tag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post1037750818417073801..comments2024-03-04T20:57:05.572+01:00Comments on Pogotowie Rodzinne - co to takiego?: --- Krzywdzenie emocjonalne.Pikuś Incognitohttp://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comBlogger34125tag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-23674951563499267922018-09-14T10:19:08.035+02:002018-09-14T10:19:08.035+02:00Majka, Pikuś pisał o Sasetce i Marudzie. Wiem, że ...Majka, Pikuś pisał o Sasetce i Marudzie. Wiem, że to nie jest ten case. Odnosiłam się do historii rodzin, które adoptowały dzieci spotykające się równocześnie z RB i proszone o to, aby zachować w tajemnicy fakt istnienia potencjalnych RA.<br />W sytuacji, do której się odnosisz, OB został w jakimś planie skrzywdzony niemożnością pożegnania. Dzieci prawdopodobnie przeszły proces razem z Wami, więc o nie bym się nie martwiła, bo z ich perspektywy RB byli nieobecni, co uczyniło miejsce na otwarcie nowego rozdziału historii adopcyjnej. Tu więc zapewne wszystko poszło dobrze.<br />Wracając do OB: myślę, że w takiej sytuacji pożegnanie może się odbyć także po fakcie, o ile ten człowiek się jeszcze z Wami skontaktuje. Wtedy pomyślicie, jak to przeprowadzić, aby dać również jemu możliwość zamknięcia tej historii.<br />Swoją drogą szkoda, że nie mamy w 'programie' takiego elementu, jak przygotowywanie RB do rozstania z dziećmi. To można robić, choć akurat chyba nie powinna robić tego RZ (na którą w praktyce często to niestety spada); wydaje mi się, że powinien robić to OA zapraszając rodziców na warsztaty, kurs czy choćby spotkanie, na którym pogada się od serca o nowej sytuacji i towarzyszących jej emocjach. Ostatecznie to OA proceduje adopcję, więc powinien zadbać o wszystkie jej strony, nie tylko o RA i dzieci.a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-34284598183334294892018-09-13T21:44:25.968+02:002018-09-13T21:44:25.968+02:00Żeby było jasne. Nigdy nie prosilismy dzieci żeby ...Żeby było jasne. Nigdy nie prosilismy dzieci żeby ukrywały coś przed Rb, ani zresztą przed nikim. Moje wątpliwości w przypadku Sasetki i Marudy polegały na tym, że nie pozwoliłam im się ostatecznie pożegnać. Tata przez kilka miesięcy się nie odzywał, dzieci już poukladały sobie(czy mi się tak wydaje???) że będą miały nową mamę i tatę, zaczęły tych nowych rodziców poznawać i wtedy odezwał się tatuś... Stchórzyłam. Bałam się wniosku o przywrócenie praw i odroczenia adopcji. Czy skrzywdziłam tatę? Może. A dzieci? Może też? Ale gdyby wniosek wpłynął, a dzieci spedziłyby u nas następne miesiące w oczekiwaniu? Sasetka chciała już nową mamę. Scenariusze mogłyby być różne a każdy z nich mógł w jakiś sposób krzywdzić dzieci, Rb, Ra. Na tamten moment podjęliśmy taką decyzję. Pewnie nie dowiemy się czy słuszną i nadal nie wiem jaką podejmiemy następnym razem. Anonymoushttps://www.blogger.com/profile/10080338785218972466noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-65715139084093873822018-09-13T21:00:21.807+02:002018-09-13T21:00:21.807+02:00dla mnie pomysł wiązania dziecka tajemnicą o plano...dla mnie pomysł wiązania dziecka tajemnicą o planowanej adopcji jest pomysłem nieakceptowalnym etycznie. Tak, rozumiem, że wynika to z polskich realiów, ale uważam, ze nie można tego usprawiedliwić. Przepraszam, ale nie. I sądzę też, ze cena takich adopcji może być bardzo wysoka, tyle że z kosztem rozciągniętym w czasie, więc niewidocznym w chwili, kiedy ten pomysł jest realizowany.<br />Każdy człowiek ma prawo do pożegnania, każdy. Nawet najgorszy rodzic, nawet najmłodsze dziecko. Nawet odchodzące zwierzę, jeśli było kochane. Te dzieci są kochane, ktoś je za chwilę będzie kochał nad życie i ktoś kochał je w ich pierwszym okresie życia, choćby była to babcia, położna czy rodzic zastępczy.<br />A mimo to usprawiedliwiamy wpychanie tych dzieci w najgorszy z możliwych konflikt lojalności :( Jak one mają potem pożegnać się w swoich głowach z rodzicami biologicznymi, skoro wisi nad nimi świadomość, że musiały się ich wyprzeć, bo zostały o to poproszone?a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-46343136558048561012018-09-13T19:05:07.232+02:002018-09-13T19:05:07.232+02:00A swoją drogą myślę że w wielu przypadkach np. gdy...A swoją drogą myślę że w wielu przypadkach np. gdy spotkania są regularne a dziecko na tyle duże że ma świadomość kim są jego rodzice, obydwie strony mają prawo do pożegnania. Utrzymywanie w tajemnicy pojawienia się kandydatów na Ra trochę etycznie mi zgrzyta, ale szczerość to niebezpieczeństwo uaktywnienienia się Rb i znaczne opóźnienie adopcji, o którym już tu pisaliście. Bardzo się boję takich sytuacji i podejmowania decyzji w poczuciu naszej niedoskonałości. Dotychczas jakoś udawało się względnie bezboleśnie rozwiązywać ten problem, ale czy zawsze