestem pedagogiem. Ja od lat zaś mam do czynienia ...Jestem pedagogiem. Ja od lat zaś mam do czynienia z bardzo różnymi rodzicami dzieci zdrowych i niepełnosprawnych.<br />I uważam, że to rodzic decyduje.<br />JZnam różnych rodziców i takich, którzy boją się puszczać dzueci w świat tez...<br />I tak Ciebie spostrzegam, wiec życzę co uważam za stosowne<br />A zresztą to co Ty o mnie wiesz...o tym co mysle w każdym aspekcie...w sumie nic<br />Pozdrawiam. Nikola<br />Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-10950899818248630972018-04-27T21:01:17.755+02:002018-04-27T21:01:17.755+02:00Co do planu zaś, to pomysł jest dobry. Tyle, że c...Co do planu zaś, to pomysł jest dobry. Tyle, że chyba powinien być opracowywany jakoś tak w miarę szybko, po pierwszym zapoznaniu z rodzicami adopcyjnymi. A znając nasze polskie realia to nim się wszyscy by zebrali..<br />Nikola<br />Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-28264170877915380432018-04-27T20:56:52.828+02:002018-04-27T20:56:52.828+02:00Dziękuję. NikolaDziękuję. NikolaAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-63763555615793679202018-04-27T20:49:21.900+02:002018-04-27T20:49:21.900+02:00proszę uprzejmie, lubię ludziom sprawiać radość.proszę uprzejmie, lubię ludziom sprawiać radość.a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-63108993047580077282018-04-27T20:48:28.504+02:002018-04-27T20:48:28.504+02:00dziękuję za życzenia, ale o ile mi wiadomo z nas d...dziękuję za życzenia, ale o ile mi wiadomo z nas dwóch to ja jestem praktyczką: mam dzieci, prowadzę RZ i pracuję w tym obszarze od lat. Nauka jest moim dodatkowym zawodem. Tak więc to dość zaskakujące życzenia jak na kogoś, kto nie jest skłonny poprzeć własnych opinii ani badaniami, ani praktyką, ani doświadczeniem.<br />ps. o zespole pisalam Ci w innym wątku, ale nie jestem zdziwiona, ze tego nie pamiętasz.a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-22849337957516399142018-04-27T20:38:33.227+02:002018-04-27T20:38:33.227+02:00Jeszcze do bloo: JA CIEBIE parę dni temu pytałam j...Jeszcze do bloo: JA CIEBIE parę dni temu pytałam juz o to, kto miałby decydować by nie było przedłużania ani skracania czasu przekazywania dziecja ukontaktów. <br />Wiec ciesze się, że chociaż anonimowe to odpiszesz.<br />Pozdrawiam.<br />Nikola<br />Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-80830848475893528942018-04-27T20:35:16.388+02:002018-04-27T20:35:16.388+02:00Ja tez zapoznała się z Twoimi. I przykre jest, że ...Ja tez zapoznała się z Twoimi. I przykre jest, że tylko sobie dajesz prawo do wszech wiedzy. <br />Badania zaś blog, to bardzo skromny wycinek rzeczywistości. Historia wychowania miała wiele teorii, opinii i poglądów na owo.<br />Badanią dziś są takie. Jutro inne.<br />A swoje zdanie mam prawo wyrażać tak jak i Ty. I nic nie zmieni tego.Bloo, nauka to jeszcze nie wszystko...<br />A puste hasła w stylu podążanie za dobrem dziecka...to każdy w tym systemie ich używa. Każdy, rozumiejąc je trochę inaczej.<br />Jakby co, to ani ja ANI TY ani żaden badacz nie zjedliśmy wszystkich rozmów, by nie dawać drugiej stronie szans do jego zdania. <br />A to robisz. <br />PS. Ciekawa sprawa. ..gdy ją Cię pytałam parę dni temu KTO MA TO OCENIAĆ? To była cisza...teraz komuś odpowiadasz poniżej. Masz prawo. Ale pamiętaj, że to pytanie juz wcześniej padło. I życzę wszystkim rodzinom adopcyjne, by nie musieli spotykać rodzin zastępczych, którzy wmówić im, że w nieskończoność wbrew ich woli muszą utrzymywać z nimi kontakt.<br />A Tobie Bloo życzę dużo radości z dzieci i więcej zaufania do puszczanie ich w świat. I zaufania dorosłym. A nie tylko nauce.