nasze decyzje były słuszne? W każdym razie patentu nie mamy i w każdym przypadku musimy reagować intuicyjnie, myśląc przede wszystkim o dziecku a dopiero potem o jego Rb.Anonymoushttps://www.blogger.com/profile/10080338785218972466noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-25366358316383947862018-09-13T18:52:43.359+02:002018-09-13T18:52:43.359+02:00Prawdę mówiąc nie wiem skąd pomysł, że nieskuteczn...Prawdę mówiąc nie wiem skąd pomysł, że nieskuteczna apelacja miałaby zamykać drogę do wniosku o przywrócenie władzy rodzicielskiej, a brak apelacji przez RB zostawiałby drogę otwartą. Nie ma takiego przepisu. Apelacja polega po prostu na ponownym zbadaniu i rozstrzygnięciu sprawy przez sąd wyższej instancji, ale jej złożenie i negatywny wynik dla RB niczego nie zmieniają w możliwości złożenia wniosku o przywrócenie praw. <br />Problem chyba polega na tym, że pozbawienie władzy rodzicielskiej jest instytucją "ogólnego przeznaczenia" i nie zawsze jest wstępem do adopcji. Np. pozbawia się władzy rodzicielskiej tylko jednego z rodziców, a drugi zachowuje pełnię praw i osobiście wychowuje dziecko i ono nawet nie jest w pieczy zastępczej bo drugi rodzic jest OK. <br />Być może rozwiązaniem byłby przepis, który kończyłby możliwość kontaktów z RB jeśli dziecko zostałoby zakwalifikowane do przysposobienia. <br />Pozostaje ewentualnie kwestia uwrażliwienia sądów na pojęcie "zagrożenia dobra dziecka" i może doprowadzenie do jego przedefiniowania w praktyce stosowania prawa. Sąd może bowiem zakazać kontaktów "Jeżeli utrzymywanie kontaktów rodziców z dzieckiem poważnie zagraża dobru dziecka lub je narusza, sąd zakaże ich utrzymywania." Obecnie interpretacje idą w kierunku bardzo zawężającym: "Ze względu na charakter prawa do osobistej styczności z dzieckiem odebranie rodzicom tego prawa może nastąpić wyjątkowo, np. gdy utrzymywanie osobistych kontaktów rodziców z dzieckiem zagraża jego życiu, zdrowiu, bezpieczeństwu bądź wpływa demoralizująco na dziecko." Czyli w założeniu fakt, że dziecko jest zakwalifikowane do adopcji, a może nawet już się spotyka z RA to nie jest wystarczający powód do zakazania kontaktów (bo nie zagraża życiu, zdrowiu ani bezpieczeństwu...). Na razie jak rozumiem brak badań dotyczących zagrożeń zdrowia psychicznego dzieci w takiej sytuacji? <br />No i osobiście spotkałam się z RA, których dzieci "nie wygadały się" mimo równoległych spotkań z RB. Adopcje zostały pomyślnie sfinalizowane. Ale nie chcę myśleć, jak te dzieci się czuły...<br />Sama jestem w gronie oczekujących i pewnie jeszcze poczekam, ale nie jestem pewna, czy przyjęlibyśmy propozycję adopcji dzieci, które nadal spotykają się RB...Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-57992245439617246712018-09-13T18:46:02.891+02:002018-09-13T18:46:02.891+02:00Doprecyzuję tylko że tata Sasetki i Marudy tylko r...Doprecyzuję tylko że tata Sasetki i Marudy tylko raz próbował się skontaktować z nami w czasie spotykania się dzieci z rodzicami adopcyjnymi. Napisałam sms że w związku z nieregularnymi spotkaniami, zawieszam je i może się w tej sprawie kontaktować z Pcpr-em. Więcej nie podjął tematu, tak więc chyba nie ma powodu żeby nas podpalić. Anonymoushttps://www.blogger.com/profile/10080338785218972466noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-58838823544006275822018-09-13T08:59:43.464+02:002018-09-13T08:59:43.464+02:00Z tymi kontaktami aż do adopcji (też to słyszeliśm...Z tymi kontaktami aż do adopcji (też to słyszeliśmy od OB, którego poinformował o tym sędzia) to jedna z największych i najbardziej szkodliwych bzdur ever, i jest to rzecz, która IMO powinna zostać wykreślona z Kodeksu ze skutkiem natychmiastowym. Trzeba byc albo debilem, albo psychopatą, albo jednym i drugim, aby wpaść na taki pomysł: adopcja w uproszczeniu polega na zawiązaniu nowej rodziny, a żeby ta rodzina była stabilna, wszystkie strony (w tym dziecko) muszą ten układ zaakceptować i się pod nim symbolicznie podpisac. Nie da się wejsć w nowy układ będąc cały czas w starym. Analogia z budowaniem nowego związku i jednoczesnym spotykaniem się z eks partnerem/rką jest być może śmiała, ale oddaje sens. <br />W mojej ocenie ten zapis wynika oczywiście z dostrzegania i respektowania praw świętych rodziców biologicznych i tradycyjnie pomija w ogóle perspektywę samego dziecka oraz jego/jej odczucia.a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-80431188068859665092018-09-13T01:22:54.093+02:002018-09-13T01:22:54.093+02:00Język prawniczy jest dla mnie zbyt skomplikowany (...Język prawniczy jest dla mnie zbyt skomplikowany (zdecydowanie wolę język programowania). Jednak opierając się na rachunku prawdopodobieństwa, dochodziłem do wniosku, że brak precedensu, musi potwierdzać istnienie jakiegoś zapisu, na którym opierają się prawnicy rodziców biologicznych i nie nękają rodziców adopcyjnych. Dziękuję więc za asa, którego schowam do rękawa.<br />Krótko odniosę się jeszcze do okresu, gdy rodzice adopcyjni już spotykają się z dzieckiem, a rodzic biologiczny cały czas ma prawo do odwiedzin i złożenia wniosku o przywrócenie praw rodzicielskich. My staramy się zawsze blokować ewentualne kontakty z rodzicami biologicznymi. Nie ma szans, aby dziecko się nie wygadało. Pewnie nie powinienem o tym pisać, ale odsyłamy ich od Annasza do Kajfasza, korzystając z pomocy asystentów rodziny i koordynatorów pieczy zastępczej. Alternatywą jest przynajmniej kolejny rok oczekiwania na rozprawę w sądzie drugiej instancji i trauma rodziców adopcyjnych. <br />Tata Sasetki i Marudy nie ma pojęcia, że jego dzieci są już po rozprawie o przysposobienie i w tej chwili nie ma już nic do powiedzenia. Jednak kiedyś zadzwoni i się dowie. Najwyżej przyjdzie nas podpalić. Pikuś Incognitohttps://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-67412069359648951912018-09-13T00:00:49.176+02:002018-09-13T00:00:49.176+02:00Super, że mamy specjalistkę :)
Okej, to wobec tego...Super, że mamy specjalistkę :)<br />Okej, to wobec tego chciałabym zweryfikować informację od pracownic OA, które wyłożyły i zinterpretowały mniej więcej to, co napisałaś wyżej, ale z taką uwagą, że jeśli sąd postanawia odebrać prawa RB i oni zaapelują, to po zakończonej apelacji (zakładając, że sąd drugiej instancji podtrzyma postanowienie sądu pierwszej instancji, czyli pozbawia praw i władzy) tacy rodzice nie mogą już złożyć wniosku o przywrócenie praw.<br />Klarowano mi to, bo u nas jest taka sytuacja, że rodzice zostali pozbawieni praw, ale od postanowienia odwołało się tylko jedno z nich. Drugie ma w tej chwili prawomocnie odebrane prawa, zaś pierwsze apeluje.<br />I konkluzja ludzi z OA jest taka, ze jeśli sąd apelacyjny podtrzyma postanowienie o pozbawieniu praw rodzicielskich, to rodzic apelujący nie będzie mógł już złożyć wniosku o przywrócenie praw ( = tak jakby postanowienie sądu apelacyjnego odbierało tę możliwość), zaś rodzic pozbawiony już wcześniej praw nadal będzie mógł to zrobić.<br />No i - czy to jest prawda?<br />Zastanawiam się, dlaczego tylko apelacja ma działać jak anulacja prawa do złożenia wniosku o przywrócenie praw?<br />Z drugiej strony możliwości RB, aby hamować proces 'uwalniania' dzieci są wręcz nieprawdopodobne, serio...a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-55589641226509215512018-09-12T22:52:25.245+02:002018-09-12T22:52:25.245+02:00To ja się po raz pierwszy odezwę - choć od dawna c...To ja się po raz pierwszy odezwę - choć od dawna czytam bloga i komentarze z wypiekami na twarzy :)<br />W przypadku kontaktów RB z dzieckiem jest tak: <br /><br />Art. 113 kro: [Prawo i obowiązek utrzymywania kontaktów]<br />§ 1. Niezależnie od władzy rodzicielskiej rodzice oraz ich dziecko mają prawo i obowiązek utrzymywania ze sobą kontaktów.<br />Czyli pozbawienie władzy to nie jest pozbawienie prawa do kontaktów<br />1. i to jest moim zdaniem olbrzymia dziura w przepisach - powinno być raczej na odwrót - w przypadku pozbawienia władzy to sąd powinien decydować czy i w jakim zakresie rodzice zachowują prawo do kontaktów Obecnie jest tak, że mimo pozbawienia RB władzy rodzicielskiej zachowują oni prawo do kontaktów z dzieckiem, chyba że sąd ich tego wyraźnie pozbawi. W praktyce podobno zdarzają się sytuacje, że sąd poucza RB o tym, że nadal mają oni prawo do kontaktów, i zdarza się, że dopiero wtedy RB zaczynają się pojawiać w RZ albo w placówce. Jak wtedy skierować takie dziecko do adopcji? Co więcej, w każdej chwili mogą złożyć wniosek o przywrócenie im praw (bez żadnych warunków wstępnych, bez odstępu czasowego między nowym wnioskiem a poprzednim itp.), a to oznacza, że sąd ten wniosek musi rozpoznać, co w efekcie wstrzymuje procedurę adopcyjną - zob. poniższy przepis: <br />Art. 111 [Pozbawienie]<br />§ 1. Jeżeli władza rodzicielska nie może być wykonywana z powodu trwałej przeszkody albo jeżeli rodzice nadużywają władzy rodzicielskiej lub w sposób rażący zaniedbują swe obowiązki względem dziecka, sąd opiekuńczy pozbawi rodziców władzy rodzicielskiej. Pozbawienie władzy rodzicielskiej może być orzeczone także w stosunku do jednego z rodziców.<br />§ 1a. Sąd może pozbawić rodziców władzy rodzicielskiej, jeżeli mimo udzielonej pomocy nie ustały przyczyny zastosowania art. 109 § 2 pkt 5, a w szczególności gdy rodzice trwale nie interesują się dzieckiem.<br />§ 2. W razie ustania przyczyny, która była podstawą pozbawienia władzy rodzicielskiej, sąd opiekuńczy może władzę rodzicielską przywrócić.