<br />NikolaAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-38715490081935922832018-04-27T20:25:58.711+02:002018-04-27T20:25:58.711+02:00nie mam ochoty rozmawiać dłużej o Smerfetce. I nie...nie mam ochoty rozmawiać dłużej o Smerfetce. I nie mam potrzeby dalszego dyskutowania o Twoich przekonaniach, już się z nimi zapoznałam, dziękuję. Jeśli będziesz chciała dołożyć argumenty z badań, dowody, cokolwiek konkretnego, wtedy chętnie wrócę do dyskusji. a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-61211848713735162482018-04-27T20:20:38.103+02:002018-04-27T20:20:38.103+02:00odpisuję Anonimowemu niepodpisanemu, więc nie wiem...odpisuję Anonimowemu niepodpisanemu, więc nie wiem, kto to jest ;)<br /><br />Kto miałby ustalać? To proste i już działa, tylko w innych sferach. Sąd rodzinny też nie podejmuje decyzji samowładnie, a na podstawie opinii wielu stron. Myślę, że kluczem do wszystkich sytuacji spornych jest sytuacja myślenia kolektywnego. Innymi słowy: zespołu.<br />W UK decyzja o planie zapada zespołowo. W zalezności od sytuacji i wieku dziecka w zespole uczestnicza przyszli rodzice, rodzice zastępczy, koordynator RZ, koordynator dziecka (serio, jest taki ktoś i czemu nie ma go w Polsce?), pracownik społeczny z OA, ale też mogą być to: wychowawczyni szkolna, wychowawca z domu dziecka, psycholog dziecka, kurator i każda osoba, która ma konkretny mandat wobec tego konkretnego dziecka.<br /><br />Zespół działa razem - każda strona przedstawia swoją opinię, dzieli się własną perspektywą, omawia swoje argumenty i wątpliwości. Przy dzieciach starszych o zdanie jest pytane oczywiście samo dziecko (w sumie od tego powinnam zacząć).<br />Ten rodzaj działania występuje też w obszarze medycyny (konsylia), oświaty (rady), nawet w samych ośrodkach adopcyjnych (zespoły), ale dziwnym trafem nie rozszerza się tego trybu na sytuację przejścia dziecka do RA (i do RZ też nie, a to też jest ten sam przypadek, bo są dzieci 'wędrujące').<br />Uważam, że to błąd.<br />Uważam, że działanie zespolowe i decyzje podejmowane w trybie kolektywnym są jak demokracja: być może nie jest doskonała, ale nikt dotąd niczego lepszego nie wymyślił.<br />Ten rodzaj pracy wymusza skoncentrowanie się na wspólnym celu i działanie na rzecz szukania sposobów, a nie wymyślania powodów. Mam też poczucie (nie jest ono gołosłowne, bo ten system działa w praktyce innego kraju), że o wiele większe ryzyko zgubienia dobra dziecka jest tam, gdzie decyzję podejmuje jedna-dwie osoby niż tam, gdzie tych osób jest kilka i system narzuca im konieczność znalezienia wspólnego rozwiązania. To jest planu.<br /><br />Spójrzmy też na inne sfery życia - gdzie jest największe ryzyko nadużyć w dowolnej strefie? Tam, gdzie proces nie jest przejrzysty, bo decydentem jest jedna osoba. Gdzie to ryzyko jest najniższe? Tam, gdzie pracują zespoły ludzi, bo wtedy znacząco spada ryzyko korupcji, wykorzystania wpływów, zrobienia czegoś pod stołem i tak dalej. Pojawia się za to konieczność słuchania innych stanowisk i przemyślenia własnego. <br />a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-60638948480213328782018-04-27T20:09:39.170+02:002018-04-27T20:09:39.170+02:00odnośnie przepisów, o ktorych pisałam, to nie chod...odnośnie przepisów, o ktorych pisałam, to nie chodzi mi o przepis mówiący o konieczności (lub zakazie) kontaktu z RZ czy DD, ale o przepisie mówiącym o obowiazku sporządzenia PLANU.<br />Li i jedynie.<br />To z planu wychodzi mapa potrzeb konkretnego dziecka.<br />Poza tym mam intuicję, że obowiązek zebrania się wszystkich stron w celu przedyskutowania dobra dziecka, służyłby szerokiej refleksji nad tym oto niezwykłym problemem, że owszem, tam jest dziecko i to na nim się skupiamy, bo ono jest najważniejsze w tym wrażliwym momencie.<br />Z takiego planu mogłaby też wyniknąć decyzja, że przejście będzie krótkie i nie będziemy potem się odwiedzać, bo są dzieci, które właśnie takiego scenariusza sobie życzą.<br />Zasadniczo uważam, że ludziom są bardzo potrzebne refleksje ;) Do myślenia warto zachęcać, szczególnie do poszerzania perspektyw i wchodzenia w pozycję innych stron.<br />a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.com