<br /><br />Tylko że to, czy ustała przyczyna, sąd orzeka dopiero po zbadaniu sprawy, więc we wniosku o przywrócenie praw można napisać cokolwiek, a sąd musi przeprowadzić całe postępowanie - a takie sprawy rozpoznawane są wyłącznie na rozprawie, więc trzeba czekać na termin, potem apelacja itp. W efekcie słyszałam o sytuacjach, w których dzieci spotykają się jednocześnie z RB i kandydatami na RA i niosą ciężar tajemnicy - żeby się nie wygadały przez RB, bo wtedy pojawi się z ich strony wniosek o przywrócenie praw. Nie wiadomo, jak coś takiego wpływa długofalowo na psychikę dziecka...<br /><br />2. inna sytuacja zachodzi jeśli rodzice zgadzają się na przysposobienie dziecka bez wskazania osoby przysposabiającej (tzw. przysposobienie pełne nierozwiązywalne) - z tą chwilą tracą prawo do kontaktów. Ale taką zgodę mogą odwołać do czasu wszczęcia sprawy o przysposobienie i wtedy odzyskują pełnię praw. <br />Natomiast momentem przełomowym w przypadku RB których pozbawiono władzy rodzicielskiej jest uprawomocnienie się postanowienia o przysposobieniu. Brak prawa do kontaktów wynika z poniższego przepisu: <br /><br />Art. 121 [Przysposobienie pełne]<br />§ 1. Przez przysposobienie powstaje między przysposabiającym a przysposobionym taki stosunek, jak między rodzicami a dziećmi.<br />§ 2. Przysposobiony nabywa prawa i obowiązki wynikające z pokrewieństwa w stosunku do krewnych przysposabiającego.<br />§ 3. Ustają prawa i obowiązki przysposobionego wynikające z pokrewieństwa względem jego krewnych, jak również prawa i obowiązki tych krewnych względem niego.<br />§ 4. Skutki przysposobienia rozciągają się na zstępnych przysposobionego.<br /><br />Ustanie praw i obowiązków wynikających z dotychczasowego pokrewieństwa oznacza również ustanie praw do kontaktów. <br /><br />mam nadzieję, ze trochę rozjaśniłam temat (bo to akurat działka, o której mam pojęcie :). Przepraszam za długi post i jeszcze raz przekazuję wyrazy mojego najgłębszego podziwu i szacunku dla Majki i Pikusia :)<br />Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-84084286654658842572018-09-12T11:28:11.625+02:002018-09-12T11:28:11.625+02:00no więc właśnie dla mnie to jest sprzeczność, bo z...no więc właśnie dla mnie to jest sprzeczność, bo z chwilą postanowienia o pozbawieniu praw (tzn. uprawomocnienia tego postanowienia) relacja RB wobec dziecka staje się taka sama, jak relacja pani z cukierni wobec tego dziecka. Nie mam żadnej podstawy do tego, aby umożliwić pani z cukierni kontakty z moim dzieckiem, poza moją dobrą wolą oczywiście.<br />Zauważcie, że to, co powoduje ciągłość relacji biologicznej po adopcji to właśnie prawo dorosłego adoptowanego do wglądu w akt urodzenia, dzięki któremu będzie mógł/mogła odnaleźć rodzeństwo czy RB.<br />Ktoś mógłby więc powiedzieć: "aha, czyli to właśnie dowodzi, że relacja biologiczna jest jednak święta i niepodważalna, bo nawet mimo adopcji dziecko jest na jakimś polu prawnym w dalszym ciągu rozpoznawane, jako potomek X i Y, z którymi może się kontaktować".<br />Tylko że to jest głupie "aha", bo właśnie sednem tego rozwiązania jest przyznanie wszelkich praw dziecku (dorosłemu dziecku), a nie rodzicowi biologicznemu. Rodzic biologiczny może sobie taką rzekę łez wypłakać, a nie ma prawa oficjalnie poszukiwać dziecka, do którego stracił prawa.<br />Wiadomo, że może to robić nieoficjalnie, ale jeśli by mu się udało to wtedy akurat rodzice adopcyjni i samo dziecko mogą sprawę skierować na drogę sądową i wygrają (choćby zasada naruszania miru domowego).a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-5538002056325499532018-09-12T01:14:54.306+02:002018-09-12T01:14:54.306+02:00Na pocieszenie mogę stwierdzić, że nikt nie poparł...Na pocieszenie mogę stwierdzić, że nikt nie poparł mojego stanowiska, chociaż starałem się go bronić:<br /><br />„Początkowo, też tak myślałem, że autor łączy dwie różne sprawy. Wychodzi od adopcji, a potem pisze o sytuacji, gdy tylko są odebrane prawa rodzicielskie.<br />Jednak zwróciłem uwagę na ostatni fragment (który jest przecież kontynuacją całej myśli):<br />"Przykładowo można wskazać, że jeżeli adoptowane dziecko uważa się za dziecko osoby, która je adoptowała,(...) to należy przyjąć, że dobro dziecka przemawia za pozbawieniem ich prawa styczności z adoptowanym dzieckiem."<br />Problem polega na tym, że ten drugi cytat (czyli pierwszy cytowany artykuł) jest też pewną interpretacją przepisów i niestety ma on w sobie fragment "bezdyskusyjnie wydaje się". Moim zdaniem, albo coś jest "bezdyskusyjne", albo "się wydaje".”<br /><br />Jednak gdy teraz na ten problem patrzę, to pocieszające jest to, że tego prawa (styczności) można rodziców biologicznych pozbawić, a przynajmniej zakazać zbliżania się i kontaktowania z dzieckiem. Ostatecznie w świetle prawa są oni chyba (no właśnie "chyba") zupełnie obcymi osobami. <br />Pikuś Incognitohttps://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-82131106199877938942018-09-12T01:13:07.738+02:002018-09-12T01:13:07.738+02:00Kiedyś wdałem się w dyskusję na temat prawa do sty...Kiedyś wdałem się w dyskusję na temat prawa do styczności rodziców biologicznych z dzieckiem, które zostało już adoptowane.<br />Niestety nie mogę podać namiarów, ponieważ miało to miejsce na zamkniętym forum moderatorskim Naszego Bociana.<br /><br />Ale swoje zdanie mogę wkleić:<br /><br />„Mam wrażenie, że jednak prawo nie wyraża się jednoznacznie na temat kontaktów rodziców biologicznych z dzieckiem, które zostało adoptowane. Wszystko może więc być tylko kwestią interpretacji, a na dobrą sprawę bardzo indywidualnego podejścia do tak zwanego „dobra dziecka”. Wprawdzie osoby z naszego OA uważają, że rodzice biologiczni takiego prawa nie mają oraz również rodzice adopcyjni nie mogą poszukiwać rodziców biologicznych dziecka, które adoptowali, to być może jest to jednak kwestia dyskusyjna.<br />Przeczytałem dzisiaj Kodeks rodzinny i opiekuńczy i z ciekawszych rzeczy znalazłem tylko to:<br /><br />Art. 119(1).<br />§ 1. Rodzice mogą przed sądem opiekuńczym wyrazić zgodę na przysposobienie swego dziecka w przyszłości bez wskazania osoby przysposabiającego. Rodzicom, którzy wyrazili taką zgodę, władza rodzicielska i prawo do kontaktów z dzieckiem nie przysługują. Zgodę tę mogą odwołać przez oświadczenie złożone przed sądem opiekuńczym, nie później jednak niż przed wszczęciem sprawy o przysposobienie.<br />§ 2. Przepisy o przysposobieniu za zgodą rodziców bez wskazania osoby przysposabiającego stosuje się odpowiednio, jeżeli jedno z rodziców wyraziło taką zgodę, a zgoda drugiego nie jest do przysposobienia potrzebna. Przepisu tego nie stosuje się, jeżeli porozumienie się z drugim rodzicem napotyka trudne do przezwyciężenia przeszkody.<br />§ 3. Przepisy o przysposobieniu za zgodą rodziców bez wskazania osoby przysposabiającego stosuje się odpowiednio również wtedy, gdy rodzice przysposabianego są nieznani albo nie żyją, jeżeli sąd opiekuńczy w orzeczeniu o przysposobieniu tak postanowi. <br /><br />Wynika z tego, że w sytuacji, gdy zgodę na przysposobienie wyraził opiekun prawny (np. rodzic zastępczy) niebędący rodzicem biologicznym (któremu prawa rodzicielskie zostały odebrane), to takie prawo do kontaktów przysługuje. Chyba, że w samym orzeczeniu o przysposobieniu może być jakaś dodatkowa klauzula. No ale rodzic biologiczny tego nie wie.<br /><br />Znalazłem też dwa odmienne podejścia do tematu:<br /><br />http://poradnia-prawna-tkopd-gdansk.blogspot.com/2014/03/kontakt-rodzicow-i-innych-krewnych.html<br /><br />Ustawodawca co prawda nie uregulował sytuacji kontaktów dziecka postadopcyjnego expressis verbis (wprost), jednakże z celu i charakteru przysposobienia pełnego i całkowitego (a więc otrzymanie nowego aktu urodzenia, otrzymanie nowego nazwiska, utrzymywania tajemnicy przysposobienia czy w przypadku przysposobienia całkowitego- nierozwiązywalny charakter stosunku) bezdyskusyjnie wydaje się, że wszelkie prawa krewnych biologicznych (w tym do kontaktów) wygasają. <br /><br />http://www.adwokat-rodzinny.pl/27,58,Adopcja%20(przysposobienie<br /><br />W następstwie adopcji władza rodzicielska rodziców biologicznych ustaje. (…) Jedyny wyjątek stanowi prawo do kontaktów z dzieckiem – prawo to jest niezależne od władzy rodzicielskiej, zatem nawet po wygaśnięciu władzy rodzicielskiej mają oni prawo domagać się osobistej styczności z dzieckiem. W takiej sytuacji warto pamiętać, że przesłanką pozbawienia rodziców biologicznych prawa styczności z dzieckiem może być jedynie poważne zagrożenie dobra dziecka. Przykładowo można wskazać, że jeżeli adoptowane dziecko uważa się za dziecko osoby, która je adoptowała, albo jeżeli rodzice biologiczni zostali pozbawieni władzy rodzicielskiej w następstwie znęcania się nad dzieckiem, to należy przyjąć, że dobro dziecka przemawia za pozbawieniem ich prawa styczności z adoptowanym dzieckiem.”<br /><br />cdn...Pikuś Incognitohttps://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-57136442004082176852018-09-11T22:50:46.490+02:002018-09-11T22:50:46.490+02:00ale czy niezbywalne prawo do kontaktu dotyczy praw...ale czy niezbywalne prawo do kontaktu dotyczy prawa dziecka czy rodzica? Bo niezbywalne prawo do kontaktu można też interpretować jako prawo realizowane po 18 rż, co polskie prawo zapewnia dziecku, natomiast rodzicowi niczego tu nie oferuje, skoro został pozbawiony prawomocnym wyrokiem praw i władzy rodzicielskiej. <br /><br />Jeśli zaczęliście od RZ to sytuacja jest zupełnie inna, wiadomo. Tu siłą rzeczy nie ma anonimowości.<br />a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-22720260649849342632018-09-11T21:54:53.427+02:002018-09-11T21:54:53.427+02:00Nie wiem czy to nius czy obowiązujące regulacje pr...Nie wiem czy to nius czy obowiązujące regulacje prawne-na pewno można znaleźć w internecie informacje wyglądające na rzetelne,które mówią o tym "niezbywalnym prawie do kontaktu".<br />My mamy adopcję pełną ale mama biologiczna zna nasze nazwiska, wie w jakim mieście mieszkamy - na początku byliśmy dla córki rz.Dawidhttps://www.blogger.com/profile/00956651009695798495noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-1307002617000811652018-09-11T14:24:48.154+02:002018-09-11T14:24:48.154+02:00czas pokaże, czy te słowa nie były prorocze...;)czas pokaże, czy te słowa nie były prorocze...;)a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-69532082973924860482018-09-11T13:11:41.657+02:002018-09-11T13:11:41.657+02:00Ja bym się nawet pokusił o pewną analogię: adopcja...Ja bym się nawet pokusił o pewną analogię: adopcja ze wskazaniem, vs. adopcja z rodziny zastępczej. Pewnie podchodzę do tematu nieco inaczej niż kobieta (bo nigdy nie byłem i nie będę w ciąży), ale dla mnie taka Smerfetka czy Plotka, różni się od moich córek biologicznych tylko moim stanem umysłu. W tym pierwszym przypadku celem jest inna rodzina.<br />I być może jest tak, że w odniesieniu do dzieci które są z nami od urodzenia, ich rodzice adopcyjni traktują nas tak jak rodziców biologicznych. Zwyczajnie nie interesuje ich adopcja otwarta... z nami. Zobaczymy jak będzie w przypadku Plotki.<br />Do tego co napisałaś (pod czym się podpisuję), dodałbym adopcję poprzez rodzinę zastępczą. Nie chcę być adwokatem Dawida (mimo, że dobrze się znamy), jednak uważam że takie przypadki są otwartością trochę wymuszoną i niechcianą... ale są.<br /> Pikuś Incognitohttps://www.blogger.com/profile/14851771679862308768noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-27051059928799808072018-09-11T10:20:12.981+02:002018-09-11T10:20:12.981+02:00My swoim dzieciom imię zmieniliśmy. Nie wiem dlacz...My swoim dzieciom imię zmieniliśmy. Nie wiem dlaczego miałabym mieć do tego mniejszą legitymację niż urzędnik USC, który młodszemu imię wymyślił (a na dodatek namyślał się tak długo, że RZ w którym przebywało mówiło na dziecko zupełnie inaczej bo jakoś trzeba było się do niego zwracać i imieniem nadanym w USC nikt nigdy się do dziecka nie zwracał). Starszakowi imię nadała MB - zostawiliśmy je na drugie imię. Oboje znaleźli się w RA jako niemowlęta.<br />Co do wiedzy/niewiedzy RA o RB. My często wiemy dość sporo z tym, że są to informacje podane przez osoby trzecie (OA, który wiedzę ma zazwyczaj z opieki społecznej itp.). Przez to niektórzy mają tendencję do tworzenia własnych "filmów" i "projekcji" nt. tego co dzieci po RB "odziedziczyły". Stąd też to skupianie się na deficytach i lęki.Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-91292635093414683282018-09-11T09:18:35.738+02:002018-09-11T09:18:35.738+02:00I druga ważna rzecz: dzieci oddawane dobrowolnie, ...I druga ważna rzecz: dzieci oddawane dobrowolnie, przez AZW, to ze statystycznym prawdopodobieństwem dzieci, które zostały przekazane innej rodzinie zanim miały szansę zostać skrzywdzone. Czyli rodzina adopcyjna będzie mieć inny background w tym przypadku niż RA adoptująca dzieci 'z pieczy' - np. odpada wkurw na RB za to, że zrobiła dziecku/dzieciom coś strasznego, co też pewnie w dużym stopniu wpływa później na wzajemne relacje. I z drugiej strony dokładnie ten sam schemat może też wpływac na to, że taka RB będzie mniej 'spatologizowana' (sorry za słowo), a więc ewentualny późniejszy kontakt będzie kontaktem względnie bezpiecznym dla wszystkich, bo czasem różnicę między rodziną jako tako funkcjonującą, a rodziną już dysfunkcyjną czyni to jedno dodatkowe dziecko, po którego urodzeniu cały układ się załamuje, bo o ile rodzice radzili sobie jakoś z trójką, to czwarte okazuje się już ponad siły emocjonalne, wychowawcze, intelektualne i ekonomiczne.<br /><br />Tyle wymyśliłam. Ma to sens? Bo jeśli ma to dla dzieci 'pieczowych' istniałaby w gruncie rzeczy opcja poadopcyjnego kontaktu z RZ jako tego bezpiecznego pomostu, bądź po prostu piecza zastępcza długoterminowa, ale raczej odpadałoby nawiązywanie kontaktu z RB po adopcji.<br />No i AZW, ktora obecnie jest zwalczana i de facto nielegalna poza krewnymi, nakazuje inaczej patrzeć na sprawę i to właśnie w AZW należałoby szukać furtki do praktykowania adopcji otwartej.a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-32192057871163048952018-09-11T09:18:15.951+02:002018-09-11T09:18:15.951+02:00długi czas się zastanawiałam, dlaczego mamy taką r...długi czas się zastanawiałam, dlaczego mamy taką rozbieżność odczuć i opinii na temat adopcji otwartej, bo już któryś raz wspominasz, Pikusiu, o tym, że adopcja otwarta - nie. Z kolei Dawid pisze, że właśnie taką formę wybrali z żoną, czyli: hej, to jest możliwe.<br />I wydaje mi się, że odkryłam przyczynę naszego 'protokołu rozbieżności'.<br /><br />Myślałam o tym sporo, również w kontekście trzech znanych mi rodzin, które wybrały adopcję otwartą. Co rozumiem przez AO w tym przypadku: MB nie jest osobą anonimową dla RA, dziecko zna MB (konkretnie: jest to osoba, ktora pojawia się np. raz w roku na urodzinach dziecka albo w czasie i miejscu wybranym przez obie rodziny), dziecko ma dostęp do zdjęć. Ma też klarowność, ze rodziną jest RA, zaś MB jest mamą biologiczną.<br />I znam też sporo relacji zagranicznych, w tym badań, opisujących praktykowanie takiej adopcji - tu jest całe spektrum od samych zdjęć RB aż po bezpośredni kontakt.<br />Z drugiej strony nie sposób nie zgodzić się z Twoim argumentem, Pikusiu, o tym, że średnio widzisz 'swoich' RB utrzymujących kontakt z ich wyadoptowanymi dziećmi, co, jak uważasz, mogłoby być niebezpieczne i dla samych dzieci, i dla ich rodziców adopcyjnych, i dla całego układu rodzinnego.<br /><br />No i terminem kluczem, który olśnił mnie dopiero wczoraj, jest hasło "adopcja ze wskazaniem" (AZW).<br />Wszystkie trzy znane mi osobiście rodziny od adopcji otwartej adoptowały poprzez wskazanie. Zaczęłam też przerzucać badania pod wpływem tego odkrycia, żeby sprawdzić, czy w badawczych grupach adopcji otwartej są w ogóle dzieci z historią taką jak nasza, czyli: dzieci zabrane rodzinie biologicznej przez system, potem odebranie praw rodzicielskich, potem adopcja i potem utrzymywanie kontaktu z RB. Nie znalazłam takiej grupy (nie znaczy to, że jej nie ma, ale jeśli istnieje to z pewnością jest to mniejszość). Grupy od adopcji otwartej (są to głównie grupy amerykańskie) mają historie typu 'amerykański film klasy B", który każdy z nas na pewno kojarzy, czyli kobieta zachodzi w ciążę, zgłasza się do agencji adopcyjnej i wybiera przyszłych rodziców dla swojego dziecka.<br /><br />Moim zdaniem to jest sedno, które nam wszystkim umknęło!<br /><br />Doszłam do tego, że jest to absolutnym rdzeniem całego tego układu: to, że rodzic biologiczny nigdy nie planował bycia rodzicem swojego dziecka. Od początku fokusował się na oddaniu dziecka do adopcji i pod tym kątem się ustawiał/a psychicznie. Że to nie jest dziecko, które ja wychowam i w związku z którym mam życiowe plany, tylko jest to dziecko, dla którego chcę znaleźć docelową rodzinę i skupiam się na tym, aby ta rodzina była najlepsza.<br />Nasze 'pieczowe' dzieci mają kompletnie inną opowieść. To są dzieci, które nie zostały przez nikogo dobrowolnie oddane - one zostały odebrane rodzicom. Bardzo ważna różnica. Z niej, moim zdaniem, wynika cała reszta, o której piszesz, Pikuś.<br />Budowanie otwartej rodziny tam, gdzie od początku obie strony mają jasność swoich przyszłych ról, czyli jest MB/RB chcący znaleźć dziecku rodziców i odczuwający wdzięczność do RA za to, że dadzą dziecku dom i rodzinę, prawdopodobnie całkowicie zmienia przyszłość takiego układu. Te strony nie są dla siebie zagrożeniem (choć pewnie dla RB i dla RA tak czy inaczej emocjonalnie będzie to trudne). Obie strony jednak budują układ na własnych, świadomych i dobrowolnych decyzjach.<br />Z kolei nasze dzieciaki to dzieci ludzi, którzy nigdy nie planowali oddania tych dzieci (gdyby taki plan zaistniał to dzieci zostałyby oddane po urodzeniu) i którzy najczęściej odczuwają dzieci jako swoją własność, którą bezprawnie im się zabiera (jak to ujął pewien ojciec biologiczny, którego dzieci są w RZ "moje dzieci. Moje - nie państwa, nie systemu'). Czy w takiej sytuacji realne jest w ogóle zaakceptowanie nowych rodziców w życiu tych dzieci, odsunięcie się na boczny plan i przyjęcie z wdzięcznością przysłowiowego zaproszenia na komunię, gdzie nie będzie się bohaterem dnia, a zaledwie jednym z gości towarzyszących dziecku i jego adopcyjnym rodzicom?<br /><br />cdn.a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-46320770734696252692018-09-10T23:20:27.410+02:002018-09-10T23:20:27.410+02:00...tam wyżej miało być 'hej, zalatuje mi to -w......tam wyżej miało być 'hej, zalatuje mi to -wstawić nazwę dowolnego zespołu o pięknej nazwie-".a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-22433314115767994942018-09-10T23:18:48.115+02:002018-09-10T23:18:48.115+02:00W RZ jest wazna zmienna (przynajmniej ja tak ją zn...W RZ jest wazna zmienna (przynajmniej ja tak ją znajduję i odczuwam). Po pierwsze mamy kontakt z RB, z czym się wiąże oczywiście ocean dygresji i różnych kwestii, ale po Twoim pytaniu myślę o czymś konkretnym, mianowicie o widzeniu dziecka w określonym kontekście. Jesli widzisz matkę, ojca i ich dziecko to tak banalne sprawy jak fizyczne podobieństwo... Po prostu dla nas dziedzictwo dziecka nie jest abstrakcją, obcujemy z nim na co dzień. To ma dobre strony (np. moja Mała ma b. charakterystyczny fenotyp - dla potencjalnego RA jej wygląd może być światłem ostrzegawczym i włączać alerty FAS, FASD, upośledzenie etc., ale ja znam jej OB i wiem, że oni są do siebie bardzo podobni; jej rozstaw oczu nie jest FASowy tylko dziedziczny), ale ma też strony ponure: nie wiem, czy inne RZ tak mają, ale mnie się czasem jest bardzo trudno odciąć od tego, co wiem.<br />RA mają niewiedzę w tym miejscu, w którym ja mam wiedzę - pewnie czasem ją przeklinacie, ale czasem może być błogosławiona. Może łatwiej wtedy właśnie unikać etykietowania?<br />Druga rzecz jest taka, że to 'widzenie w kontekście' rozciąga się też na całość funkcjonowania dziecka - im więcej wiesz o środowisku pochodzenia, tym (z jednej strony) masz więcej danych do układanki i możesz skuteczniej pomagać dziecku, ale z drugiej strony masz pokusę tłumaczenia różnych zachowań dziecka właśnie pochodzeniem. I ja nie umiem ocenić, czy to jest dobre czy nie, bo bywa dobre i bywa też złe - jest to w każdym razie trudne, jeśli ktoś rozpatruje pieczę długoterminową i faktyczne wychowywanie dziecka przez lata, a nie opiekę typu pogotowianego. Powiedziałabym ostrożnie, że mogłoby tu zaistnieć ryzyko 'samospełniającej się przepowiedni' w sensie: skoro babcia kończyła szkołę specjalną, matka kończyła szkołę specjalną, to o ciebie tez nie zawalczę, bo w sumie się spodziewałam, ze tak to się może skończyć.<br />I znów - może to własnie atut rodziców adopcyjnych, że tego kontekstu często nie znają? Może wtedy lepiej, skuteczniej się walczy?<br /><br />Myślę też - tu polecę prywatą - o dwójce moich dzieci, jednym biolo, drugim pieczowym. Moje biolo jest dziwne, nie w sensie nieneurotypowe, tylko w sensie wyjątkowej nieodporności na sytuacje stresujące.<br />Fakt, chodziliśmy po różnych mądrych głowach, ale finalnie uznałam, że to jego uroda. Bywa nieco uciążliwe, kiedy dziewięcioletni kolega znienacka wpadnie w szał z powodu źle postawionej litery w zeszycie, ale wiecie, przywykłam.<br />Z kolei to pieczowe wcale nie jest takie dziwne jakby się tak dobrze zastanowić. Bywa niezwykle upierdliwe i kontrolujące. I teraz jako RZ myślę sobie 'hej, to zalatuje RADem'. Ale z drugiej strony jestem matką człowieka, który dziś skopał kanapę, bo nie wiedział, jak ma nazwać biedronkowego świeżaka. A mimo to nie myślę 'hej, zalatuje mi to ".<br /><br />Więc. Więc nie wiem. Myślę, że dzieci to ogólnie wymagająca sprawa ;) I myślę, że w sumie rodzic powinien być z jednej strony waleczny, z drugiej mądry, ale z trzeciej też pokorny i oglądający każdą swoją myśl na kilka stron.<br />a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-1021283761161367552018-09-10T22:57:39.686+02:002018-09-10T22:57:39.686+02:00jeśli jest adopcja niepełna to inna para kaloszy, ...jeśli jest adopcja niepełna to inna para kaloszy, ale jeśli pełna to de facto RB nie ma szans kontaktu z dzieckiem, bo nie wie, gdzie jest i jak się nazywa (nowe nazwisko).<br />Wolałabym jednak, aby o praktyce wypowiedzieli się rodzice adopcyjni, bo ja jako 'zastępcza' nie ocieram się o ten problem. Fakt, słyszałam o niusie, że 'teoretycznie po adopcji RB mają prawo do kontaktu', ale też ten nius został obalony przez dyskutantów w jakiejś internetowej dyskusji, a nie pamiętam, czym był obalony.<br />Niech się więc mądrzejsi wypowiedzą :)a.https://www.blogger.com/profile/11158221541475947912noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-1020869973895209012018-09-10T22:10:35.187+02:002018-09-10T22:10:35.187+02:00komentarz z którym nie mogę się nie zgodzić - jaki...komentarz z którym nie mogę się nie zgodzić - jakie by to imię nie było powinno zostać jako część historii, tożsamości, coś co zawsze należało i nadal należy do tego dziecka; Dawidhttps://www.blogger.com/profile/00956651009695798495noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-8456844248601485656.post-6044693937907069612018-09-10T22:07:50.022+02:002018-09-10T22:07:50.022+02:00Do a. - zgodzę się, najważniejsze żeby przekaz ze...Do a. - zgodzę się, najważniejsze żeby przekaz ze strony ra był stały, konsekwentny i spójny. Osobiście jestem zwolennikiem "grania w otwarte karty", dostosowanego formą do wieku dziecka. Nasza córka wie,że to nie moja żona ją urodziła, że jest też jakiś inny tata. Zna ich imiona, kiedy poprosiła o pokazanie jej zdjęcia mamy biologicznej to to zrobiliśmy. Jeśli zacznie dopytywać, badać możliwość spotkania się, będzie sygnalizować że chciała by się spotkać z matką biologiczną to podejmiemy działania żeby takie spotkanie zorganizować - w miejscu wybranym przez nas, na naszych warunkach, na tyle na ile będziemy gotowi. <br />Z tym "życiem w określonym porządku prawnym, który nie dopuszcza takich kontaktów" to nie do końca rozumiem. Czytałem ostatnio,że nawet po adopcji dziecka jego rodzice biologiczni mają niezbywalne prawo do kontaktu / kontaktów, chyba że sąd wydał postanowienie / wyrok wyraźnie tych kontaktów zabraniający. Ale może się mylę.Dawidhttps://www.blogger.com/profile/00956651009695798495noreply@blogger.com